Nadzór w stylu bizantyjskim
To dobrze, że szkoły podlegają kontroli zewnętrznej. Zawsze to jakaś motywacja do lepszej pracy. Jednak sposób przeprowadzania kontroli potrafi zdenerwować nawet anioła cierpliwości.
Najpierw z urzędu nadzorującego dzwonią z informacją, że będzie kontrola, i każą się przygotować. Kontrolowanie polega dzisiaj na zebraniu informacji od wszystkich podmiotów szkoły, czyli dyrekcji, pracowników, uczniów oraz ich rodziców, i porównanie tego, co mówią, ze sobą oraz z dokumentacją szkoły. Niby wszystko pięknie i wspaniale. A jednak…
Dzwonią zatem z odpowiedniego urzędu i każą, aby wszyscy byli gotowi we wtorek 7 stycznia w godzinach 10-15. Dyrekcja stawi się w komplecie, nauczyciele raczej też, uczniowie pół na pół, w końcu były długie ferie, więc nie każdy będzie dysponowany, natomiast rodzice…
I tu jest problem. Dyrektor szkoły dzwoni po kolei do rodziców i prosi, aby przyszli do szkoły na 10.00. Większość odpowiada, że to dzień pracy, więc nie mogą. Najwcześniej o 16.30, o ile dojadą w pół godziny, bo w mieście są straszne korki. Dyrektor szuka i nie może znaleźć nikogo dyspozycyjnego. Wychowawcy plują sobie w brodę, że to trójek klasowych nie zostali wybrani bezrobotni. Szef rwie sobie włosy z głowy, bo był na tyle głupi, że nie podpowiedział, aby do Rady Rodziców zostały wybrane gospodynie domowe.
Czy kontrola nie może być chociaż o 15? Wtedy wyszliby wcześniej z pracy, ale wziąć cały wolny dzień po długiej świątecznej przerwie? Nie, tego nie zrozumie nawet najbardziej wyrozumiały szef firmy. „A właśnie, szef firmy”. Dyrektor szkoły przypomina sobie, że kilkoro rodziców ma własne zakłady pracy. Tacy mogą przyjść do szkoły przed południem. Tylko co właściciele firm powiedzą o publicznej szkole? Miejmy nadzieję, że nic strasznego.
Komentarze
Czyli do trójek i rad wybieramy tych, którzy nie załapali się na pracę. Hm…
To tylko drobny wstęp do totalnego bezsensu wykonanego za ciężką unijną kasę przez zespół kierowany przez obecną wiceminister Berdzik nieprawdopodobnego wręcz gniota. No ale dopóki ta pani jest wiceministrem i konsumuje „uczciwie” zarobione pieniądze,żadna krytyka nie ma szans!!! Więcej o tym na blogu prof.Śliwerskiego:
http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2013/12/ewaluacyjny-kicz-w-szkolnictwie.html#comment-form
cd
Zamiast „nadzorować” szkoły,wymuszając w większym lub mniejszym stopniu „malowanie trawy na zielono”, lepiej doskonalić narzędzia pomiaru efektów ich pracy! Oczywiście obecne EWD opracowane też za ciężkie unijne pieniądze przez lewaka Dolatę i jego oderwany od szkoły zespół to dno, ale po udoskonaleniu m.in. o inne niż wyniki egzaminów efekty pracy szkoły „na wyjściu” może być niezłym narzędziem pomiaru takich efektów!!!
Młodzi tego nie pamiętają, więc może przypomnę.
Dawno temu, za górami , za lasami w kuratoriach pracowali doświadczeni pracownicy. Każdy miał „pod sobą” jeden rejon, byli odpowiedzialni za placówki z tego rejonu. Oprócz tego, że sprawdzali i kontrolowali czuli się za nie odpowiedzialni. Doradzali, przypominali o nowych przepisach, wspomagali w potrzebie. Do kuratorium można było zawsze zadzwonić z problemem i uzyskiwało się od osoby kompetentnej odpowiedź popartą paragrafem. W dodatku posługiwali się językiem polskim a nie nowomową będącą kalką z języka angielskiego.
