Święta w szkole

Od kilku dni w szkole tak często słychać kolędy, że nawet naszym księżom obrzydło. Wczoraj ze świąt uczniowie już sobie jaja robili, więc trzeba było ich strofować. Wszyscy pamiętamy, iż święta idą, ale co one oznaczają, to już nam wyleciało z głowy. Zrobiło się tak imprezowo, jakby to było nie Boże Narodzenie, ale osiemnastka Jezusa.

Umówiliśmy się, że w przyszłym roku śpiewanie kolęd trzeba połączyć z edukowaniem, kto jest twórcą danej pieśni, kiedy ona powstała, jakie ideały wyraża itd. Młodzież może sobie śpiewać, o ile będzie chciała się uczyć. Samo zdzieranie gardeł i rytmiczne podrygiwanie już nie przejdą.

Gdy tak patrzyłem na drwiny ze świąt i wygłupy przy kolędach, przypomniały mi się czasy PRL. Otóż wtedy w szkole też czciliśmy, ale całkiem inne święta. I gdy było tego za dużo, zaczynaliśmy robić sobie jaja. Dawniej były to żarty z rocznicy rewolucji październikowej czy 1 Maja, a teraz z Bożego Narodzenia. W sumie nic się nie zmieniło – jest śmiesznie.