Nie czytają, bo nie pracują
W mojej rodzinie głównym tematem przy świątecznym stole była kwestia czytania książek. Nieliczni rodzice chwalili się, że ich dzieci trochę czytają. Większość musiała przyznać, iż w tej dziedzinie poniosła porażkę. Dzieci sięgają po książki prawie zawsze pod przymusem i czytają tyle, co kot napłakał, a potem są zmęczone jak po ciężkiej robocie.
Najstarsi członkowie mojej rodziny przypomnieli, że za ich czasów dzieci miały mnóstwo pracy do wykonania w domu. Kiedy więc rodzic widział je z książką w ręku, to pytał: „Znowu czytasz? Przecież nie zrobiłeś jeszcze tego, co ci kazałem”. Dziecko musiało zostawić książkę i iść po węgiel do piwnicy albo odśnieżyć podwórko, albo umyć naczynia, albo udać się do sklepu po chleb, albo zająć się młodszym rodzeństwem itd. Na czytanie książek musiało sobie zasłużyć ciężką pracą. Czytało się więc po kryjomu, aby nie zdenerwować rodziców i nie sprowokować ich do zlecenia kolejnej roboty.
Dzisiejsze dzieci nie są nawet przyzwyczajone do pracy, bo wszystko w domu wykonują rodzice. Na dowód tego jedna z babć poprosiła, aby wnuczka zaniosła naczynia do kuchni. Dziecko oderwało się od telefonu, spojrzało zdziwione na staruszkę, wzięło łaskawie dwa talerze i rzuciło przez ramię: „A wy co, czy tylko ja mam pracować w tym domu?”. Był wieczór i to była pierwsza praca, jaką dziecko wykonało w tym dniu. Rodzice zazgrzytali zębami, a babcia stwierdziła: „Kto nie pracuje, ten i nie czyta”.
Tak sobie myślę, że jeśli staruszka ma rację, to ja podczas tej zimy nie będę odśnieżał garażu. W końcu jakoś trzeba własne potomstwo zachęcić do czytania. Na lekcjach też należy przypomnieć stare zasady pedagogiczne: najpierw praca na rzecz szkoły, a potem jak wam, drodzy uczniowie, sił wystarczy, to sobie odpoczniecie z lekturą w ręku. Zapewniam, że kiedy człowiek narobi się fizycznie, to czytać mu się chce, że aż miło popatrzeć.
Komentarze
Trzy prawa Stanisława Lema:
1. Nikt niczego nie czyta.
2. Jeżeli ktoś coś przeczyta, to nie zrozumie.
3. Jeżeli już ktoś coś przeczyta i zrozumie, to i tak
nie zapamięta.
Lem S., Posthuma I. – Pismo, 1981, Nr.7, s.110
Przecież to szkoła zniechęca do czytania i odzwyczaja od czytania. Jeśli dziecko lubi czytać gdy jest w podstawówce, to w gimnazjum odechciewa mu się. Najgorzej jest w liceum – liceum udowadnia uczniowi, że nie opłaca się czytać książek. Liceum nie potrzebuje i nie lubi ucznia oczytanego, inteligentnego i dociekliwego, ponieważ liceum nie lubi prawdy. Dobra i piękna też nie lubi. Piszą o tym nauczyciele nauczycieli, na przykład profesor Dylak w „Architekturze wiedzy w szkole”.
W moim domu były książki, Mama i Tata czytali. Ja i moja siostra też czytaliśmy, a w dorosłym już życiu w naszych domach również pojawiły się książki. Siostrzenica i moje córki więc też czytały. Kiedy założyły już swoje rodziny, w ich domach pojawiło się znowu wiele książek. 10-letnia wnuczka siostry uwielbia czytać a moja 5-letnia wnuczka ma dziesiątki książek stosownych do jej wieku (i trochę ponad), które również kocha. Posługuje się sprawnie smartfonem taty i swoim tabletem, ale też książki ją pasjonują. Po prostu – przykład i trochę czasu poświęconego dzieciom.
@ ync
„Przecież to szkoła zniechęca do czytania i odzwyczaja od czytania.”
Ależ nie masz racji!
Przecież, jak pisze Gospodarz, czytanie wynika z pracy.
I chodzi o pracę ucznia – na rzecz szkoły!!!
Trudno się dziwić, że szkoła w której uczeń nie pracuje na nią, nie pracuje też na rzecz ucznia.
