Praca widoczna i niewidoczna

Czas pracy nauczycieli został policzony. Wyszło, że przeciętnie w tygodniu pracujemy 46 godzin i 40 minut. Nikt się tego nie spodziewał, szczególnie MEN, skoro na ujawnienie wyników czekaliśmy ponad pół roku. Ministerstwo chyba nie mogło uwierzyć w to, co przedstawił Instytut Badań Edukacyjnych. Badanie kosztowało prawie milion złotych. Biorąc pod uwagę cel, czyli udowodnienie, że nauczyciele pracują mało, pieniądze zostały wyrzucone w błoto (zob. wyniki – tu tabela, tu info).

Niektórzy nadal nie mogą uwierzyć, więc wyjaśnię, że każda praca składa się z części widocznej i niewidocznej. Nie ma problemu, gdy 100 procent pracy jest publicznie widoczne. Wtedy wszystko gra – społeczeństwo widzi i współczuje. Jednak taka robota zdarza się rzadko. Przeważnie praca dzieli się na część, którą każdy widzi, oraz resztę wykonywaną nie na oczach ludzi. W przypadku nauczycieli publicznie widoczne jest prowadzenie lekcji, a o reszcie naszej roboty ludzie nie mają pojęcia. Stąd wyobrażenie, że belfer pracuje tylko wtedy, gdy prowadzi lekcje. Tak właśnie musiała myśleć minister edukacji, skoro zgodziła się wydać milion zł na badania.

Od połowy maja próbuję poświęcać na pracę w szkole przepisowe 40 godzin w tygodniu. Zaległości z robotą zrobiło mi się tyle, że wczoraj musiałem odpuścić. Mimo niedzieli wziąłem się za sprawdzanie prac uczniów. Późnym wieczorem wstawiałem stopnie do dziennika elektronicznego i przymierzałem się do wystawienia ocen na koniec roku. Postanowienie o 40-godzinnym tygodniu pracy diabli wzięli. Nie da się.

Do tej pory myślałem, że tak długo pracują tylko poloniści, natomiast omawiane badania uświadomiły mi, że popełniam typowy błąd: patrząc na pracę innych, widzę tylko tę część jawną publicznie, natomiast reszty działań nie dostrzegam w ogóle. Oczywiście, swoją robotę widzę od A do Z. Podobnie myśli większość ludzi. Przydałoby się zrobić badania czasu pracy we wszystkich zawodach (na koszt krytykantów i zawistników), może wtedy przestalibyśmy kierować się stereotypami.