Szkoły walczą o 1 procent

Prawie każda szkoła prosi o 1 procent podatku. Prawie każda współpracuje z jakąś organizacją pożytku publicznego. Interes jest prosty. Szkoła znajduje chętnych, wskazuje konto, a organizacja dzieli się ze szkołą pozyskanymi środkami. Dzieli się, bo przecież coś musi zatrzymać dla siebie.

Procent jest tylko jeden, a organizacji wiele. Wypada, abym dał przykład rodzicom uczniów, których prosiłem, i przekazał jeden procent swojemu liceum. Jednak wychowawczyni córki poprosiła mnie o to samo. Powinienem wesprzeć podstawówkę – przecież to dla mojego dziecka. Poprosili mnie też przyjaciele, którzy pracują w różnych szkołach. Tacy przyjaciele, którym wiele zawdzięczam, więc nie wypada odmówić. Niestety, to nie koniec. Ludzie, którzy wyświadczyli mi różne przysługi, a to lekarz, a to adwokat, a to prezes spółdzielni, poprosili o to samo. Prośba niewielka, nie wypada odmówić. A wszystko na godne cele: tu dla ofiar wypadków drogowych, tam dla domu dziecka, a tu dla profilaktyki raka piersi. Już sam nie pamiętam, na co i dla kogo. Potrzebujących strasznie dużo, a procent tylko jeden. Od paru tygodni wciąż dostaję maile od znajomych głównie w tej sprawie. Czuję, że przez to wszystko narobię sobie wrogów.

Najgorsze jest to, że prawie każdy darczyńca, wskazując w zeznaniu podatkowym organizację pożytku publicznego, podaje też swoje dane i od razu wiadomo, iż Chętkowski nie przekazał pieniędzy tam, gdzie go o to proszono. Znaczy się, nie lubi przyjaciół, nie potrafi się odwdzięczyć, nie spełnia prośby, nie daje dobrego przykładu, nie kocha swojego liceum, nie ceni szkoły dziecka. Sam prosi się o kłopoty.