Rodzic interweniuje

Nie ma lepszego sposobu na ściągnięcie rodzica do szkoły, jak postawienie dziecku niskiej oceny. Nauczyciele klas maturalnych właśnie wystawili stopnie swoim uczniom i teraz czekają na interwencje. Zanim klamka zapadnie, przyjdzie niejedna mama i niejeden tata, mimo że dzieci są już dorosłe i powinny same rozwiązywać swoje problemy.

Nie twierdzę, kto w kwestii oceny ma rację. To bowiem sprawa subiektywna. Nauczyciel wystawia np. czwórkę, a uczeń jest przekonany, iż zasługuje na piątkę. Jest konflikt, więc trzeba go jakoś rozwiązać. I wtedy pojawia się mama, która interweniuje w sprawie 19-latka. Nie każdy rodzic tak robi, ale na tyle dużo, aby to zauważyć. Kilka dni temu miałem spotkanie z rodzicami. Zapewniam, że w sprawie ocen dzieci więcej osób już interweniowało – u różnych nauczycieli – niż było na tym spotkaniu z wychowawcą. Może więc warto zaniżać oceny, aby sprowokować rodziców do kontaktu ze szkołą?

Zdarza się, że rodzice interweniują nawet u wykładowców. Byłem kiedyś świadkiem na uczelni, jak ojciec towarzyszył córce na egzaminie. Został na korytarzu, a gdy 22-letnie dziecko wyszło i powiedziało, że nie zdało, tata wparował do pani doktor i ją zwymyślał.

Rzadko mi się zdarza po wystawieniu oceny być obiektem ataku ze strony rodziców. Bywają jednak wyjątki, powiedzmy jeden na sto. Od czasu, kiedy próbowano mnie upokorzyć przykrymi uwagami, w sprawie ocen na koniec klasy maturalnej rozmawiam z rodzicami tylko w obecności świadka. Szczególnie z tymi, których widzę po raz pierwszy w życiu. Nie mam bowiem pewności, czy interweniujący osobnik to naprawdę ojciec. Może to wynajęty typ, aktor, który ma za zadanie wymusić na nauczycielu wyższy stopień?