Zajęcia płatne i bezpłatne
Dawniej w liceach wszystkie zajęcia dodatkowe były płatne, ale od czasu, kiedy szkoły zaczęły walczyć o uczniów, zajęcia są za darmo. Przedszkola mają dzieci w nadmiarze, więc chcą pobierać pieniądze za dodatkową ofertę, ale zabrania im tego nowe prawo. No i mamy problem (zob. materiał).
Z łezką w oku wspominam czasy, kiedy na zajęciach dodatkowych we własnej szkole mogłem dorobić drugą pensję. Może trochę przesadzam. Mnie udawało się dorobić 50 proc. pensji, ale nauczyciele języków obcych mieli lepiej. Podwojenie zarobków z palcem w nosie. W latach 90. dyrekcja dobrze wiedziała, że jak nie zapłaci ekstra, pracownicy pójdą dorobić na kursach. Dzisiaj wszyscy nauczyciele w mojej szkole prowadzą bezpłatne zajęcia dodatkowe w ramach swojego etatu, czyli za friko. I żaden pracownik się nie wymiguje. Świat stanął do góry nogami.
Przedszkola żyją w starym świecie. Świecie, gdzie dzieci jest bez liku. To rodzice muszą walczyć o przedszkole, a nie przedszkole o dziecko. Rodzice są szczęśliwi, że miejsce w ogóle się znalazło. Dlatego za każdą dodatkową ofertę, np. rytmikę, gimnastykę korekcyjną, zajęcia teatralne, plastyczne, z logopedą, grę w piłkę nożną, języki obce, za wszystko gotowi są płacić. Na potrzeby maleństw nikt nie żałuje grosza.
W przedszkolach dorabiają miejscowi nauczyciele, ale częściej zewnętrzni. Powstało mnóstwo firm, które nastawiły się na obsługiwanie maluchów. Ludzie zainwestowali w studia, np. z logopedii, języka obcego, bo przedszkola były żyłą złota. Teraz ta żyła złota się skończyła i jest problem.
Problem już jest rozwiązywany. Większości zajęć w przedszkolach nie będzie (nie łudźmy się, państwo nie zapłaci, chyba że symbolicznie), zajęcia będą więc tuż obok. Firmy powoli przenoszą swoją ofertę do placówek za płotem. Najbardziej nadają się do tego budynki szkolne. Niedługo w liceach będą się plątać kilkuletnie dzieci. Nie dziwcie się, one przychodzą na dodatkowe zajęcia, bo u siebie nie mogą.
Komentarze
Pewnie, już w przedszkolach selekcję zacząć, na tych co na zajęcia mają, i tych co nie mają, socjalista z Pana, pełną gębą.
Taki konserwatywny socjalista.
A przedszkolanka to rytmiki nie poprowadzi, gimnastyki też, bo ją patrzeć na dzieci nauczyli tylko.
Jakby dzieciom było potrzebne więcej zajęć niż program przewiduje, powinno się program rozszerzyć a nie łapska do naszych kieszeni pchać.
Wymyślono jeszcze godziny karciane.
karcianki mnie bardzo denerwują, nie mam gdzie ich włożyć. Mam wybór: na 8 lekcji z kim popadnie lub na 9 lekcji z osobami które tego potrzebują.
Młodzież jest dorastająca i dojeżdżająca, o tej porze interesuje ich tylko obiad.
Znowu ktoś świetnie wymyślił
„zajęcia dodatkowe w ramach swojego etatu, czyli za friko”
A logiki nie uczyli? Jak w ramach etatu to za pieniądze, bo etat płatny, pełen, mimo że robota na pół etatu czego Pan dowodzi w tekście.
„Świat stanął do góry nogami.”
Nie, to wy staliście na głowie, świat taki jest.
„Rodzice są szczęśliwi, że miejsce w ogóle się znalazło. Dlatego za każdą dodatkową ofertę, np. rytmikę, gimnastykę korekcyjną, zajęcia teatralne, plastyczne, z logopedą, grę w piłkę nożną, języki obce, za wszystko gotowi są płacić.”
Myli się Pan, to nie ze szczęścia płacą, to dlatego że są nowymi inteligentami i wydaje im się że geniusza wychowają jak z baletnicą będzie miało zajęcia dziecko a nie rytmikę z przedszkolanką.
Że wy na państwowym to niczego dobrego nie zrobicie. Nawet wam ta opinia nieudaczników odpowiadała, dopóki można było na drugie pól etatu rodziców doić.
