Ostatni dzień rekolekcji

W ostatnim dniu rekolekcji szkoła podzieliła się na trzy części. Jedna poszła do kościoła, druga do domu, a trzecia wybrała spotkanie z Leszkiem Jażdżewskim, który miał mówić o buncie. Młodzież mogła wybierać, natomiast nauczyciele zostali decyzją dyrekcji przypisani albo do kościoła, albo do redaktora naczelnego Liberté!”. Widziałem, że koledzy zamieniali się ze sobą, aby być tam, gdzie każe serce.

Prowadziłem spotkanie z Leszkiem Jażdżewskim. Gość stanął przed setką uśmiechniętych twarzy i chyba dał się zwieść, że to są sami sympatycy. Dlatego rozmawiał po przyjacielsku, serdecznie, wspominał swoje czasy uczniowskie i różne przejawy młodzieńczego buntu, m. in. palenie papierosów „U Pawełka”. Było tak dobrze, że zaryzykował bliższy kontakt, podzielił się własnym doświadczeniem (np. opowiedział o swojej akcji przeciwko ONR) i – co nieodzowne – odsłonił się, co kilku dziarskich chłopców natychmiast wykorzystało, atakując mocnymi pytaniami.

W takiej chwili nieomal każdy gość uznaje, że to nie są sympatycy, lecz wrogowie. I znowu pomyłka. Po prostu młodzież taka jest, że lubi robić ludzi w konia. Udaje, że popiera, aby za moment symulować, iż zamierza wyrzucić człowieka za drzwi, a po chwili znowu okazuje sympatię. Która postawa jest szczera, a która udawana, nie da się pojąć.

Na spotkaniu było więc typowo, tzn. raz wylewano na gościa kubeł zimnej wody, by po chwili urządzić mu kąpiel w ukropie, a następnie karmiono słodyczami, które okazywały się gorzkie. Zakończyłem szybko spotkanie oficjalne i zaproponowałem rozmowy w kuluarach. I wtedy było już bardzo sympatycznie, gra się skończyła. Zostało kilkanaście osób, które wdały się z Jażdżewskim w szczery dialog. Uczniowie przyznali się, że jedyny bunt, jaki ma dla nich sens, to sprzeciw wobec obowiązku płacenia podatków. Szara strefa – to jest to.