Współczuję każdej placówce która ma ewaluację zewnętrzną. Bałagan, nasiadówki, dezorganizacja pracy całej szkoły i to wszystko pod płaszczykiem oceny wspomagającej.
@stary
Ja też pamiętam tamte czasy i „trochę” kuratoria i urzędniczy nadzór idealizujesz … 😉
Oczywiście, na tle „systemu” autorstwa razem Handkego, Łybackiej, Giertycha,Hall&Krajewskiej i Szumilas&Berdzik to był ideał, ale tylko(!) na tym tle … 😉
Drogi Panie Gospodarzu,
Zwracam uwage, ze gosc podpisujacy sie jako klakier narusza systematycznie i zlosliwie ( i nie tylko u Pana) „Zasady publikowania komentarzy”, zwlaszcza jego punkt 13 mowacy o niedopyszczalnosci naruszania prywatnosci innych uzytkownikow.
Klakier jest pod tym wzgledem recydywista i znane mi sa co najmniej dwa blogi, na ktorych zostal zbanowany za trollowanie; po wielokrotnych upomnieniach Blog Bobika i Studio Opinii. Usilowal wchodzic na nie pod innym nickem, ale zostal rozpoznany i bany utrzymane w mocy. Zapewne nie sa to jedyne blogi na ktorych ten troll grasuje. Ostro w ryzach trzyma go Dorota Szwarcman, wiec u niej nie pozwala sobie na sztuczki wykonywane gdzie indziej.
Zadne upomnienia niestety na niego nie dzialaja.
Prosze zatem uprzejmie o interwencje.
KM,
dziękuję za zwrócenie uwagi. Przyjrzę się i postaram się czuwać.
Pozdrawiam
Gospodarz
Bardzo przepraszam, jeżeli moje wypowiedzi naruszały prywatność użytkownika o nicku Kot Mordechaj. Użyte przeze mnie odniesienia pochodziły z blogu Bobika, gdzie były publikowane przez KM, a więc mają status publiczny. Nie może tu być mowy o naruszaniu prywatności, skoro sama zainteresowana czyni z tego rzecz publiczną.
Co do czynienia przez KM znaku równości pomiędzy troll, a mający inne zdanie niż „piszący”, nie będę się wypowiadał. Znam bardziej skuteczne metody zamykania ust tym, którzy myślą inaczej.
@belferxxx
zgadzam się. Z tym że minęło już trochę lat (Handke, Łybacka, Giertych, Hall & Krajewska, Szumilas & Berdzik).
Obecnie cały nadzór służy tylko nadzorującym aby mogli się wykazać pracą. Do nich przemawia papierek, tylko w ten sposób mogą wykazać się pracą.
Drogi Gospodarzu,
szkoda, że polonista bez większego namysłu nadużywa przymiotnika „bizantyński/bizantyjski”. Co prawda w polskim, jak i w większości innych języków, bizantyński kojarzy się z czymś negatywnym, to ostatnio naprawdę zalewa nas ta bizantyńskość z każdej strony… Wszystko się zrobiło bizantyńskie. A bizantyńska administracja była niezwykle sprawna i daj Pani Boże, dowolnej denominacji, żebyśmy i my taką się cieszyli.
Dzieki, Gospodarzu. To wyjatkowow wredny i zlosliwy troll.
Sądząc z opisu szkolny system kontroli bardzo przypomina okresową certyfikację na któryś z przemysłowych systemów kontroli jakości, np. QS9000. Warto tutaj przypomnieć, że istotą takiego systemu, nawet jak już uzyskamy certyfikację, bardzo rzadko jest poprawa czegokolwiek, w tym także i owej nieszczęsnej „jakości”. Jedyne, co taki proces zapewnia, to powtarzalność, sprawdzalność i mierzalność „tego co jest”. Oczywiście zmusi do osiągnięcia minimalnego poziomu ustalonego jakąś metryką, ale po pierwsze może ona być bardzo arbitralna a po drugie rzadko system taki ma wbudowaną ciągłość poprawy wyników po osiągnięciu pewnego pułapu.