Teraz władza wrażliwość społeczną wykazała, to wy konserwatyści, a jak KN socjaliści.
Wie Pan jak się to nazywa, Pan zada pytanie uczniom.
Obłuda?
Oczywiście, panie przedszkolanki poprowadzą zajęcia z rytmiki na poziomie absolwentów wyższych uczelni muzycznych, taniec na poziomie absolwenta AWF, kurs językowy na poziomie filologów. A rodzicom trzeba mówić na co mają wydawać swoje pieniądze, co oni w końcu mogą wiedzieć o potrzebach swoich dzieci.
Ta sprawa jest rzeczywiście bulwersująca. Wygląda na to, że Donald Tusk, by poprawić spadające słupki, postanowił młodym ludziom mającym dzieci w wieku przedszkolnym zrobić dobrze. Zadekretował mianowicie, że zajęcia dodatkowe w przedszkolach będą prowadzić panie przedszkolanki w ramach swoich etatów. Tak sobie, z dnia na dzień. Bo przecież to nic trudnego.
Wtóruje mu (a jakże) pani minister (ministra?) Szumilas, która twierdzi, że tych paru słówek angielskiego to każdy może dzieci nauczyć. Kontynuując dalej to rozumowanie, można stwierdzić, że niepotrzebni są nauczyciele nauczania przedszkolnego: bo przecież takim dzieckiem przez parę godzin to każdy potrafi się zająć…
Przy okazji zlikwidowano dobrze funkcjonujący rynek usług edukacyjnych związanych z przedszkolami, w starym dobrym stylu przypominającym rok 1949 i handel prywatny. Z dnia na dzień pracę straciło kilkadziesiąt tysięcy ludzi świadczących te usługi do tej pory. Głównie nauczycieli, którzy nie znaleźli pracy w szkolnictwie państwowym.
Amerykanie maja taka zasadę: ‚If it ain’t broke, don’t fix it.” – jeżeli coś działa, nie naprawiaj. Wydawanie półtora miliarda budżetowych złotych rocznie akurat na ten cel, jest kompletnie bez sensu. Jest wiele innych rzeczywistych potrzeb w edukacji, gdzie te pieniądze mogłyby przynieść nieskończenie więcej pożytku. Myślę, że ‚stratedzy’ z otoczenia Premiera doradzili mu strzał w stopę. Powstała strona ludzi protestujących przeciwko temu:
http://www.mamwybor.pl
Kilkanaście tysięcy ludzi podpisało petycję do MEN.
Ta cała sprawa jest typowym przykładem rozrastania się państwa urzędników. Państwa etatystycznego, które nie znosi prywatnych firm. Komuna wraca?
LSY
Mówimy o placówkach państwowych, ze wspólnych pieniędzy utrzymywanych, niedopuszczalne jest dzielenie dzieci na te które dodatkowe zajęcia w przedszkolu mają i te które nie mają, te gorsze, jak można tego nie rozumieć? Albo jakim egoistą, żeby rozumiejąc protestować?
Pomijam fakt, że trzeba być nuworyszem intelektualnym żeby nie rozumieć, że te dodatkowe zajęcia o kant dupy potłuc, chore ambicje rodziców, groźne jak to się w porę nie skończy. Znam dzieci które całe dzieciństwo zmuszane są do gry na fortepianie, mimo że słoń im na ucho nastąpił, meczą się, nie rozwijają zgodnie ze swoimi predyspozycjami, albo dzieci które chciałyby piłkarzami zostać ale tata prawnik inna karierę przeznaczył, albo lekarz, mam wymieniać?
Dziecko w przedszkolu ma program a po nim ma się bawić, kreatywnie inspirowane przez wykształconą i przygotowaną do pracy przedszkolanką.
czterolatkowi do zabawy nie jest potrzebny specjalista od przedmiotu, to wręcz śmieszne.
Myli się Pan, to nie ze szczęścia płacą, to dlatego że są nowymi inteligentami i wydaje im się że geniusza wychowają jak z baletnicą będzie miało zajęcia dziecko a nie rytmikę z przedszkolanką.
Że wy na państwowym to niczego dobrego nie zrobicie. Nawet wam ta opinia nieudaczników odpowiadała, dopóki można było na drugie pól etatu rodziców doić.
Teraz władza wrażliwość społeczną wykazała, to wy konserwatyści, a jak KN socjaliści.
Wie Pan jak się to nazywa, Pan zada pytanie uczniom.
Obłuda?
