Rodzic interweniuje
Nie ma lepszego sposobu na ściągnięcie rodzica do szkoły, jak postawienie dziecku niskiej oceny. Nauczyciele klas maturalnych właśnie wystawili stopnie swoim uczniom i teraz czekają na interwencje. Zanim klamka zapadnie, przyjdzie niejedna mama i niejeden tata, mimo że dzieci są już dorosłe i powinny same rozwiązywać swoje problemy.
Nie twierdzę, kto w kwestii oceny ma rację. To bowiem sprawa subiektywna. Nauczyciel wystawia np. czwórkę, a uczeń jest przekonany, iż zasługuje na piątkę. Jest konflikt, więc trzeba go jakoś rozwiązać. I wtedy pojawia się mama, która interweniuje w sprawie 19-latka. Nie każdy rodzic tak robi, ale na tyle dużo, aby to zauważyć. Kilka dni temu miałem spotkanie z rodzicami. Zapewniam, że w sprawie ocen dzieci więcej osób już interweniowało – u różnych nauczycieli – niż było na tym spotkaniu z wychowawcą. Może więc warto zaniżać oceny, aby sprowokować rodziców do kontaktu ze szkołą?
Zdarza się, że rodzice interweniują nawet u wykładowców. Byłem kiedyś świadkiem na uczelni, jak ojciec towarzyszył córce na egzaminie. Został na korytarzu, a gdy 22-letnie dziecko wyszło i powiedziało, że nie zdało, tata wparował do pani doktor i ją zwymyślał.
Rzadko mi się zdarza po wystawieniu oceny być obiektem ataku ze strony rodziców. Bywają jednak wyjątki, powiedzmy jeden na sto. Od czasu, kiedy próbowano mnie upokorzyć przykrymi uwagami, w sprawie ocen na koniec klasy maturalnej rozmawiam z rodzicami tylko w obecności świadka. Szczególnie z tymi, których widzę po raz pierwszy w życiu. Nie mam bowiem pewności, czy interweniujący osobnik to naprawdę ojciec. Może to wynajęty typ, aktor, który ma za zadanie wymusić na nauczycielu wyższy stopień?
Komentarze
Po pierwsze – szkoła sama powoduje, że osoba po 18 roku życia nadal traktowana jest, jak „dzidzia”.
Po drugie – rozporządzenie w sprawie oceniania i klasyfikowania chyba jasno wyraża się w sprawie podwyższenia oceny?
Po trzecie – śmieszny ten wpis, śmieszny…
Rodzice mogą przewidywać, że ma Pan władzę, która może zniweczyć ich plany. Przychodzą,by przesunąć wektor władzy w kierunku pożądanym przez siebie. Konflikt toczfy się o pozyskanie dóbr, które zostają ograniczone przez wystawienie oceny.Uczeń odczuwa deprywację z powodu porównań swoich umiejętności z umiejętnościami kolegów.Może warto założyć konto pocztowe klasy i informować na bieżąco o koniecznych spotkaniach.
@Władek
To nie jest śmieszny wpis. To wpis prawdziwy. Tak niestety jest. Mistrzostwem świata była wizyta pewnej mamy (po trzech latach nauki dziecka zjawiła się po raz pierwszy w szkole). Cała we łzach opowiadała o ojcu pijaku i swoim pobycie na oddziale onkologicznym. Zostało jej jeszcze około pół roku życia. Biedne dziecko opiekuje się rodzeństwem, zajmuje domem i pijanym ojcem. Nic dziwnego, że nie ma czasu się uczyć. Jeżeli skończy szkołę, to szybciej pójdzie do pracy i wspomoże rodzinę.
Wszystko było wyssane z palca.
To nie jest śmieszny wpis, jak twierdzi @Władek.
Przeżyłem wiele rodzicielskich interwencji (gimnazjum). Najgorszy był szantaż ‚na samobójstwo’. Uczeń z ogromnymi deficytami, zaniedbany środowiskowo, ale bez orzeczenia. Matka we Włoszech. Ojciec zajęty gospodarstwem i piciem. Po zakomunikowaniu zagrożeń zjawia się włoska mamuśka i oznajmia, że syn powiedział, że jak nie zda, to się powiesi. Wyglądał na depresyjnego. Ustąpiliśmy. Było nas czworo.
@stary – śmieszny wpis, znam takie sytuacje z własnej szkoły – takich rodziców aż nadto, ale nie dajmy się zwariować – są konkretne przepisy, których wystarczy przestrzegać!!!
Czy policjant, który zatrzymuje pijanego, po wysłuchaniu jego rzewnej historii o tym, że upił się np. z powodu zwolnienia z pracy – odpuści delikwentowi???
Już miałem pozostawić wpis bez komentarza, bo mi się same złośliwości nasuwają.