Konfunduje mnie wymóg jednoczesności miejsca, akcji i bohaterów…dlaczego kontrolerzy nie mogą zapytać dyrekcji i nauczycieli wtedy gdy im to odpowiada czyli np. w środę, uczniów w piątek następnego tygodnia a rodziców w niedzielę za pomocą emaila?
O ile wiem, to każdy zakład czy biuro projektowe certyfikuje się tylko w niewielkim stopniu wykorzystując informacje od ich odbiorców albo dostawców. Idealnie byłoby aby wszyscy dostawcy z poziomu 9-go firmy na poziomie 10-ym też byli certyfikowani i do tego się dąży, ale nie słyszałem aby zdyskwalifikowano firmę na poziomie np. 7-ym za to, że nie wszystkie firmy wspólpracujące z nią na wszystkich poziomach od 6 do 1 są certyfikowane.
Opisany system w wypadku szkoły ma jeszcze jedną słabość, i to bardzo zabawną.
Zgodnie z jego duchem, kto i w jaki sposób certyfikuje/kontroluje metody pedagogiczne (i wszystkie inne) rodziców? Metody, jakie stosują oni wychowując „produkt” kontrolowanej szkoły – u siebie w domach?
Oj, dostrzegam tu słabe ogniwo łańcucha kontroli….
Takie samo, jak brak informacji o każdym uczniu zasięgniętej od jego kumpli i kumpelek…to też są ogniwa w systemie jakości…
Uprzejmie zawiadamiam, że bardzo się wstydzę, iż pojęcia nie miałem – aż do tej pory – że tzw. blogosferze (chyba czyjejś błogosferze?) naczelnym arbitrem dobrego zachowania jest jakiś „blog Bobika”. 😉
Piszę to z rozczuleniem, gdyż grajdołowatość towarzystw wzajemnej adoracji w wydaniu polskim nie ma chyba równych w świecie.
******************************************
Po krótkiej lekturze Grajdołka Bobika widzę, że powinienem raczej pogratulować @klakierowi bycia tam zbanowanym. To jak certyfikat normalności. Studioopinii jest zaś bardzo szczególnym grajdołkiem, gdyż z o niebo większymi pretensjami – vide sam tytuł, i wcale nie dziwię się @Kotu Mordechajowi, że dobrze się tam czuje. Te samo patetyczne zadęcie, te same nabzdyczone złością, że „nas nikt nie słucha” pohukiwania i pouczania. Ot, kolejny kamyczek identyczny w treści i w proweniencji ideologicznej jak mozaika tworzona przez „Politykę”, „GW”, „Fakty i Mity”. „Realistę”, „Przegląd” czy „Nie”.
Obecności tam osobnika o nazwisku Marzyński, czyli autora paszkwilu „Sztetl” wystarcza mi za wszystko. Swoi trzymają ze swoimi.
Mamy do czynienia w przypadku szkoły z inwazją systemów oceniania powtarzalnych procesów.
Sztandarowy wręcz system EWD jest systemem oceniania produkcji masowej dostosowanym do potrzeb oświaty.
Nic to, że każde dziecko jest inne i że zmienia się w czasie trwania kolejnych lat szkolnych. System zakłada, że uczeń jest produktem masowym wytwarzanym według tych samych sztanc kolejnych stanowisk obróbczych.
Dodatkowo zakłada, że i te sztance są jednakowe.
I że półfabrykaty są dostarczane w tej samej jakości.
Zabrnęliśmy w jakiś zaułek.
Zamiast wydawać olbrzymie pieniądze na mierzenie jakości pracy szkoły, co jest fikcją i wcale nie daje obrazu funkcjonowania szkoły, a wręcz przeciwnie, totalnie zaburza proces dydaktyczny ( nauczyciele zamiast uczyć produkują na potęgę dokumentację itp) z korzyścią byłoby doposażenie szkół.
