Doktorat dla dyrektora
Studentów coraz mniej, więc uczelnie zwalniają wykładowców. Niektóre po kilkadziesiąt osób. Nierzadko na bruk trafiają pracownicy z tytułem doktora. Ponieważ w szkołach wyższych raczej pracy nie znajdą, próbują zatrudnić się w liceach i gimnazjach. Niejeden dyrektor zastanawia się, czy nie przyjąć do pracy spadochroniarza z uczelni. Może prestiż szkoły wzrośnie?
W wielu szkołach panuje niepisana zasada, że nauczyciele nie mogą mieć wykształcenia wyższego od dyrektora. Jeśli szef jest magistrem, to znaczy, że doktor nie ma czego tu szukać. Najpierw dyrektor musiałby się doktoryzować. I często tak właśnie się dzieje. Jakże pięknie wygląda przed nazwiskiem „dyr. dr”.
Niestety, dyrektorów doktorów jak na lekarstwo, czyli szanse na zatrudnienie w szkole byłego pracownika uczelni bardzo małe. Na miejscu uczelni przygotowałbym jakiś program ratunkowy dla zwalnianych pracowników. W końcu przez wiele lat pracowali na rzecz uczelni, pot wylewali, studentów kształcili. Moim zdaniem, najlepszą przysługą byłoby uruchomienie studiów doktoranckich dedykowanych dla dyrektorów szkół. Można by też zaproponować kontrakt: doktorat za zatrudnianie doktorów. Byłoby humanitarnie.
Komentarze
Bzdura.
W moim liceum jest obecnie 4 doktorów i 1 doktor habilitowany i jakoś do pani dyrektor – magister – nikt pretensji nie ma.
Skoro nauczyciele – minimum mgr a dyrektorzy – minimum dr, to nadzór szkoły – minimum dr hab. A Ministrowie? Prof. dr hab. A prezydent?
Ks. ppłk. prof. dr hab. n. med. inż. tow. kol. red.
Ks. ppłk. prof. dr hab. n. med. inż. tow. kol. red. Jan Bąk.
A na poważnie – wykształcenie magisterskie już spowszedniało, dzięki zastępom „uczelni” prywatnych (choć te państwowe wcale nie są bez winy!) Z doktoratem będzie to samo. Już niektóre szkółki proponują doktorat w trzy lata.
Dlaczego nie w dwa?
Semestry?
@mpn
Jedni dyrektorzy mają kompleksy, a inni – nie … 😉
Twoja dyrekcja akurat nie ma, ale to nie jest zbyt powszechne!!!
Zwykle im gorszy dyrektor tym większe parcie na (formalne!) tytuły i tym większe (skrywane!) kompleksy … 😉
🙂 doktorat jest wystarczającym warunkiem na nauczania studentów, ale by uczyć w szkołach średnich czy podstawowych należny mieć uprawnienia pedagogiczne 🙂 mnie żaden dyrektor nawet z profesurą nie zatrudni, nie posiadam takowych uprawnień 🙂 wydaje mi się że te 11 lat doświadczenia w nauczaniu studentów nie przekonają żadnego dyrektora – nie nadaję się, z definicji… nie mam uprawnień 🙂
@dr, inż
Nieprawda! Kurator może zezwolić, co czyni szczególnie w deficytowych specjalnościach (np.technika),osobom bez formalnych kwalifikacji pedagogicznych na nauczanie… 😉
doktor inżynier 7 lipca o godz. 14:13
Z całym szacunkiem, ale nauczanie studentów daje pewne, ale nie wszystkie kwalifikacje. Przykładowe obszary, gdzie mogą wystąpić braki.
Różny typ partnera. Student to ochotnik a uczeń to poborowy. Z racji przymusu nauki i z racji – chcę w to wierzyć – motywacji.
Różnice wiekowe. Zmiany w latach życia pomiędzy 6/7 a 19 są ogromne i bardzo nieliniowe. Zmiany w wieku 19-25+ są dużo mniejsze i dużo bardziej liniowe. Dr inż. powinien zrozumieć.
Szkoła dla dzieci pełni funkcję więzienia a przynajmniej dziennej przechowalni. Z racji braku alternatywy. Student może przestać być studentem i pójść do roboty. Jeżeli nie więzieniem, to dla wielu szkoła jest poprawczakiem. O.K. dla niektórych wiejskim, przytulnym domkiem babci co daje drożdżowe ciasto i ma na kolanach kota. Wychowywanie studenta jako człowieka jest ważne, ale narzędzia nieco inne. Kiedy następna wywiadówka z rodzicami studentów?
Dr inż. nie równy dr. inżowi. Kusi mnie pytanie o przemysłowe doświadczenie przedmówcy. Jakieś opracowania? Projekty? Wdrożone coś do produkcji? W jakiej skali? Zagraniczna praktyka?
Współpraca z przemysłem? Krajowym, zagranicznym?
Cały dorobek to bibliografie i tłumaczenia czy coś oryginalnego?
Jeżeli całym dorobkiem jest dydaktyka to tutuł nie ma znaczenia, nauczyciel z 11 laty stażu jest lepszy, bo jego doświadcznie jest zdobyte w szkole a nie gdzie indziej.
Ja wiem, że najczęściej średni dr inż. powinien być lepszy (w sensie kardynalne byki będzie walił rzadziej) od magistra inż. ale gwarancji nie ma.
W skrócie zakres programu szkoły pomiedzy 6/7 a 19 nie wymaga doktoratu. Dla super zdolnych niech będą super szkoły a w nich super kadra. Zresztą nawet na tym „odcinku” edukacji Polska nie umiała i dalej nie umie osiagnąć rezultatów dorównujących np. większości byłych demoludów jeśli jako kryterium wziąć osiągnięcia olimpijczyków z matematyki na poziomie olimpiady międzynarodowej w przeliczeniu na głowę mieszkańca. Ani za „komuny” ani teraz.