Kiedyś uczniowie pracowali na rzecz szkoły.
Dowiedziałem się o tym na rodzinnym spotkaniu świątecznym w gronie nauczycieli. Wśród szkolnych wspomnień tych starszych, było i o tym, jak kiedyś, przed świętami to uczniowie stali w kolejkach po prowiant na świąteczne stoły belfrów.
A na wsi obrabiali IM obejście i rogaciznę.
Dzisiaj nie chcą nawet przynieść SZKOLE poczęstunku wigilijnego, jak pambuk przykazał, na złość ministerstwu.
To nie dziwota, że i po kolacji nie sprzątają.
Jak edukacja przynosi belfrom garaże, zamiast ontologicznych stajenek, to trudno wyegzekwować pracę na ugorze czytania, od bydlątek Bożych.
Tym bardziej sprzątanie w domu; garaż może oznaczać brak środków na zmywarkę, wiadomo, jak karta odziera belfrów z godności i uposażeń.
Wszystko jednak gra, ync.
Może nie jest mądrzej, ale jak te wpisy edukacyjne się czyta – bez przymusu i z pożytkiem. Są tak czytelne…
PS A gdyby garaż na powrót na stajenkę zamienić, to czy nawrót rodzinnych tradycji przywiałby też przywilej czytania?
Kto wie.
@Gospodarz
A jak tam z czytelnictwem u nauczycieli ? Ile czytają ? Co czytają ? O jakich lekturach prowadzą gorączkowe dyskusje na przerwach, spotkaniach firmowych i radach pedagogicznych ?
@Witkacy
Obserwuj co będzie się działo z czytelnictwem wnuczek pod koniec podstawówki, w gimnazjum i liceum.
@Gekko
Niech już lepiej uczniowie uczą się tak, żeby w dobrze pracowali w dorosłym życiu – a nie odwrotnie.
@ ync
„Niech już lepiej uczniowie uczą się tak, żeby w dobrze pracowali w dorosłym życiu – a nie odwrotnie.”
Słuszna racja, ale blog opisuje raczej jak i czego nauczyciele uczą uczniów, a nie jak uczniowie uczą się. Tego szkoła nie wie i odrzuca tę wiedze ze wzgardą.
Ewentualnie, jak w rustykalnej rodzinie, zanika tradycja uczenia przez pracę tego, że czytanie to fanaberia lenia (nauka a więc i czytanie, jako antynomia pracy, jest tam przywilejem, nadanym za posłuszeństwo).
I stąd kłopoty nauczycieli z uczniami, którzy się nie uczą i nie czytają.
Ja tam wolałbym, aby to szkoła, a w tym zwłaszcza nauczyciele, uczyła dorosłości, polegającej na dobrym życiu i zarobkach dzięki (nie: pomimo) dobrej pracy (a nie złej, jak w szkole).
Uczniowie sami uczą się doskonale – dokładnie tak i tego, do czego ich motywuje otoczenie, także szkoła i belfrzy, własnym przykładem beneficjów z chorego systemu.
Inaczej, jeśli nic się nie zmieni – wszyscy absolwenci szkół zostaną nauczycielami (naturalnie dzięki demografii i kolokacji towarzyskiej, a nie kompetencjom).
Do szkolnych ław, jak do wojska, trzeba wtedy będzie ciupasem zmobilizować emerytów.
I w to, drogi ync, wierze, i wierzę też, że Ty to rozumiesz jak mało kto.
Chciałbym, aby moje dzieci i wnuki zobaczyły na swej drodze Ciebie i to, co Ci przychodzi z tego zrozumienia. 😉
Może odzyskają choć wiarę, skoro na edukację publicznych szans ni ma.
Uszanowania.
Jakoś mi się widzi, że na odśnieżaniu garażu się skończy…
” Prawdziwy erudyta niczego już nie czyta „.
Scena z życia.
Urodziny córki (12 lat) od szwagierki, siedzimy przy stole, syn od szwagierki (14 lat) leży bykiem na tapczanie, przy gościach, dzwonek do drzwi, przyszli nastepni goście. Szwagierka zwraca sie do niego, idź otwórz, jego to nie rusza, sama poszla.
Żeby nie było watpliwości, szwagierka jest nauczycielką w liceum.
@Gekko, 29 grudnia o godz. 0:02
‚Słuszna racja, ale blog opisuje raczej jak i czego nauczyciele uczą uczniów, a nie jak uczniowie uczą się. Tego szkoła nie wie i odrzuca tę wiedze ze wzgardą.’
