Nauczyciele w sądzie

Sporo nauczycieli dostało wypowiedzenia. Każdy z nich zadaje sobie pytanie, dlaczego ja. Dlaczego mnie to spotkało, a nie kogoś innego? W czym jestem gorszy od innych? Niektórzy poczuli się skrzywdzeni i postanowili poszukać sprawiedliwości w sądzie.

Paru przyjaciół dzwoniło do mnie, aby się poradzić, czy sąd to dobry wybór (miałem więc interesujący weekend). Niektórzy złożyli już pozwy i teraz potrzebują wsparcia. Jeśli w swojej szkole idą do sądu jako pierwsi, mogą być pewni, że zrobi się gorąco.

Wiele zależy od tego, jak na taki pozew zareaguje dyrekcja. Jeśli szef posiada empatię, to zrozumie, że zwalniany nauczyciel brzytwy się chwyta, aby nie pójść na dno. Skierowanie sprawy do sądu to nic osobistego, to sprawa tylko i wyłącznie zawodowa, nie ma więc powodu, aby się obrażać i czuć osobistą urazę do pracownika. Każdy dyrektor powinien się zastanowić, co zrobiłby na miejscu tego nauczyciela. Moim zdaniem, warto docenić, że pracownik ma przynajmniej jaja.

Wprawdzie bieganie na rozprawy to dla dyrektora kłopot, ale chyba nie taki duży. Warto traktować to jako okazję do zdobycia doświadczenia. Prędzej czy później każdy szef zostanie pozwany. Dobrze jest się wyrobić i otrzaskać. Kolejne sprawy mogą być o wiele trudniejsze.

Szanuję kolegów, którzy idą po sprawiedliwość do sądu. Oni przecierają szlak. Należy się spodziewać, że fala pozwów dopiero przed nami. Warto przyglądać się temu zjawisku, być może czeka nas to samo, a teraz mamy okazję uczyć się na cudzych błędach.