Rząd i nauczyciele próbują się dogadać
ZNP wysłał do szkół zapytanie, na jakie zmiany w Karcie nauczyciele gotowi są przystać. Główne kwestie sporne dotyczą wysokości pensum, zasad przyznawania urlopu dla poratowania zdrowia, dodatków do pensji, szczególnie uzupełniającego, wiejskiego i mieszkaniowego. ZNP pyta, czy zgadzamy się na jakieś korekty. Innymi słowy, czy będziemy walczyć, czy ustępujemy?
Wydaje się, że rząd może liczyć na pewne ustępstwa ze strony nauczycieli. Ustępstwo w jednej kwestii oznacza też usztywnienie stanowiska w innej. Nie ma zgody przede wszystkim na ruszenie pensum, gdyż to oznaczałoby założenie samemu sobie stryczka na szyję. Każde zwiększenie godzin przy tablicy oznacza zwolnienia z pracy. Ponieważ nikt nie może czuć się bezpieczny, nie pozostaje nic innego, jak walczyć o nienaruszalność pensum.
Gdy chodzi o być albo nie być, tam nie ma zgody na żadne ustępstwa. Co innego, gdy chodzi o pieniądze. Tu można liczyć na większą elastyczność belfrów. Pewna doza idealizmu jeszcze nauczycielom pozostała, dlatego mogą przystać na likwidację niektórych dodatków. Lepsza bowiem mniejsza pensja i praca, niż zasiłek dla bezrobotnych. Podejrzewam, że może być też zgoda na zmiany w warunkach przyznawania urlopu na poratowanie zdrowia. Niech będzie trudniej – nie ma sprawy.
Uczucia są mieszane. Jedni nauczyciele sądzą, że jak zgodzimy się na jakiekolwiek ustępstwa, będzie to dla rządu dowód naszej słabości. A wtedy zostaniemy przyciśnięci bardziej. Inni nauczyciele sądzą, że trzeba z czegoś zrezygnować, a wtedy uda się zachować coś innego. Wielka odpowiedzialność spoczywa na ZNP. Zadaniem związku jest tak negocjować, aby nauczyciele nie zostali oszukani. Bo jak rząd nas wpuści w maliny i zabierze wszystko, wtedy nauczyciele całą złość obrócą przeciwko związkom.
Komentarze
Sympatyzując z nauczycielami mam nadzieję, że związkowcy będą argumentować dużo sprawniej niz Gospodarz. W jego wypowiedzi nie ma nic o korzyściach dla uczniów i dla rodziców.
Czyżby Gekko, parker i corleone mieli rację, że ta sfera nic a nic nauczycieli nie obchodzi? Że szkoła publiczna stale cieknący kranik podłączony do rurociągu pieniędzy podatnika,- kranik, który został zamkniety w pozycji otwartej kłódką z napisem KN?
Spór o KN jest publiczny. Nawet jeżeli G+p+c odkryli prawdziwą mentalność belfrów, trzeba spór ten rozegrać tak, aby publika myślała, że belfrom zależy na dobru ucznia i jego rodzica.
W Chicago związek zawodowy nigdy w życiu nie napisałby czegos takiego jak Gospodarz. Tam podkreśla się małą liczność klas jako magiczny środek wiodący do porawy wyników nauczania. Zwracam Gospodarzowi uwagę, że to jest czynnik działający w taki sam sposób jak jego „pensum”. Argumentowanie o pensum jest samobójem. Argumentowanie o korzysciach dla uczniów płynących z mniejszych klas ma sens. Nawet jeżeli parker i PISA twierdzą, że nie ma. Ludzie uwierzy raczej w tzw. „zdrowy rozsądek” a ten jest po stronie małej klasy.
Podobnie w Chicago postulaty związkowców mówią o braku nauczycieli muzyki, sztuki, wf, itp. w wielu szkołach. O braku klimatyzacji (=poprawa warunków nauczania, ale nie tylko dla nauczycieli ale, jak każdy rozumie, także dla uczniów. To mozna przetłumaczyć na warunki polskie). O braku pomocników nauczycieli, asystentów dla dzieci niepełnosprawnych, itd.
Tam argumentacja nauczycieli-związkowców w większość opiera się na ustawianiu nauczyciela-związkowca na pozycji obrońcy uczniów wlaczących o poprawę jakości nauczania ze skąpą waadzą.
Jeżeli bronią tablicowego pensum to wskazując, że inaczej nie będą mogli tak jak teraz zapewnić rodzicom tyle samo czasu na osobiste konsultowanie postepów w nauce i problemów ich dzieci. Na czym owe dzieci najbardziej ucierpią. Itd.
Wydaje mi się, że tam związkowcy argumentują dużo sensowniej.
Obnażanie powodów tego stanu rzeczy pozotawię G+p+c.
Moje propozycje w sprawie Karty nauczyciela:
– zlikwidować dodatek mieszkaniowy,
– dodatek wiejski ograniczyć do 5% i liczyć jako składnik wynagrodzenia (teraz jest to świadczenie socjalne, które nie jest wliczane do średniego wynagrodzenia),
– urlop dla poratowania zdrowia przyznawać po 10 latach pracy i tylko w maksymalnym wymiarze 1 roku w ciągu trwania pracy,
– wydłużyć czas awansu zawodowego nauczyciela z 10 do np. 15 lat, ale wprowadzić dodatkowo w ramach stopnia dyplomowanego dodatkową gradację (np. I, II, III stopień), z którą będzie wiązać się dodatkowe wynagrodzenie,
– zwiększyć w ramach subwencji pulę środków na dodatki motywacyjne (powinien przyznawać je dyrektor razem z zespołem n-li wyłonionym z rady pedagogicznej),
– wynagrodzenie zasadnicze nauczycieli powinno stanowić ok. 75% wynagrodzenia średniego (teraz w przypadku n-la dyplomowanego jest to ok. 62%).
Więcej nie można odpuścić. Non possumus.
Ponadto trzeba zwiększyć subwencję oświatową na szkoły wiejskie i te, które istnieją na terenach wysokiego bezrobocia.
Andrzej Frycz Modrzewski powiedział: ” Takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie”.
Pozdrawiam Gospodarza!
Ps. Dla neoliberałów pod patronatem Balcerowicza – Szkoła to nie fabryka, edukacja to nie towar!
Proponuję obniżenie pensum, a wówczas miejsca starczy dla wszystkich.
12 godz w tygodniu rozłożone na 3 dni. Poniedziałek i piątek wolne.
Higiena umysłowa przede wszystkim. Dodatki łącznie z wiejskim – jak najbardziej. No i może jeszcze ze dwa stopnie awansu zawodowego w krótkim czasie.
Pewnie ZNP da nam kompromis jak w sprawie emerytur. Na kolanach.
==========================
Szkoła to nie fabryka, edukacja to nie towar?
Bytujcie więc na etatach belferskich za Bóg zapłać, oddawać moją kasę!
==========================
Reszta wpisu komentarza nie wymaga – nawet za kałużą widać tę głupotę, tyle, że tutaj, w tym systemie, głupota i prostackie chamstwo trzyma wzajemnie obywatelską władzę i kasę, więc i argumentować się między sobą nie musi (chyba że sztachetami).
Z robociarskim priwietem – NO PASARAN !
http://wyborcza.pl/1,75515,11941642,Pawel_Huelle_do_Balcerowicza__Uwzial_sie_pan_na_nauczycieli_.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza
Lekarze i pielęgniarki podczas protestów chociaż zachowywali pozory – że to dla dobra pacjenta. Państwo nauczyciele ani się zająkną o uczniach, jak już wspomniał @w czym problem.
Bo nie od dziś wiadomo, że uczeń ich nie interesuje, boją się jedynie utraty przywilejów. Bzdurne pensum jednakowe dla wszystkich jako pierwsze powinno być zmienione. I sposób awansu zawodowego. Może należałoby go uszczelnić i nie dawać wszystkim w czambuł. Dodatek motywacyjny za konkretne osiągnięcia, np. lepsze wyniki z egzaminu. Urlopy zdrowotne zlikwidować.
” Czemu uwziął się Pan na nauczycieli? Czy zdaje Pan sobie sprawę, że przeciętna polska nauczycielka – bardzo ciężko pracująca, po wielu latach pracy, staży, szkoleń – dostaje na rękę maksymalnie dwa tysiące czterysta złotych?”
Tymi słowy zwrócił się do Balcerowicza oburzony Paweł Huelle.
Ciężko pracująca 18 godzin tygodniowo – zapomniał dodać pan Huelle.
http://wyborcza.pl/1,75515,11941642,Pawel_Huelle_do_Balcerowicza__Uwzial_sie_pan_na_nauczycieli_.html#ixzz1xtGA8CWQ
Balcerowicz musi odejść.
Rozwalił w miarę dobrze funkcjonujący system emerytalny wprowadzając złodziejskie OFE, a teraz swoją łapę chce położyć na oświacie.
Od takich znawców i zbawców lepszy już osąd krawców.
Polecam: http://maria-dora.blog.onet.pl/P-Prof-Balcerowicz-przeciw-Kar,2,ID473863769,n
Już zgodziliście się na likwidacje przywilejów emerytalnych. I co z tego macie? Żadna inna grupa zawodowa nie poszla na ustępstwa, np. mundurowi, którzy juz pracują nadal będa odchodzic na zasłuzona emeryturę po 15 latach, 25 lat pracy będzie dotyczyc tylko nowych.
Teraz pójdziecie na kolejne ustepstwa a jutro obudzicie sie z ręka w nocniku.
Gekko Twoje wpisy stają się coraz bardziej agresywne i monotematyczne może pora zmienić dietę?;-)
„Już zgodziliście się na likwidacje przywilejów emerytalnych. I co z tego macie?”
nn
To nie tracący przywileje mają coś z tego mieć. Ma mieć reszta społeczeństwa, niższe podatki, mniejszy dług, w konsekwencji szybszy rozwój gospodarczy i wzrost PKB.
Szybszy rozwój to mniejsze bezrobocie w gospodarce.
A to skutkuje wzrostem zamożności społeczeństwa, wzrostem wynagrodzeń, wszyskich, nauczycieli też.
Edukacja jest dobrem społecznym – aksjomat pierwszy.
Edukacja podlega zasadom ekonomicznym – aksjomat drugi.
Edukacja była kiedyś polem działań tzw. inteligencji, po której dziś zostało tylko „tzw.” i nie jest to nazwa szybkich kolei francuskich.
Poletko Pana Boga pt. „edukacja” użyźniane jest tak różnymi nawozami, że trudno je czasem odróżnić od szybko działających trucizn. Obok więc pomysłów rozsądnych (dla kogo?), pojawiają się pomysły głupie (na pewno wg tych drugich).
To, co napisałem powyżej, łatwo nazwać chaosem w systemie, Dzikim Zachodem, wolnoamerykanką itp. itd. Może niesprawiedliwie, aliści.
Czytałem niedawno książkę pt. „Neoliberalne uwikłania edukacji”. Wydaje mi się, że jej autorki mają dużo racji. Myślenie Balcerowiczowskie szkodzi systemowi m.in. dlatego, że argumenty ekonomiczne skrywają bardzo niebezpieczną społecznie intencję polityczną. Dotyczy ona m.in. poglądu na edukację, która ma być na tyle skutecznie zorganizowana, by stanowić naturalną barierę dla możliwości społecznego awansu wszystkich zdolnych, nie tylko tych najmajętniejszych.
W związku z tym, gdy założymy, że 50-80% szkół stanowić będzie swoiste przechowalnie hołoty (czytaj: biedoty), nauczyciele staną się w swej masie technikami od edukacji.
Myślę sobie, że obserwowany sposób umasowienia edukacji maskuje podobne intencje. Na poziomie szkół wyższych rozbudził prymitywną chciwość, stąd zapaść, gdy chodzi o efektywną robotę naukową. Liczy się kasa, przerób, kilka etatów, a nie misja uniwersytecka. Reprezentuje ją niewiele szkół wyższych. Wielu pracowników naukowych to w najwyższym stopniu zdemoralizowani ciułacze. Czego nauczą studentów?
Zmuszanie wszystkich, by pisali określoną liczbę stron rocznie, jest głupotą: generuje patologie mózgowe straszne.
Nauczyciele niższych szczebli zostali zostawieni samym sobie: ile uniwersytetów prowadzi usystematyzowane, ambitne i niedrogie programy doskonalenia belfrów? ODN-y w dzisiejszym stanie rzeczy łatają dziury i czekają na obiecane przez ministrę sensowne rozporządzenie, które zbliży szkoły do systemu doskonalenia. Niesłychanie ważne powinno to być zbliżenie!
Nauczycieli nie zostawiły w biedzie tylko wydawnictwa. A to prowadzi do szybkiej demoralizacji systemu i osobników w nim zamkniętych. N. czekają na gotowce, dostają je, więc ich wysiłek intelektualny skupia się na odwzorowaniu gotowców. Kogo tacy ludzie wypuszczą spod swych skrzydeł, hę?
Kółko się zamyka.
Jest się czego bać.
Mamy naszą małą Grecję, jak nowojorczycy – małą Odessę.
Wieloletnie zaniedbania intelektualne i rekrutacyjne + zamknięty dopływ powietrza wolnego rynku + gnijące w tym bagienku przywileje, sprawiły, że w szkole namnożył się chowem wsobnym toksyczny szczep homo sowietikusa.
Zniknął z PGRów, sklepów, niemal zupełnie z usług – pozostał w szkole i przyjął alias „nauczyciel publiczny”.
Zupełnie higieniczne i dziecinnie wręcz proste stwierdzenia prof. Balcerowicza wywołały reakcję. Jakby granat trafił w …zbiornik kompetencji belferskich.
Przeczytałem wypowiedź skądinąd ciekawego literata Huelle, dowodzącego, że sztuka ani belferstwo rozumu czy przyzwoitości u nas nie wymaga.