Napiszę dlaczego.
Zaciekawiło mnie końcowe zdanie wpisu, o aktorach.
Dzisiaj przeczytałem wypowiedź nowego szefa komisji badającej katastrofę pod Smoleńskiem. Ma on podobną świadomość sensu wykonywanej pracy, jak wielu belfrów.
„Zadaniem Komisji…było określenie przyczyn i okoliczności katastrofy na podstawie zebranych dowodów, a nie p r z e k o n a n i e opinii publicznej. To nie jest konkurs audiotele…”.
http://wyborcza.pl/1,75248,11568307,Lasek__badanie_katastrofy_smolenskiej_to_nie_audiotele.html
No właśnie. Przekonywanie opinii publicznej nie mieści się w godności (świadomości? kompetencjach? umiejętnościach?) urzędnika państwowego. Rządu też nie (patrz tzw.reformy). Ani belfrów.
Podejrzenie o przekonywanie dotyczy aktorów – bo przecież przekonać można tylko grając, podstępem albo ściemą, a to domena wynajętych za pieniądze błaznów, a nie poważnych autorytetów etatowych.
To jeden z objawów pyszałkowatej arogancji, mającej ukryć strach wynikający z niekompetencji na stanowisku publicznym.
I tu wracam do szkoły. Przypomniały mi się męczarnie wywiadówek. Te godziny w niewietrzonych klasach i lilipucich, upokarzających dorosłych – ławeczkach. Pani siedząca przy wygodnym stole i opowiadające ex cathedra, dlaczego jest źle, trzeba płacić i czego nie będzie. O programie, zadaniach, celach, wydarzeniach (poza skandalikami obyczajowymi z życia klasy) – nic a nic. Zero belferskiej umiejętności komunikacji, formułowania priorytetów i celów spotkania i nade wszystko – skupienie na sobie i swoich problemach i czysto instrumentalne traktowanie rodzicielskiej masy.
Nudzę się, jak Adaś Miauczyński w pociągu ze spódniczną paplaniną (zwróć uwagę, parker!).
Czekam, aby przejść do rzeczy indywidualnie, przeżuwając porażkę belferskiego zakazu otworzenia okna (bo się verticale poplączą, my otwieramy na przerwie…!).
A przerwy – ni ma, opóźnienie sięga 300% zaplanowanego czasu, jak w PKP.
Wreszcie kończy, rodzice rzucają się w stronę katedry, aby załatwić to, po co tu przyszli, czyli dowiedzieć się coś o dzieciach.
I ja też, ale nie śmiąc wpychać się między zażywne matrony, czekam z dwoma równie zagubionymi ojcami na boku. Oni za chwilę wychodzą, ja szarżuję na katedrę i nareszcie: …aaa, pan D…ski, (promienny uśmiech), wszystko w porządku, bardzo dobrze.
I już jej nie ma.
Bo moje dzieci mają pecha. Nie są warte uwagi. Mają najlepsze stopnie i zachowanie. Czasem nieobecność, bo chorują. I tak za każdym razem na wywiadówce.
Zero informacji zwrotnej, o postępach, brakach, potrzebach, oczekiwaniach, możliwościach, wskazówkach, reprymendach do MNIE i MOICH dzieci, wyjętych z masy.
Moje dzieci nie sprawiają kłopotów, więc nie są warte uwagi, NIC nie mogą belferce zaszkodzić we wskaźnikach. Pomóc też nie, bo to poza jej zasięgiem.
Też myślałem, aby wynająć aktora, najlepiej Małaszyńskiego albo Szyca, aby zrobił choć raz striptiz na wywiadówce, jak na wieczorku panieńskim.
Wtedy inny aktor, np. Brunner czy Linda, mógłby porwać belferkę na korytarz i wydusić z niej zeznania, co robi z moimi dziećmi tyle godzin, codziennie.
Okazało się, że łatwiej i taniej zmienić szkołę (na inną, niepubliczną). Potwierdzają moją decyzję opowieści młodszych znajomych, przechodzących to wcześniej, później i obecnie.
Panie Gospodarzu, niech Pan oleje tych zatroskanych losem dzieci rodziców RÓWNIEŻ teraz, PO wystawieniu ocen, bo pewnie szkoła i ethos nie przewiduje u urzędnika umiejętności prowadzenia projektu rozwojowego i komunikacji ze światem zewnętrznym.
Ale po tym Pana wpisie, nie zdziwiłbym się, gdyby odwiedził Pana wynajęty Hans Kloss, oczywiście z bronią w ręku, w intencji ocenowej.
Rzecz jasna bowiem, nie rolą nauczyciela jest błazeństwo aktorskie przekonywania publiczności.