@ Ignorant – pełna zgoda ale jest jeszcze jedna strona medalu – cześć rodziców myśli jak wyżej w Twoim cytacie i takich, głównie mamuś, jest tak koło 30%. Reszta boi się wychylić i placi aby dziecko nie nie cierpiało gdy koledzy i koleżanki idą na dodatkowe zajęcia. A często te zajęcia – głownie językowe są gów…o warte ale wszyscy płacą i część płacze.
@ignorant
Przedszkola są samorządowe, nie państwowe. To ważna różnica. Kontynuując twoje rozumowanie należy wszystkie przedszkola zlikwidować, bo miejsc w przedszkolach nie wystarcza dla wszystkich dzieci, więc niektóre z nich są tu pokrzywdzone i trzeba być egoistą (i nuworyszem intelektualnym) by tego nie rozumieć.
Frustruje mnie takie totalitarne myślenie. Wszyscy po równo, bo mamy takie same żołądki? Ubierzmy wszystkich w takie same szare mundurki, wyznaczmy dla wszystkich takie same pensje i ustanówmy Wielkiego Brata, który za pomocą armii urzędników i policjantów tego wszystkiego dopilnuje…
Jako ojciec, chciałbym móc decydować sam o moim dziecku. Ludzie tacy jak ignorant uważają, że wiedzą lepiej, co jest dobre dla moich dzieci, więc mi to siłą narzucą.
Zależy mi na tym, by moje dzieci uczyły się języków obcych w przedszkolu. W odróżnieniu od ignoranta bowiem, zadałem sobie sporo trudu by się z tym zagadnieniem zapoznać i wiem, że jest to dla moich dzieci dobre i nie jest to moja chora ambicja. Tylko chciałbym mieć wpływ na to, kto moje dzieci uczy i w jaki sposób. Zajęcia w przedszkolu były dobrze prowadzone, bardzo tanie (18 zł za 8 zajęć). Dzieci bawiły się ucząc. Ale jak widać komuś to przeszkadzało, bo ludzie tacy jak ignorant (bardzo trafny nick – notabene) uważają: „że te dodatkowe zajęcia o kant dupy potłuc”.
Ja ignorantowi bym się nie ośmielił narzucać, czy jego dzieci ma zapisać na dodatkowe zajęcia czy nie. To są moje pieniądze, moje dzieci i w jakimś sensie – moje przedszkole. I bardzo, ale to bardzo, nie chciałbym żyć w kraju, gdzie moje dzieci są wychowywane wedle poglądów ignorantów.
DrSkues
Co po tych językach jak ojczystego się nie rozumie?
Języków, znaczy nie jednego?
Zapisuj sobie gdzie chcesz, do przedszkola jakiego chcesz, do chińskiego, proszę bardzo, chcesz mieć wpływ na angielski w przedszkolu, wpływaj ale nie o tym rozmawiamy doktorze, o selekcji w publicznym przedszkolu na dzieci lepsze i gorsze a to nie ma prawa mieć miejsca w Europie w XXI wieku.
Panie Chętkowski.
Jest prosta recepta na ukojenie pańskich trosk:
podwyższenie poziomu nauczania oraz wyrzucenie ze szkoły najsłabszych i sprawujących kłopoty uczniów.
Dodatkowo – zwiększenie za darmo (niestety…) ilości godzin matematyki, chemii, fizyki oraz języków. Wartowałoby zmniejszyć ilość uczniów w klasie do maksimum 18.
Wiem, wiem, to niemożliwe w szkole rządowej.
Ale społeczne szkoły o takich zasadach nie martwią się o brak chętnych, byt, ani przyszłość. Dobrzy nauczyciele w takich szkołach też.
@MP
Opisane przez pana/panią recepty być może pomogłyby w niektórych przypadkach, np. uczenie, że porównywanie całej potrawy z deserem nie ma sensu (matematyka) byłoby bardziej powszechne. Dzieci często chciałyby jeść na obiad tylko deser i widać, że jak się tego tematu nie poruszy, to niektórym zostaje.
wyrzucenie ze szkoły najsłabszych i sprawujących kłopoty uczniów.
I co byś z nimi zrobił po wyrzuceniu?