W przypadku sztuki – to dobrze, nigdzie na świecie od artysty rozumu się nie oczekuje.
Nie mam pretensji np. do Kory, że jej pies (pekińczyk? pudelek? cziłała?) jest mądrzejszy i nielegalnej, toksycznej paczki nie odebrał, posługując się właścicielką. Ma jaja, nie dał się wrobić.
Tego samego, mądrości przynajmniej cziłały, (beznadziejnie) życzę mądrym belfrom, do których cuchnące miazmaty wysyła niejaki Broniarz.
Zamiast ochoczego podstawiania głów pod gilotynę, za te marne 20 kafli miesięcznie Broniarza, idąc na masową etatową rzeź (bo tym się skończy trzymanie 600 tys nienależnych przywilejów na garnuszku podatników, których jak dzieci – ubywa).
W innym wypadku belfrom pozostanie detoks wyboru kariery artystycznej, a takiej podaży kultury i sztuki nasz glob może nie unieść. Jeden Huelle to i tak dość, nie wspominając o innych literatach zza katedry.
Zgwałconym i zniewolonym „związkami” umysłom belferskim, uzależnionym na śmierć i życie od ciastek karcianych, trudno będzie zmieścić się w polityce, bo tam belfrów już pod dostatkiem, ze skutkiem identycznym jak wyniki edukacyjne szkół.
W sumie, alternatywnie dla utraconego raju mentalnego pegeeru szkoły publicznej, rzesze homosowietikusów mogą znaleźć azyl na wiecznych wakacjach w Grecji albo Egipcie (zależnie, która szajka belfrów będzie przy władzy).
Ja bym więc, będąc belfrem publicznym, zamiast obnażać swą głupotę poparciem dla oszustów i pluciem na ludzi mądrych i przyzwoitych, postawił na właściwą kartę i zainwestował w zdolności artystyczne i podróżnicze – najlepiej struganie Greka na wakacjach w Egipcie. Może nawet i wirtuozerię w grę w trzy karty na przedmieściach Kairu?
W Polsce na takie wywczasy jest już za ciasno, i to na pewno nie Pan Broniarz ostatni zgasi Wam, nieszczęśni, światło w lokalu.
@ cyrus, 16 czerwca o godz. 8:11
– – –
Masz rację cyrus, spróbuję łagodniej i adekwatniej do spolegliwej kultury krytyki Balcerowicza ze strony belfrów:
= = = =
Oddawać moją kasę i fora ze dwora, na wolny rynek!
= = = =
Czy teraz lepiej oddaję kulturę i sztukę wpisów belferskich?
PS Temat i styl chętnie zmienię, pod wpływem identycznych zmian we wpisach inicjalnych i komentarzach.
Pozdrawiam.
Szanowny Parkerze, udowodnij mi proszę w sposób prosty i oczywisty przełożenie pomiędzy likwidacją Karty Nauczyciela a niższymi podatkami, mniejszym długiem, szybszym wzrostem gospodarczym i wyższym PKB. Jak mniemam jesteś z wykształcenia ekonomistą i, sądząc po autorytarnym sposobie prezentacji własnych poglądów, doskonałym, więc zapewne oświecisz taką szarą myszkę jak ja i sprawisz, że nagle wszystkie zawiłości gospodarki rynkowej staną się dla mnie jasne i przestronne niczym paryskie Pola Elizejskie w piękny, słoneczny poranek.
Do dzieła Mistrzu! Czekam na tę iluminację!:-)
Erato – „ciężko pracująca 18 godzin” – napisz mi tylko, ile godzin Ty przepracowałeś w szkole:-)
„A to skutkuje wzrostem zamożności społeczeństwa, wzrostem wynagrodzeń, wszyskich, nauczycieli też.”
tak, tak, gdy społeczeństwo się bogaciło przez kilka lat, co roku duże podwyżki, pensje nauczycieli stały w miejscu, ruszyły dopiero gdy już kuło w oczy strasznie, że nauczyciel stażysta na rękę ma poniżej 1000zł, ale wtedy zaczął się kryzys i wszyscy inni się zaczęli oburzać na podwyżki nauczycieli.
I jak na wzrost wynagrodzeń nauczycieli ma wpłynąć majstrowanie przy pensum, w tym momencie podstawowe wynosi 18h, maksymalnie 27h, ale za te 9h płaci się dodatkowo, samorządy nie miałby nic przeciwko ustaleniu pensum na poziomie 27h ale bez ruszanie wynagrodzenia. Więc gdzie te wzrosty wynagrodzeń? Jeśli zniknie ochrona dyplomowanych i mianowanych przez KN samorządy tez nie będą miały skrupułów aby zaoszczędzić na pensjach zwalniając wcześniej wspomnianych i zatrudniając młodych zaraz po studiach za dużo mniejsze pieniądze? Gdzie te wzrosty wynagrodzeń? Nie uzależniaj wzrostu PKB od przywilejów nauczycieli.
@Gospodarz
Problem w tym, że logika związkowa dyktuje ZNP(„S”też) obstawanie przy teorii jednakowości pracy nauczyciela i jednakowości pensum niezależnie od przedmiotu i tego czy to jest nauczanie początkowe czy nauczanie w liceum przedmiotów maturalnych. Tymczasem takie różnice występują na całym świecie i występowały również u nas, dopóki na fali ogólnego skracania czasu pracy(wolne soboty) w roku 1981 „S” nie wynegocjowała w Karcie 18 godzin pensum dla wszystkich (wcześniej było 26 godzin w podstawówce i 22 godziny w szkole ponadpodstawowej. Polskie pensum na poziomie szkoły średniej jest dla świata normalne, a na poziomie podstawówki i gimnazjum – znacznie zaniżone. Stąd te porównania średnich, którymi nas ciągle kłują w oczy…;-)
Neoliberałowie tak zawzięcie krytykujący tu Kartę Nauczyciela i rzekome przywileje nauczycieli, propagujący wolnorynkowe rozwiązania i demontaż „opiekuńczego państwa” w zakresie oświaty naiwnie i bezkrytycznie wierzą w teorie swego guru Miltona Fridmana.Kryzysy gospodarcze z ostatnich lat dobitnie obnażyły błędne założenia polityki neoliberalizmu, z której zresztą większość kolegów Balcerowicza już dawno się rakiem wycofała.
Według propagatorów zasad wolnego rynku w oświacie likwidacja nauczycielskich „przywilejów” spowoduje (teraz będzie cytat z Mistrza):
„niższe podatki, mniejszy dług, w konsekwencji szybszy rozwój gospodarczy i wzrost PKB.
Szybszy rozwój to mniejsze bezrobocie w gospodarce.
A to skutkuje wzrostem zamożności społeczeństwa, wzrostem wynagrodzeń, wszyskich, nauczycieli też”.
Bardzo mnie to rozbawiło – likwidacja Karty spowoduje wzrost zamożności społeczeństwa.Naiwność ludzka nie zna granic. Nie wiem, kto uwierzy w takie bajki – nauczyciele na pewno nie.
Tym bardziej upewniam się w tym, że trzeba bardzo stanowczo negocjować z rządem ws. Karty.
Parker, dziękuję za Twój głos – doskonały argument w obronie naszych praw.
Emerytury niestety przegraliśmy („nn” masz rację – na przykładzie służb mundurowych wyraźnie widać,że nasze państwo nie traktuje wszystkich równo, np. w zakresie przywilejów emerytalnych). Ale przypomnę tu, że strajk nauczycielski w maju 2008r., który dotyczył m.in. proponowanych zmian w naszym systemie emerytalnym, objął tylko niewiele ponad 50% szkół w naszym kraju. Myślę, że gdyby to było np. 90% szkół sytuacja emerytalna nauczycieli byłaby teraz inna.
Przypomnę jednak – mamy jako jedyna grupa zawodowa wcześniejsze emerytury kompensacyjne.
WARTO WALCZYĆ O SWOJE PRAWA!
„Gdzie te wzrosty wynagrodzeń?”
W dziurze z mojej kieszeni, a fakty są tu:
„…MEN podtrzymało propozycję zwiększenia wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli od 1 września 2012 r. o 3,8 proc. w stosunku do stawek obowiązujących. Oznacza to, że wzrośnie ono we wrześniu tego roku, w zależności od stopnia awansu zawodowego o 83-114 zł brutto…
Ich płaca rosła nieprzerwalnie od 5 lat i średnia wzrosła o prawie 50 proc….”
http://tinyurl.com/d7noxrg
Oczywiście, każdy z 600 000 belfrów powie, że ich nie widział. Tak jak niczego za oknem pokoju groniastego nie widzą i nie słyszą i nie rozumieją, ale uważają, że uczą (hihi).
Szkoda słów, los pegeeru jest i tak przesądzony, pora zmienić knajackie taktyki „łapaj złodzieja” i „pójścia w zaparte” , Drodzy Państwo i zacząć się samemu uczyć. Świata.
Inaczej lekcja wyjścia na wolny świat będzie bolesna i nieodwracalna.
No pasaran… 😉
„Ponieważ nikt nie może czuć się bezpieczny, nie pozostaje nic innego, jak walczyć o nienaruszalność pensum.”
Strategia, delikatnie mówiąc, nie najlepsza. Ludzi nie interesuje, ile pracują nauczyciele. Liczy się papier. W oczy kole pensum – 18 godzin. Dlatego nie ma co walczyć o pensum, trzeba zmienić zapisy, bo tylko o nie się rozchodzi. Dodatkowo walczyć o to, co jest w interesie wspólnym – nauczyciela, ucznia i rodzica a także samorządu.
np.
1. Wpisać godziny karciane do pensum – przecież to godziny „przy tablicy”. Dlaczego są (w rzeczywistości), a ich nie ma (na papierze)?
2. Zatroszczyć się, by kasa nie była ważniejsza niż dobro ucznia. Ustalić odgórną liczebność klas – ponadgimnazjalna do 30 osób, gimnazjum, podstawowa do 25, początkowe do 20. Języki i przedmioty rozszerzone („specjalizacje”) w grupach do 15 osób, itd.
3. A kiedy mowa o płacach – ujawnić pensje samorządowców. Niech widać, jak „oszczędzają” samorządy na własnych wydatkach. Ten kij ma dwa końce.
4. Wesprzeć samorządy – pomyśleć nad weryfikacją źródeł i mechanizmów finansowania. Jeśli szkoły naprawdę rujnują samorządy, to nie można na siłę ciągnąć czegoś, co się nie sprawdza.
5. Walczyć np. o komisję ds. likwidacji szkół, która będzie kontrolowała samowolkę samorządów w tej kwestii. Dodatkowo sprawdzać, czy przy likwidacje zostały przeprowadzone prawidłowo.
6. Ujawnić niezgodne z prawem rozporządzenia, np. zmuszające pedagoga do wykonywania pracy terapeuty. Niech wypowiedzą się w prasie eksperci.
7. Ustalić zdrowe reguły przyznawania urlopów na poratowanie zdrowia.
8. Ustalić normy godzinowe rad pedagogicznych, zebrań zespołów, zebrań z rodzicami itd. i również dopisać je do czasu pracy.
Nie ma co „walczyć o pensum”. Trzeba sprawić, by było widać dodatkowe przepracowywane godziny.
Gekko, czy mogę być pewna, że właściwe(1) znaczenie słowa „spolegliwy” jest Ci znane?
spolegliwy
1. ?taki, który wzbudza zaufanie i można na nim polegać?
2. pot. ?taki, który łatwo ustępuje i podporządkowuje się innym?
Nie mam już cierpliwości do tych harców semantycznych odnotowanych przez słownik. Jak rozpoznać, czy ktoś używa potocznego znaczenia? Np wpis Gekko takiej możliwości nie daje. Gospodarzu, jest Pan polonistą- co Pan na to?
@Zazu
Zgadzam się z Tobą.
Jestem za siedzeniem w pracy przez osiem godzin. Powinniśmy mieć zagwarantowane miejsca na przygotowanie się oraz niezbędne do tego atrybuty (komputer, drukarka, papier, fachowe książki, kserokopiarka).
Z drugiej strony, nie wydaje mi się, że tu chodzi o nauczycieli. Cały czas biega o pieniążki. Nawet logiczne i oczywiste projekty zmian, które nie pociągają za sobą oszczędności, wylądują w koszu.
Gdyby zrezygnowano z lekcji religii a zaoszczędzone pieniądze oddano samorządom, to okazałoby się, że nauczyciele to fajni ludzie. Nawet wyborcza przestałaby robić sztuczną nagonkę
@cyrus
„Erato ? ?ciężko pracująca 18 godzin? ? napisz mi tylko, ile godzin Ty przepracowałeś w szkole:-)”
Muszę ci powiedzieć, że sporo. Dniówka standardowa – 8 godz.
Na temat nauczycielskiej ‚harówki’ wiem wystarczająco dużo. Na temat ‚awansów’ i przywilejów też.
Powiem tak – od roku jestem na emeryturze. Tzw. ‚grono’ w jednej ze szkół (zespół podstawówka + gimnazjum) znam od podszewki. I wiem, że nikt z tych jaśnie oświeconych nie czyta „Polityki”, ale za to chętnie omawia się problemy opisane w „Miłujmy się”. Rzecz dzieje się w mieście powiatowym na Lubelszczyźnie. A ja byłam w tej cudownej placówce przez 20 lat sekretarką.
Oczywiście, że chodzi tylko o pieniądze. Samorządu muszą je mieć na nowe samochody, na stanowiska dla swoich, na wysokie pensje i kary za łamanie prawa budowlanego (przykłady z mojej okolicy).
Jesteśmy najlepszą od lat szkołą – uczniowie zdaję egzaminy najlepiej, wygrywają konkurs za konkursem, zawody za zawodami. W normalniej pracy dostaje się za takie osiągnięcia wysokie premie.
A co na to organ prowadzący? Żadnego wyrazu uznania, nawet słownego. Za to co tydzień stwierdzenia – macie być tańsi!