Jego rolą jest dorosła martyrologia ocenowa – poniewczasie, tak różniąca się od infantylnej troski rodziców.
Aleksandra
19 kwietnia o godz. 21:10
– – –
Pomijając Pani deprywacyjne dla mnie sensorycznie słownictwo limitujące percepcję, nie mówiąc o analitycznej dychotomii persewerowanych w poście sił wektorowych, wspieram Pani konkluzję, co sam też Gospodarzowi implikuję paralelnie:
„Może warto założyć konto pocztowe klasy i informować na bieżąco o koniecznych spotkaniach…”
Tak, też uważam, że nauczyciele mogliby umieć to, co robią, chociaż o tym nie wiedzą… 🙂
Pozdrawiam 😉
@Władek
To nie był śmieszny wpis. Czasami przepisy nie wystarczają, nie są kompatybilne z życiem.
Najśmieszniejsze jest to,że od tych ocen nic dokładnie nie zależy, o ile nie są jedynkami!!!To tylko znaczki na papierze…;-)
Uczniowie w podstawówkach i gimnazjach mają chociaż kodeks ucznia, w LO też.
Studenci na polskich uczelniach nie mają jak bronić swoich praw, niejeden profesor zachowuje się jak car i Bóg. Studenci to najbardziej zniewolona grupa ze wszystkich grup uczących się w naszym kraju i to przede wszystkim kadra uczelni nie traktuje ich jak dorosłych.
@Gekko – myślisz, że jak zasypiesz rozmówcę wyrazami obcego pochodzenia, to będziesz lepiej odebrany? (prościutki to chwyt erystyczny, niestety).
Założenie konta pocztowego klasy lub też istnienie dziennika elektronicznego – wspaniały pomysł!!! Sprawdziłem to cudo na własnej skórze – uzupełniałem wpisy co dzień, logowań w miesiącu – około 10, w większości przez rodziców tych uczniów, którzy problemów nie mieli.
Wysyłałem sms-y w razie potrzeby – zero odzewu.
Zacząłem dzwonić – rodzice byli na tyle perfidni, że odrzucali połączenia.
Zdarzyło mi się kilka razy odwiedzić rodziców, którzy: mieli dostęp do dziennika elektronicznego, dostawali moje sms-y, otrzymywali korespondencję (listy polecone TYLKO) ze szkoły – i co???
I g…o!!!
Ale nadal będą tacy, którzy perfidnie będą twierdzić, że nauczyciele NIC nie robią!!!
A dziecko Gekko – z przykładu w poście – no rzeczywiście – biedne i uciemiężone, rodzic straszliwie poniżony – pusty śmiech mnie ogarnia. W niepublicznej (chyba chodziło Gekko o prywatną) nie jest tak słodko, jak chce nam Gekko powiedzieć – akurat wszyscy moi siostrzeńcy do takiej szkoły chodzą – rotacja nauczycieli jest straszna!!! Oczywiście – z pożytkiem dla dzieci, prawda?
No a w prywatnej – jasne – płacę i wymagam, płacę i mogę zgnoić nauczyciela, płacę – moje dziecko jest bogiem…
ewa
20 kwietnia o godz. 0:15
– – –
ewa, zwróć uwagę, że studia NIE są przymusowe.
Szkoła powszechna, gdzie belfrzy, jak tu opisano, gnoją rodziców za własną niekompetencję – tak.
Skądinąd, masz rację, że folwarczno-feudalne stosunki na uczelniach wyższych wyrażają się też postawą kadry wobec studentów.
Ale to już sprawa wyboru dorosłych ludzi, a nie przymusu finansowania aroganckiej niekompetencji szkół publicznych przez poniżanych przez nie, wśród belferskiego rechotu, rodziców.
– – –
@ władek
cicer cum saure Ci się w emocjach porobił i tracisz kontakt z rzeczywistością, a szkoda.
Ku oświacie:
– na trudne sówka w kupie trzeba mieć chociaż trochę poczucia humoru i dystansu do siebie, aby odczytać ironię, więc Tobie pointę tę prościutką wyjaśniam;
– bardzo mnie cieszy, że dbałeś o kontakt z rodzicami, ciekawe, w jakim kontekście ich smsami wzywałeś, jaki przekaz i intencje miałeś, co to było za ‚gó..no’, co Cię spotkało w uskutecznionym kontakcie z rodzicami (charakterystycznie wulgarny dla postawy belfra epitet, co nie?).
– to nie ja twierdzę, że nauczyciele NIC nie robią, ale inicjalny wpis Gospodarza takim wyznaniem się zaczyna: „Nie ma lepszego sposobu na ściągnięcie rodzica do szkoły, jak postawienie dziecku niskiej oceny”. Naprawdę? Śmiech na sali nad kompetencjami belfra.
