Koniec wakacji
Moim zdaniem, od jutra powinien zaczynać się rok szkolny. Druga połowa sierpnia to dobry czas na wstępne działania edukacyjne i wychowawcze: organizację pracy, wycieczki integracyjne oraz powtórzenie i sprawdzenie wiedzy z poprzedniego roku. Od początku września można by zacząć porządnie realizować materiał bieżący.
Nie rozumiem, dlaczego nie można złamać tradycji rozpoczynania roku szkolnego 1 września. Co z tego, że dawniej tak bywało? Ileż to rzeczy odrzuciliśmy, mimo że w przeszłości wydawały się niezbędne. Po co nam wojenna tradycja początku roku szkolnego, dlaczego nie wprowadzić nowej sierpniowej?
Obecnie oficjalnie zaczynamy naukę 1 września, ale tak naprawdę o wiele później. Uczniowie oczekują, że najpierw porozmawiamy o tym, jak kto spędził wakacje, co czytał i gdzie był, opiszemy to w wypracowaniach. I tak się nieraz czyni. A jeśli nawet tego się nie robi, to i tak klasy zaraz zaczynają organizować wycieczki i wyjeżdżają na cały tydzień. Klasy pierwsze są wdrażane do nowych zadań, integrowane ze społecznością szkolną, przyzwyczajane do licealnych wymagań. W mojej szkole ulgowo traktuje się uczniów aż do końca września (np. nie wolno pierwszakom stawiać jedynek). Potem są przygotowania do Dnia Nauczyciela, nauka hymnu szkoły, próby przedstawienia, więc prawdziwa nauka zaczyna się – mam takie wrażenie – dopiero po 14 października.
Dużo się dyskutuje o długich wakacjach dla nauczycieli. Zgadzam się, że z perspektywy pracowników innych branż nie jest to sprawiedliwe. Jednak nie zrzucajmy winy na nauczycieli. Naprawdę chcemy pracować dłużej, ale nie bez uczniów. Po co mamy siedzieć w szkole, gdy nie ma w niej dzieci? Uważam, że byłoby sprawiedliwe, gdyby wakacje skończyły się 15 sierpnia. I tę decyzję może podjąć MEN, więc czemu nie podejmuje?
Komentarze
Gdyby rok szkolny zaczynał się 16 sierpnia, część nauczycieli musiałaby pracowac od początku sierpnia: poprawkowe egzaminy maturalne, egzaminy poprawkowe dla uczniow, ułożenie planu lekcji, zaplanowanie roku szkolnego, bazy uczniów do dzienników elektronicznych (papierowych), tzw. rozkłady materiału, programy nauczania. Rusza szalona reforma w liceach i technikach – część nauczycieli będzie jedna lekcja przed uczniami [biologia, chemia, fizyka, geografia, przedmioty zawodowe]. Uczniowie to naistotniejszy element szkoły, ale bywają momenty – przełom czerwca i lipca oraz druga połowa sierpnia, gdy ich obecność w szkole nie jest potrzebna.
Może tak to wygląda w renomowanym liceum na języku polskim ale w zwykłej szkole normalna praca zaczyna się już od drugiej godziny lekcyjnej. I tak np. jeśli mam 3h lekcyjne w bloku to na pierwszej załatwiamy sprawy organizacyjne, a od drugiej ruszamy z pracą. I żadne „przygotowania” do dnia nauczyciela nas od niej nie odrywają.
Widocznie w renomowanym liceum uczniowie nie wymagają takiego nakładu pracy a w razie czego nadrobią płatnymi korepetycjami, na które tych z przeciętnych szkół często nie stać.
Skąd ten trend do skracania uczniom wakacji? Należą się im.
Witam to widocznie w Pana szkole tak jest. U nas b. dużo nauczycieli ma tak wiele dodatkowych zajęć związanych ze szkołą, że pracuje także w wakacje. Np. ja aktualnie pracuje jako nauczyciel matematyki i informatyki, nie dość że już w lipcu opracowuję plan lekcji, to prowadzę rożne strony www, program dla zdolnych uczniów który jest co roku poprawiany itd. Oczywiście nie jest to tak, że w wkacje siedzę po 8 godz. nad tymi pracami ale czasami po 3 h dziennie, czasami mniej/więcej. Natomiast co do roku szkolnego to 15 sierpnia, wg mnie jest za wcześnie, dlatego, że dzieci też potrzebują odpoczynku, ale tak ok 20 sierpnia mógłby się rok szkolny rozpoczynać. Mnie już na początku sierpnia sie „chce iśc do szkoły”. Tęsknie za atmosferą, uczniami….
W wielu szkolach w ktorych uczylem, zajecia zaczynaly sie ok 20 sierpnia. Glownym powodem byla dluga przerwa Bozonarodzeniowa, oraz inne tygodniowe wakacje podczas roku szkolnego – a liczbe godzin trzeba wyrobic!
I ten system, wedlug mnie, jest lepszy. Daje mozliwosc zlapania oddechu zarowno nauczycielom, jak i uczniom.
„Jednak nie zrzucajmy winy na nauczycieli”… ponieważ:
„Uczniowie oczekują, że najpierw porozmawiamy o tym, jak kto spędził wakacje”…
Jaka by gospodarcza treść wpisu się nie pojawiła, przekaz i przesłanie jednoznaczne.
Tak, zarządźmy koniec wakacji, ale dla uczniów oczywiście, oni to są przeszkodą w ochoczej i efektywnej pracy do której belfrzy gotowi za dnia i w nocy…
Nawet dysponując wiedzą, że to kolejna próbowana przez Gospodarza taktyka wykrętów i zakłamywania rzeczywistości na tle wypalenia zawodowego w toksycznym środowisku systemu, zadziwia, jak nisko ceni inteligencję czytelników bloga.
Oczywiście tych, nie oczadziałych na służbie systemu karmiącego…
Ja myślę, że publicznych belfrów czekają raczej coraz dłuższe wakacje, wraz z oczyszczaniem się oświaty publicznej z balastu uczniów – coraz częściej na rzecz sfery niepaństwowej, której uczeń w pracy nie przeszkadza, a nawet – o zgrozo! – przeciwnie.