@stary
Tam był jeszcze jeden czynnik (patrząc z perspektywy stanu obecnego pozytywny!), o którym się dziś wstydliwie milczy…;-) Mianowicie ani urzędasy ani ich paragrafy nie były poza wszelką kontrolą. Był owszem nad nimi(!) aparat partyjny,który miał za priorytet (przynajmniej w latach 80-tych,które znam z doświadczenia) interesy państwa jako całości i nastroje społeczne. Czasem to powodowało w szkole czy u nauczycieli podpadniętych politycznie (co i dziś się zdarza!) ,czego doświadczyłem, karne wizytacje szukające „dziury w całym”… 😉 Z drugiej strony interwencja w komitecie (nauczycieli,rodziców, dyrekcji i sekretarza POP) i komitetu pod hasłem nastrojów społecznych „stawiała” do pionu urzędasa, który za bardzo się w swoim biurokratyzmie zagalopował. Dziś to urzędasy kręcą jak chcą niekompetentnymi totalnie politycznymi mianowańcami, a partie zamiast o nastroje społeczne troszczą się o PR … 😉
@ w czym problem
Szukasz sensu tam, gdzie go nie ma… 😉 Chodziło jedynie o rozliczenie tłustego unijnego grantu i równie tłustych honorariów przez dobrane grono „krewnych i znajomych królika” z panią Berdzik na czele „czymś” . No to rozliczyli!!! 😉
Leros, pozwol, ze odpowiem za Gospodarza na zarzut o bizantyjskosci. To okreslenie moim zdanie juz kompletnie oderwalo sie od swego desygnatu i oznacza cos w rodzaju zawilej, dokuczliwej biurokracji.
Tak czasamni w jezyku bywa. Uzywamy pojecia „wiosek potiomkinowskich” choc takich wiosek zgola nigdy nie bylo, zas okreslenie zostalo zaczerpniete z satyrycznego artykulu prasowego, w ktorym jakis owczesny felietonoista chcial dokuczyc czy wysmiac monarchinie piszac, ze Potiomkim stawial atrapy wsi wzdluz trasy jej podrozy na polnoc Rosji. .
Ale wiemny co „wioska Potiomkina” oznacza – pokazuche. I wcale z tego okreslenia nie rezygnujemy. Ono juz zyje wlasnym zyciem.
Przeczytałem artykulik
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/niemcy-raport-obnaza-powazne-problemy-bundeswehry/fj4hj
„Żołnierze Bundeswehry są tak niezadowoleni …”
Ciekawe, czy ktoś interesuje się, czy nauczyciele w naszym kraju są zadowoleni?
Taka refleksja mnie dopadła.
@stary
Oczywiście, że nie!!! Podobnie jak żołnierzy WP!!! I to jest różnica pomiędzy prawdziwą demokracją jaką mają Niemcy i jej polską biurokratyczną podróbką. Niemców interesują też nastroje ich nauczycieli(nie tylko żołnierzy!) bo oni wiedzą, że efekty ich pracy w istotny sposób od tego zależą!!!
😉
Drogi Kocie,
i dlatego polonista powinien dbać o porządek języka – mamy bizantyńskich urzędników, bizantyński przepych, było już Bizancjum na talerzu (sic!). „Bizantyńskie” najwyraźniej może być wszystko, co nam się nie podoba. A przykład z wioskami, moim zdaniem, chybiony. Tam od początku cel był satyryczny, za Bizancjum stoi coś zupełnie innego, a sama historia tego przymiotnika jest bardzo skomplikowana. Jednym słowem, może i masz rację, tylko problem w tym, że powszechne rozumienie przymiotnika bizantyński wpływa na pojmowanie desygnatu, od którego niby to się oderwało. A szkoda.
Ech bo to Polska właśnie…
Ad Leros 6 stycznia o godz. 17:25
Leros, pozwól, że odpowiem za Kota Mordechaja na zarzut o wioskach potiomkinowskich. To określenie, moim zdaniem, jest już kompletnie oderwało się od swego desygnatu i oznacza coś w rodzaju, o czym Kot Mordechaj pisze, używając słowa pokazucha.