Po co? Bo burmistrz potrzebuje zapłacić swoim pełnomocnikom, prawnikom, lizusom i krewnym. Taka jest rzeczywistość, zwolennicy wolnego rynku, który, jak każdy po podstawowym kursie ekonomii wie, nigdy nie jest rynkiem całkiem wolnym. Nigdzie.
Nie moja wina, że macie uraz do nauczycieli. Może rzeczywiście mieliście pecha i uczyli Was niedouczeni, niezaangażowani, olewający pracę. I tu Was zmartwię – tacy zawsze zostaną. A jeśli utrudnicie pracę nauczycielom, to znikną pasjonaci i belfrzy uczciwie i porządnie wykonujący swoją pracę. Uchowają się lenie i lawiranci, którym nie zależy na pracy i wisi im, ile uczą – bo i tak się nie przykładają. Jeśli zaś dodacie pracy pasjonatom i osobom lubiącym porządnie wszystko robić – wykruszą się. Zatem Wy chcecie szkoły byle jakiej. Wy chcecie nauczycieli leniwych i biernych, obijających się cały czas. To sa konsekwencje głoszonych przez Was poglądów.
@Erato
Twoja powiatowa szkoła to jedna z kilkudziesięciu tysięcy szkół w Polsce,dokładnie szkoła na tzw.ścianie wschodniej.Ty wyciągasz daleko idące wnioski z obserwacji tego jednego środowiska – chyba jednak za duży stopień uogólnienia…;-) Rozumiem, że przy swojej roli w takiej(!) placówce masz szereg urazów do nauczycieli, ale pomyśl sobie, że nie znasz nawet jednej setnej promila nauczycieli z Polski.Więc Twoi byli koledzy z pracy pewnie tacy są jak ich opisujesz (nota bene to już szkoła sprzed paru lat!),ale gdzie indziej mogą być inni, których w sposób nieuzasadniony obrażasz!!!
@ gatta, 16 czerwca o godz. 12:25
– – –
Dziękuję, że zwróciłaś uwagę na czytanie ze zrozumieniem.
Tekst powinien inspirować do tego, podobnie użyte przeze mnie słowo.
Masz do wyboru – co TY z tego rozumiesz; ja znam tylko jedno znaczenie słowa „spolegliwy”, podobnie jak jego Twórca. Na ile spolegliwe są zamieszczane tu bluzgi na Balcerowicza, na tyle przestaje być to słowo ironią kontekstualną.
To chyba wystarczy, aby ignorancja nie była nazywana potocznością?
Serdecznie pozdrawiam 🙂
= = =
„Jestem za siedzeniem w pracy przez osiem godzin. Powinniśmy mieć zagwarantowane miejsca na przygotowanie się oraz niezbędne do tego atrybuty (komputer, drukarka, papier, fachowe książki, kserokopiarka). Z drugiej strony, nie wydaje mi się, że tu chodzi o nauczycieli. Cały czas biega o pieniążki.
= = =
Tjaaa, tu chodzi o „atrybuty” – tego, jak sobie belferstwo publicznie zdemoralizowane wy-obraża ethos nauczyciela.
Bezwstyd aroganckiej bezczelności w całej krasie, tylko na sztandary broniarskie wrzucić.
To już zakrawa na głupotę, pytać – do czego w takim małpim cyrku miałby służyć uczeń.
Bardziej potrzebna takim belfrom wywieszka „remament”, aby się kserokopiarka nie marnowała.
I byłoby jak powinno… Stalin we własnej osobie, nie duch nawet, hula po tym cyrku 🙁
Gekko ja tylko czekam aż komuś puszczą nerwy i pozwie cię do sądu za notoryczne oszczerstwa
Zazu 16 czerwca o godz. 12:17
Otóż to.
Zazu – masz dużo racji.
Przysłuchiwałem się niedawno spotkaniom samorządowców. Przy wszystkich zastrzeżeniach, gdy ma się nóż na gardle pt. dopięcie budżetu, kończą się sentymenty.
Lokalny samorząd nie będzie nigdy idealny, stąd konieczność moim zdaniem wzmocnienia roli dyrektora, który nie może się bać byle groźby OP, być rozliczanym za realizację autorskiej, niezależnej i mądrej wizji szkoły. W związku z tym konkursy na dyrektora powinny zostać gruntownie zmienione. Tak, by do tego fachu szły osoby naprawdę wysokiej klasy .
Ważne jest rownież wzmocnienie pozycji nauczyciela, nie tej merkantylnej, choć ona bardzo ważna, a merytorycznej i zwyczajnie dydaktycznej. Karta nauczyciela winna to mieć głównie na względzie: zmienić reguły awansu, zdefiniować nowoczesne rozwiązania prawne w tym względzie, dawać nauczycielom rozsądne przywileje jako urzędnikom państwowym wysokiej rangi i stawiać wysokie wymagania zawodowe „w temacie” chociażby częste odświeżanie kompetencji.
Zamykanie się na zmiany nie ma sensu, walka o utrzymanie status quo ante również nie ma.
Widzę, że Gekko, przywołując Greków, zgrywa Greka, a on – zwyczajnie – Pers jakiś! 🙂
Znam kilkunastu nauczycieli, często przychodzą do gabinetu. Często rozpoczynam rozmowę od ,,co u Pani,Pana słychać?” Opowiadają o tym, że ,,dążą do uzyskania tytułu nauczyciela mianowanego, żeby nikt ich już do emerytury nie mógł ruszyć”. Narzekają ,że ,,ciągle im COŚ wymyślają z tymi papierami, a pieniędzy jak nie było tak nie ma”. Martwią, się, że ,,ich zlikwidują” (chodzi o szkołę), bo młodzieży coraz mniej. Na moje stwierdzenie ,,przecież kształcicie Państwo przyszłych fryzjerów, kucharzy, asystentki, księgowe, a na te zawody jest zapotrzebowanie na rynku”, pada odpowiedź, ,,no tak, ale ich nikt nie chce praktyki uczyć, oni NIC nie umieją, NIC nie potrafią, NIKT ich do pracy nie przyjmie”. A teraz MUszę lecieć do pracy, bo wyrwałam się na CHWILKĘ. Pozdrawiam 🙂
stary 16 czerwca o godz. 13:28
„Powinniśmy mieć zagwarantowane miejsca na przygotowanie się oraz niezbędne do tego atrybuty (komputer, drukarka, papier, fachowe książki, kserokopiarka).”
Ależ to oczywiste. Tylko na poziomie zakładu napraw samochodowych lub najbardziej prymitywnej fabryczki w ogłoszeniu o pracę wymaga się w USA posiadania „własnych narzędzi”.
W normalnej firmie byle technik ma swoje biuro, choćby nawet był to tylko otwarty „cubicle”. Swój komputer, swoje biurko, swoje szafki, szuflady, wieszak na kapotę, osobisty numer firmowego telefonu. Plus taką ilość sprzętu jaka jest mu potrzebna do pracy. Sprzęt biurowy taki jak xero, drukarki, faxy, papier, toner, itd. to oczywistość. Czasami oczywistością jest sekretarka, pomagająca nie tylko szefom ale także dbająca o działanie sprzętu i o uzupełnianie tuszy, tonerów, itd. Każdy pracodawca wie, że jak utrudni pracownikowi życie w tak prostych sprawach i na tak prymitywnym poziomie, to sam zapłaci tego konsekwencje. Firmy z listy 500 mają średnią roczną sprzedaż na pracownika w wysokości około 400k$. Przyjmując 26 pięciodniowych tygodni pracy daje to prawie 200$ na godzinę pracy. Pracodawca to wie i nie pozwoli, aby ktoś kto choćby teoretycznie „może sprzedawać” za 200$ na godzinę szukał tonera albo przewracał papier na drugą, niezadrukowaną stronę.
Ale społeczeństwa, które mniej cenią wychowanie i nauczanie swoich dzieci od sprzedawania gadżetów mogą oczywiście robic inaczej.
@S-21
Jeżeli dokładnie przeczytasz, zauważysz, iż ‚obrażam’ tylko tych, których znam i którzy na to zasługują.
Czytam i czytam i nie mogę się nadziwić… Nie – nauczyciele wytykają nauczycielom brak miejsca dla ucznia w ich ślepym pędzie do obrony przywilejów, a oni dalej swoje: pensum bez zmian, zagwarantowany superintymny, świetnie wyposażony ‚kącik’ do pracy pozalekcyjnej, gwarantowany etat mimo redukcji klas, itd. itp…
Tworzy się fikcję, dając np. nauczycielowi bibliotekę jako uzupełnienie etatu lub ‚świetlicę’ w czasie, kiedy wszystkie klasy mają lekcje.
Ktoś powie, że przemawia przeze mnie zawiść w stosunku do tego środowiska, ale to nie tak. Po prostu widziałam, jak działa ten chory do szpiku kości mechanizm. Wakacje nauczycieli są tak samo długie, jak i uczniów. Po raz pierwszy przed dzwonkiem zjawiają się na sierpniowej radzie.
Jako rodzic bywałam też na wywiadówkach. Panie traktowały rodziców z góry. Narzekały na klasę, wymownie dawały do zrozumienia, jaką to przysługę oddają rodzicom, a im tak ciężko, a te dzieci takie niedobre, nie słuchają się, nie uczą, a one tyle z siebie dają.
Wyobrażałam sobie, co czują rodzice dzieci z problemami… Publiczne połajanki to nic przyjemnego. Niektórzy wychodzili przekonani, że rośnie im kryminalista o niskim IQ. Na kolejne zebranie raczej nie przyszli. Ze wstydu. A później przypinało im się metkę nieodpowiedzialnych, nie interesujących się dzieckiem.
W średniej szkole moich dzieci była już inna atmosfera. Wychowawcy dyskretni, informacje rzeczowe, możliwość indywidualnej rozmowy. Inny świat.
Czyli jak się chce, to można.
Myślę, że jesteś z krotki na P.Huelle, gekkonie, nawet jeżeli piszesz się przez dwa „k”. Prawdę powiedziawszy obrażasz zdrowy rozsadek inteligencje i co tam jeszcze chcesz, swoimi nadętymi komentarzami.
Ja tam twoimi komentarzami i obelgami nie czuję się dotknięty (mam je w dupie) mój ty kochany „Bolszewiku”, dla ciebie mogę być nawet „Homo erectus” wielki językoznawco (z czym ci się to kojarzy) mimo, że z zawodu wyuczonego i uprawianego, jestem nauczycielem i artystą, a tym osobnikom podobno rozum nie jest potrzebny.
A zatem; manipuluj sobie cudzymi wypowiedziami do woli, czytaj je ze zrozumieniem lub bez, mnie to wisi.
„Erato” o trochę dystansu proszę, ja wiem że najlepiej wychodzi nam projekcja własnych niepowodzeń na innych, rozumiem i współczuję – jestem z tobą.
„Parkerowi” zalecałbym jako człowiek pełen miłosierdzia dłuższy wypoczynek i Boże broń jakikolwiek wysiłek umysłowy, ludziom czasami to szkodzi, a więc „Dolce far niente”. Weź sobie roczny urlop zdrowotny dl poratowania starganych nerwów.
Dla „corleone” nie mam chwilowo żadnych rad, ale jak się coś nawinie albo on sam, to nie omieszkam.
Wszystkie rady i wyrazy za darmochę, bo przecież wszyscy powinnyśmy oszczędzać, coby nie uszczuplać portfeli podatników.
Jeszcze tylko dodam, że Kryśka z IIb jest gupia.
@ Erato, 16 czerwca o godz. 20:18
– – –
Erato, po prostu i napisałaś dokładnie, jak jest. To powszechny i ciężko „zasłużony” wizerunek belferstwa, niestety.
Można się obrażać i pluć na rzeczywistość (że jaki koń jest każdy widzi, z wyjątkiem konia), ale rodziców i wyborców jest jednak znacznie więcej, niż nauczycieli.
Skoro ma być kryterium siłowe (tak budują sytuację konfrontacyjną prowokatorzy z ZNP), bo o rozumie w szkole nie ma co w ogóle mówić, to wynik jest dla belfrów przesądzony.
Swoją drogą, dziwi mnie, że całkiem liczni mądrzy i przyzwoici belfrzy nie korzystają z okazji i nie biorą szkół publicznych w swoje ręce.
Pewnie o przedsiębiorczości słyszeli tylko na partyjnych pogadankach o zgniłym kapitaliźmie (ci starsi), albo na …lekcjach w szkole, co by tłumaczyło indolencję i ignorancję.
W obu przypadkach odgrywają końcową scenę z „Seksmisji”, tylko windą im się wyjechać na powierzchnię nie chce…?
Pozdrawiam.
– – –
A propos bezpodstawnych oszczerstw na temat rzekomych moich (gdzieże one ???) – służę uprzejmie rewanżem, kodeks Boziewicza przewiduje batożenie, jako że na pojedynek oszczerca mnie atakujący musiałby zdobyć niedostępną tchórzowi zdolność honorową. Więc ze strony takich oszczerczych indywiduów nie spodziewam się żadnych wyzwań, batogi zaś już przesyłam – w zawieszeniu.
Proszę podać adres dostawy. Zapraszam.
@ Szczepan, 16 czerwca o godz. 19:27
– – –
Oj, to chyba nie ja urządzam w szkołach perski jarmark, kto wyrwie więcej a najlepiej dzieciakom… 🙂
W kwestii samorządu, to jak się zdaje do nikogo z … nauczycieli (!) nie dotarło, że samorząd to nie jest jeden plemienny kacyk z władzą absolutną, ale lusterko nas samych i zbiorowy zarządca (nie właściciel) wspólnego dobra, z naszego nadania.
Istotą samorządu jest to, aby wzajemnie negocjować – tyle, że to trzeba chcieć i mieć argumenty, a po co chcieć i mieć , jak belfrom „sie należy” ?