@ignorant
Zajęcia dodatkowe wcale nie muszą dzielić dzieci na lepsze i gorsze. Po pierwsze, nie ma takiego dziecka, które chętnie uczestniczyłoby we wszystkich zajęciach oferowanych w przedszkolu, więc te grupy dzieci stale się zmieniają. po drugie, do naszych kieszeni właśnie trafia nadwyżka (w przedszkolu mojej córki jest to spadek cen z 3 zł za godzinę do 1 zł). Można ją przeznaczyć właśnie na te zajęcia, skoro i tak do tej pory te pieniądze były wydawane. Po trzecie, w normalnych warunkach zamożniejsi rodzice mogą bez problemu zrzucić się po 10 zł miesięcznie, żeby zapewnić możliwość uczestniczenia w zajęciach dzieciom z biedniejszych rodzin w „swojej” grupie przedszkolnej (i robią to, bez wypinania piersi do orderów). A po czwarte, nie da się zunifikować całego systemu edukacji – między dziećmi z przedszkoli prywatnych i państwowych też zawsze będzie jakaś różnica możliwości. I co, mamy z tego powodu zamknąć wszystkie przedszkola prywatne?
Co do dzieci i ich talentów, rodzice oczywiście czasem przesadzają. Ale tacy przesadzający rodzice i tak zaciągną dziecko na zajęcia prywatne albo organizowane w jakimś centrum kultury. I to dziecko już w ogóle nigdy nie będzie miało czasu dla siebie. Dopóki zajęcia były w przedszkolu, przynajmniej po południu miało jakiś czas wolny, a w obecnej sytuacji będzie tłukło te gamy do późnego wieczora. Nie wydaje mi się, żeby to było lepsze rozwiązanie.
Natomiast jeśli dziecko jakieś zajęcia lubi, jeśli bez nich się nudzi i chętnie w nich uczestniczy, to warto rozwijać w nim zainteresowania. Moja córka rozpacza, że nie będzie miała np. tańców. Więc ja pewnie zapiszę ją na tańce po przedszkolu i też będzie miała mniej czasu na dowolną zabawę. Ale to będzie jej wybór, a nie przymus z mojej strony.
Zapisz na tańce, na basen, na angielski albo na programowanie komputerowe.
Ja swoje dziecko zapisałem na skoki do wody, bo chciało uprawiać sport jak starsze a tylko tam przyjmowali pięciolatki, znów, nie o tym rozmawiamy, nie może być tak, że jedne dzieci czują się gorsze, bo rodzice nie mają na kung fu.
Zresztą większą krzywdę robi się w takich warunkach tym co mają, ale tego to już zupełnie nie zrozumiesz. Cóż, na rower trzeba mieć kartę rowerową, na dziecko papierów nie trzeba.
mimo woli poruszył pan problem,
ze III RP ledwo dycha i od 24 lat, rok po roku Polacy tracą przywileje, zdobycze socjalne i majątek narodowy pozostawiony przez PRL.
Pan wspomniał o stratach nauczycieli i rodziców a trzeba dodać ciągle podnoszenie podatków i cen przy 35% bezrobociu młodych i ograniczaniu świadczeń socjalnych – emerytury, dostęp do lekarza, itp
„nie może być tak, że jedne dzieci czują się gorsze, bo rodzice nie mają na kung fu”
Nie może tak być, że jedne dzieci czuja się gorsze, bo maja grubszych tatusiów niż inne!
Nie może tak być, że jedne dzieci czuja się gorsze, bo gorzej rozumieją matematykę niż inne!
Nie może tak być, że jedne dzieci czuja się gorsze, bo maja krótsze nogi i wolniej biegają niż inne!
Nie może tak być, że jedne dzieci czuja się gorsze, bo maja rodziców po zawodówce, a inne po studiach!
Nie może być, ale zawsze będzie, szanowny panie ignorancie. Moje dzieci zawsze będą miały lepiej niż jakieś inne, i te inne będą to widzieć, i wcale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Moje dzieci będą miały też gorzej niż jakieś inne, i tez będą to widzieć, i moja w tym głowa, żeby im wytłumaczyć, dlaczego tak jest, i żeby nie czuły się skrzywdzone przez los i społeczeństwo.
Nie zamierzam w imię jakiegoś dziwacznie pojetego egalitaryzmu i socjalistycznej „równości społecznej” krzywdzić moich dzieci – przeciwnie, będę robić wszystko, żeby im było jak najlepiej. Niech inni rodzice też skupia sie na tym, żeby ich dzieciom było lepiej, a nie, zeby innym dzieciom było gorzej, to wtedy nie będzie takich idiotycznych dyskusji.
Jako jedna z osób bezpośrednio dotknięta przez politykę Pani Minister, chciałam Panu podziękować za poruszenie tej sprawy. Chciałabym dodać trochę od siebie.