To zapewne odniesienie do własnych doświadczeń szkolnych z ubiegłego wieku.
Kotu Mordechajowi się cokolwiek pokręciło historycznie – Katarzyna Wielka z Piotrem Wielkim.
Kot Mordechaj chciał napisać nie o „pokazusze”, a o powinnościach urzędnika:
„Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego.”
.
Jak dotychczas stwórcy edukacji starają się ulepszać swoją firmę poprzez udoskonalanie systemów kontrolnych, zwiększanie wymagań wobec nauczycieli i produkcję coraz bardziej szczegółowych zarządzeń i instrukcji. To jest właśnie najlepsza recepta na demotywację i zniechęcenie do pracy nauczycieli i uczniów.
Ad belferxxx 6 stycznia o godz. 1:46
W Niemczech nauczyciel, jako urzędnik państwowy jest klasyfikowany w tych samych przedziałach finansowych, co inni (w tym również wojsko i policja).
I tak np. dyrektor gimnazjum znajduję się w tej samej randze finansowej co pułkownik Bundeswhry, nauczyciel w tej samej randze finasowej, co komisarz policji.
W Polsce nie ma takiej „filozofii”.
Zadałem kiedyś Komuś Ważnemu takie pytanie, podając ten przykład – odpowiedź była jednoznaczna – nie przewiduję takich rozwiązań.
Szanowny Panie!
Czy nie uważa Pan. że tym razem strzela Pan w płot. Wszyscy, nie tylko urzędnicy, najchętniej pracują w godzinach 8-17. Nawet sklepy otwarte są cały dzień choć klienci w tym czasie powinni być w pracy. Jest to więc sprawa wewnętrzna szkół i sposób jej rozwiązania to tylko wasza sprawa. Co mnie to obchodzi. Proponuję rozwiązywać swoje sprawy baz zatrudniania do tego osób postronnych. To tylko podniesie wartość Pana bloga.
Z poważaniem
@Vera
Problem polega na tym, że rodzic nie jest pracownikiem szkoły i ma swoje zajęcia, a twórcy i realizatorzy ewaluacji traktują go jako niewolnika oświatowej biurokracji!!! Bo podniesiony problem dotyczy rodziców uczniów, a nie personelu szkoły Gospodarza!!!;-)
@belferxxx
Twoje wpisy, (a wcześniej wpisy S-21) często zawierają wiele szczegółów zdradzających dużą znajomość mechanizmów działania zaplecza polskiej edukacyjnej restauracji. Takie detale „od kuchni”.
Zdaję sobie sprawę, że czasami możesz mieć „słuszniejszą” a czasami mniej słuszną rację, ale przypuszczam, że gdybyś częściej niż rzadziej wypisywał banialuki to ktoś już by cię przystopował.
Nie stało się tak, a zatem pozwól, że potraktuje cię jak eksperta.
Tak sobie myślę, że tak jak niektóre trudności polskiej edukacji mogą być trudniejsze do rozwiązania tak muszą być też takie, gdzie wystarczyłaby zdroworozsądkowa decyzja. Rozumiem nauczycieli aktualnie zatrudnionych w szkołach, że trzęsą portkami i pary z ust nie puszczają. Boją się o pensję, to jasne. Nie ma co się po nich spodziewać stawania się nauczycielskimi Elbanowskimi, nawet jak któryś z nich (a raczej której z nich) podobnie jak Elbanowskiej cośtam w szkole „intensywnie” sie nie podoba.
Podobny mechanizm widać np. w amerykańskim wojsku. Dopóki wojskowy jest w służbie czynnej to lojalnie trzyma buzię w ciup. Są wyjątki ale baardzo nieliczne i często też tracą za pyskowanie stanowisko.