Zależności samorządowe – nie jest to więc żadna grecka tragedia belferstwa ale raczej kabotyńska farsa w tym wykonaniu, odgrywana na wzbudzenie współczucia, by podstępnie utrzymać cudzym kosztem zawłaszczone dobro publiczne.
Grecki będzie tylko wynik – katastrofa belferstwa, o tyle piękna, że ładniejsza od jego trwania w takim układzie.
Pozdrawiam 😉
Film „Przyjęty”. Oczywiście są dłużyzny, oczywiście to i tamto.
Ale…
Dla tych, co czasu nie mają polecam oglądanie od 1:15:00, czyli od „przesłuchania akredytacyjnego”.
Dla bardziej cierpliwych od początku.
http://www.youtube.com/watch?v=ERL9IqHUnTg&feature=related
Zapomniałam jeszcze dodać, że w ‚mojej’ szkole świetnie mieli się wszelkiej maści domokrążcy.
Państwo z garsonkami, ze środkami czystości prosto z Niemiec, z poradnikami i książkami kucharskimi no i oczywiście przedstawiciele wydawnictw. Ale to całkiem inna sprawa…
Przed świętami rozstawiał na szkolnym korytarzu swój kram pan „Dewocjonalia” z miasta wojewódzkiego, zaprzyjaźniony z dyrekcją. Można było nabyć kartki świąteczne, święte kalendarze, poradniki dla dzieci i dorosłych, jak się spowiadać…Bywały też i dzieła historyczne o Dmowskim, o o. Kolbe. A i prof. Roberta Jerzego Nowaka nie mogło zabraknąć.
Wizyta pana „Dewocjonalia” była poprzedzona ogłoszeniem, aby dzieciaki nie zapomniały kasy w tym ważnym dla szkoły dniu.
Szkoła całkowicie skatoliczała, nosząca imię jednego z nowszych śwętych czy może jeszcze tylko błogosławionych. Tzw. życie szkoły podporządkowane kalendarzowi kościelnemu. Zmiana patrona szkoły uznanego za niegodnego (okoliczny bohater, ale komunista) na modnego świętego.
Obchody wszystkich możliwych rocznic papieskich, święto dziewcząt, którym patronuje św. Karolina Kózkówna, trzydniowe rekolekcje, wycieczki szlakiem pielgrzymek JPII…
To nie dzieje się na jakiejś zacofanej podkarpackiej wsi, tylko w sporym, zadbanym mieście powiatowym. Ktoś zauważył, że na Ścianie Wschodniej. Owszem, Ściana Wschodnia kojarzy się z ultraprawicą, matecznikiem PiS – u, ale podejrzewam, że tak zarządzanych szkół nie brakuje i w Polsce centralnej, a może i w zachodniej.
@zet
?Erato? o trochę dystansu proszę, ja wiem że najlepiej wychodzi nam projekcja własnych niepowodzeń na innych, rozumiem i współczuję ? jestem z tobą.
@zet
To nie były moje niepowodzenia. Ja ani nie traciłam, ani nie zyskałam. Robiłam swoje.
Nie miałam wpływu na życie szkoły. Ale wydaje mi się, że pracując tam, a nie będąc nauczycielem, widziałam i rozumiałam wiele spraw dużo lepiej niż np rodzice, którzy często byli wręcz dezinformowani, zastraszani przez nauczycieli, nie znali swoich praw.
Aktualnie, kiedy rodzice dość dobrze orientują się zarówno w prawach dziecka, jak i rodzica i coraz głośniej domagają się ich przestrzegania, uznani zostali przez nauczycieli za grupę roszczeniową, która nie wiadomo czego żąda i dezintegruje życie szkoły.
Dystansu już zdążyłam nabrać. Na zimno oceniam to, co się tam działo, a chyba i dzieje się nadal.
Z polecenia dyrekcji sprawdzałam tzw. teczki awansu zawodowego nauczycieli, czy aby czasem jakiegoś potwierdzenia nie brakowało. To, co zawierała zawartość ‚teczek’ często wołało o pomstę do nieba. Podziękowania od proboszcza, od policji, od pani z banku, z przychodni, z poczty… Łatwiej wymienić, czego tam nie było. A jakie sukcesy!!!
Już kiedyś wspomniałam, ale jeszcze powtórzę. Nauczycielka pracowała indywidualnie z dzieckiem upośledzonym. Dyrekcja (z zawodu pani początkowa) napisała: „Potwierdzam pracę z dzieckiem upośledzonym przez nauczycielkę.”
@Gekko
Pozdrawiam.
cyrus
16 czerwca o godz. 9:29
„Szanowny Parkerze, udowodnij mi proszę w sposób prosty i oczywisty przełożenie pomiędzy likwidacją Karty Nauczyciela a niższymi podatkami, mniejszym długiem, szybszym wzrostem gospodarczym i wyższym PKB.”
Udowodnić w ekonomii niczego nie można, ponieważ ekonomia nie jest nauka ścisłą.
Można wykazać jednak przełożenie, w skrócie to zrobię choć to komunały i trochę się wstydzę.
Spróbuję jak mojemu dziewięcioletniemu dziecku, na nim przećwiczyłem, zrozumiało.
Szkoła publiczna jest utrzymywana ze środków publicznych, w skrócie z budżetu.
Budżet, żeby to zrozumiale wytłumaczyć, to wszystkie wydatki które ponosi państwo i musi mieć pokrycie w dochodach. Jak nie ma pokrycia są dwa rozwiązania, jedno to pożyczyć, wtedy mamy do czynienia z długiem publicznym. To kosztuje bo jak wiadomo za pożyczone pieniądze trzeba płacić odsetki. To bardzo egoistyczne rozwiązanie, życie na koszt przyszłych pokoleń. W rodzinie to by wyglądało tak, jakbyśmy w spadku naszym dzieciom zamiast domu zostawiali hipotekę do spłacenia.
Drugie rozwiązanie, to zwiększyć wpływy do budżetu czyli nałożyć wyższe podatki. Zresztą to pierwsze rozwiązanie się do tego samego sprowadza tyle, że podatki wyższe trzeba będzie zapłacić w przyszłości.
To teraz jak wysokie podatki wpływają na wzrost gospodarczy.
Najpierw z punktu widzenia przedsiębiorcy.
Przedsiębiorca to taka swołocz, co to chce więcej i więcej zarabiać. Żeby to robić, musi inwestować.
Inwestowanie to nic innego jak wydawanie pieniędzy. Jak przedsiębiorca inwestuje, ktoś zarabia.
Jest praca, to dlatego przez inwestycje tworzy się miejsca pracy. Jak się przedsiębiorcy zabierze pieniądze w postaci wysokich podatków, mniej mu zostaje na inwestowanie i mniej miejsc pracy powstaje.
Ale ktoś powie, że ta swołocz nie musi inwestować, może pieniądze wydawać na luksus albo odkładać w banku.
To prawda, ale jak wydaje na luksus, to też powstają miejsca pracy, dla kierowców, kucharzy w restauracjach czy robotników w stoczni jachtowej.
Jak odkłada w banku to pieniądze też nie leżą, inny przedsiębiorca ich używa zaciągając kredyt i wydając na inwestycje.
Przy okazji, jak zamiast przedsiębiorcy zgłosi się po nie państwo, żeby pożyczyć, to przedsiębiorca ich nie pożyczy to chyba jasne.
Ale oczywiście nie z samych przedsiębiorców się składa społeczeństwo i nie tylko oni płacą podatki.
Jak więc wpływają wysokie podatki płacone przez nie-przedsiębiorców.
Podatek dochodowy zabiera ludziom pieniądze które w innym przypadku trafiłyby na rynek tworząc zapotrzebowanie na pracę, więcej byśmy mogli wydawać po prostu a jak więcej wydajemy to stwarzamy zapotrzebowanie na pracę a to się przekłada na wyższy wzrost gospodarczy.
Bo jak więcej ludzi pracuje, to więcej wytwarzają i PKB rośnie.
Podatek Vat wpływa na wysokość cen.
Im marchewka droższa, tym mniej jej możemy kupić więc chłop mnie jej sprzeda.
Tak samo ze wszystkimi innymi produktami.
Mam nadzieję, że ci wykazałem zależność między wysokimi podatkami wzrostem gospodarczym.
To, że w bogatszych krajach się zarabia więcej za te samą pracę przyjmiesz na wiarę, czy też mam ci wykazać?
Nauczyciel w Niemczech zarabia więcej niż w Polsce, bo to bogatszy od nas kraj.
Jak się zrównamy z Niemcami pod względem wysokości PKB na głowę mieszkańca, to i zarobki mniej więcej się zrównają. A zrównamy się tym szybciej im niższe podatki będziemy płacić co jak mam nadzieję udało mi się wykazać wcześniej. Żeby nie komplikować nie rozwinę wątku, że im niższe podatki, tym produkty tańsze a więc bardziej konkurencyjne na rynkach światowych na których konkurujemy z innymi państwami, a konkurencyjne ceny to większa sprzedaż i więcej pracy w kraju.
A jak się ma do tego likwidacja KN?
Za przywileje tam zawarte trzeba zapłacić w podatkach albo długiem.
Bo jak nauczyciel trzy lata na płatnym urlopie, to trzeba mu płacić a zatrudnić innego i też mu płacić.
Jak pensum wynosi 18h to trzeba zatrudnić więcej nauczycieli niż jak wynosi 28h.
Likwidacja KN spowoduje, że na utrzymanie nauczycieli budżet będzie wydawać mniej.
A jak będzie wydawać mniej, to albo dług będzie mniejszy albo podatki niższe bo pieniądze w budżecie tylko z tych dwu źródeł mogą się znaleźć.
To tak likwidacja KN przełoży się na wzrost pensji nauczycieli bo spowoduje szybszy wzrost gospodarczy a co za tym idzie podniesienie pensji.
I jeszcze jeden oczywisty argument.
Przyjmijmy, że wydatki budżetu na pensje nauczycielskie zostają na niezmienionym poziomie czyli budżet nic nie oszczędza, ale liczbę nauczycieli w związku z niżem redukuje się o jedną trzecią.
Jak to wpłynie na pensje tych co w zawodzie pozostaną?
To zadanie matematyczne w zakresie pierwszych lat szkoły podstawowej nawet polonista powinien umieć rozwiązać.
Komentarz do wypowiedzi Gekko o samorządzie: hahaha…
Piękna teoria. Czas poznać praktykę.
Z takim nastawieniem nie rozumiem, dlaczego pan Gekko nie jest zwolennikiem marksizmu. Teoria jeszcze piękniejsza. I sprawdza się w praktyce dokładnie tak samo jak samorząd w Polsce.
A tak przy okazji, „Wolny wybór” Miltona Friedmana powinien być obowiązkową lekturą w szkole średniej.
Wszystkich przeciwników neoliberalizmu zapewniam i uspokajam, że nie ma ona nic wspólnego z tym nurtem w ekonomii. Ta książka to po prostu bardzo przystępny i ciekawy podstawowy kurs ekonomii który pozwala zrozumieć otaczający nas świat.
Ciekaw jestem, ilu nauczycieli ja przeczytało?
Stawiam, że ułamek promila.
A może się mylę?
Gospodarzowi polecam przeczytanie i zadanie uczniom w trzeciej klasie, na polskim chyba wolno lekturę z poza kanonu wprowadzić?
Jeżeli się Pan zgodzi wyślę na adres szkoły egzemplarz z mojej biblioteki, ale musi pan obiecać publicznie, że przeczyta:)
@parker
Śmieszne argumenty. W gułagu „pensum” zeka wynosiło 16 godzin bez weekendów.Tym niemniej on wcale wydajniejszy nie był od takich co pracowali 8 godzin…;-)
Twoje argumenty są w sumie takie – gdyby każdy Polak(pracujący) pracował dłużej a zarabiał mniej to ho ho ho…
Zmartwię Cię – według statystyk Polacy są na czele (1 czy 2 miejsce) w ilości godzin w pracy, z czego nic dokładnie nie wynika dla PKB bo z siedzenia dla siedzenia nic wynikać pozytywnego nie może!!!
Parkerze – to, co piszesz, jest dość precyzyjnie, acz prosto narysowanym modelem.
Otóż zbyt prosto.
Istnieje kilka szkół ekonomicznych, które wykażą, że dobrze zaprojektowany system podatkowy, czasem dość restryktywny, nie tyle hamuje dynamikę procesów społecznych (w tym ekonomicznych), ile wręcz je pobudza. Podobnie jak motywacje ludzi do doskonalenia zawodowych predyspozycji.
Walcząc o relacje „solidarnościowe”, nie tylko „produkcyjne” czy „rywalizacyjne”, wzmacniamy także sferę produkcji i efektywność obiegu różnych dóbr symbolizowanych przez pieniądz. Takim przykładem są gospodarki skandynawskie. Kudy nam do nich, zostaliśmy urobieni przez prymitywny neoliberalizm i uwiedzeni przezeń. W większości. Mamy więc to, co mamy.
Co do systemu oświaty w Polsce, liczby nauczycieli, liczby szkół, a zwłaszcza przełożenia tego wszystkiego na efektywność nauczania – nie jest to tak oczywiste, jak piszesz.
Nie wystarczy zwolnić, by było dobrze. Ograniczenia zatrudnienia są chyba nie do uniknięcia. Sugerowanie, że powodem winien być czysty rachunek ekonomiczny, czytaj: zbyt duża liczba uczących w systemie – dramatycznie upraszcza i trywializuje problem.
@ parker, wysiłki daremne.
Posługiwanie się wiedzą i rozumem wobec belfrów, to tak, jakby przekonywać pegeerowca, że lepiej pracując, więcej dostanie.
A on nigdy ani z rozumem, ani pracą (a co dopiero lepszą) w życiu się nie zetknął, ani dostawać więcej nie chce, tylko tyle, aby nic nie robić, jak dotąd, za cokolwiek.
Nawet nie pojmuje, że co i jak robi to, co robi, przynosi dług a nie zysk. Jemu się bowiem należy i to cały zysk.
