Gówniany język
Kolega, który prowadził lekcję w sali obok (dzieliła nas cienka ściana z dykty), przepraszał mnie później za używanie gównianego języka. Równie dobrze ja mógłbym go przepraszać za to samo. Trudno dziś wyobrazić sobie komunikację, szczególnie z młodzieżą, w której nie padałyby mocne słowa.
Od paru lat do szkół przychodzi pokolenie, które ma poważny problem z rozróżnieniem, jakie słowa są za grube. Uczniowie mówią tak, jak się mówi wszędzie, a potem ze zdziwieniem dowiadują się, iż tak nie wypada. Wulgaryzmy, także te najordynarniejsze, spotyka się w najbardziej kulturalnej prasie, padają one z ust autorytetów, począwszy od rodzica, pani przedszkolanki, a skończywszy na głowie państwa. Także w szkole nie ma nauczyciela, który czasem by nie zaklął na forum klasy. Niektórzy wręcz się lubują w takim języku.
Szukałem przed świętami opinii na temat książki, którą chciałem podarować dziecku. Dowiedziałem się z pewnej recenzji, że tę pozycję „powinno się wypierdolić ze wszystkich księgarni”. Muszę przyznać, że innych argumentów nie potrzebowałem. To jedno słowo trafiło we mnie jak w dziesiątkę. Kupiłem coś zupełnie innego. Tego typu język robi furorę wśród odbiorców, dlatego jeśli chcemy, aby nas słuchano, musimy tak mówić. Zapewne z tego powodu nowa prezes General Motors, pierwsza kobieta na tak wysokim stanowisku w branży samochodowej, zaczęła swoje rządy od słów: „Koniec z robieniem gównianych aut”. To właściwy język. Nauczyciele też się powoli na niego przestawiają. Mnie idzie to z trudem, ale się staram. Wprawdzie w tym roku jeszcze nie powiedziałem swoim uczniom, że próbna matura poszła im chujowo, ale jak słyszałem przez ścianę, byli tacy, co nie mieli oporów.
Komentarze
Mnie razi, bardzo razi. Ale wypowiedziane i usłyszane 194 razy dziennie przez 365 dni w roku staje się codziennością, co jest przykre.
Mariusz Szczygieł napisał tak: „Myślałem o słowach. Ile razy do „Dużego Formatu” przychodziły listy z protestami, prośbami: nie używajcie na łamach gazety wulgarnych słów, nie epatujcie, nie ma takiej potrzeby. Nieprawda, dziś jest potrzeba. I tylko tak można zacytować człowieka, a nie inaczej.”
(Duży Format, „Złe znika po 23 słowach”, Mariusz Szczygieł
26.11.2013)
Jak się ma takie przyzwolenie, to będzie jeszcze gorzej.
„Koniec z robieniem gównianych aut”
Pan to powiedział. W oryginale nie było „shitty” ale „crappy”, tak jak myślałem. Crappy to w języku amerykańskim określenie jednak o stopień, no powiedzmy o pół stopnia, słabsze od shitty.
W mojej korporacyjnej historii, która w 75% przebiegała w przemyśle motoryzacyjnym, z ust kobiety nie słyszałem shit ani też shitty. Crap czasami się zdarzyło usłyszeć.
A jak to przetłumaczyć na język polski aby było o cień słabsze od gówniany to już oczekuję od polonisty, że mi powie.
W skrócie. Nie podważam tezy wpisu a tylko lekko koryguję nie najlepszy moim zdaniem przykład. Nie najlepszy zarówno językowo jak i płciowo. Kobiety bardzo często nie są traktowane jak równi partnerzy, tak więc gdy chcąc się upodobnić do mężczyzn i zaczynają klnąć to im się to wypomina a gdy uważają na słowa i nie klną to są traktowane z góry, jako słabsze. I tak źle i tak niedobrze.
P.S. Carol Bartz – jeżeli już szukać przykładów przeklinających szefów w spódnicy, to ona. Ale z drugiej strony chciałbym być zatrudniany przez szefa, który podczas interview zapytałby mnie, czy jestem asshole?
-„Nie robię z gnojami (dupkami?). Czy jesteś gnojkiem?”
Carol Bartz zadawała takie pytanie przyjmując ludzi do pracy.
**http://www.esquire.com/women/women-issue/carol-bartz-bio-0510#ixzz1XH43DFb3
Czyżby załatwił pan dodatkową hospitację koledze? 😛
Darku odezwijcie się do nas bo od początku grudnia nie możemy się z wami skontaktować życzymy wszystkiego dobrego f. i m. z łodzi
Drogi „w czym problem?) Proponuję: o pół stopnia łagodniej od shitty (gówniane) czyli crappy to zafajdane.
Używanie wulgaryzmów służy wielu do wyrazania swoich emocji. Belfer też człowiek, ale powinien wiedzieć, że „gównianym językiem” nie zaskarbi sobie wśród młodzieży ani autorytetu, ani miana dobrego kumpla, ani też jej nie zaimponuje. Uczniowie, także z renomowanych szkół, posługują się często słownictwem z grypsery więziennej, a używający niecenzuralnych zwrotów nauczyciel jest ich potencjalnym rywalem, podobnie jak belferka z dekoltem do pępka, nauczyciel chwalący się tatuażem wykonanym w burzliwych, studenckich czasach, a jak wykazuje szkolna praktyka, rywali się niszczy. Bluzgajacego belfra także. Przezwiskiem, „przypadkowym” nakablowaniem życzliwej klasie wicedyrektorce. Niech się ch… tłumaczy z tego, że „przyaktorzył”.