– piszesz o mnie, o rodzicu: „pusty śmiech mnie ogarnia”; tak, poniżanie rodziców jest powodem ubawu belfrów, co sam przyznajesz, w wyniku belferskiego strachu i bezradności zawodowej. Więcej tego rechotu publicznego a belfrzy mogą też liczyć na więcej ze strony rodziców – Hans Kloss.
– plucie publicznie uwłaszczonych na wolny rynek konkurencji oświatowej nie dziwi, rotacja też. W małych miejscowościach są zwykle tylko zepsuci publiczną kaską belfrzy, stąd nie dają sobie rady z rzetelną pracą poza systemem i stąd rotacje, owszem. Dzieci jakoś za nimi do publicznych nie wracają.
– a w ogóle powtórzę, wobec ustawicznych belferskich manipulacji, że wolny rynek, zgodnie z definicją wolności, NIE gwarantuje, że KAŻDA szkoła niepubliczna będzie dobra (i nie jest), ale to, że te dobre, mają szansę istnieć TYLKO na wolnym rynku.
I tak właśnie jest, dlatego budzi wśród publicznych niewolników własnych niemocy na cudzy koszt – tyle złości, jadów i nienawiści, wyziewanych na tym blogu.
Tego uczy szkoła – rodziców, swoim belferskim, ochrypłym rechotem, spod którego można się tylko wykupić zmieniając szkołę, nadal za ten rechot przymusowo płacąc podwójnie.
Nie licz, że rodzice za to rachunku nie wystawią, hihi 🙂
Zupełnie niedawno usłyszałam na seminarium,że Pan Prof. będzie musiał wprowadzić egzaminy dla studentów, żeby przyjąć ich na swój kurs.
Możemy postawić sobie pytanie dlaczego, ale czy naprawdę nie znamy na to pytanie odpowiedzi?
@Gekko
Postaram się znieść poczucie deprywacji i zmienić jeżyk na bardziej komunikatywny:)
W relacjach zależności, rzadko kiedy nie odzywa się poczucie władzy. Kwestia dotyczy tego, czy jest legitymizowana. Zawsze mamy prawo przeciwstawić się, jeżeli nie akceptujemy tego co nas, czy nasze dzieci dotyka. Jest to trudne, ale konieczne.
@Władek. Bez współpracy rodziców z dziećmi, nie ma współpracy rodziców z nauczycielem.
Aleksandra
20 kwietnia o godz. 10:13
– – –
Aleksandro, sądzę że warto w dyskusji uwzględnić inny paradygmat, na ten cywilizowany, w którym relacje publicznego usługodawcy z klientem nie są miejscem do realizacji żądzy władzy.
Autorytet władzy, w zdrowych demokratycznych relacjach społecznych, nigdy nie wynika z władzy autorytetu.
Szkoła publiczna nie jest w ogóle w tym modelu miejscem władania, tak jak relacje stron nie są tu, w instytucji formalnie demokratycznej, symetryczne; ani społecznie, ani ekonomicznie.
Pozdrawiam 🙂
@S-21
19 kwietnia o godz. 22:26
„Najśmieszniejsze jest to,że od tych ocen nic dokładnie nie zależy, o ile nie są jedynkami!!!To tylko znaczki na papierze?;-)”
Co w szczególności jest takie śmieszne?
I z czyjego punktu widzenia: nie zależy?
Otóż dla mnie, jako rodzica – zależy.
Dla mnie jest ważne, jaką ocenę ma moje dziecko, co więcej: z czego ta ocena wynika. Oraz o czym świadczy. Również, jeżeli to jest szóstka.
Owszem, potrafię sobie wyobrazić, że dla wielu belfrów nie ma to żadnego znaczenia; mam na myśli przede wszystkim tych, których znam z PN i wywiadówek. Słusznie zauważyłeś, że dla nich celem edukacji są właśnie znaczki na papierze (nie tylko na arkuszach ocen), zaś uczniowie są jedynie pretekstem umożliwiającym produkcję tych znaczków (i pobieranie za to wynagrodzenia). Wszelkie inne okoliczności mają znaczenie o tyle, o ile wymagają podjęcia jakiejś dodatkowej aktywności (mówiąc inaczej: zakłócenia świętego spokoju).
W tym rozumieniu, rzeczywiście dla belfra nie ma znaczenia, czy postawi dwa, czy pięć. To jedynie nieco inny zgrabny ruch dłoni wyposażonej w przyrząd do pisania.
@Władek
20 kwietnia o godz. 0:16
„@Gekko – myślisz, że jak zasypiesz rozmówcę wyrazami obcego pochodzenia, to będziesz lepiej odebrany? (prościutki to chwyt erystyczny, niestety).”