Cześć pracy!
🙂
Jak dobrze zrozumiałem, dzięki świetlanej polityce kompetentnych gospodarzy zielonej wyspy kołderka staje się coraz krótsza i a to nóżki a to główka zaczyna wystawać, a zima idzie…w związku z tą, całkiem już widoczną przykrótkością, odpowiedzialna i zupełnie poważna klasa pasożytnicza, czyli politycy wpadli na pomysł przerzucenia 100% odpowiedzialności za finansowanie oświatowej kołderki na lokalne samorządy…po wyczerpującej konsultacji społecznej, oczywiście…
…niemniej jeżeli już nastepuje to, co następuje, to patrząc na „zasoby” oświaty z punktu widzenia przedsiębiorcy, wykorzystywanie „środków produkcji” tylko przez 10/12 części roku nie ma sensu…
…nawet nie dotykając długości uczniowskich wakacji czy nauczycielskich urlopów bezsensownym jest koncentrowanie nauki w 10/12 częściach roku kalendarzowego…i w o wiele wiekszym stopniu piszę tutaj o jakości finalnego produktu, czyli ucznia, aniżeli o oszczędnościach na oświetleniu czy na klimatyzacji…gdyby wprowadzić kilka, np. dwa potoki nauczania przesuniete w fazie względem siebie o kilka tygodni/miesięcy to zarówno uczniom jak i nauczycielom poprawiły by się warunki pracy…śmiem twierdzić, że być może skutkując w mniejszej liczbie urlopów na poratowanie zdrowia, mniejszej drugoroczności, mniejszej liczbie konfliktów w szkole, większym zadowoleniu nauczycieli z pracy z powodu wiekszej swobody w terminie urlopu, itd….
…generalnie żaden przedsiębiorca nie będzie ponosił całorocznych kosztów utrzymania budynków i załogi bez próby 100% wykorzystania całego roku do osiagnięcia zysku z tychże inwestycji…
…a więc dlaczego nie wprowadzić tak jak pisałem, przesuniętych w fazie dwu albo i trzech potoków kształcenia w każdej, wystarczająco dużej szkole?
Jestem na tak, wakacje powinny być krótsze.
Przynajmniej o 2, 3 tygodnie.
Za to zrobiłbym jak w Niemczech krótkie ferie jesienne (około 4-5 dni) (w okolicy 1 listopada).
ale z tym zaczynaniem nauki w połowie października to pan lekko przesadził w sumie.
Choć oczywiście racja, że pierwsze klasy się we wrześniu traktuje ulgowo (ocenianie), ale przecież to nie oznacza braku lekcji.
P.S. Dla zainteresowanych link, jak wygląda kalendarz ferii w Niemczech (acz też momentami dziwnie, bo jedne landy mają np. ferie zimowe czy z okazji Zielonych Światek, inne nie)
P.S.
Drugą rzeczą, którą należałoby zmienić (chyba też na tym blogu o tym było), przesunięcie matur na sam koniec roku szkolnego.
Matury w maju rozwalają rok szkolny, wyrzuciłbym je gdzieś po 15 czerwca i lekko (dla uczniów tylko) skrócił rok szkolny.
Bo i tak ten czas po klasyfikacji dla uczniów jest zmarnowany w dużej mierze.
Do Gekko:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Trollowanie
Tyle w tym temacie:)
@ cyrus 15 sierpnia o godz. 22:51
„Do Gekko:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Trollowanie
Tyle w tym temacie:)”
– – –
Czyli dokładnie tyle Twojego udziału w temacie wpisu i dyskusji (= zero), oraz insynuacji i wszczynania konfliktów (100%), ile określa definicja, jaką się w linku i w praktyce podpisujesz.
To tak a propos słów-kluczy i konieczności skrócenia wakacji tym, którym żadna oświata nie pomoże, cyrusie (jakże nie Wielki i wyzuty z jakiegokolwiek Cylindra) 🙂 🙂 🙂
Moje pomysły nie są aż tak rewolucyjne (choć idea Gospodarza też mi się podoba), ale: początek roku w tym roku – 1 września. A po weekendzie można już zacząć naukę od poniedziałku.
zakończenie nauki – koniec września, ale ostateczne wystawienie ocen – jakieś dwa tygodnie później. Dzięki temu nie będzie rozpierduchy w końcu czerwca.
Swoją drogą, ciekawe są reakcje ludzi gardłujących za skróceniem wakacji dla nauczycieli, gdy przypomni im się, że jest to jednocześnie skrócenie wakacji dla ich dzieci.
Można się zastanawiać kiedy powinny się zaczynać wakacje. Można dywagować kiedy się powinny kończyć. Można też rozważyć czy uczestnictwo młodzieży w 45 minutowych spektaklach jednego aktora mają sens. To one zabierają najwięcej czasu. A czy są potrzebne? Czy to z nich wynika skuteczność nauczania? Polecam to sprawdzić. Po przerobieniu całkowicie nowego materiału na lekcji, zróbcie niespodziewaną dziesięciominutową kartkówkę na ocenę z jednym tylko poleceniem: „Wymień wszystkie informacje jakie zapamiętałeś z dzisiejszej lekcji.” Zwróćcie uwagę szczególnie na oceny najlepszych uczniów.
Moim zdaniem skuteczność nauczania wynika z poleceń jakie wydają nauczyciele. Napiszcie wypracowanie o tym i o tym na przyszły tydzień. Opiszcie to, opiszcie tamto na jutro. Zróbcie ćwiczenia od strony tej do tej na wtorek. Przygotujcie się do klasówki na termin taki i taki. Uczeń się zastosuje albo nie. Ale z tego głównie otrzymuje oceny. Do tego się przygotowuje. Czy 45 minut spektaklu jest mu do tego potrzebne? Czy właśnie wtedy nabywa wiedzę? Wątpię.