Tak więc racjonalne zachowania są tu po stronie belfrów, a nie Twojej, ponieważ rozmawiasz z ludźmi wychowanymi i zakleszczonymi mentalnie w patologicznym systemie, nie przystającym zupełnie do normalnego świata.
To są, parkerze, podróże Guliwera.
Przekonywanie krasnoludka, że można robić siedmiomilowe kroki, kiedy on siedzi w cudzej kieszeni i przemieszcza się za darmo, to groteska…
Bez zmiany systemu, w ‚szaleństwie’ jego funkcjonariuszy jest ‚metoda’.
Najlepiej świadczy o tym:
@ Ateńczyk, nie będący w zasięgu nawet pojęcia tego, że jabłko leżące na ziemi, nie wynika z przybliżania się Ziemi do gałęzi… 😉
Kabaret… 🙂
S-21
Nie wiem co cię śmieszy, prawa ekonomi cie śmieszą?
Mnie śmieszy grawitacja, ogólnie prawa fizyki mnie śmieszą ale nie przychodzi mi do głowy im przeczyć.
Tak, gdyby każdy pracujący pracował wydajniej (niekoniecznie więcej) a zarabiał mniej to byśmy mieli bardziej konkurencyjną gospodarkę i szybszy wzrost gospodarczy, bezrobotnych byłoby mniej. A gdyby jeszcze ci co nie pracują pracowali to ho ho ho… byśmy Niemców w dziesięć lat prześcignęli w PKB na głowę.
Bo bogactwo się tylko z pracy i spadków bierze.
Co prawda Grecja umiera jako Państwo ale na spadek bym nie liczył.
Jak ludzie mniej zarabiają, towary i usługi są tańsze w przypadku usług trudno większość z nich eksportować ale produkty już jak najbardziej a to napędza gospodarkę, daje miejsca pracy. Zarabia się mniej, ale ceny niższe.
Wiesz czemu fryzjer u nas tańszy niż w Niemczech, bo fryzjerzy mniej zarabiają.
A wiesz czemu przy granicy z Niemcami droższy niż pod Lublinem?
Bo eksportujemy te usługi do bogatego kraju.
A czemu w Warszawie droższy niż pod Lublinem?
Bo PKB na głowę w Warszawie wyższe i ludzie bogatsi stać ich żeby zapłacić.
A fryzjer musi się utrzymać w droższym mieście bo za chleb płci więcej bo ten mechanizm o dziwo też piekarzy dotyczy.
To taki naturalny mechanizm, zwany niewidzialna ręką rynku, tak wykpiwany przez przeczących grawitacji w ekonomii.
A na jakiej podstawie uważasz, że z faktu że Polacy najdłużej w Europie pracują nic nie wynika?
Skąd wiesz ile by PKB wynosiło jakby pracowali mniej?
Tyle samo uważasz?
Bo ja się założę, że mniej.
Erato
16 czerwca o godz. 20:18
„Wakacje nauczycieli są tak samo długie, jak i uczniów. Po raz pierwszy przed dzwonkiem zjawiają się na sierpniowej radzie.”
Oświeć mnie Errato – jakie to oszczędności poniesie społeczeństwo i samorząd, jeśli nauczyciel będzie siedział w czasie wakacji w szkole bez ucznia?
Co takiego nauczyciel ma niby robić w pustej szkole w czasie wakacji? No chyba, żeby zlikwidować wakacje i uczniom i kazać im chodzić do szkoły przez okrągły rok.
W którym to kraju zmusza się nauczycieli do siedzenia w szkole w czasie, w którym uczniowie mają ferie lub wakacje?
Przecież oszczędniej jest chyba zamknąć na ten czas szkołę, oszczędzając na prądzie, ogrzewaniu, wodzie, sprzątaniu itp…
Poza tym w jakim kraju nauczyciel musi siedzieć dzień w dzień w szkole po 8 godzin, bez względu na to ile w tym czasie pracuje z uczniem „przy tablicy”, czego domagają się samorządowcy?
Jakie oszczędności z tego tytułu powstaną? Jakie korzyści dla ucznia wynikać mają z przymuszenia nauczyciela do przygotowania się do lekcji czy też sprawdzania prac klasowych, sprawdzianów w warunkach urągających jakiejkolwiek higienie pracy?
Ja mam np. w szkole do dyspozycji miejsce w pokoju nauczycielskim – (ok. 50 cm x 50 cm), w którym przebywa kilkadziesiąt osób, oraz malutką szafkę, w której nie mieszczą się nawet wszystkie podręczniki, nie mówiąc o przygotowanych do lekcji materiałach. W związku z tym przychodzę codziennie objuczona torbą z materiałami i podręcznikami ważącą ok 2- 3 kg.
Mamy do dyspozycji jeden komputer. Jak wyobrażasz sobie przygotowanie się do zajęć, czy sprawdzanie prac klasowych, w miejscu, gdzie panuje hałas i nie można się w ogóle skoncentrować?
Mogłabyś swoją pracę sekretarki wykonywać w jednym pokoju nauczycielskim z kilkudziesięcioma innym sekretarkami?
Chyba w obecnych warunkach, gdy samorządów nie stać na wyposażanie szkół w odpowiednie zgodne z normami unijnymi ( nawet zwierzęta wiezione na rzeź mają wg. norm unijnych zapewnione bardziej komfortowe warunki przewozu niż polski nauczyciel warunki pracy) stanowiska pracy dla nauczycieli to oszczędniej jest dla samorządów, gdy nauczyciel przygotowuje się do lekcji w domu korzystając z własnego komputera, drukarki, zużywając własny prąd? No ale w samorządach i MEN-ie na pewno znakomici ekonomiści siedzą, oni wiedzą lepiej, co jest bardziej oszczędne.
Tak więc absurdalne – zwłaszcza z punktu widzenia oszczędności – są postulaty samorządów, aby zmusić nauczycieli do przebywania w szkole przez 8 godzin dziennie, również w czasie gdy uczniowie mają ferie i wakacje. No chyba, że zlikwidujemy dni wolne od zajęć dydaktycznych, a uczniów zmusimy do nauki przez cały rok.
Również warunki nauki polskich uczniów – w porównaniu z warunkami w jakich uczą się np. uczniowie niemieccy – i to z jednego z najbiedniejszych landów wschodnich – zakrawają na kpinę.
Przez kilka lat pracowałam w szkole niemieckiej, więc doskonale widzę różnicę i w komforcie pracy nauczyciela i przede wszystkim w komforcie pracy ucznia.
Tam każdy nauczyciel miał do dyspozycji tzw. „Vorbereitungsraum”- pomieszczenie do przygotowania się do lekcji, zazwyczaj umieszczone bezpośrednio przy sali lekcyjnej, wyposażone komputer i drukarkę, w biurko, regały, szafki, gdzie można było trzymać wszystkie podręczniki i niezbędne pomoce dydaktyczne. Mimo tak świetnych możliwości do przygotowania się do zajęć w szkole nikomu z władz oświatowych czy samorządowych nie przyszło by do głowy zmuszanie nauczyciela do pozostawania w szkole poza godzinami, w których pracuje ?przy tablicy?.
Szkoła nowoczesna, odremontowana, skomputeryzowana ? wydano na ten cel ok. 4 mln Euro ? w 80 % były to środki unijne.
Szkoła, w której uczą się moi obecni uczniowie ? stara, nieremontowana od lat. Zajęcia mam co godzinę innej sali, więc zestaw ? magnetofon, podręczniki, pomoce, rzutnik muszę co lekcję przenosić. O dostępie do tablicy multimedialnej mogę jedynie pomarzyć. Naiwnością jest sądzić, że warunki pracy nauczyciela nie przekładają się jednocześnie na warunki pracy uczniów. Przecież to siłą rzeczy naczynia połączone. Nauczyciel naucza w takich samych warunkach, w jakich uczy się uczeń.
Uczniowie ze szkoły w której obecnie pracuję, ze względu na dużą liczbę klas, a zbyt małą ilość pomieszczeń, w których mogą odbywać się lekcje, mają lekcje języków obcych ( ze względu na podział na grupy, można je ?upchnąć? byle gdzie) min. w świetlicy, w bibliotece, na stołówce, z brudnymi po rozlanej zupie stołami i w której co niektórzy jeszcze w trakcie lekcji dojadają swój obiad lub w cuchnących pleśnią i stęchlizną piwnicach, bez wentylacji, gdzie nauczyciel stojąc przy tablicy zawadza ?siedzeniem? o pierwszą ławkę. Zaiste to warunki pracy i nauki godne ucznia dużego kraju szczycącego się przynależnością do Unii Europejskiej.
Pensum nauczyciela niemieckiego to 24 godziny tygodniowo, zarobki co najmniej 4 x wyższe ( rozpiętość od 2000 do 3000 Euro netto) – znacznie powyżej średniej krajowej.
Wakacje i ferie ? rzecz święta, nie było mowy, by w tym czasie ktokolwiek ? łącznie z dyrekcją i administracją siedział w zamkniętej na cztery spusty szkole. Nauczyciel o statusie „Beamte” – czyli odpowiednik naszego dyplomowanego, to urzędnik państwowy, praktycznie „nie do ruszenia”, cieszący się przywilejami jeszcze większymi, niż te, które oferuje nam nasza Karta Nauczyciela. O organizacji pracy i nauki w szkole niemieckiej pisałam już nieraz. Nie ma tam miejsca na prowizorkę, wprowadzanie naprędce nieprzemyślanych reform, z których trzeba się potem okrakiem wycofywać. Kalendarz roku szkolnego znany z co najmniej dwuletnim wyprzedzeniem. Rady pedagogiczne ? regularnie co miesiąc, nigdy nie trwały dłużej niż 45 min ? maks. 60 min rady klasyfikacyjne. Żadnej zbędnej biurokracji sprawozdań, planów, ewaluacji, podliczania frekwencji, wyliczania %, ilości ocen, wypełniania jakichś nikomu do niczego nie potrzebnych rubryczek itp. Itd.
Dziennik elektroniczny ? każdy nauczyciel wprowadzał nieobecności ucznia do komputera. Jedyną rola wychowawcy było pilnowanie frekwencji ( za 10 godzin opuszczonych bez usprawiedliwienia otrzymuje się ostrzeżenie i przy każdej kolejnej wylatuje ze szkoły) i drukowanie świadectw.
Mimo tych nieporównywalnie lepszych warunków pracy i nauki niemieccy uczniowie plasują się w rankingach PISA niżej niż uczniowie polscy. Ciekawe jak wyjaśnić ten fenomen, skoro wg, wypowiadających się tu znawców tematu polscy nauczyciele to nieudacznicy, półgłówki i nieroby?
W jaki sposób zatem zmuszenie nauczycieli do większej ilości godzin ?spędzanych przy tablicy? ? czyli podniesienie pensum bez jednoczesnego podwyższenia wynagrodzeń ma niby wpłynąć na podniesienie jakości pracy? Jeśli pracownikowi zostaną zmniejszone zarobki, a zwiększony zakres obowiązków, to automatycznie zacznie pracować lepiej i efektywniej? Jaka ekonomia tego uczy?
Nigdy nie pracowałam w szkole 18 godzin ? zawsze miałam ?nadgodziny?. Teraz pracuję 27 + 2 ( tzw. karciane niepłatne) czyli łącznie 29 godzin dydaktycznych tygodniowo. Nie będę się upierać przy tym że pensum nie ma prawa się zwiększyć do nawet 24 ? 26 godzin. Mogę pracować tyle pod warunkiem, że będę tyle samo zarabiać co teraz. Myślę, że większość nauczycieli byłaby zadowolona z tego rozwiązania.
Przypuszczam jednak, że nie o to w tej całej tej dyskusji chodzi. Chodzi o to, by nauczyciel pracował więcej, zarabiając jednocześnie mniej, czyli rząd szuka sposobów, jak by tu obniżyć pensje nauczycieli. Najpierw dał, teraz chce zabrać, to co dał.
A uczeń w tym wszystkim jest najmniej ważny. Szkoła publiczna może być byle jaka, z byle jakimi pracownikami, bo w końcu dla bogaczy ( a członkowie rządu do biednych raczej nie należą) są szkoły niepubliczne, w których zatrudniani są wszak najlepsi, wybrani i wyselekcjonowani specjaliści. Klient płaci ? klient wymaga.
Im zatem większa dysproporcja w zarobkach między jednymi a drugimi, im większa dysproporcja w warunkach pracy i nauki, tym większy napływ nie tylko wykwalifikowanej kadry, ale również klientów – uczniów do szkół niepublicznych, które na razie jeszcze póki co, nie mają szans w konkurencji z dobrymi szkołami publicznymi.
Jeśli jednak demontaż oświaty publicznej, jej niedoinwestowanie i ciągłe oszczędności na uczniach posunięte do granic absurdu będą następowały w tym tempie, to kto wie?
I może o to właśnie chodzi w tej nagonce na Kartę Nauczyciela i rzekome rozbuchane przywileje nauczycielskie ? o całkowite zmarginalizowanie oświaty publicznej, zredukowanie jej do roli przechowalni dla biedoty, stłoczonej w 30- kilkuosobowych klasach, „pilnowanej” jedynie, żeby sobie krzywdy nie zrobiła – bo przecież już nie nauczanej – przez przemęczonych, zniechęconych do pracy niedobitków, którzy nie zdołali się przekwalifikować czy też założyć własnej niepublicznej szkoły i uciec z tego tonącego, dumnego niegdyś „okrętu oświaty publicznej” …
@parker
Jesteś jednak żałośnie niereformowalny i, przepraszam za określenie, prymitywny w swoim sposobie myślenia i argumentacji. Dlaczego? Proszę bardzo – skoro w ekonomii nie trzeba niczego udowadniać, to tym samym udowadniasz, że to nauka polegająca na wróżeniu z fusów;-).