Władku, w rozmowie oprócz wyrazów, są jeszcze zdania i myśli, które wyrażają.
Jeżeli o mnie chodzi, to jeżeli nawet tej myśli nie zauważam, biorę pod uwagę, że może ona jest, ale jej nie widzę, lub nie rozumiem.
A jeśli komentuję to właśnie te myśli, a nie wyrazy.
„logowań w miesiącu – około 10, w większości przez rodziców tych uczniów, którzy problemów nie mieli.”
Potwierdzasz tutaj spostrzeżenie Gekko, że jako belfer dzielisz rodziców (i uczniów) na tych, którzy „problemów nie mają”, więc nie ma powodu, żeby zawracali CI głowę i tych, którzy takie problemy TOBIE stwarzają i tymi należy się zająć.
„Ale nadal będą tacy, którzy perfidnie będą twierdzić, że nauczyciele NIC nie robią!!!”
Ja twierdzę, że ogólnie rzecz biorąc robią (nie mam na myśli literalnie opisywanego przez Ciebie problemu komunikacji) bardzo wiele – niepotrzebnych rzeczy, rozmijając się z oczekiwaniami rodziców i celami edukacji.
„akurat wszyscy moi siostrzeńcy do takiej szkoły chodzą – rotacja nauczycieli jest straszna!!! Oczywiście – z pożytkiem dla dzieci, prawda?”
Rotacja zatrudnienia na pewnym poziomie jest konieczna dla skutecznego zarządzania. Dotyczy to w równej mierze kopaczy rowów jak zarządzających przedsiębiorstwem.
Brak tego elementu w szkołach publicznych to jedna z kul u nogi systemu.
Aktualnie przerabiam to na przykładzie jednego z moich synów. Od września rozpoczyna naukę w LO. Wszystko jest OK. poza nauczycielką matematyki. Istnieje niebezpieczeństwo, że będzie nią X. Rodzice od paru miesięcy robią wszystko, co możliwe i niemożliwe aby do tego nie dopuścić. X. uczy od ok. 20 lat w mat.-fizach, z jedną przerwą, kiedy do mat-fizu trafił syn ówczesnego dyrektora. Głównym tytułem do uczenia jest to, że jeszcze nie osiągnęła wieku emerytalnego.
@Gekko
19 kwietnia o godz. 21:56
„Zero belferskiej umiejętności komunikacji, formułowania priorytetów i celów spotkania”
Tym priorytetem są właśnie te „swoje” problemy. Ocena nie jest ważna, dopóki nie powoduje użycia jakiejś dodatkowej procedury (a więc dodatkowej pracy).
Przecież to doskonale wiesz, Gekko.
Z wywiadówek mam podobne doświadczenia.
Ale czasem zdarzały się fajerwerki.
W klasie jednego z synów około półrocza pani przedstawiała kryteria oceny ze sprawowania. Ocena dobra, to taka sobie, wyjściowa ? to wszyscy wiedzieli, więc było sennie i nudno – tak jak u Ciebie.
Zaczęło się, kiedy pani doszła do wzorowego.
Nie fiknąłem, bo siedziałem na ostatnim krzesełku a za plecami była ściana.
Otóż wzór to takie dziecko, którego nie widać, nie słychać, prawie nie oddycha, nie musi się nawet dobrze uczyć, byle NAUCZYCIELOWI nie przeszkadzało.
Myślałem, że się przesłyszałem albo pani nie wie co mówi. Ale nie.
Na moje pytanie pomocnicze rozwinęła opis ideału.
Zabrzmiało to jeszcze gorzej, już prawie połowa rodziców nie fiknęła tylko dlatego, że za krzesełkiem była kolejna ławka oraz zaczęła szemrać.
Uważasz? Ideałem w społeczeństwie jest osobnik, którego nie widać, nie słychać, na wszystko się zgadza, nie ma żadnych wymagań ani oczekiwań. A w ogóle siedzi jak mysz pod miotłą.
To ma być przygotowanie do życia w społeczeństwie, które ma kiedyś aktywnie tworzyć, kształtować.
To nie wymagania zaborcy, czy okupanta, czy komendanta kacetu.
To ma być ideał w społeczeństwie obywatelskim.
Powiedziałem pani, że dla mnie ideałem to jest ale jednostka aktywna, twórcza, dociekliwa, ciekawa świata, krytyczna, przy tym świadoma i pracowita i gdyby mój syn zasłużył wg pani kryteriów na ocenę wzorową byłbym bardzo poważnie zaniepokojony.
Teraz szemrać zaczęła cała rodzicielska klasa, głośno i jawnie.
Pani chciała skończyć, nie wiedziała jak i z wrażenia nie rozdała nawet karteczek z ocenami a ja zyskałem po wsze czasy miano roszczeniowego rodzica.