Należy to wszystko zbadać. A potem wyciągnąć wnioski. Np. zlikwidować niewydajny przymus przesiadywania w klasie. Zastąpić czymś lepszym. Np. 8 h konsultacji od 8 do 16. Niech się umawia z nauczycielem, jeśli uczeń tego potrzebuje. Niech przychodzi. Niech czeka w kolejce w razie czego. Niech przychodzi do wybranego nauczyciela, a nie do jednego wyznaczonego. O ile kolejka nie za długa i terminy nie zaklepane.
Wtedy znikają problemy: kiedy powinny się zaczynać wakacje, kiedy kończyć, ile nauczyciel pracuje – za dużo, czy za mało. W ogóle nie byłoby wakacji. Byłyby terminy zadań do wykonania i klasówek do napisania. Zdolni nauczyliby się szybciej. Mieliby dłuższe wakacje. Albo zrobiliby kilka klas szybciej niż 1 na rok. Sami regulowaliby czas nauki i wypoczynku.
Nad takimi zagadnieniami też można się zastanawiać. Fundamentalnymi. O ile mieszczą się w głowie.
Michał
16 sierpnia o godz. 10:05
Moim zdaniem wiele z tego co napisałeś dałoby się wdrożyć już od gimnazjum, szkoła powinna być rodzajem warsztatów, udostępniać pracownie pod okiem nauczycieli i każdy powinien się w niej indywidualnie rozwijać. Ludzie by się dobierali w grupy na zasadzie zainteresowań, uczyliby się pracy zespołowej, realizowali wspólne projekty, w iluż to dziedzinach się można realizować. Po co to tak się męczyć, to jakieś falowe myślenie, ja dostałem w dupę, ale miło wspominam, bo byłem młody więc i tak było fajnie, nawet na wojnie:))) więc ty też gnoju musisz dostać, bo kto by się uczył bez bata:)))))
A nasza szkoła jest jak ten blog, lewicowa bolszewicka i konserwatywna jednocześnie. A co to jest jak nie faszyzm:))))) Jest historyk na sali? Prawdę mówię?
Michał 16 sierpnia o godz. 10:05
„Fundamentalnymi. O ile mieszczą się w głowie.”
Z tego co się zorientowałem to na Belferblogu „zakłada się” w większości tematykę szkolną w granicach K0-K12, czasami tylko potracając K13+. To o czym piszesz to marzenia na poziomie super-odpowiedzialnego studenta. Kompletne mrzonki na jakimkolwiek wcześniejszym poziomie. Sprawdzone na sobie i na mojej klasie. Dawno temu, za Gierka. Klasa bardzo wyselekcjonowana czyli młodzież (relatywnie) bardzo głupia nie była. Wolność w każdym możliwym sensie była nie tylko deklarowana ale wręcz narzucana gronu pedagogicznemu przez dyrektora, czyli umocowana tak wysoko w systemie jak tylko można sobie wymarzyć. Wniosek jeden-młodzież, nawet najzdolniejsza i najbardziej zmotywowana, będzie się uczyła tylko i wyłącznie tego co już jej dobrze idzie, tego w czym już jest dobra, co już jej sprawia przyjemność. Musiałbyś zmienić cały kraj tak aby zgodzono się na budowanie organizacji na bazie szurniętych geniuszków-indywidualistów, którzy sami sobie na arbitralnie wczesnym poziomie ustalili co im sprawia przyjemność. Zwracam uwagę, że takie „zamrożenie zainteresowań” może nastąpić też w wieku ośmiu lat i skoncentrowac się na przedmiocie „plucie i łapanie”.
A tobie marzyły się jakieś praktyczne nauki „obywatelskich manuali” na poziomie liceum. Ja i moi koledzy wyśmielibyśmy ciebie z klasy przez okno na boisko prostym argumentem, że jeżeli inteligentnego człowieka trzeba uczyć przepisów i kodeksów to znaczy, że debile te kodeksy pisały. I to nie uczeń powinien tracić czas na studiowanie przepisów podatkowych ale idiota, który je napisał powinien wylecieć natychmiast z roboty. Nie nos dla tabakiery ale tabakiera do nosa.
W USA urząd podatkowy od czasu do czasu testuje swoich najlepszych specjalistów w interpretacji własnych przepisów. I jeszcze nie zdarzyło się, aby szanowni specjaliści zgodzili się co do ocen z takiego testu. Nie potrafią sami powtarzalnie wskazać na jednoznaczną i niezależną od urzędnika interpretację własnych przepisów. Nie przypuszczam, aby w Polsce było inaczej. A ty chcesz dzieci czegoś takiego uczyć.
W szkole potrzebna jest właściwa dawka dyscypliny bo jest nieprawdopodobnym aby udalo się ustalić w czym jakie dziecko ma największe talenty bez mocnego „dociśnięcia” mu pedału gazu.
Skąd wiesz, czy nie jesteś utalentowany w pływaniu pod wodą? Kazał ci kiedyś trener przepłynąć 50 metrów pod wodą? Zanurkować na 8 metrów i podnieść z dna widelec?
Przejechać 200 km na rowerze? Przebiec 5 km? Zrobić 50 pompek? Wiesz jaka to frajda dla mlodego człowieka zobaczyć na co go stać i poczuć dumę z pokonania zmęczenia i bólu? To samo tyczy się fizyki i biologii. Potrzebny jest tylko dobry ale wymagający trener.
Dasz dzieciakom całkowitą swobodę z jaką nie radzi sobie jeszcze część trzydziestolatków i zmarnujesz = ukradniesz dzieciakom kilka lat ich życia.
Michale,
całkiem ciekawa koncepcja.
Fakt, wadą szkoły jest dogmatyzm i pewne założenia, których nikt nie chce przewartościować.
To że lekcja musi trwać 45 minut (nawet jak jest fascynująca i można by dalej ją robić, to musi się skończyć lub nie można jej skrócić.
To że muszą być uczniowie w tym samym wieku w grupie.
To żę podzielona jest wiedza na szereg przedmiotów, gdy tym czasem można by to jakoś zintegrować.
Itd itp
Pamietam jeden wyjatkowy rok szkolny 1980/81. Wtedy rok szkolny zaczął się….. 20 sierpnia 1980 r.