@Herbartiana: „czyli crappy to zafajdane.”
jak sie ma watpliwosci, to sie zaglada do Wielkiego Slownika Webstera. Tam jest napisane ze „crappy” to „markedly inferior in quality”. Czyli cos co jest ponizej porzadnej jakosci. Ani slowa nei ma o zwiazku miedzy slowem „crappy” a roznymi wydzielinami fizjologicznymi.
„Crappy” jest slowem salonowym i i mozna go uzywec w towarzystwie, czego nie mozan powiedziec o „shitty”. Tezaurus podaje co najmniej z tuzin rownowaznych slow, wszystkie salonowe, ani jednego nei ma o charakterze „ustepowym”
Zas wracajac do spraw jezykowych: rzeczywiscie, w Polsce nastapilo potworne schamienie jezyka. Rowniez wsrod tak zwanej inteligencji, oraz, nad czym boleje, wsrod studentow. Ale mysle ze to jest skutek jeszcze wiekszego schamienia spolecznego
A,L, 29 grudnia o godz. 4:50
„jak sie ma watpliwosci, to sie zaglada do Wielkiego Slownika Webstera”
Cała bieda w tym, że oprócz znaczenia z Webstera jest jeszcze bardzo rozpowszechnione użycie „uliczne” albo slangowe. I tak jak szefowa GM używając „crappy” mogła „w razie czego” liczyć na „plausible deniability”, czyli mogła zawsze upierać się, że ona „niczego innego poza niską jakością samochodów nie miała na myśli”, (jakiej to możliwości użycie „shitty” już by jej nie dawało), to myślę jednak, iż celowo użyła ona „crappy” wykorzystując tego słowa podwójne, że tak powiem „militarne” zastosowanie.
Słyszymy przecież między sąsiadami: „Your dog crapped on my lawn!” (Pański pies narobił na moim trawniku.) czy między kumplami: „I have to crap; then I’ll be right with you” (Muszę się wysrać i zaraz przyjdę do ciebie.)
Oczywiście są jeszcze znaczenia słabsze, jak „śmieci” czy raczej bezwartościowe rzeczy”. Siostra krzyknie do brata: „Get your crap off my bed!” (Zabieraj swoje graty z mojego łóżka).
Wolałbym, aby w szkole zarówno nauczyciele jak i uczniowie starali się jakoś balansować na granicy wulgarności i z pewnością unikali odpowiedników shitty nie mówiąc już o polskich odpowiednikach angielskich słów na „f”. Poziom „crap” też za bardzo nie wypada w szkole a w pracy jest z pewnością nie na miejscu na oficjalnym zebraniu. No chyba, że szefowa czy szef chcą zagrać rolę macho. Na korytarzu, w biurze, w laboratorium, w rozmowie w cztery oczy w/g mnie „crap” jest dopuszczalny, ale sygnalizuje silne emocjonalne nastawienie.
Hmm, może będzie tu odpowiednie słowo „badziewny”?
Nauczyciel ma, w przeciwieństwie do ucznia, możliwość dokonywania wyborów. Może myśleć, mówić i działać odruchowo i bezrefleksyjnie albo w sposób świadomy i przemyślany. Może to robić w sposób bardziej lub mniej mądry. Może być mądrym aktorem i reżyserem, lub spontanicznym naturszczykiem. Świetnie opisał to Ino.
Ilu nauczycieli świadomie operuje swoim językiem ? Na ilu posiedzeniach rad pedagogicznych omawiacie to zagadnienie ?
Kiedyś siostra Teresa z Kalkuty, zaproszona na jakiś kongres opatrzony wzniosłym hasłem, powiedziała mniej więcej tak: Cóż za gówniany tytuł. Wy najpierw zastanówcie się czy znacie i rozumiecie waszych podopiecznych, czy ich kochacie. Bo jeśli nie, to nic dobrego nie zdziałacie.
Dedykuję te słowa dyrektorom i nauczycielom.
(mogę odszukać źródło tej informacji)
@ync
Nie moralizuj!!! Nauczycieli jest pół miliona, na dodatek marnie wynagradzanych (w stosunku do wymaganych, szczególnie przez Ciebie, kwalifikacji i pracy,oraz biurokratycznych obciążeń !!! Siłą rzeczy gros z nich to będą przeciętniacy bez poczucia misji, za do z zadatkami na dobrego urzędasa, bo tego od nich w pierwszej kolejności wymaga władza!!! 🙁
@belferxxx
Jest tak jak mówisz. A jednak będę moralizować i wybrzydzać, ponieważ jestem naiwnym idiotą = realistą.
Przychodzą mi do głowy zdania, nie koniecznie słuszne:
– w dobrym systemie dobry i zły nauczyciel stają się coraz lepsi
– w złym systemie dobry i zły nauczyciel stają się coraz gorsi
– nauczyciel nigdy nie jest zupełnie samodzielny, zawsze jest elementem systemu
– najlepszy nauczyciel w złym systemie jest skazany na porażkę
– drużyna gwiazd grających indywidualnie jest mniej skuteczna od drużyny zdolnych grających zespołowo
– orkiestra zwykłych muzyków pod batutą wybitnego dyrygenta jest lepsza od orkiestry składającej się z wirtuozów pod dyrekcją złego dyrygenta
@ync
Tu Ci przyznam rację – i system i kolejny już minister edukacji są tragicznej i coraz gorszej na dodatek jakości – więc trzeba pisać o systemie i ministrach, a nie moralizować!!! 😉
Tragedia.