A tak poważniej – już w samym tonie Twojej wypowiedzi widoczne jest poczucie pogardy i wyższości w stosunku nie tylko do nauczycieli, ale również innych grup społecznych lub też raczej tych, którzy – Twoim zdaniem – są od Ciebie gorsi, czytaj, głupsi.
Twój wywód dotyczący zalet likwidacji KN to nic nowego, chodzi mi o te argumenty – one są wyssane z palca i niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Otóż – urlop na poratowanie zdrowia owszem jest obciążeniem dla budżetu, ale nie przekładasz tego na konkretne liczby, bo nie wiesz ilu nauczycieli z niego skorzystało. Podniesienie pensum – nie będę polemizować z argumentem do ilu godzin je podnieść, bo to się mija z celem (nie masz bladego pojęcia, co znaczy 28 godzin tygodniowo w przypadku poważnego przedmiotu), chodzi mi samą ideę podniesienia. Otóż, jeśli odnieść się do Twojego przykładu, z marchewką, czy jakimś tam innym warzywkiem, proszę bardzo – podnosimy! I tak oto średnio 1/3 obecnie zatrudnionych nauczycieli ląduje na zielonej trawce. Powiedzmy, że będą w tej grupie w większości kobiety w okolicach 50-tki i nieco młodzieży. Młodzi – znajdą pracę, a jeśli jej nie znajdą, to wyjadą za granicę i będą podnosić PKB Wielkiej Brytanii lub Niemiec, te panie w wieku pobalzakowskim zasilą na dłużej szeregi bezrobotnych, a Ty jako sprzedawca marchewki zapewne sprzedasz jej mniej. Mało tego! Te panie zamiast pracować i otrzymywać z budżetu wynagrodzenie za pracę będą, z tego samego budżetu, pobierać zasiłki dla bezrobotnych, renty, może jakieś zapomogi itp. Pewnie niektóre okażą się przedsiębiorcze i twórcze, tego nie neguję, ale ile takich będzie? Nie wiem tego ani ja, ani Ty.
Do czego zmierzam? Takie doktrynerskie myślenie jakie prezentujesz to wylewanie dziecka z kąpielą. Sama likwidacja KN nie spowoduje tego, że nagle z zawodu odejdą źli nauczyciele. Zdziwisz się i nasze państwo też się zdziwi – nie da się znaleźć dobrego i jednocześnie taniego nauczyciela. W szkołach przekazywanych stowarzyszeniom nauczyciele zarabiają średnio 30% mniej, niż w tych prowadzonych przez samorządy. To szybko odbije się na całym systemie edukacji, który nie funkcjonuje w próżni. Młody człowiek po studiach nie będzie traktował pracy w szkole docelowo, będzie ona dla niego jakimś epizodem, przystankiem, nie mówiąc już o tym, że na pewno do szkół nie trafią najlepsi absolwenci.
Proszę bardzo – niech sobie samorządowcy majstrują do spółki z rządem przy Karcie, ja sobie poradzę, jeśli w wyniku tego stracę pracę, ale zapewniam Ciebie oraz podobnie myślących trolli, że wszyscy obudzimy się pewnego dnia z ręką w nocniku. Rodzic stanie przed wyborem – dobra szkoła niepubliczna, za którą trzeba słono zapłacić, czy kiepska publiczna, w której pracują za 1500 złotych nauczyciele po lektoratach w Pcimiu Dolnym, robiący błędy ortograficzne.
Powodzenia życzę nawiedzonym reformatorom!
Co do zmian. Dodatek mieszkaniowy można zlikwidować, to i tak marne 35 zł. Natomiast proponuję zmianę w dodatku wiejskim – przyznać go tylko tym nauczycielom, którzy dojeżdżają do pracy w wiejskiej szkole. W mojej miejscowości pracuje około 16 nauczycieli, tylko 3 dojeżdża wydając pieniądze na dojazdy czy to autobusem, czy własnym samochodem, reszta przychodzi do pracy ” w kapciach”, bo blisko. Wszyscy pracują w dobrych warunkach. Uważam za niesprawiedliwe to, że jedni muszą wydać na dojazd, a reszta nie.
„Mogę pracować tyle pod warunkiem, że będę tyle samo zarabiać co teraz. Myślę, że większość nauczycieli byłaby zadowolona z tego rozwiązania. ”
Nieprecyzyjnie się wyraziłam – pisząc o zarobkach takich jak teraz miałam na myśli oczywiście pensję podstawową oraz dodatkowe wynagrodzenie za nadgodziny, czyli faktyczne podniesienie pensji zasadniczej odpowiednio do ilości dodatkowych godzin dorzuconych do obowiązkowego pensum.
Pojawiają się coraz dłuższe posty.
Zupełnie jak w Sejmie, czyli taktyka obstrukcji.
Jednak powtarzanie przez belfrów w kółko oczywistych głupstw tylko pozornie jest głupie.
To się w psychopatologii nazywa racjonalizacja retrogradywna; służy absurdalnemu (wbrew nauce, przyrodzie czy logice) uzasadnianiu (czy usprawiedliwianiu) ‚argumentami’ dokonanych wyborów i czynów.
Przykład wiodący: wszyscy gnębią i wyzyskują nauczycieli, ci – pracują znacznie ciężej niż górnicy, zarabiają grosze i nie mają nawet gdzie stanąć przy komputerze. Pozostaje pytanie, dlaczego w takich warunkach nauczycieli z wolnej woli rozmnożyło się 600 000 i kolejni aspirują masowo.
Jest to oczywiście pytanie retoryczne w świetle nauk medycznych o ewidentnym tu zjawisku racjonalizacji i jego objawach.
Przyznam, że od czasu studiów nad zaburzeniami społecznie socjoemocjonalnymi, nie czytałem tylu na raz historii choroby… 😉
Smutne, ale wyjaśnia bezprzedmiotowość dyskusji z takim stanem. 😉
Ku rozwadze.
Przed chwilą dowiedziałam się, że jedna z pań ‚początkowych’ bierze zwolnienie na tydzień przed końcem roku i na wakacje wyjeżdża do USA podreperować domowy budżet. Ta sama pani kilka lat temu skorzystała z urlopu na poratowanie zdrowia i na rok wyjechała do Stanów, bo budowała dom.
@hilda
Pamiętam czasy, kiedy nauczyciele musieli stawić się w szkole na dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku. Przygotowywali klasy, apel na inaugurację roku, porządkowali dokumenty…Dziś mają w sumie ze cztery miesiące wolnego przy 18 – godzinnym pensum (3,6 godz. dziennie).
Pisze Pani m.in.:
„W którym to kraju zmusza się nauczycieli do siedzenia w szkole w czasie, w którym uczniowie mają ferie lub wakacje?
Przecież oszczędniej jest chyba zamknąć na ten czas szkołę, oszczędzając na prądzie, ogrzewaniu, wodzie, sprzątaniu itp?”
W czasie ferii i wakacji tylko nauczyciele nie pracują, a szkoła pracuję, proszę pani. Pracuje księgowa, sekretarka, obsługa, na zmiany dyrekcja.
A pani proponuje wyłączyć im prąd, ogrzewanie, zakręcić wodę i pozostawić w brudzie…I w ten sposób oszczędzać.
To niehumanitarnie, proszę pani. Sekretarka i sprzątaczka też człowiek.
Niestety, zdarzało się, że niektóre panie nauczycielki obsługę i administrację szkoły traktowały jak służących.
***
Pani @hildo, mnóstwo chaosu i tautologii jest w Pani wpisie. dla świętego spokoju (żeby się nie czepiali) wciska gdzieś Pani i ucznia. Poza tym dużo i w kółko to samo i w sumie bez konkretów.
Niemiecki dyplomowany to raczej nie to samo, co polski.
Znaj proporcją, mocium pani…
Szczepan
17 czerwca o godz. 14:09
To prawda, że istnieją różne szkoły ekonomiczne, ale nie ma między nimi sporów co do elementarnych praw rządzących ekonomią które opisałem. Byłem proszony o wykazanie jak likwidacja KN przekłada się na niższe podatki i jak niższe podatki przekładają się na wzrost gospodarczy. Wydaje mi się, że zrobiłem to rzetelnie.
To dlatego prosto.
A że nie wystarczy zwolnić żeby było lepiej to oczywiste.
Od zwolnienia będzie taniej, a o tym piszę.
Żeby było lepiej trzeba przyjąć lepszych
nauczycieli ale to inny temat.
W temacie podatków, to model skandynawski jest specyficzny, unikalny w skali świata. Tam pieniądze z podatków trafiające do budżetu się nie marnują i wracają do podatników w postaci wysokiej jakości usług sektora publicznego. To nie wysokie podatki stoją za sukcesem tego modelu tylko właśnie ten wysoki poziom i efektywność sektora publicznego. Tam z każdej złotówki zapłaconego podatku do obywateli wraca 90 groszy żeby to obrazowo wytłumaczyć, we Francji 75 groszy a u nas mniej niż połowa.
cyrus
17 czerwca o godz. 16:28
Nie zasługujesz, żeby ci odpowiadać.
Prosisz żeby ci wykazać a jak wykazuję zmieniasz temat, to intelektualnie nieuczciwe.
Dziesięciolatek wykłada nam ekonomię. Podróżujemy w czasie, w przestrzeni i w języku. W czasach, gdy po obu stronach kałuży Polacy najzwyczajniej w świecie a bezrozumnie tłumaczą angielskie „economy” na polskie „ekonomia”. I za błędy w mapie miasta wyświetlanej im przez pokładowy GPS obwiniają geografię.
Najcudniejsze jest to, że moża „nauką” nazywać stek bzdur, które jedyne zastosowanie mają jako obszar rekomendacji w klubie wzajemnej adoracji z członkami określonej proweniencji a którzy w lwiej większości zdechliby z głodu gdyby nie potrafili podczepić się jak pijawki pod opłacane przez podatnika instytucje. Argumentując na rzecz „wolności wyboru”.
Proszę sobie wyobrazic matematyka, który mówi:
„Jasiu, aleś ty tępy. Czyś już zapomniał jak ci tłumaczyłem, że sama zasada dodawania zależy od tego, czy dodajemy dwie czy dwieście milionów jedynek? Od tego czy dodajesz ty czy robi to pan Goldman? Czy dodawanie odbywa sie w Afryce czy w Europie? Od tego, czy dodajesz swoje własne jedynki czy jedynki pożyczone? Od tego jak dawno temu dodawałeś? Od tego jak silne masz pięści w momencie dodawania? Od tego, ile osób wie o twoim dodawaniu a nawet było przy tej czynności obecnych? O tego czy dodajesz „jeden do jednego” czy może „one plus one”? Od tego jakie metki były przyszyte do twojego ubrania w czasie dodawania? Od tego czy dodajesz wypłaty dla pracowników czy liczysz wypłacone ci pieniądze?
Jasiu, nie mogę wyjść z podziwu nad twoją tepotą.”
O tak, w całej historii ekonomii nie było innych, aniżeli tylko i wyłącznie książek, „które pozwalały zrozumieć otaczający nas świat.”
Ekonomia…Ciężko mi sobie wyobrazić bardziej oszukańczy stek bzdur używany jako uzasadnienie i wyjaśnienie, dlaczego ostatnia moda trzymania i machania batem była jak najbardziej „ekonomicznie uzasadniona” i „w interesie samego niewolnika”. A jak niewolnik nie pojmuje tych wykresików i wzorów opisujących nieistniejące w rzeczywistości modele „przystępnego i ciekawego podstawowego kursu ekonomii” to dureń i sam sobie winien.
Batem go, tym razem z backhandu.
Takie są skutki równoległego czytania parkerowych wpisów na belferblogu i słuchania rozgłośni NPR, programu „Bob Edwards Weekend” a nim wywiadu z Josephem Stiglitzem promującym swoją najnowszą książkę „The Price of Inequality: How Today’s Divided Society Endangers Our Future”.
W audycji było (ustami takiego samego noblisty jak ten parkerowy) o tych parkerowych zarobkach przedsiebiorcy co to mają „tricle down” do mnie i pozwolić mi przeżyć. Stiglitz mówi, że „a wała, nie ma żadnego triklowania w dół”. Jest triklowanie, ale w górę. Od kilkudziesięciu lat. I komunista jeden – to zdaje się norma a tym środowisku – daje brazylijskie przykłady. Nie będę dalej opisywał, bo nie wiem, czy parkerowy dziesięciolatek to chłopiec czy dziewczynka. Teraz z dostępem do internetu mogłaby opacznie zrozumieć ekonomiczne nauki.
Hildo 🙂 jak zwykle mądrze i taktownie.
A ja chciałabym uczyć we Francji, pracując tam, w takim samym miejscu i tak samo jak w Polsce, miałabym pomocnika od wszelkiej papierologii.
Chociaż biorąc pod uwagę, że moje warunki pracy i tak są o niebo lepsze niż większości nauczycieli, staram się nie narzekać.
Jaką oświatę zamawiamy i na ile lat?
Dobry produkt kosztuje, chcemy kupić markowy, czy erzac?
Czy i kogo stać na dobrą szkołę?
Można mnożyć pytania…….
Skoro największym obciążeniem gmin jest budżet oświaty, to dlaczego są tak biedne?
lekarze zarabiają średnio 13 000, to dużo , czy mało , w porównaniu z nauczycielami?
Kraj w którym policjant zarabia więcej niż nauczyciel, to kraj policyjny- mieścimy się w tym standardzie?
Perski rynek – Gekko – świetna metafora, gdy idzie o portret(y) szkół przeróżnych. Ma być ciekawie, barwnie, interesująco, twórczo. Wesoło dla uczniowskiego psychicznego dobra – też.
Wszystko rozbija się o pieniądze Parkerze – masz rację – źle lub dobrze zarządzane i dysponowane.
Funkcją tego jest system podatkowy i uczciwie realizowana umowa społeczna, dla dobra rzyczypospolitej.