I tragedii nie było. Szkoła działała, a my chodziliśmy do niej.
Czyli da się i nie jest to takie straszne.
Jak już tak sobie reformujemy, to np. mnie drażni obowiązek systematycznego oceniania uczniów.
W ogóle drażni mnie i dziwi to zaprogramowanie, że oceny są najważniejsze, nie wiedza i umiejętności.
Niestety, ta epidemia kwitnie wśród uczniów także.
Jestem uczennicą i nie dotyczą mnie rzeczy opisane przez autora blogu. Już w pierwszej klasie liceum na pierwszej lekcji matematyki zaczęliśmy naukę. Nie zdarzało się też, żeby wrzesień zajmowały sprawy organizacyjne, a o wycieczkach rozmawia się u nas najczęściej na godzinie wychowawczej. Moim zdanie najgorzej wykorzystanym czasem w szkole jest czerwiec. W momencie kiedy oceny są już pewne, nie tylko uczniom ale i części nauczycieli nic się nie chce. Lekcje kończą się kilka godzin wcześniej, co i tak jest lepsze od bezproduktywnego spędzania czasu w ławce, kiedy co „surowsi” nauczyciele straszą, że w razie nieobecności to to czy tamto. Chociaż nic nie robimy na lekcjach musimy siedzieć w szkole. I to ta sprawa powinna moim zdaniem zostać rozwiązana.
Gekko – pozdrawiam uniżenie, a z koniem się nie kopię:-). Zauważyłeś, że już nikt nie reaguje na Twoje insynuacje? Jesteś ignorowany. Pora znowu zmienić nicka Eltoro-Gekko-… Może Bełkotek? Bo po bełkocie rozpoznawalny jesteś;-)
Bo szkoła jest nastawiona na selekcje, nie na rozwój młodzierzy, to konserwatywne podejście które ma akceptacje w społeczeństwie.
Ale szkoła powinna społeczeństwo zmieniać, anie postawy rodem z innej epoki utrwalać.
Ocena jest narzędziem represji w rekach nauczyciela, daje mu władzę, kiedyś jeszcze miał rózgę albo linijkę, jak też dostawałem od nauczycieli po łapach linijką a nie były to zamierzchłe czasy.
To dlatego mentalność więziennego klawisza, trzeba najpierw wytrzebić wśród nauczycieli, jak to zrobić jak oni kontestują każdą zmianę poza podwyżka pensji?
Jak wprowadzono przepis, czy zasadę, żeby w pierwszych klasach dzieci nie oceniać, to obeszli to chmurkami, słoneczkami i burzowymi chmurami z błyskawicami. Tak, taki brak zrozumienia, wydawałoby się niewyobrażalny u ludzi z pedagogicznym wykształceniem, a jednak powszechny.
Pisał gospodarz, że uczy pod klucz?
To czego chcesz więcej Grzesiu? Nauczycieli trzeba zmienić, nie da się inaczej, zwolnic nienadających się przyjąć tych, którzy się rozumieją na współczesności:)))
@parker
1.Ciebie nie selekcjonowali i błąd – „młodzieży” się pisze…;-)
2.Pomysły żeby zmieniać społeczeństwo są wśród utopistów powszechne… i teksty,że ” świadomość nie nadąża”…;-)Na szczęście to społeczeństwa zmienia władzę, nie na odwrót!!!
3.Dlaczego uważasz, że to inni się mają do Twoich utopii dostosować, a nie Ty do powszechnej racjonalności???
4.Pomysł nauczyciela jako misjonarza nowej wiary był modny w początkach komuny. Niczego się nie nauczyłeś?
@ Michał, @ parker
Michał, bardzo słuszne spostrzeżenia, tyle że dość oczywiste i będące naturalnym elementem standardu edukacyjnego w krajach cywilizowanych.
Jak widać, przeszkodą w drodze do cywilizacji jest gumniana mentalność belferska (bo takie gumno jest na stanowisko belfra dopuszczane i promowane systemowo).
Gumno, w cywilizacji, istniejącej od stuleci i w cywilizowanych zachowaniach społecznych widzi – utopię.
Bo tyle rozumie, ile z gumna widać.
I tego też „uczy” dzieci.
Jednak, parker, nie jest to w żadnym razie …faszyzm, tu już pojechałeś po bandzie.
To tylko banda plemiennych przesądów i obskurantyzm zawodowy, podniesione do instancji belferstwa.
I śmieszne, i owszem – straszne, ale nie tak jak z uwielbieniem tu wspominany Giertych, o, to jest faszyzm, nawet umundurowany.
Dla amatorów zniesienia ocen, co również sprzeczne jest z cywilizowaną wiedzą o ludzkich zachowaniach, mam złą wiadomość – człowiek tak jest skonstruowany, że bez ukierunkowania celu i wyniku, co wymaga informacji o postępach (a więc i o porażkach) nie jest w stanie nic ale to nic cywilizacyjnego osiągnąć.
Brak wiedzy o tym prowadzi do iście stalinowskich wniosków, jakoby rozwiązaniem jest, aby jeden uczył, drugi pilnował uczącego, trzeci oceniał a czwarty… pewnie donosił na resztę.
Takie podejście wynika jedynie z niezrozumienia, że kontrola nie jest w stanie zastąpić godnych zaufania i kompetentnych wykonawców a tylko mnoży byty administracyjne, korupcję i nepotyzm. Jakby mało tego było za komuny – trzeba jak widać oświecać i przypominać.
Nie oceny więc są problemem, przeciwnie, ale jak sądzę sposób ich formułowania i funkcjonowania, co już jest tylko problemem małpy z brzytwą.
Wystarczy małpy przenieść do zoo a brzytwy do fryzjera i już z ocenami wszystko będzie na swoim miejscu, tak jak w podstawach programowych słusznie i trafnie ustalono.
Szkoda, że największą kreatywnością zawsze będzie w tym kraju wynalezienie koła albo kamienia filozoficznego, zamiast robienie tego, co kto umie.
I nie jak teraz, że jak nic nie umie, to idzie na belfra.
