Zatrudnianie rodziny

Władze Poznania przypominają dyrektorom szkół, że nie mogą u siebie zatrudniać najbliższej rodziny. Od siebie dodam, że jak żonie bardzo zależy na tej pracy, to najpierw trzeba się z nią rozwieść, a dopiero potem zatrudnić. Niestety, dyrektorzy idą na łatwiznę. Zatrudniają, a się nie rozwodzą (zob. info).

Jeśli chodzi o żonę, to zawsze da się coś wykombinować, chociażby przez fikcyjny rozwód. Zdecydowanie gorzej jest w przypadku dzieci. Trzeba mieć iloraz inteligencji na poziomie co najmniej 120, aby coś wymyślić. Niestety, także z inteligencją u dyrektorów musi być źle, skoro bez żadnego pomysłu przyjmują swoje dzieci do pracy. Główka im nie pracuje, dlatego mają kłopoty. Przynajmniej w Poznaniu, bo w innych częściach kraju aż tak bardzo dyrektorów się nie czepiają.

Co do moralnej oceny zatrudniania rodziny, to wszystko gra. Kto nie ma żony, ten nic nie rozumie. Jak żona prosi o pracę, to należy skakać z radości i natychmiast dawać robotę. Choćby u siebie. Przecież może zażądać pieniędzy bez pracy. To samo dotyczy dzieci. Kto potomstwa nie wychowuje, ten nie ma pojęcia, jak to jest. Jak dziecko chce iść do pracy, to można mówić o cudzie. Należy wspierać, bo zapał minie.

Dlatego dyrektorów nie potępiam za to, że w ogóle pomagają rodzinie. Nie podoba mi się tylko, że robią to w tak prostacki sposób. Kochani dyrektorzy, ruszcie głową i poszukajcie sposobu, bo inaczej przestaniecie być dyrektorami. Polak potrafi, a wy nie?