@hilda
„Przypuszczam jednak, że nie o to w tej całej tej dyskusji chodzi. Chodzi o to, by nauczyciel pracował więcej, zarabiając jednocześnie mniej, czyli rząd szuka sposobów, jak by tu obniżyć pensje nauczycieli.”
Jestem za tym żeby nauczyciele dużo zarabiali pod warunkiem, że będą pracować tak, że rodzice nie będą zmuszeni wysyłać swoich dzieci na korepetycje do wskazanych przez nich kolegów.
Trzeba również przyjąć do wiadomości, że awans zawodowy to niemoralna fikcja stworzona w celu usankcjonowania dodatkowych dochodów nauczycieli.
Na podstawie własnych obserwacji mogę stwierdzić, że jako pierwsi gotowe ‚teczki’ mieli ci, którzy się zbytnio nie przepracowywali, nie odpowiadali za wyniki egzaminów, nie sprawdzali prac, nie musieli opracowywać planów naprawczych. A ucznia mieli (i mają) w głębokim poważaniu.
Wspomnę jeszcze o planach lekcji. Wbrew higienie pracy i zdrowemu rozsądkowi w ‚mojej’ szkole plany przygotowywało się nie pod ucznia, tylko pod nauczyciela, żeby przypadkiem nie miał okienka. Można więc było zrobić dwa razy po dwie matematyki, bo nauczyciel dorabiał w innej szkole, religię w środku zajęć, wf jako pierwszą lekcję…
I wszystko dało się wytłumaczyć oczywiście DOBREM UCZNIA.
w czym problem?
17 czerwca o godz. 19:49
Ekonomia jest nauką socjologiczną. Zmieniają się spoleczeństwa, ewoluują, zmienia się i myśl ekonomiczna. Ekonomia potrafi wytłumaczyć to co się stało, w pewnym stopniu przewidzieć co się stanie ale nie w stu procentach, opiera się na doświadczeniu ludzkości, ale społeczeństwa się zmieniają a przedewszyskim rządzą politycy i różne sfery interesów które za nic mają prawa rządzące ekonomicznymi zachowaniami ludzi przekładając swoje grupowe interesy ponad wszystko. Zawsze się znajdzie ekonomista który je uzasadni bo to prawda, że wynik dodawania w ekonomii zależy dwieście milionów jedynek? Od tego czy dodajesz ty czy robi to pan Goldman? Czy dodawanie odbywa sie w Afryce czy w Europie? Od tego, czy dodajesz swoje własne jedynki czy jedynki pożyczone? Od tego jak dawno temu dodawałeś? Od tego jak silne masz pięści w momencie dodawania? Od tego, ile osób wie o twoim dodawaniu a nawet było przy tej czynności obecnych?”
Możesz się obrażać na rzeczywistość ale ekonomia w takim samym stopniu zależy od ekonomistów jak pogoda od meteorologów.
Ekonomia zależy od polityków, ekonomiści na podstawie doświadczeń ludzkości mogą tylko przewidzieć co się stanie na skutek decyzji politycznych, z coraz większą precyzją im więcej doświadczeń. Dobrym poligonem był na przykład socjalizm, dopóki ludzkość nie wypróbowała też miał swoją podbudowę naukową, ekonomiczną.
Bo zachowań społecznych nigdy się nie udaje przewidzieć w stu procentach. Ale to nie oznacza że powinno się przestać przewidywać bo pewne żelazne zasady jednak obowiązują, doświadczenie je potwierdza.
Erato, pozostaje Ci napisać książkę pt: „Z zapisków sekretarki szkolnej przebywającej na emeryturze” – (być może) jest szansa na bestseler!
Erato
17 czerwca o godz. 18:59
„W czasie ferii i wakacji tylko nauczyciele nie pracują, a szkoła pracuję, proszę pani. Pracuje księgowa, sekretarka, obsługa, na zmiany dyrekcja.”
Ale po co w szkole w czasie całych wakacji sekretarka, dyrekcja i obsługa pracują? Cóż takiego ważnego robią od połowy lipca do połowy sierpnia?
W Niemczech nie pracują i jakoś świat się nie wali?
Zresztą w szkole niemieckiej całą obsługę sekretariatu wykonywała jedna niezwykle miła i uczynna pani. Ze wszystkim radziła sobie znakomicie. Niejednokrotnie służyła mi trochę zagubionej na początku Polce, zawsze z miłym uśmiechem na ustach.
Nie było żadnej księgowej, kadrowej i innej „obsługi”.
Wszystkie tego typu sprawy załatwiane były w jednym urzędzie, któremu podlegały wszystkie szkoły z całego landu.
Sprzątanie olbrzymiej szkoły odbywało się po lekcjach przy pomocy wynajętej firmy zewnętrznej – w liczbie dwóch osób. To też jakiś sposób na zaoszczędzenie pieniędzy, jeśli już tak ich usilnie szukamy.
@Erato
„A pani proponuje wyłączyć im prąd, ogrzewanie, zakręcić wodę i pozostawić w brudzie?I w ten sposób oszczędzać.”
To niehumanitarnie, proszę pani. Sekretarka i sprzątaczka też człowiek.”
To już pani nadinterpretacja. Niczego takiego nie napisałam.
Jednak jedna sekretarka i jedna dyrektorka, jeśli już konieczna jest ich obecność w szkole w czasie wakacji, zużyje chyba mniej prądu, wody niż np. kilkudziesięciu nauczycieli, którzy będą w szkole w tym czasie przebywać i „pracować” bez uczniów? Jaki to ma sens? Co mieliby robić, czego nie mogliby zrobić w tym czasie w domu, korzystając z własnego prądu, wody, toalety?
U mnie w szkole również pracują w czasie wakacji ci, którzy muszą – np. komisja rekrutacyjna skończy pracę w połowie lipca. Od połowy sierpnia zaczną się egzaminy poprawkowe i niektórzy nauczyciele będą musieli być w pracy. Inni w ostatnim tygodniu sierpnia również będą pojawiać się w szkole, w zależności od wyznaczonych zadań związanych z przygotowaniem roku szkolnego. To normalne.
Nienormalne jest natomiast żądnie, by wszyscy, czy potrzeba czy też nie siedzieli w szkole bite 8 godzin w czasie wakacji lub ferii tylko dlatego, że ludzi w oczy kole, że nauczyciele mają za dużo wolnego. Już do takich absurdów w niektórych szkołach dochodzi. W pierwszym tygodniu lipca i ostatnim tygodniu sierpnia wszyscy nauczyciele jak leci mają siedzieć w szkole po 8 godzin.
Tylko czekać, jak takie samo zarządzenie zmusi do bezproduktywnego siedzenia w szkole w czasie ferii. Ile prądu to pochłonie – tego nikt nie liczy.
Natomiast ogrzewanie całej wielkiej szkoły w czasie ferii, w której pracują tylko dwie osoby – sekretarka i dyrektor, to też jest marnotrastwo. Przecież można wtedy zakręcić kaloryfery w klasach i nieużywanych pomieszczeniach?
Jeśli natomiast samorząd uważa, że obowiązkowa obecność wszystkich nauczycieli w szkole w czasie, w którym nie ma uczniów, zmuszanie ich do siedzenia w szkole przez 8 godzin dziennie również w czasie ferii i dni wolnych od zajęć dydaktycznych to oszczędność, to inaczej tego niż tylko zwykłą głupotą nazwać nie można.
@Erato
„Niestety, zdarzało się, że niektóre panie nauczycielki obsługę i administrację szkoły traktowały jak służących.”
Nigdy nikogo nie traktowałam jak służącego. Wręcz przeciwnie – pracują w mojej szkole w sekretariacie dwie przemiłe panie, z którymi mam bardzo dobry kontakt. Szanuję je zarówno jako osoby, jak i ich pracę.
Również one są w stosunku do mnie miłe, zawsze pomocne i nigdy nie dały mi odczuć, że jestem w sekretariacie nieproszonym gościem, kimś kto im przeszkadza, „półgłówkiem”, z którym nie ma o czym rozmawiać. Z pani wypowiedzi natomiast przebija taka właśnie postawa wobec nauczycieli i głęboka pogarda do drugiego człowieka wyrażona min. pogardliwym określeniem „pani początkowa” .
Podobna jest pani w traktowaniu drugiego człowieka do Gekko – być może tak dobrze się rozumiecie.
@ Erato, 17 czerwca o godz. 21:33
– – –
Oj, nietaktownie i niemądrze, jak zwykle, Erato… 😉
Nic się w szkole nie nauczyłaś, a przecież Frau Hilde to prymuska (taka ekspresowa). Brak kultury i zwykłe zawistne hamstwo przez Ciebie przemawia…
Nic dziwnego, że nie zdołałaś wejść na pokoje groniaste.
Na szczęście są tu dwie paniusie, co Cię do swego parteru w oficynie i na groch sprowadzą, hihi.
Pała, niedostatecznie!
🙂 🙂 🙂
Erato
17 czerwca o godz. 18:59
„Niemiecki dyplomowany to raczej nie to samo, co polski.
Znaj proporcją, mocium pani?”
A dlaczego niby nie?
W czym, oprócz zarobków i statusu materialnego nauczyciel polski jest gorszy od niemieckiego?
Jestem nauczycielem dyplomowanym, nie uważam się za kogoś gorszego pod względem kompetencji od nauczycieli niemieckich – również tych o statusie Beamte.
Wręcz przeciwnie – praca w niemieckiej szkole, w cięższych dla mnie warunkach psychologicznych – walka ze stereotypami i uprzedzeniami, często wręcz wrogością niemieckich uczniów w stosunku do Polaków i nauczyciela z Polski – i porównanie z niemieckimi nauczycielami pozbawiło mnie wszelkich kompleksów.
Największym zaskoczeniem i nagrodą dla mnie, było, gdy po zakończeniu pracy Niemczech w jednym z centrów handlowych trafiłam na swoich byłych uczniów, którzy przywitali mnie z okrzykiem radości, a potem wyrazili żal, że już więcej z nimi nie pracuję. To najważniejsza i najbardziej obiektywna ocena mojej pracy.
Polscy nauczyciele nie są wcale gorsi od swoich niemieckich kolegów.
Zdziwiła by się pani, widząc, jak pracowali niektórzy nauczyciele o statusie „Beamte”. I mimo ich niekompetencji, ciągłego przebywania na zwolnieniach lekarskich nie można ich zwolnić – nawet w wypadku likwidacji szkoły muszą mieć zapewnioną pracę na podobnym stanowisku i tak samo płatną.
@Henri
Z pewnością. I nie wszystkim byłoby miło.
@hilda
W jednym wpisie zachwyca się Pani niemieckim systemem edukacji, wyposażeniem sal, komfortem pracy, w następnym zaś pisze o ciężkich warunkach psychologicznych, walce ze stereotypami i uprzedzeniami, wrogości niemieckich uczniów w stosunku do nauczyciela z Polski, o niemieckich nauczycielach, których mimo niekompetencji nie można zwolnić…
Doprawdy, nie nadążam za tokiem Pani myślenia.
Ale cóż, jestem tylko byłą sekretarką, a światłe grono zwykło sekretarki traktować z przymrużeniem oka i w kategoriach ‚miłe’ lub ‚niemiłe’ panie z sekretariatu.
********************************************************
„Z pani wypowiedzi natomiast przebija taka właśnie postawa wobec nauczycieli i głęboka pogarda do drugiego człowieka wyrażona min. pogardliwym określeniem ?pani początkowa? .
W stosunku do pani, o której napisałam, odczuwam całkowity i uzasadniony brak szacunku (pogarda to za duże słowo).
parker 17 czerwca o godz. 21:40
„Ekonomia jest nauką socjologiczną.”
To jest oksymoron.
„Możesz się obrażać na rzeczywistość ale ekonomia w takim samym stopniu zależy od ekonomistów jak pogoda od meteorologów.”
Chciałbym. Niestety twój guru ma rację z tym swoim „rozrzucaniem ekonomicznych pomysłów” tak, aby politycy mieli co „znajdować”. I znajdują, znajdują. Niestety, o ile ekonomia może nas nie obchodzić, to skutki bawienia sie nią, czyli gospodarka – już każdemu mogą wyjść bokiem. Dobrze by było gdyby Polacy nauczyli sie rozróżniac między „economics” a „economy”. Meteorolodzy żadnego wpływu na pogodę nie mają, choćby pękli.
Spróbuj swoim dzieciom przekazać koncept oszczędzania pieniędzy. Na starość, na inwestycje, powiedz o potędze procentu składanego, o bezpieczeństwie trzymania forsy w banku a nie pod materacem. A potem mimochodem opowiedz o doświadczeniach ludzi, którzy przeszli przez wielokrotne wymiany pieniędzy, zakazy posiadania złota, obcej waluty, niewypłacalność całego państwa, itd. I zapytaj, co ich bardziej przekonuje: teoria ekonomicznych korzyści czy strach przed powtórką z historii?
Dla mnie o wiele wiekszą wartość od tych wszystkich durnych teorii jest przykazanie oddawania biednym 10% z każdej zarobionej sumy. Zanim sobie chleb kupisz, zanim mydło przyniesiesz – odłuż 10% na bok. Dla tych, co im się gorzej wiedzie. Przykazanie zaoferowania pomocy. Codziennie. Widzisz, wydaje ci się, pomóż. Prosty solidaryzm. Państwowe systemy są strasznie marnotrawne.
w czym problem?
18 czerwca o godz. 0:33
„I zapytaj, co ich bardziej przekonuje: teoria ekonomicznych korzyści czy strach przed powtórką z historii?”
Moim zdaniem jedno i drugie ich przekonuje.
Pierwsze pozwala dokonywać racjonalnych wyborów, drugie nakazuje ostrożność.
Natura ludzka jest skomplikowana, pełna sprzeczności i to w wymiarze indywidualnym jak i społecznym.
