Budżet obywatelski

Lekcje w mojej szkole prowadzili dzisiaj politycy. Tego trudu podjął się radny Tomasz Kacprzak z PO oraz Krzysztof Śliz, wiceprzewodniczący Młodzieżowej Rady Miasta. Spotkali się w dwóch turach z połową liceum. Planują odwiedzić większość szkół ponadgimnazjalnych w Łodzi.

Politycy przekonywali do udziału w głosowaniu na wybrane projekty budżetu obywatelskiego (zob. info). I jak to zwykle bywa na spotkaniach z politykami, pięknym słówkom towarzyszył zgrzyt. Głosować na łódzki budżet obywatelski może każdy, kto ukończył 16 lat i mieszka w Łodzi. To piękne, że pozwolono decydować nie tylko starcom, ale też młodzieży szkolnej.

A teraz zgrzyt. Tomasz Kacprzak wyjaśnił, co należy rozumieć pod pojęciem „mieszka w Łodzi”. Pierwszej grupie powiedział, że wystarczy, jeśli ktoś przebywa w mieście godzinę, wtedy można już uznać go za mieszkańca. Drugiej grupie wyjaśnił, że wystarczy pobyt 15-minutowy, aby uznać kogoś za łodzianina. Wystarczy więc przejeżdżać przez to miasto, aby być z Łodzi. Zameldowanie czy płacenie podatków nie mają żadnego znaczenia.

Moim zdaniem, to były jaja jak berety z łodzian. Budżet obywatelski Łodzi składa się z pieniędzy wpłacanych przez łodzian, którzy tu faktycznie mieszkają i tu płacą podatki. Teraz jacyś 15-minutowi „łodzianie” zadecydują, na co te pieniądze zostaną wydane. Już dzwonię do rodziny w Suwałkach, aby głosowała na projekt pukania się w czoło przez każdego radnego z Łodzi. Z Tomaszem Kacprzakiem na czele.