Wg moich obserwacji Blog konsekwentnie od kilku lat realizuje trzy przesłania:
1) Zgodnie z tytułowym orędziem rysuje „belfrów portret własny”, pomimo użycia retuszów i fotoskop (-ów, czy -ek?) – ostry jak miecz. [to wpisy o pokoju]
2) Prezentuje owoce ich pracy szkolnej w postaci zachowań i postaw społecznych uczniów, z biegiem czasu nauki zdążających do poziomu swoich mistrzów. [to wpisy o wrednym otoczeniu]
3) Przedstawia bezgraniczne, acz całkowicie niezrozumiałe zdumienie tych pierwszych owocami swojej pracy.(zjawisko wyparcia każe im szukać przyczyn w rozmaitych fantastycznych teoriach spiskowych); [to wpisów pointy oraz komentarze]
‚Inaczej, jeśli nic się nie zmieni – wszyscy absolwenci szkół zostaną nauczycielami (…) Do szkolnych ław, jak do wojska, trzeba wtedy będzie ciupasem zmobilizować emerytów.’
Nie trzeba, po co mają przeszkadzać w pracy?
Lepiej emerytów zatrudnić na pół etatu w mennicy, aby wystarczyło pieniędzy do wypełnienia co do joty wszystkich karcianych należności.
[a kiedy któryś z beneficjentów będzie chciał wymienić z góry należne uposażenie na cukier, telewizor albo papier toaletowy zdumieje się tak samo, jak teraz zdumiewa się owocami swojej pracy… ale pewnie szybko się otrząśnie i zawoła: Snowball, czuję tu Snowballa!]
ync
odpowiadam: Czytam. Codziennie. Ostatnio: Tokarczuk, Cabre, Dehnel, Dawkins. Nie zniechęcam, przeciwnie – namawiam. Więc proszę nie generalizować. Szkoda tylko, że w szkolnej bibliotece nie ma wielu książek ( a dokładniej – nie ma niczego poza starociami kupowanymi za czasów PRL i lekturami) , bo nie ma za co ich kupowac. Może zacznijmy od szkolnych bibliotek, by uczniowie czytali.
@ rebe,
Pomysł z emerytami w mennicy uważam za przedni, godny lauru innowacyjnej edukacji trzeciego wieku i stosownego grantu unijnego.
Nie mówiąc o nieuchronnej implementacji, w formie etatów pełnomocnika d/s emerytów w każdej szkole, mennicy czy innej instytucji publicznej…
Podzielam obserwacje o blogu.
Dodałbym też funkcję belferbloga, jako subtelnego metadialogu z towarzystwem pokojowym – raz jest to dyskretny donosik personalny, a raz – dowodzik osobisty afiliacji z uciemiężeniem zawodowym. Ze szlachetną nutą prymatu słusznie nabytych praw związkowych (inwestycja w fundusz emerytalny?)
W sumie, taki serwitut na środowiskowe alibi; czasem, dzięki temu, pojawiają się wpisy istotne, naznaczone refleksją podmiotową, czyli dydaktyczną. Ale bez przekraczania granicy ryzyka wglądu wsobnego i autorefleksji…
I tak dalej i coraz głębiej, można by dowodzić, że czytanie traktowane jako praca , może być całkiem niebezpieczne dla …pisania 😉
Szkoła publiczna i jej etatowi beneficjenci zupełnie słusznie (bo opłacalnie) widzą te drzewa osobno, i tak też uczą – na własnym doświadczeniu, z braku wiedzy i kompetencji.
Pozdrawiam.
„Dzisiejsze dzieci nie są nawet przyzwyczajone do pracy, bo wszystko w domu wykonują rodzice.”
– ale to niezbyt mądre i dobre podejście rodziców, a nie wina dzieci, jeśli rodzice nie mają wymagań/oczekiwań/nie uczą dzieci, że dom to także ich sprawa, to skąd zdziwienie,że dziecko nic nie robi? Dzieci można skrzywdzić na wiele sposobów, także to totalnej obsługi ze strony rodziców i niewymagania czegokolwiek.
Na marginesie:
Byłoby niezwykle pouczające skompletowanie na blogu listy tego, czego nauczyciele nie czytają .
Czytanie np. Dehnela, Tokarczuk czy Kotarbińskiego albo i Feynmana, może uskutecznić każdy, niezależnie od profesji.