Rolą polityków powinno być dokonywanie wyborów zgodnych ze współczesna wiedzą opartą na doświadczeniach aby do sytuacji „wielokrotne wymiany pieniędzy, zakazy posiadania złota, obcej waluty, niewypłacalność całego państwa, itd. ” nie dochodziło.
Ale uniknąć zagrożenia nie sposób.
Politycy powinni moim zdaniem rządzić nie tak jak ludzie chcą bo to populizm i prowadzi do tego czego się boimy, czyli jak zacytowałem z Twojego komentarza. Historia ale i współczesność dostarcza wielu przykładów. Powinni się wznieść nad partykularnymi interesami różnych grup i rządzić dla wzrostu dobrobytu całego społeczeństwa. Podział chleba nie może powodować zmniejszania bochenka, partykularne interesy jednych grup nie powinno się odbywać kosztem wspólnego dobra i w tym samym stopniu to dotyczy rolników, górników, nauczycieli jak przedsiębiorców.
Nadrzędny jest interes wspólny bo na nim albo zyskujemy wszyscy albo wszyscy tracimy i mniejsze znaczenie ma kto bardziej straci a kto bardziej zyska. Ja wolę mniej zyskać ze świadomością, że inni zyskali więcej niż mniej stracić ze świadomością, że inni stracili więcej. Ale jak wspomniałem, natura ludzka jest pokrętna i wiem, że moja postawa nie jest dominująca, wręcz przeciwnie.
Co do oszczędzania, to mam nadzieję wpoić dzieciom ostrożność, oszczędzamy żeby się zabezpieczyć na trudne czasy nie po to, żeby oszczędności pomnażać.
Na oszczędzaniu się traci ale zyskuje bezpieczeństwo, na pomnażaniu się zyskuje, ale ponosi ryzyko utraty pieniędzy.
Trudno odmówić racjonalności Grekom dla których materac jest teraz dużo bezpieczniejszym miejscem dla pieniędzy niż bank.
Panta rei, jak mnie nauczono w szkole.
A wracając do porównanie ekonomi do meteorologii, parasol sie nosi i przy pogodzie, ale wychodzenie bez niego kiedy zapowiadają deszcz bo nie wierzymy meteorologom jest już zbyt daleko idącą przewrotnością i brakiem rozsądku.
?
Erato
17 czerwca o godz. 23:45
?W jednym wpisie zachwyca się Pani niemieckim systemem edukacji, wyposażeniem sal, komfortem pracy, w następnym zaś pisze o ciężkich warunkach psychologicznych, walce ze stereotypami i uprzedzeniami, wrogości niemieckich uczniów w stosunku do nauczyciela z Polski, o niemieckich nauczycielach, których mimo niekompetencji nie można zwolnić?”
Ale co ma wspólnego doskonale zorganizowany system edukacji niemieckiej, wyposażenie sal z postawami uczniów niemieckich wobec Polski i Polaków czy też polskich uczniów wobec Niemiec i Niemców – bo nasi uczniowie wcale nie są tu lepsi?
To dzięki takim ludziom jak ja – polskim i niemieckim nauczycielom pracującym po obu stronach granicy przy różnego rodzaju wspólnych projektach edukacyjnych udaje się zwalczać negatywny obraz zarówno Polski i Niemiec wyniesiony przez uczniów polskich i niemieckich najczęściej ze środowisk rodzinnych.
To przecież nie szkoła, nauczyciele czy system edukacji uczą nietolerancji i wrogości wobec obcokrajowców, wręcz przeciwnie – szkoła pomaga je zwalczać ? zatrudniając np. nauczycieli obcokrajowców, umożliwiając kontakty z rówieśnikami i wyjazdy do innych krajów europejskich, udowadniając tym samym, że tak naprawdę niewiele się od siebie różnimy.
Każdy człowiek zasługuje na szacunek, zarówno pani sprzątaczka, pani sekretarka, jak i ?pani początkowa? – to przykre, że pani, będąc Polką wychwala nauczycieli niemieckich – posługując się przy tym niesprawdzonymi stereotypami, a o polskich nauczycielach bez wyjątku ma jak najgorsze zdanie, tylko na podstawie swoich obserwacji podczas pracy w jakiejś jednej szkole podstawowej i na podstawie kontaktów z jakąś nielubianą sąsiadką, która przez przypadek jest „panią początkową”.
Gdybym była tak małostkowa to mogłabym również na podstawie kontaktów z nie zawsze miłymi paniami np. w dziekanacie – opowieści mojego syna studiującego na jednej z ?prestiżowych? uczelni technicznych – wysnuć wniosek na temat niekompetencji pań z sekretariatu, traktujących studenta, jak uprzykrzona muchę, która przeszkadza w wypiciu porannej kawy. Mogłabym opowiedzieć, jak to przez dwa tygodnie nie można było uzyskać zaświadczenia, że jest się studentem, potrzebnego do odbycia praktyk. Ale tego nie robię, bo rozumiem, że nie wszędzie tak przecież jest i nie wszystkie sekretarki w kraju są tak zgorzkniałe i przesiąknięte niechęcią do ludzi jak @Errato.
Może ?pani początkowa? i jest trochę zdziecinniała ? po kilkudziesięciu latach pracy z maluchami może się zdarzyć. Może i czyta ?Fakt? czy tam ?Panią Domu? i nie ma pojęcia o takim ?ambitnym? piśmie jak ?Polityka?, w którym to zaczytuje się inteligentna Errato, ale czy to powód, żeby się z takiej osoby wyśmiewać i wysnuwać wnioski, że pewnie wszyscy nauczyciele są tak samo infantylni?
A to, że nie każdy niemiecki nauczyciel jest doskonałym fachowcem wykonującym swoją pracę bez zarzutu – to fakt. To, że o wiele trudniej tam niż u nas zwolnić nauczyciela, który ma status „Beamte”, to również fakt.
I tam i u nas zdarzają się w tym zawodzie, jak zresztą i w każdym innym „partacze”, co jednak nie uprawnia do daleko idących uogólnień i wyciągania wniosków na podstawie tych jednostkowych przykładów o całej grupie zawodowej.
Hildo 🙂 ale zdajesz sobie sprawę, że Twoje posty im bardziej będą merytoryczne, logiczne i osadzone w rzeczywistości, tym bardziej będziesz atakowana, odsądzana od czci i wiary oraz oskarżana o całe zło tego świata, w tym brak wody na Marsie.
A tak przy okazji podpisuję się pod Twoim postem, tym bardziej, że moja szkoła od ponad 10 lat ma wymianę ze szkołą niemiecką i nasi nauczyciele po powrocie zawsze jakiś czas leczą frustrację. A pracuję w bardzo dobrych warunkach, jak na polskie realia.
Hilda ma rację.
Również prowadzimy wymiany ze szkołami niemieckimi. Tam nauczyciele zaimponowali nam tylko pobieranym wynagrodzeniem i pewnością siebie. W pracy z młodzieżą i zaangażowaniem w życie szkolne nie dorastają nam do pięt.
@hilda
Pani wykłady z etyki nie przekonują mnie. Swoje widziałam, swoje wiem. Tylko nie rozumiem, proszę Pani, że skoro w polskiej szkole jest tak dobrze, to czemu jest tak źle.
********************************************************
„Może ?pani początkowa (…) nie ma pojęcia o takim ?ambitnym? piśmie jak ?Polityka?, w którym to zaczytuje się inteligentna Errato, ale czy to powód, żeby się z takiej osoby wyśmiewać i wysnuwać wnioski, że pewnie wszyscy nauczyciele są tak samo infantylni?
Zapomniałam, że sekretarka czytająca „Politykę” to doprawdy kuriozum.
„(…) rozumiem, że nie wszędzie tak przecież jest i nie wszystkie sekretarki w kraju są tak zgorzkniałe i przesiąknięte niechęcią do ludzi jak @Errato.”
Nie przesiąkłam niechęcią do ludzi, tylko do pewnej roszczeniowej grupy zawodowej, z której przedstawicielami miałam ‚przyjemność’ pracować. Nie oceniam wszystkich.
I jeszcze jedno – pisałam o nauczycielce, której nie szanuję, a to nie jest równoznaczne z wyśmiewaniem się z niej. Nigdy z nikogo się nie wyśmiewałam, może jako dziecko. Jest to poniżej mojej godności. Nie pisałam o poziomie jej inteligencji ani o ułomnościach, tylko o tym, że wykorzystała urlop zdrowotny na pracę w USA, bo budowała dom. Proszę uważnie czytać i nie przypisywać mi rzeczy, o których nie wspominałam.
Dydaktyzm Pani wypowiedzi jest nie do przyjęcia.
parker 18 czerwca o godz. 10:12
„Natura ludzka jest skomplikowana, pełna sprzeczności i to w wymiarze indywidualnym jak i społecznym.”
Parker, parker…gdybś ty miał podobnie filozoficzne podejście do probemów szkolnictwa i jakości nauczycieli jak masz do ekonomii i jakości ekonomistów.
Jeszcze raz wypada mi tylko napisać, że zgadzam się z 99% twoich pomysłów i postulatów. Różnimy się co do tego, jak wprowadzać zmiany. Ty wydajesz się mi jakobinem a ja, zgadzając się co do celów, widzę tzw. „uwarunkowania”. Wypalanie zła gorącym żelazem moim zdaniem niesie wielkie koszta i nie gwarantuje zachowanie najzdrowszych tkanek. Nie jest też łatwe. Moje doświadczenie (ale już nie zdolności – ja jestem typem choleryka) podpowiada mi, że „iście na udry” przynosi więcej szkody niż pożytku. Musi znaleźć się osoba, która „przytulając i ukochując” publicznie nauczycieli, „chwaląc i dekorując”, „broniąc jak lew” jednoczesnie po cichu i z źelazną konsekwencją zacznie wprowadzać system promowania dobrych nauczycieli a wypychania z zawodu nauczycieli, którzy się nie sprawdzili. Szkolnictwo, przez swoja skalę, to już polityka. A metody polityki sprawdzają się wtedy, gdy są opracowane pod idiotów. Gdyż ogromna większość ludzi to niestety idioci. Zmiany kursu zbiornikowca trwają latami. Polityk musi być na tyle szczwany aby pozostać przy sterze przez cały ten okres. I na tyle mądry i uczciwy wobec pryncypiów aby nie wstydzić się stosowania makiawelicznych manipulacji.
Powiedzenie ludziom, że „większość rodziców to tumaneria” i „większość uczniów to leniwe osły” czy wreszcie „większość nauczycieli jest słaba”,- z jakim to zdaniem raczej się zgadzam, doprowadzi tylko do klęski wyborczej. Ludzie nigdy nie wybiorą hartmanopodobnego filozofa na jakikolwiek urząd gdyż jest on toksyczny. Jest jak to żelazo i jak trucizna, jak napromieniowywanie rakowatej tkanki. Mało tego, jeszcze twierdzi, że ma rację i że jest mądry. Niestety, w sensie inteligencji jako sztuki dopasowania się do okoliczności nie jest iteligentny. Jest odrzucająco obrzydliwy dla większości ludzi. Tak, dla tych durnych debili. Nielubiących przystawiania im lusterka do gęby. Zresztą filozof też tego nie lubi, co mu udowodniłem.
Trzeba znaleźć swojaka. Coś jak pierwsze wcielenie Wałęsy, sprzed wojny na górze. Coś jak Owsiak, czy ja w końcu wiem?
Takiego, który rozumiejąc jak trudno jest będąc rodzicem i utrzymując dom znaleźć czas na zaiteresowanie szkolnymi problemami dziecka i na uczestniczenia w pracy szkoły. Będąc uczniem i widząc w jaki sposób w Kraju dostaje się pracę wierzyć w celowość pilnej nauki. Będąc nauczycielem być ściskanym między biurokracją i organizacyjną indolencją ministerstwa a pazernością i kumoterstwem lokalnego samorządu szukać dobra ucznia.
Szkoła to część społeczeństwa. Wszelkie wady szkoły to wady powszechne. Celowanie w nauczyciela to strzelanie w pokoju z lustrami na wszystkich ścianach. Częściej niż rzadziej przy takim strzelaniu rykoszet trafia strzelca.
Erato, rozumiem, że praca w Twojej szkole była dla Ciebie traumą, ale zwyczajnie nie powinnaś uogólniać swoich refleksji na temat nauczycieli. Współczuję Ci, że tak zostałaś doświadczona przez los, ale raczej powinnaś się troszkę zdystansować – nie gadamy tutaj o Twojej szkole, Twoich nauczycielach itd. itp. Wierz mi, bywają różni nauczyciele i różne sekretarki…
@ Erato
– – –
Erato, jakakolwiek dyskusja z ewidentną, toksyczną manipulantką o psychopatycznym bezkrytycyzmie i niepohamowanym tupecie parcia na bezpodstawne uznanie publiczne – per fas et nefas, nie prowadzi do niczego, bowiem to osoby odporne na świat zewnętrzny i fakty, pozbawione trzeźwej samooceny aż do samoośmieszenia.
To niestety nie opinia, ale diagnoza.
Podobnie z manipulacją dyskretną, sprowadzającą znamienne dla zjawiska i postaw zawodowych fakty, do pojedynczych, incydentalnych zachowań i sugerujące że wrażliwość i zdolność syntezy to uogólnianie. To bardzo zwykła, banalna technika agresywnej manipulacji (per retroabsolutio), zarzucająca błędne uogólnienia komuś, kto pisze o konkretach. Szkoda czasu i zachodu na takie niskie chwyty.
Twoje obserwacje są uniwersalne, mam takie same i ja i większość rodziców o jakimkolwiek przygotowaniu zawodowym do uczenia innych czy choćby do psychologii komunikacji międzyludzkiej.
To co piszesz jest szczere, oparte na faktach, uczciwe i asertywne dlatego nie do zniesienia dla ludzi, żyjących tylko dzięki manipulacjom na bezradnych bo nieświadomych tego ofiarach.
Nie jesteś nieświadoma, przeciwnie.
Pozdrawiam 🙂