Instruktorem harcerskim dr inż. jest?
Uprawnienia ratownika posiada?
Na gitarze zagra?
Spawarkę ze starej kuchenki mikrofalowej umie zrobić?
Tonę papierów będzie mu się chciało wypełniać czy go szlag trafi?
Co roku uczelnie wydają na świat nowych doktorów, bo jeśli magister dziś to odpowiednik dawnej matury, to wielu, aby się wyróżnić wkręca się w spiralę edukacji i pnie się wzwyż. A gdzie taki doktor będzie pracował? W ośrodkach badawczych? Uczelnie wyższe padają jak muchy. Do szkół trafią więc i doktorzy: ci z uczelni i ci świeżo upieczeni.
Dyrektorzy magistrzy i magisterskie grona belferskie będą więc musiały przejść przyspieszony kurs z podstaw pokory. To wystarczy na początek, zanim się nie przekonają, że nie tytuł zdobi człowieka.
@w czym problem
Co do międzynarodowych sukcesów matematycznych polskich uczniów, to gdyby nie matexy wymyślone i wprowadzone przez prof.Mazura w połowie lat 60-tych z kadrą akademicką (b.dobrą) z tego samego okresu, które istnieją siłą inercji, to nawet tych sukcesów nie byłoby wcale….;-) „Klasa POlityczna” Polandii ceni raczej młode futbolistki i ich sukcesy międzynarodowe niż młodych matematyków, fizyków, informatyków, chemików … 🙁 Może dlatego, że składa się głownie z historyków i POlitologów … 😉
@belferxxx – masz kłoPOt z klawiaturą? Gdyby jednak nie, to chciałbym przypomnieć, że to za czasów rządów innej partii wykluło się słowo deprecjonujące ludzi wykształconych (a na pewno wykształconych lepiej niż używający tego słowa). Mowa o słowie „wykształciuch”.
Jeśli chodzi o doktorów w szkołach, to się zdarzają. Częściej to jednak są nauczyciele, którzy w trakcie pracy zrobili doktorat niż świeżo z uczelni. Jeszcze doktor, który w trakcie studiów miał dydaktykę (taką szkolną) i normalne praktyki w szkołach (choć dawno) to jeszcze rozumiem, ale dydaktyka szkolna a dydaktyka na uczelni (na większości uczelni dydaktyki takiej po prostu brak – wchodzi się na zajęcia, które się ma w planie i się uczy) to kompletnie różne światy. Rozsądny dyrektor to wie i dlatego niechętnie zatrudni doktora, z którego na pierwszy rzut oka bije niekomunikatywność i niezrozumienie młodzieży.
Proszę, nie „dedykowane dla dyrektorów szkół”. Ja rozumiem, to być może ironiczne, ale jednak się utrwala. Istnieje jeszcze takie polskie słowo, jak „przeznaczone”…
@Albert
A u was w Amierikie niegrow b’jut … 😉
PO pierwsze -nie jestem z USA czyli z PiS …;-)
PO drugie PO rządzi Polską już 6 lat, a gdzieniegdzie nawet 7 i to co było wcześniej nie jest już dla mnie istotne …. 😉 Skądinąd Dorn, autor wykształciuchów, też już nie jest w PiS … 😉 Liche rządy PiS to żadne usprawieliwienie sposobu rządzenia w wykonaniu PO!!!
@Albert
P.S.
Skądinąd Ludwik Dorn jest znakomicie wykształconym i bardzo inteligentnym polskim Żydem akurat – te wykształciuchy mu się wzięły z przerostu wykształcenia i nadmiaru błyskotliwości … 😉
@belferxxx
Ludwik Dorn jest zapewne człowiekiem inteligentnym, zapewne bardziej inteligentnym niż niejeden profesor prawa, ale trudno o nim powiedzieć, że cierpi na przerost wykształcenia. Jednak bardziej niż autora wykształciuchów miałem na myśli satysfakcję, z jaką pewna partia wykorzystywała to pojęcie do konsekwentnego deprecjonowania wykształcenia na rzecz prostactwa umysłowego.
Oczywiście nie żeby kolejna partia była lepsza, niemniej to od czasów pewnej dziwnej koalicji chamstwo na dobre zagościło na politycznych salonach. Do tego stopnia, że posłom na spotkaniach z kadrą uniwersytecką trzeba przypominać, że tu się takiego słownictwa nie używa.
proszę Autora – po raz kolei/jny nie wiem po co i o co chodzi…
jak lubię Autora, a czy nie lepiej nie napisać czasem kolejnego „postu” – metodą „im więcej ciebie tym mniej”?
pisanie na akord ma to do siebie, ze jakość spada….
to przecież pretensjonalna słabizna jest?
Twierdzenie, że nauczyciel nie może mieć wyższego stopnia naukowego niż dyrektor nie jest do końca prawdziwe. W mojej szkole istniały takie przypadki. Chyba wszystko zależy do obyczajów w danej szkole a nie od niepisane zasady, która obowiązuje… no właśnie gdzie obowiązuje?
Nie wiem czy to dobry pomysł, żeby tacy doktorzy pracowali w szkołach. Tam nie liczy się tylko wiedza ale przede wszystkim wykształcenie pedagogiczne i umiejętność pracy z dziećmi i młodzieżą. Zupełnie inaczej pracuje się ze studentami, którzy już są jako tacy ukształtowani i nie trzeba ich niańczyć.