– – –
@ cyrus,
w swej przenikliwości nie zauważasz, że właśnie Twoje reakcje przeczą temu, co sam insynuujesz.
Litościwie zakładam, że nauczysz się kiedyś wiązać sobie sznurówki inaczej niż prawą do lewego i będziesz miał mniej siniaków w zetknięciu z glebą, zrywając się do lotnych uniesień dyskusyjnych 🙂 🙂 🙂
Polecam również w tym celu, trafiania sznurówką jak kluczem do dziurki, oświatę niepaństwową, najlepiej eksternistycznie – zerówkę 🙂
Na razie ośmieszasz boleśnie jedynie swoje kompetencje polemiczne i być może belferskie.
Od kolegów po fachu należy Ci się za to mała kocówa i tyle z twojego udziału w blogu wynika 🙁
parker 16 sierpnia o godz. 15:29
„Ocena jest narzędziem represji w rekach nauczyciela, daje mu władzę”
Dwa agumenty.
Pierwszy oparty na doświadczeniu moim i mojej klasy.
Słowo w słowo poglądy mojego licealnego dyrektora. On nawet mówił o tym mocniej, bo używał historii swojego życia. Jako dziecko był świadkiem ulicznej egzekucji i na każdej akademii szkolnej powtarzał, że „ocena jest takim samym gwałceniem osobowości młodego człowieka jak pocisk karabinowy”. Zabija jego duszę, wypacza charakter, przez wtłaczanie w cudze schematy i cudze kryteria niszczy osobowość w czasie, gdy ta nie miała szansy się jeszcze ukształtować”. Dyrektor walczył z nauczycielami aby nie oceniali. Walczył z kuratorium, które nie chciało zgodzić się na pomysł wyeliminowania ocen z życia szkoły. Udało mu się zrealizować ten pomysł – częściowo, bo tylko z matematyki – w naszej, „autorskiej”, klasie.
Pomysłowi jak najbardziej ochoczo przyklasnęli nasi wykładowcy,- doktorzy i uniwersyteccy profesorowie matematyki. Nauczyciel analizy, nauczyciel algebry oraz „gościnni wykładowcy”.
Skutek był opłakany.
Drugi oparty na doświadczeniu mojej rodziny.
Z dzieci, które zdążyły mieć większy kontakt z „dyscyplinującym ojcem” przed jego wyjazdem do Stanów dwójka osiagnęła bardzo porządne rezultaty edukacyjne. Trzeci też mierzył wysoko ale jak na razie roztrzaskał się kompletnie na swojej „wolności”. Wolności danej mu przez żonę po moim wyjeździe.
W grupie pozostałych, młodszych dzieci z bardzo niewielkim kontaktem osobistym z ojcem, jest dwójka cały czas lecąca edukacyjnie tak nisko, że co i rusz zawadza o drzewa. Reszta wprawdzie nie zawadza ale i wymagań sobie za wysokich nie stawia.
Starszaki nie miały dziesiątej części tej forsy, warunków mieszkaniowych, ubraniowych, zabawowych, etc. co młodsze. Młodsze są całkowicie zrelaksowane, nie będą się zabijały ucząc się nadmiernie, pracują tylko wtedy jak im się chce pojechać do Hiszpanii albo do Grecji na wakacje. Oczywiście autostopem i oczywiście za minimalne pieniądze bo po co sie stresować. Od utrzymywania w ciągu roku szkolnego są rodzice.
Starszaki pracowały cały czas w trakcie studiów. W zawodach, nie w Maku. Zarabiały pieniądze na naukę i na wyjazdy na konferencje naukowe a nie po to, aby sobie wejść na Wieżę Eiffla.
Śmieszne, ale dzięki naciskowi na naukę a nie na doraźne i malutkie pieniążki z roznoszenia ulotek (szczyt osiągnięć najmlodszego) mają teraz fantastyczne miejsca pracy, nie tylko pracując z najlepszymi w zawodzie ale i świetnie zarabiając.
Młodsze „od zawsze” śmiały się ze starszaków, że tamte to „kujony”. I wygłaszały swoje teorie o „konieczności odpoczywania, posiadania znajomych i życia towarzyskiego, nie zabijania się, itd.”.
Tak, moja żona jest zrelaksowana osobą. Szkoły – w lwiej większości prywatne – wybierała dla młodszych na zasadzie „czy nauczyciele kochają dzieci i pozwalają rozwinąć się ich osobowości” a nie tak jak ja, czyli „ilu i z jakiego przedmiotu mają olimpijczyków”.
Opisałem dwa powody mojej opozycji dla bezocenowej formy kształcenia. A jakie ty, parker, masz fakty na poparcie twoich teorii?
Zosia
16 sierpnia o godz. 15:57
Oj Zosiu ,Zosiu, żebyś ty wiedziała ile mnie uczyli ortografii, ile dwójek nastawiali, ze wszystkich przedmiotów, nawet matematyki, bo miałem taka kretynkę nauczycielkę, co uważała, że matematyk też musi bez błędów pisać, że o historii nie wspomnę. Na część studiów miałam zamknięta drogę, żebym czasem naszej mowy ojczystej nie pokalał i co? I gówno, na tyle się to zdało, że teraz robię błąd jak nie zauważy edytor tekstu.
A konserwatyści to i tak nigdy nie mają racji, nigdy , nigdy, nigdy:)))w historii, zawsze przegrywają z postępem a cały czas są, to taka niereformowalna rasa, teraz też by mnie ortografii uczyli kretyni.
Gekko, ja wiem, proste bodźce i reakcje na nie nami kierują, niczego innego bym się od darwinisty społecznego nie spodziewał, ty też jesteś konserwa.
Wydaje ci się, że postępowy, ale to jest bardzo relatywne, jesteś postępowy na tle na którym występujesz, tyle że te dekoracje pochodzą z zamierzchłej epoki.
Świat jest bardziej skomplikowany i nieodgadniony niż ci się wydaje. W wychowaniu dzieci w ogóle nie jest potrzebny bat, sama marchewka wystarczy, bo dziecko ma naturalna potrzebę uczenia się, poznawania, wystarczy ją rozwijać a nie zabijać ocenami i rywalizacją.
