Wypijmy za błędy

Nie tylko w testach egzaminacyjnych są błędy, chociaż w testach rażą najbardziej. Błędy znajdują się w podręcznikach, w zestawach zadań i ćwiczeniach. Nie ma znaczenia, kto jest autorem – magister, doktor czy profesor, jednostka czy zespół. Wady trafiają się wszędzie. Twórcy mogą się dwoić i troić, a i tak bez erraty się nie obejdzie (zob. info o usterce na egzaminie gimnazjalnym).

Może więc błędy są koniecznością i nie ma sensu z nimi walczyć? Zamiast marnować siły na tworzenie dzieł bezbłędnych, uznajmy, że to jest niemożliwe, i opracujmy strategię radzenia sobie z wadami. Proponuję wprowadzić na każdym egzaminie zadanie dodatkowe, które polegałoby na wskazaniu błędów zawartych w teście.

Przyszło mi to do głowy, gdy absolwenci donieśli, jak egzaminuje pewna pani profesor z Uniwersytetu Łódzkiego. Podejrzewam, że nie ona jedna tak postępuje. Otóż pani profesor ogłasza, że każdy student, który wskaże błędy w jej książkach, otrzymuje dodatkowe punkty. Robota nie jest trudna, ponieważ we wskazanych dziełach aż się roi od różnych byków. Studenci zaznaczają więc usterki, wypisują je na kartce i zadowoleni idą na egzamin. Nikt nie pomstuje, że publikacje uczonej są wadliwe. Są cudowne. Pełno w nich błędów, które ratują skórę niejednego studenta. Podobnie jest z usterkami w tegorocznych zadaniach z języka polskiego na egzaminie gimnazjalnym. CKE ogłosiła, że nikt na tej wpadce nie straci (zob. info i komentarz prof. B. Śliwerskiego). Gdzie bowiem są błędy, tam każda odpowiedź jest poprawna. I chyba o to chodzi.