„Zero informacji zwrotnej, o postępach, brakach, potrzebach, oczekiwaniach, możliwościach, wskazówkach, reprymendach do MNIE i MOICH dzieci, wyjętych z masy.”
A kto jest podmiotem w publicznej szkole? Jeżeli nie stwarzają MU kłopotu, (nie wymagają dodatkowego nakładu uwagi i wysiłku) to tak, jakby ich nie było. Jeżeli stwarzają, wtedy są problemem, bo czuć, że SĄ.
Co do aktorów proponuję Brynnera i siedmiu wspaniałych. 😉
Pozdrawiam. 🙂
@Gekko. Proszę zwrócić uwagę na to,że:
Gospodarz nas pyta ,,Może więc warto zaniżać oceny, aby sprowokować rodziców do kontaktu ze szkołą?. Zaniżenie ocen jest instrumentem, który może zmusić rodziców do przyjścia do szkoły:). Pojawia się element przymusu, a ten niezbywalnie łączony jest z władzą:). Między teorią a praktyką:).
,,… i nade wszystko ? skupienie na sobie i swoich problemach i czysto instrumentalne traktowanie rodzicielskiej masy” – czy rodzice wyrażają na to zgodę?
,,Zero informacji zwrotnej, o postępach, brakach, potrzebach, oczekiwaniach, możliwościach, wskazówkach, reprymendach do MNIE i MOICH dzieci, wyjętych z masy”, czy jest to prawdziwa już demokracja, czy tylko jej namiastka?
,,Czekam, aby przejść do rzeczy indywidualnie, przeżuwając porażkę belferskiego zakazu otworzenia okna (bo się verticale poplączą, my otwieramy na przerwie?!)” – tu wyraźnie zakaz spełnił swoją rolę.
Wnioski: siłą rzeczy ulegamy:)
O ile dobrze pamiętam, nasz Gospodarz od przyszłego roku szkolnego będzie miał okazję przeżywać wywiadówki także w roli rodzica. Z góry się cieszę na widoczną zmianę punktu widzenia, po zamianie nauczycielskiego krzesła na ławeczkę pierwszaka ;))
Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości co do istnienia dwóch Polsk – tej opisanej we wpisie Gospodarza oraz tej, będącej częścią cywilizacji, to zapraszam do lektury, jak poniżej.
Jaka mentalność i kwalifikacje oraz kontekst kulturowo-społeczny jest dziś udziałem „maistreamu” nauczycieli publicznych dobrze ilustruje wywiad z Paniami Kasjerkami, produktami czasów zaprzeszłych, nie odnajdujących się w rzeczywistości…
http://wyborcza.pl/1,76842,11578709,Kasjerki_z_Tesco__Zlosc_dostajemy_gratis.html
Analogia ethosu kasjerki z wpisem belfra zupełna, o czym już nieraz pisałem. Nawet tytuły publikacji można by zamienić.
A także identyczne są, z belferskimi, cele tej środowiskowej manifestacji i rekonstrukcji (komuny), w formie krzyku (albo rechotu) skrzywdzonych roszczeniowym światem, cierpiących za grosze (ale i milijony), „oburzonych” „pokrzywdzeniem”:
http://wyborcza.pl/1,75248,11577494,Pracownicy_OBI_i_Tesco__Chcemy_podwyzek_albo_strajk.html
Oczywiście, podwyżek w rezultacie od nas, podatników i klientów, raczej prędzej niż później…
Miłej lektury życzę.
@Gekko. Zgadzm się, że szkoła, jak i instytucje użyteczności publicznej np.szpital czy MOPS,nie powinno się przyporządkować paradugmatowi władzy i konfliktu. Jednak nasza demokracja jest zbyt młoda, aby w pełni mogła się rozwinąć.
@ Aleksandro,
dziękuję za cenne uwagi.
Owszem, mam wrażenie, że właśnie na to, co i Ty, zwracam uwagę w swoich wpisach. Punktuję instrumentalne i przedmiotowe traktowanie własnej pracy i jej podmiotów, przez nauczycieli zatrudnionych publicznie, ponieważ wiem (a nie pomimo tego), że takie jest usiłowanie praktyki. Nie jest to jednak praktyka wyłączna i nie jest to jedyny świat szkoły, jaki w demokracji mamy, zamknięty przed nią i bezalternatywny – wbrew takiemu, narzucanemu nam tutaj opisowi. Bezalternatywność niekompetencji i tyranii szkoły publicznej, jako instrument nieuprawnionej władzy, zamiast pożądanego wpływu edukacyjnego, to wygodna, ale nieprawdziwa wizja, z którą czuję obywatelski obowiązek, konfrontować manipulujących tak nami benefcjentów systemu oświatowego. Więc myślę, że chodzi nam o to samo.
