Doktorat dla dyrektora

Studentów coraz mniej, więc uczelnie zwalniają wykładowców. Niektóre po kilkadziesiąt osób. Nierzadko na bruk trafiają pracownicy z tytułem doktora. Ponieważ w szkołach wyższych raczej pracy nie znajdą, próbują zatrudnić się w liceach i gimnazjach. Niejeden dyrektor zastanawia się, czy nie przyjąć do pracy spadochroniarza z uczelni. Może prestiż szkoły wzrośnie?

W wielu szkołach panuje niepisana zasada, że nauczyciele nie mogą mieć wykształcenia wyższego od dyrektora. Jeśli szef jest magistrem, to znaczy, że doktor nie ma czego tu szukać. Najpierw dyrektor musiałby się doktoryzować. I często tak właśnie się dzieje. Jakże pięknie wygląda przed nazwiskiem „dyr. dr”.

Niestety, dyrektorów doktorów jak na lekarstwo, czyli szanse na zatrudnienie w szkole byłego pracownika uczelni bardzo małe. Na miejscu uczelni przygotowałbym jakiś program ratunkowy dla zwalnianych pracowników. W końcu przez wiele lat pracowali na rzecz uczelni, pot wylewali, studentów kształcili. Moim zdaniem, najlepszą przysługą byłoby uruchomienie studiów doktoranckich dedykowanych dla dyrektorów szkół. Można by też zaproponować kontrakt: doktorat za zatrudnianie doktorów. Byłoby humanitarnie.