Nie wszyscy się czują takim środowisku komfortowo i osiągają dobre rezultaty,.
Ty byś wszystko zostawił po staremu tylko nauczycieli zmienił.
A po co?
To teraz źle, jest jak było zawsze przecież.
Kto chce się nauczyć, albo komu starzy karzą albo inaczej zmotywują to się nauczy, kto nie chce bo leń i rodzice nie dbają, się nie nauczy, co ci to przeszkadza?
I mamy pracowitych w wielkich miastach, w inteligenckich ośrodkach i leni na prowincji, w gorszych dzielnicach, na blokowiskach, tak świat wygląda i wyglądał, lenie z Afryki się w Ameryce wzięli.
U nas ze wsi pochodzą i blokowisk.
Cyrus, racja!, nic dodać nic ująć, a swoją drogą zamieszczanie w każdym komentarzu „uśmieszków” jak to niektórzy czynią nie wydaje ci się infantylne?
@ Zet, masz rację, uśmieszki są infantylne, ale czasem je dodaję; trudno się niekiedy oprzeć. Pozdrawiam.
@paker
>A konserwatyści to i tak nigdy nie mają racji, nigdy , nigdy, nigdy:)))w historii, zawsze przegrywają z postępem a cały czas są, to taka niereformowalna rasa, teraz też by mnie ortografii uczyli kretyni.<
Oczywiście, tylko to się okazuje po wielu latach kto był postępowcem słusznym, a kto ….;-) Taki postępowiec np. jak tow.Stalin np. albo parteigenose Hitler albo postępowy tow.Mao co na cesarza Szi Huang Ti pozował sprzed paru tysięcy lat…;-)
@ parker, 16 sierpnia o godz. 19:12
Ach, parkerze, właśnie o to chodzi, aby szkoła i belfer profesjonalnie sprawiali, że się chce chcieć tym, co się nie chce bez ich pracy…
Jak już mowa o konserwatyźmie, to niestety, w zacofanym mentalnie i cywilizacyjnie kraju, moda z ubiegłych sezonów wyprzedza naukę i wiedzę, jak mądrości z pudelka, są bardziej nowoczesne a więc popularne od tabliczki mnożenia.
Wybacz że się wyzłośliwiam, ale ja lubię konserwatyzm, który u nas będzie nowoczesnością za dwa wieki, być może. Kiedy każdy będzie ekspertem w tym, co umie.
BTW, jaka jest Twoja specjalność zawodowa? Jeśli ekonomia i przedsiębiorczość w demokracji, to ja się zamieniam w słuch, bo tu jesteś tak lokalnie nowoczesny, że aż światowo konserwatywny – i tu się spotykamy…hihi.
A poza tym, z całym szacunkiem i sympatią w kwestii akurat Twoich przemyśleń marchewkowych z poradników dla feminów, dieta marchewkowa wywołuje tylko biegunkę, a motywacja i ocena tak się ma do treserskich kar i nagród, jak małpa do brzytwy.
Dla złapania gruntu w tych sprawach, polecam neurofizjologię behawioralną i np. polemikę z mógzgiem i jego ośrodkami i neurotransmiterami systemu kar i nagród.
Uprzedzam, że mózg jest zaje…ście konserwatywny i nie jest na bieżąco z trendami medialnymi modo „Charaktery” oraz na tyle nieżyciowy, że się modnie nie przemodelowuje zależnie od trendu w literaturze poradniczej…
Co do marchewki więc, zgoda że smaczna, ale z ustawicznej biegunki nic jeszcze smakowitego wychowawczo nie wypłynęło… )
Z pozdrowieniami!
zet
16 sierpnia o godz. 20:41
_ _ _
🙂 🙂 🙂
Ja tam się lubię uśmiechać, zwłaszcza na toksyczne i agresywne zaczepki bezradnych prostaków.
Mnie to bawi edukacyjnie i oświatowo, zet.
A ciebie?
🙂 🙂 🙂
Ostatnio w szkole modne stało się ocenianie kształtujące. http://www.ceo.org.pl/ok/news/o-ocenianiu-ksztaltujacym
„I mamy pracowitych w wielkich miastach, w inteligenckich ośrodkach i leni na prowincji, w gorszych dzielnicach, na blokowiskach, tak świat wygląda i wyglądał, lenie z Afryki się w Ameryce wzięli.
U nas ze wsi pochodzą i blokowisk.”
Ot, kwintesencja poglądów Parkera.
O tym co wyżej zamieścił, pisać hadko.
Uwaga o uśmieszkach nie dotyczyła ciebie, Cyrusie.
Zosiu, masz rację.
Gekko, to co cie nauczyli o dorosłych ma się nijak do dzieci.
Świat nie jest taki prosty jak ci się wydaje, prosty się wydaje prostakom:(((((
Obwiniacie nasz rząd? Czy kiedykolwiek zauważyliście, że kiedy wskazujecie na kogoś innego, trzy palce wskazują spowrotem na was? Żyjemy w republice demokratycznej, a więc ten rząd to my. Nasi nauczyciele, kapłani, generałowie, senatorowie i dyrektorzy są odbiciem nas samych. Chcecie naprawić problem? Rozpocznijcie od najbliższego lustra.
Dorastałem na Brooklynie w latach pięćdziesiątych i od trzeciej klasy samodzielnie chodziłem do szkoły. Mam wnuki mieszkające na przedmieściach Tucson i po prostu jest tam za niebezpiecznie aby najstarszy szedł kilka przecznic do szkoły.
Pewien znajomy inżynier parę lat temu przeprowadził się spowrotem do Indii ponieważ był przekonany, iz jego dzieci nie mają dostępu do dobrej edukacji. Powiedział, że akademickie wymagania w szkołach amerykańskich nie są tak wysokie jak w Indiach i że wartości, których uczył w domu nie były umacniane w szkole.