Pozdrawiam 🙂
@ corleone,
myślę, że jak zwykle trafnie i cennie dopełniasz swym komentarzem obrazu rzeczywistości, wypieranej przez uwłaszczoną na podatkach Polskę alternatywną do cywilizowanej.
Tak, oczywiście, poznacie ich po czynach, jakoż ideałów ich posamkujecie…(a propos karykatury kryteriów oceny wzorowej) 🙂
Nie byłbym jednak aż tak okrutny, aby na wywiadówkę sprowadzić aż ‚siedmiu wspaniałych’ czipendejlsów. Łatwo się tu na blogu przekonać, jak destruktywnie mogłoby to pobudzić i tak nienasycone inteligencją emocje pań z pokoju n. Tego nawet zamknięte okna w klasie mogłyby nie powstrzymać… 😉
Pozdrawiam 🙂
Aleksandra
20 kwietnia o godz. 17:28
„Jednak nasza demokracja jest zbyt młoda, aby w pełni mogła się rozwinąć.”
– – –
I jeszcze ważna i aktualna różnica – ja uważam przeciwnie.
Zbyt długo tolerowaliśmy gwałcenie i wykoślawianie demokracji we własnym domu, aby teraz liczyć, że samo się poprawi.
Nie jest zbyt młoda, ale przeciwnie, zbyt zaniedbana i traktowana jak dojna krowa.
Demokracja, jak wino nieodpowiednio pielęgnowane, z czasem przynosi tylko ocet naiwnym, co ją zostawili na pastwę drobnoustrojów kwasogennych czy pisotropowych.
😉
@Gekko. Czy rzeczywiście dajemy się manipulować? Nie sądzę. Młodzieź wykorzysta swoją szansę.Wystarczy nie przeszkadzać. Komedianci stracą widownię, chociaż nie lekceważę potencjalnego zagrożenia. Dzisiaj zagrożeniem nie są tłumy, ale charymatyczne,nawiedzone jednostki.Pozdr.
Aleksandra
20 kwietnia o godz. 21:18
– – –
Aleksandro, młodzież żywiona takim systemem „widzi swoją szansę” w zajęciu miejsca obecnych manipulantów, byle bez nadmiernego wysiłku.
A nawet nie to, nie chodzi o żadne miejsce, tylko rentę społeczną, która „się należy”.
Wskazują na to wyraźnie badania socjologiczne.
Te tłumy młodych nie są żadnym zagrożeniem per se, ale przedmiotem manipulacji, w nadziei, że można będzie nimi zagrażać.
Chodzi o to, abyśmy właśnie przeszkadzali tym, którzy korzystają z demokracji aby ją zniszczyć.
Taką rolę pełni w cywilizowanym państwie i zdrowym społeczeństwie szkoła, zwłaszcza publiczna.
Nie taka, co traktuje ucznia i jego rodzinę z arogancką pychą, pogardą i rechotem na buźce.
Rgds.
@corleone
>Co w szczególności jest takie śmieszne?
I z czyjego punktu widzenia: nie zależy?
Otóż dla mnie, jako rodzica ? zależy.
Dla mnie jest ważne, jaką ocenę ma moje dziecko, co więcej: z czego ta ocena wynika. Oraz o czym świadczy. Również, jeżeli to jest szóstka.<
Uczeń w szkole powinien się nauczyć pewnych rzeczy i to jest najważniejsze!!! Tzw.ocena(szczególnie w postaci jednej cyferki czy literki!) pełni tu rolę pomocniczą tylko. I to bardzo pomocniczą, choć akurat jako coś co, w przeciwieństwie do ucznia jako takiego pozostawia ślad na papierze, jest fetyszyzowana przez szkolną biurokrację. Ja sobie mogę całkiem spokojnie wyobrazić uczenie bez ocen, szczególnie jeśli kończy się obligatoryjnym zewnętrznym egzaminem…;-)
Ten "znaczek na papierze" zależy od tła(ogólny poziom grupy i populacji szkolnej!), przyjętych wskaźników,realnego(!)poziomu trudności serwowanych zadań itp.itd. Na dodatek w szkole mają jeszcze pełnić funkcje motywacyjne!Nawet CKE, mimo kolosalnych wydatków, koszmarnej biurokracji, operacji standaryzowania zdań itp.itd. nie udało się doprowadzić do porównywalności wyników z różnych przedmiotów. Układając sprawdzian nauczyciel ocenia jego trudność czysto intuicyjnie, na podstawie swojej wiedzy i doświadczenia. Więc (liczbowe!) wyniki sprawdzianu(każdego!) też są baaardzo subiektywne.To dotyczy szczególnie wyższych ocen, bo jak ktoś nic nie napisze(albo napisze totalnie błędnie!) to sprawa jest jasna! Dla wyższych wyników oceny o naprawdę "znaczki na papierze"!!!