Przedmioty nieczytania , są znacznie lepszym wskaźnikiem kondycji zawodowej nauczyciela, niż dokonane w akcie desperacji, czy też zgubnego nawyku, lektury ogólnowojskowe.
Jak już wiemy z wpisu, czytanie z pracą może mieć związek przeciwskuteczny dla obu czynności; nieczytanie pewnych rzeczy, z pracą nauczyciela związek ma wprostproporcjonalny, aż nadto tu widoczny.
Czytanie, czyli: cześć pracy? 😉
@Gekko
A ty trollu czytałeś Feynmana – np. jego wykłady, choćby pierwszy tom. a nawet pierwszą część pierwszego tomu… 😉 To raczej poza twoim zasięgiem …
Zasłyszane w galeria handlowej, dziewczynka (jakieś 10 lat) przechodząc kolo księgarni mówi do matki:
-Mamo, kup mi książkę
-Po co ci książka?!
Trochę śmieszno, trochę straszno
O nieprzyjemności poznawania…
Nic bardziej nie obnaża tępaka, niż postrzeganie lektury właśnie Feynmana, jako miary zasięgu poznawczego. Tępak, im mniej z lektur rozumie, tym chętniej etatowo poucza, zanieczyszczając edukację, a nawet blogi. Zasięg wartości lektury Feynmana nie obejmuje tępaków.
Właśnie dlatego wspomnienie o Feynmanie to test na kompetencje edukacyjne, a nie fizykalne. Nie trzeba było długo czekać na tępy odzew… 😉
Nie wiem czy słusznie, ale myślę, że mogłabym zaliczyć komentatora gekko do kategorii, którą moja córka (czytająca bardzo dużo, wciąż czytająca, mimo ukończenia gimnazjum i liceum, co podobno ma być końcem kariery czytelniczej) określa jako „ma tak wielkie ego, że gdyby spadł z jego wysokości do poziomu (tu mała korekta) swojej empatii na pewno byłby się zabił”. Nie wiem, kim jest gekko, ale jeśli nauczycielem lub wykładowcą to współczuję uczniom/studentom. Tak strasznie kochać swój głos lub swoją produkcję piśmienniczą… I to przekonanie, że im bardziej złożone zdania, tym mądrzejsze… Ach jakie to fascynujące, ach, ach… (Aha, Feynmana nie czytałam i nie zamierzam…znajomość jego wykładów nie stworzy dobrego nauczyciela, za to empatia na pewno ma na to wielki wpływ, panie Gekko)
Droga @belfrzyco,
Masz rację, że teksty złożone są trudne w czytaniu, jeszcze bardziej w zrozumieniu, i stąd tak nieznośne, że godne potępienia każdego ich autora, przez właśnie belfrzycę…
Ja mam dla Ciebie znacznie prostszy tekst o nauczaniu, jakkolwiek tak niezrozumiały dla samej, prostej Autorki, jak niesmak chodzenia po polu bloga bez bielizny belferskiej, czyli z gołą d…ą (czy to jest dość zrozumiałe?)
Może zamiast pisać, zechcesz zacząć próbować swoje teksty czytać, bo szkoda, by świadczyły o belferstwie tak, jak świadczą:
„…moja córka, czytająca bardzo dużo, wciąż czytająca, mimo ukończenia gimnazjum i liceum…”
Zalecam tekstów chowanie, zamiast młodzieży, nieszczęsnej córce, mimo wszystko , życzę edukacji nieudomowionej w takim wydaniu…
Ukłonki 😉
Drogi gekko i tym razem mnie nie zawiodłeś. Jak powtarzam, empatia jest cechą dobrego nauczyciela. Wygląda na to, że czytasz tylko swoje komentarze lub te, które ciebie dotyczą. Mój wpis z „mimo” nawiązywał do postu ync, który twierdził, że zarówno gimnazjum, jak i liceum skutecznie obrzydzają młodzieży czytanie. Tyle. Co do prostoty- cóż, czasem zdania wielokrotnie złożone nie są proste w formie, ale summa summarum, prostackie w treści. Kłaniam się z prostotą 🙂
Usilna @belfrzyco!
Mimo przeczytania Twojego kontekstualnego ex-postu, wciąż mam ochotę coś czytać.