Europejscy inżynierowie mówią, że szkoły w USA wydają więcej w przeliczeniu na ucznia od tych w Europie ale że szkoły w Europie są dużo lepsze. O, podręczniki i wyposażenie w amerykańskich szkołach są lepsze, ale uczniowie i nauczyciele są za leniwi.
Mój pasierb był nauczycielem w szkole średniej w Tucson ale odszedł z pracy po tym, jak dyrekcja zmieniła stopień uczniowi, któremu dał jedynkę. Mówił, że było to niesprawiedliwe w stosunku do tych uczniów, którzy przykładali się do nauki.
Niektórzy kierownicy twierdzą, że najlepsi inżynierowie byli wychowani w Europie, tam ukończyli czteroletnie studia aby następnie magisterium zrobić w Ameryce. Do rzeczywiście ważnych projektów musimy impotować inżynierów. Urodzeni w Ameryce inżynierowie nie są konkurencyjni w związku z czym tylko narzekają.
Chcemy rozwiązać ten probelm? Naprawmy szkoły. Chcemy naprawić szkoły? Proponuję abyśmy naprawili siebie.
Tony Zizzo
Tucson, Arizona
Electronic Engineering Times, str. 53
8-go grudnia 2003
wyrzucam stare gazety
A powiedz nam Gekko, jaką szkołę ty byś chciał widzieć, bo z tego co tu wypisujesz nic nie wynika na ten temat. Wytykasz celnie brak kompetencji nauczycielom, pokazujesz wewnętrznie sprzeczne myślenie ale jaka chciałbyś szkołę widzieć, tylko prywatną? To rozumiem, uważasz, ze na państwowym nie można pracować dobrze, bo to sprzeczne z neurofizjologię behawioralną i system nagród i kar nie właściwy.
Ktoś napisał, że masz mentalność, HR owca, ja dodam, że w zakładzie który mocno średnio kwalifikowaną siłę roboczą zatrudnia.
Wydaje mi się, że szkoła Twoich marzeń byłaby okropniejsza od dzisiejszej, okrutniejsza, a przy tym dobrze zorganizowana.
Z czym ci się kojarzy organizacja okrutna, koszarująca ludzi i dobrze zorganizowana?
Chińska fabryka byś skutecznie zarządzał, nie lubisz ludzi, gardzisz nimi, tak postępuje zakompleksiony człowiek który musi sobie udowadniać cały czas, że jest lepszy, inteligentniejszy od innych. Tak się ma, jak się 100pkt IQ o niewiele przekracza:)))) Człowiekowi się wydaje,że wszystko rozumie wtedy, no bo kuma trochę więcej, jest hipperracjonalny, odpowiedzi udziela zero jedynkowo. Sorry ale tak cie postrzegam, jako pozbawionego uczuć wyższych, pozbawionego empatii pyszałka którego nikt nie lubi.
Napisz serio, nie ironicznie jaka szkołę uważasz za dobrą? Bo ja uważam, że Jezuici by ci pasowali, kiedyś mnie Jezuitami z internatem starzy straszyli, znaczy idealnie musiało tam być:))))
parker 17 sierpnia o godz. 9:10
„Ktoś napisał, że masz mentalność, HR owca”
Potwierdzam, tak napisałem.
„Bo ja uważam, że Jezuici by ci pasowali, kiedyś mnie Jezuitami z internatem starzy straszyli”
Jezuici mnie do komunii przygotowywali i wtedy były to wojska specjalne do kwadratu pomieszane ze służbą więzienną. Ale za to w więzieniu czystym jak łza, punktualnym jak niemieckie koleje, i oczywistym jak myśli pioniera. Oraz ćwiczącym elementy stałe jak Chińczycy na igrzyska.
W dorosłym życiu spotkałem kilku Jezuitów i wszyscy bardzo inteligentni, dwa fakultety minimum, kilka języków perfekt i ponieważ nie mogli zastosować do mnie żadnej swojej dyscypliny więc kontakty były bardzo przyjemne i ciekawe intelektualnie.
@grześ, @Jola
Myślę, że niechęć do oceniania, dla kogoś kto rzeczywiście chce nauczyć, jest zupełnie naturalna. Ba, ta władza do oceniania jest wręcz szkodliwa.
Widziałem na uczelni, jako student, wielokrotnie zaangażowanych doktorantów prowadzących ćwiczenia. Widziałem ich zapał, chęć do dzielenia się wiedzą. Wręcz czekali na pytania od studentów, cieszyli się na każde, zawsze wyczerpująco wyjaśniali i byli otwarci na konsultacje. A studenci nie byli chętni do zadawania pytań. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że niektórzy doktoranci byli tym rozczarowani. I słusznie, bo przecież nie bywa tak, że dla studentów zawsze wszystko na zajęciach jest jasne, a z ćwiczeń i egzaminów dostają same piątki. To dlaczego powstrzymują się od zadawania pytań? Moim zdaniem jest to spowodowane właśnie tym, że ćwiczeniowiec ma władzę oceniania. Wystawia ocenę z ćwiczeń, a często też ma wpływ na ocenę z egzaminu. Dlatego najlepiej pytać kolegę – zdolnego studenta, korepetytora albo iść na konsultacje na uczelni do kogoś, kto nie ma wpływu na naszą ocenę.
Nie twierdzę przez to w żadnym razie, że oceniania nie powinno być w ogóle. Powinno być. Tylko, że nie powinni tego robić ci sami ludzie, którzy ucznia nauczają.
Oczywiście każdy nauczyciel i tak ucznia ocenia subiektywnie. Tylko, że ta ocena nie ma negatywnych konsekwencji w postaci obniżonej średniej na świadectwie, powtarzania przedmiotu/roku albo nie przejścia do kolejnej klasy (podobnie: opinia instruktora nauki jazdy nie ma wpływu na wynik egzaminu; wynik egzaminu jest odzwierciedleniem opinii egzaminatora). Ale właśnie w ramach tej oceny subiektywnej nauczyciel może prowadzić system oceniania kształtującego. To jest dobre, bo jak uczeń dostanie 2 to dowie się dlaczego i jak może dostać 3, itd. Będzie miał poczucie tymczasowości obecnej oceny, bo będzie mógł dążyć do zmiany na taką na jaką będzie ambitny. To jest system oceniania wymyślony po to by zwiększyć skuteczność nauczania. Ale nie jest to system oceniania wymyślony by zwiększyść obiektywność oceniania. 😉 I moim zdaniem dobrze, bo to nauczanie, a nie ocenianie, jest głównym celem.