@corleone (c.d.)
Zobacz – w szkołach językowych czy na kursach różnego rodzaju uczą bez ocen i … jakoś uczą i żyją…;-)
Coś zeżarło prawie całe Gekko, zostawiający tylko „k” w nicku postu do Aleksandry, a to było całe Gekko…
Sorki.
@Gekko,
a jak skomentujesz?
http://www.youtube.com/watch?v=5ujmOMsIvA0
Szanowny panie gospodarzu.Pierwsze zdanie dyskwalifikuje pana jako pedagoga.Im więcej lat w szkole tym większe” bzdety”wypisujesz gospodarzu.POBUDKA!!!.Dzieci są wspaniałe.Tylko nauczyciel może być …? Właśnie.Karać ucznia,że rodzic do szkoły nie chce przyjść?Wychowawco gdzie twoja rola,czy jesteś wychowawcą?
time
21 kwietnia o godz. 17:36
– – –
time, to wielce interesujący przykład.
Nie bardzo jednak rozumiem, dlaczego akurat pranie mózgu miałoby mieć przewagę nad edukacją.
Różnica w przydatności tych pojęć na belfer-blogu jest jedynie w tym, że to pranie wymaga mózgu a edukacja – jak się tu wydaje – nie.
🙂
PS
Rzeczywiście, najlepszy komentarz do tego materiału:
http://www.sadistic.pl/tag/erica%20goldson
Jeśli nie zauważyłaś, to filmik jest modelowym przykładem prania mózgu, w przypadku (!) jego dostępności 🙂
Czule pozdrawiam 😉
@ time,
tak z czystego cynizmu, zajrzyj do źródła, skąd takie filmiki pochodzą. Autorka spiczu z Twojego linka, twierdzi na swym blogu, że właśnie ta społeczność wywarła na największe w życiu wrażenie”.
To i cała edukacja sekty w praniu mózgu, zjawisko częste w hameryce…
Czuj duch!
@Gekko
zdaję sobie sprawę z tego, że mózg, aby był prany, musi być… (zero cynizmu)
i co ja mam zrobić, jakoś mi dziwnie, obejrzawszy to i owo…
time
22 kwietnia o godz. 23:43
– – –
A bo ja wiem?
Zależy, co obejrzałaś i czy uczucie dziwności Ci odpowiada…
Zakładam, że pomogłem.
Pozdrawiam 😉
Panie Profesorze, dorośli uczniowie sami mają rozwiązywać swoje problemy? No cóż, nie w naszym LO. Pan (już teraz były) Dyrektor w klasie maturalnej w rozmowie dotyczącej egzaminu maturalnego potraktował mnie jak małego pieska, który podskakuje, bo chce wyjść na spacer. Dopiero gdy w jego gabinecie pojawiłam się wraz z szanowną rodzicielką, zmienił się nie do poznania i wszystko udało się załatwić w mniej niż 5 minut. Czy to jest poważne?
Jacek pisze:Przepraszam Panią Pandę. Przeczytałem notatkę z Wikileaks. Nie jsetem zaskoczony. Po prostu dużo firm stosuje rożnego rodzaje naciski na politykf3w. Po prostu koncerny płacą i wymagają. Tak się dzieje na całym świecie. U nasz tez przechodzą dziwne ustawy. Żyję dość długo na tym świecie i przestałem się dziwić. Rządzi pieniądz i kłamstwo. Niestety dotyczy to tez ekologf3w. Ale o tym pf3źniej. Większość znajdujących na terenie Polskiej jest słabej klasy. Głf3wnie są przeznaczane na łąki. To co Pani nazywa? żf3łto kwitnąca nawłoć?? To jest dobry interes dla rolnika. Za to są duże dotacje z UE.Wrf3ćmy do pytania czy grozi nam głf3d. Mam inne zdanie. Niska kulturę rolna. Niewłaściwe uprawy, ktf3re powodują erozje ziemi. Male gospodarstwa 3-10 ha. ktf3rych jest większość. Drogie uprawy. Każdy z rolnikf3w usiłuje mieć komplet maszyn lub wynajmuje. Te gospodarstwa pracują głownie na wyżywienie właścicieli. Zwiększająca się ilość ludności. Moda na domy na wsi czy domy letniskowe. Dopłaty UE. Tych czynnikf3w jest więcejNie jsetem pewien czy zacofane rolnictwo jest w stanie wyżywić zwiększająca się liczbę ludności? Szczegf3lnie, że do dawna nie jesteśmy samowystarczalni. Zboża jak i inne produkty musimy sprowadzać.