Najbardziej boli mnie to, że zostałam potraktowana jak śmieć, któremu z dnia na dzień można zabrać pracę i poczucie własnej wartości. Z nauczycielki, która była przeświadczona, że wykonuje pracę godną szacunku i pożyteczną, zamieniłam się w ?prywaciarę, która dorabia się na nas? – to cytat z wypowiedzi jednego z urzędników wydziału oświaty w moim mieście na zebraniu z dyrektorkami przedszkoli. Dokładnie wypowiedź brzmiała -?Już się dosyć na nas dorobili.? Państwo zachowało się jak cham-kapitalista: ?Pani tu już nie pracuje.?
Boli mnie również i to, że urzędnicy niszcząc dziesiątki tysięcy (Tak! Dziesiątki tysięcy!) małych firm nie dają nikomu niczego w zamian. Jest to koszmarny nonsens! Nie mogąc znaleźć pracy w przedszkolu sama o siebie zadbałam, zarejestrowałam działalność i prowadziłam zajęcia dodatkowe w przedszkolach: najpierw sama, następnie zatrudniając kilka koleżanek. Teraz wszystkie z dnia na dzień straciłyśmy pracę. Nie z własnej winy, bo pracowałyśmy dobrze, ale dla zaspokojenia jakiejś urzędniczej fobii.
Zrozumiałabym, gdyby ministerstwo – widząc rzeczywiste potrzeby i mając środki – przygotowało się do tego kroku starannie, uprzedzając wszystkich zainteresowanych o swoich zamierzeniach, szkoląc nauczycieli, pisząc programy nauczania, przygotowując podręczniki i przygotowawszy wprowadziło rozszerzony program do przedszkoli. Ale nic takiego nie ma miejsca. Nie ma programów, nie ma fachowców, jest za to ogólny bałagan i improwizacja. Co się z tego wyłoni nie wiadomo.
Zabawne (nie dla mnie) jest to, że w ustawie sejmowej takiego zapisu nie ma. Cała ta ponura sprawa jest radosną (nad)interpretacją Ministerstwa Oświaty, za którą stoi niejaki Broniarz i ZNP. Podobno, te miejsca pracy, które nam beztrosko zabrano, mają być przeznaczone dla zwalnianych nauczycieli. Trudno o większe brednie i taki pomysł mógł się jedynie zaląc w głowie osoby, która nic, ale to nic, na ten temat nie wie.
Z argumentem o nierówności dzieci nie warto nawet dyskutować: czysty populizm. Najprostszym sposobem wyrównania szans byłoby zapewnienie dofinansowania dla najuboższych. Kosztowałoby to znacznie mniej, a rzeczywiście by szanse wyrównywało. Zresztą w praktyce nikt dzieci nie segregował. Brało się z reguły wszystkie chętne…
Podsumowując, kompletnie bezmyślnie zniszczono dobrze funkcjonujący rynek usług edukacyjnych związanych z przedszkolami, który przez lata działał dobrze ku zadowoleniu wszystkich zainteresowanych. Przy okazji likwidując kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy. Konia z rzędem temu kto powie, jaka jest społeczna korzyść z takich działań.
Skoro już zostałam dozorczynią, to na pocieszenie poczytam sobie słowa premiera:
„Dzisiaj, to mówi także całe moje doświadczenie życiowe, w Polsce potrzeba ludzi we wszystkich zawodach. Kluczem jest to, by oni byli dobrzy w tych zawodach.”
http://samorzad.pap.pl/depesze/redakcyjne.edukacja/128172/Klucz-do-pracy–Premier-na-inauguracji-roku-szkolnego-w-ZSZ-w-Kurzetniku-
Polecam – fajnie nam się rozpoczął rok szkolny!
@atenka
Dzięki za odpowiedź na wpis ignoranta – mnie opadły ręce i nie miałam ochoty już z nim dyskutować. Szczególnie po tym, jak mi napisał, że na dziecko papierów nie trzeba…
Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości.
Uważam, że nauczyciele pracują trochę za mało, więc nie dziwi mnie to, że zajęcia dodatkowe muszą realizować w ramach swoich etatów. Zresztą, niektórzy robią to dodatkowo z własnej woli, sama wspominam czasy maturalne, kiedy mieliśmy dodatkowe lekcje z geografii czy historii. A to wszystko z dobrej woli nauczyciela.
Bo czasem dobra wola jest warta więcej niż wszystkie skarby świata.