Co oczywiście nie przeczy temu, że Twoje posty na blogu skutecznie obrzydzają czytanie , wbrew podszeptom Twej Niekompetencji Zawodowej, w całej swej samoumiłowanej prostocie.
Nie zdziwi Cię zapewne, że moja ochota na czytanie, co oczywiste i bez zaznaczania, nawiązuje do zupełnie innych, niż Twoje, czytanek. Na przykład, nawiązuje do wartości czytania opinii ynca.
Pozwól też, że popiszę się tak umiłowaną na gogicznych pokojach ępatją, rewanżując Ci się Twoim „współczuciem dla uczniów/studentów”, którzy, oby nie dopiero wskutek ukończenia szkolnego z Tobą kontaktu, odczytali , co ich w oświacie gnębi i na jakim poziomie to pełza.
Życzę oświecenia!
(choć obawiam się, że w Twoim przypadku nie zadziała bez zasilania jakimś prądem z prostownika redukcji kadr 🙂
Podejrzewałam cię, drogi gekko, o brak empatii, ba, o zdiagnozowanego (lub nie) Aspergera. Teraz podejrzewam cię o zwykłe buractwo, tyle, że ubrane w pseudointelektualny bełkot. Aspergerowcy podobno są do bólu logiczni i konkretni w wypowiedziach, czego tobie zarzucić nie można. Nie sil się, proszę, na ubieranie swoich wynurzeń w te wielopietrowe metafory, parabole czy inne radosne piętrowo ułożone środki wyrazu literackiego. Takie spiętrzenie powoduje jedynie, że produkujesz piramida..lne bzdury. Tym razem się nie kłaniam. Aha, nie oczekuję już odpowiedzi.
@ belfrzyca
29 grudnia o godz. 19:07
„Podejrzewałam cię… o Aspergera….”
Istotnie, próba stygmatyzacji polemisty (z braku kompetencji rozumienia czytanych przez siebie tekstów) za pomocą choroby, w radosnej gdakaninie „belfrzycy” o… empatii, jest wisienką, wieńczącą ten brudny kożuch kołtuństwa.
Nic innego, niż taki „belfer”, nie ilustruje lepiej patologii zjawiska degrengolady edukacji publicznej, będącego przedmiotem społecznego oburzenia władz, uczniów i rodziców.
Komentarz właściwie zbyteczny, ale dla pożytku publicznego z tej samokompromitacji, wypada zawołać: bis, encore!
@anglista
Dziękuję i wspieram ! Trzeba mieć szczęście żeby trafić na takiego nauczyciela. Jeśli uczniowie wiedzą, że nauczyciel czytasz, widzą u niego pasję czytania (lub jakąkolwiek inną), słyszą jak dzieli się z nimi, to część z nich zainteresuje jego fascynacjami, a część z tej części zarazi się. I zapewne wszyscy będą pamiętać do końca życia nauczyciela, który miał coś do powiedzenia ludzkim głosem o sprawach, które są ważne nie z powodu oceny, testu, matury, itp.
Generalizować, czy nie generalizować – oto jest pytanie ! – warte osobnej rozmowy.
@ync; 1 stycznia o godz. 18:14;
‚I zapewne wszyscy będą pamiętać do końca życia nauczyciela, który miał coś do powiedzenia ludzkim głosem’ (nie tylko odnośnie czytania, też: myślenia, poznawania i nawet przedmiotu alias programu).
Z całą pewnością zapamiętają.
I to z dwóch powodów:
po pierwsze dlatego, że to jedna z ważniejszych kompetencji nauczyciela, wtedy lekcja nie jest stratą czasu (i jest nawet ciekawsza od „nakładania kosza na głowę nauczycielowi”);
I po drugie: bo to rzeczywiście wyjątkowo rzadka osobliwość.
I to już przyczynek do generalizowania.
Jak się ma jednostka do generalizowania? A jak pierwsze i drugie do oceny rzeczywistości?
Jeżeli np.:
Tysiąc kilometrów dróg, po których najczęściej jeżdżę jest w fatalnym stanie a co roku wypadają w nowych miejscach dziury? Ale dwieście metrów dojazdu do mojego osiedla jest nowiutkie i gładkie aż miło.
A jeżeli trzydziestu innych kierowców mówi podobnie? To co tu będzie generalizowaniem? A co podstawą do wniosków?
A jeżeli jedynie drogowcy co raz opowiadają, że drogi są super i coraz lepsze a dziur łatać nielzja, bo będzie jeszcze gorzej?