No ale obecnie tego systemu nie ma. Niby oceny można poprawić, ale ograniczoną ilość razy. Poza tym każda pozostaje w dzienniku i lepiej jest postrzegany uczeń, który od razu dostał 5, niż taki który doszedł do 5 za którymś razem, bo te poprzednie oceny jakiś tam wpływ mają na średnią. Nawet jeśli nie formalny, to nauczyciel różnie może to dochodzenie do 5 postrzegać – zazwyczaj, jak się obawiam, na niekorzyść ucznia. Tzn. nie chcę tu przesądzać jakie są obecnie przepisy w tym zakresie, bo ze szkołą nie mam do czynienia, ale bazuję na wspomnieniach ze szkoły. 😉
A wracając do tematu 45 minut lekcji: nawet jeśli mają wartość dydaktyczną, to dlaczego nie mogą zostać nagrane i rozpowszechniane uczniom? Dlaczego muszą być co roku odgrywane na żywo?
Wydawanie uczniom odpowiednich poleceń nie zabiera 45 minut. Ba, nauczyciel nieraz po dzwonku zdąży je wydać w niecałą minutę. Może więc wystarczy się do tego ograniczyć?
@parker
Ja już próbowałem się dowiedzieć i okazało się, że nie jestem gotowy 😉 . A HR kojarzy mi się z pytaniami na rozmowach kwalifikacyjnych typu: jakim pan jest człowiekim? Co by pan chciał w sobie zmienić? Jak pan spędza wolny czas? 😉 Nie sądzę by z nauczaniem miało to wielki związek.
@ Ech, parkerze,
po tak sympatycznym, bo fachowym i rzetelnym tekście do mnie, po cóż ponawiać dyskusję o tym jak ma być szkoła, skoro pisałem ze sto razy, Ty ze mną dyskutowałeś, ale, teraz – zaprzeczasz?
Moją sympatię już masz jak w banku i to ulokowaną w złocie!
Zwłaszcza za ultranowoczesne kojarzenie wiedzy z jezuitami i to w kontekście moich wypowiedzi, hih:)
Więc o szkole dyskusja ze mną nie jest Ci już potrzebna, skoro taki cel dyskusji Cię rajcuje.
Niestety, moja sympatia zastępuje ochotę do kolejnej przepychanki z dyletantem, bo zgadzam się, z tego dla Ciebie na pewno „nic nie wynika”.
Napisz śmiało, co oprócz praktyki w handlu (szanuję) i pokrewieństwa z medycyną (rozbrajającego wynikiem kompetencyjnym) jest Twoją profesjonalną specjalnością a może znajdziemy nowe pole do fachowej rozmowy.
Ja tam chętnie, to sympatyczna rozrywka na wakacje 🙂
Pozdrawiam.
Gekko, a skąd u ciebie taka iście renesansowa zdolność do dyskusji na każdy temat?
Na medycynie się znasz, bo dla firmy farmaceutycznej robiłeś, na szkole , bo do niej chodziłeś i znasz neurofizjologię behawioralną która zamiennie możesz i na dzieciach stosować, na handlu bo do sklepu chodzisz, na czym jeszcze?
Po co chcesz mnie poznać, pisałem, drobny przedsiębiorca, nigdy u nikogo nie pracował, całe życie na swoim.
Branża usługowa, co jeszcze chciałbyś wiedzieć?
Co do matur to się zgadzam, termin w maju to jakieś nieporozumienie. Powoduje całkowitą dezorganizacje pracy szkoły w tym miesiącu, a w czerwcu już ciężko zmobilizować uczniów do czegokolwiek. Matury organizowane od 15 czerwca byłby dobrym pomysłem. Wtedy mógłby też się kończyć rok szkolny dla uczniów, a kolejny zaczynałby się np. w pierwszy poniedziałek po 15 sierpnia.
@ parker
17 sierpnia o godz. 14:11
– – –
Ach, parkerze, sam nie wierzę… 🙂
Skąd pomysł, że ja chcę Ciebie poznać?
Pytam jedynie o Twoją podstawę kompetencyjną do merytorycznej dyskusji o edukacji, skoro figle na użytek bloga Ci nie wystarczają i mnie ciągniesz na spytki eksperckie…hihi 🙂
To Ty raczej takiś Gekko ciekawy, że przypisujesz mi komiczne na mój temat dyrdymały spod znaku blogo-mitów (ech, czego tam u gekkona nie ma – i krwiożercze farmaceutyki i złowieszcze haery, szkoda że nie alakida i ambergold jeszcze… :).
Ja już pisałem, że dyskutuję (ku rozrywce od pracy zawodowej) na tematy, które znam po kwalifikacjach i z rynkowej praktyki, a że tych profesji i szkół mam za sobą kilka różnych to i tematów się trochę znajdzie, a to prawo, a to medycyna, a to edukacja a może i filozofia tudzież zarządzanie strategiczne?
No więc, jeśli Twoje usługi to edukacja, masz background i praktykę zarobkową – pogadajmy.
A jak inne usługi – to też czemu nie, najlepiej IT/BTB, ale tak na luzie, żebym nie musiał przyuczać za biezdurno.
Już pisałem Michałowi, że wiedza eksperta kosztuje i regulamin zabrania komercyjnego udziału, a ja za friko nie pracuję, od upadku komuny.
Tylko Ty znowu nie ucz ojca dzieci robić przepisami z pudelka, please 🙂
Zdaje się że we przyjętej konwencji, obaj na blogu występujemy w roli rodziców i podatników jako wtórnych podmiotów zadań państwowej oświaty – i niech tak zostanie, bo to ma na tym akurat blogu sens społeczny, coby belferstwo nie myślało, że może nam wciskać czary-mary.
Pozdro.