Natomiast jest cała masa przykładów generałów czy admirałów, którzy jż po przejściu na emeryturę zaczynają się wypowiadać na różne tematy i wtedy okazuje się, jak bardzo krytyczne bywa ich stanowisko wobec rozwiązań nie tylko przeszłych ale i aktualnych administracji.
I teraz pytanie do ciebie: Czy w Polsce są tacy emerytowani „generałowie” polskiej edukacji, którym przejście na emeryturę rozwiązuje usta i dzięki którym reszta społeczeństwa ma szansę dowiedzieć się, co „tak na prawdę” myśli kadra w szkole?
Może nauczycielki-emerytki są już za stare na aktywaność polityczną? Za bardzo „sterane życiem”? Może polska emerytura przychodzi za późno?
Czy moje zdanie, że w Polsce nie ma żadnej siły politycznej reprezentującej nauczycieli – poza kompletnie nieefektywnym związkiem zawodowym, którego wiarygodność jest zerowa? Elbanowską można uważać za nawiedzoną wariatkę albo za sto różnych rzeczy, ale nie słyszałem, aby ktoś jej zarzucał robienie tego co robi dla forsy.
Natomiast cokolwiek by związek nauczycieli nie zrobił to i tak i tak wszyscy uważają, że to dla ochrony swojego koryta a nie dla dobra uczniów.
Zdarają się jakieś dysydenckie, „głośne głosy” takich nauczycielskich emerytów, na tyle głośne i kompromitujące kretynizm różnych przekrętów lub „rozwiązań” edukacyjnych aby waadza poczuła się wystarczająco zagrożona by zareagować?
@w czym problem
Poza chętnym do mówienia generałem potrzebny jest jeszcze „nośnik” tego co on mówi…. 😉 Tu zaś polskie media dramatycznie różnią się od znanych Ci z USA!!! Wbrew pozorom, choć innymi technikami, w Polsce rządowa cenzura i propaganda sukcesu działają w najlepsze po roku 89… 🙁
@w czym problem
Oto link do blogu (dość popularnego!) Przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN (skądinąd ma on jeszcze własne wydawnictwo „Impuls”) prof. dr hab. Bogusława Śliwerskiego:http: //sliwerski-pedagog.blogspot.com/
Krytyki (uzasadnionej!) aktualnych(!) działań MEN&Co mnóstwo. Figura ważna w edukacji – to już nie generał, a wręcz marszałek … 😉 I medialny pies z kulawą nogą się tym oficjalnie(!) nie zainteresuje!!! Dlaczego? Ano rząd i administracja państwowa oraz upartyjnione „samorządy” są jednym z głównych klientów mediów w biznesie reklamowym. A „nasz klient – nasz pan” …. 😉
„(skądinąd ma on jeszcze własne wydawnictwo ?Impuls?) prof. dr hab. Bogusława …”
Nie wiem , czemu belfer xxx pisze nieprawdę. Nie jestem właścicielem żadnego wydawnictwa. Nie mam w nim żadnego udziału. Jestem profesorem dwóch uczelni publicznych. Wystarczy mi obowiązków. Natomiast zgadza się – MEN nie przejmuje się moją krytyką, jak i żadnego innego profesora psychologii (ci raczej nie krytykują tylko biorą kasę za życzliwe dla władzy ekspertyzy), socjologa (podobnie) czy pedagoga.
@Bogusław Śliwerski
Przepraszam! Wydawało mi się, że jest Pan z tym wydawnictwem „Impuls” tak związany, w czym nie ma niczego złego. Jeśli to tylko brat – mea culpa!
Przyjmuję przeprosiny. Zawsze jednak lepiej sprawdzić, kiedy stosuje się argumenty ad personam. Dzisiaj jednak są takie czasy, że nie tylko nie mamy prawa do prywatności, do rodziny, ale i do własnego wizerunku, bo łatwo można konstruować sugestię, która zapada innym w pamięć i krąży. Jeszcze trochę i przeczytam gdzieś, że jestem potentatem wydawniczym, któremu zapewne Premier Tusk obiecał wydrukowanie zlecenia na darmowy podręcznik dla pierwszoklasistów.