Jak rządzić na lekcji?

Bulwersujący materiał o relacjach między uczniami i nauczycielami przynoszą najnowsze „Wysokie Obcasy”. Wprawdzie tekst bardziej pasuje do gazety o nazwie „Zafajdane Cholewy” niż do pisma kobiecego, ale widocznie ohydą i okropieństwem nikt nie gardzi (zob. materiał).

Tekst nie jest odkrywczy, gdyż mniej więcej wiemy, do czego są zdolni uczniowie na lekcjach, jednak szczegóły porażają. Autorka cytuje bowiem liczne odzywki młodzieży do nauczycieli, w tym najbardziej wulgarne, o których nie śniło się nikomu, że tak w ogóle można. Nie będę ich tutaj powtarzał, bo jeszcze mi ręka uschnie albo język sparcieje. Kto ciekawy, niech zajrzy do „Wysokich Obcasów” i się nasyci.

Jak wynika z omawianego tekstu, nauczyciele nie radzą sobie, więc chwytają się brzytwy, czyli odpłacają pięknym za nadobne. Dają uczniom w ucho, ale tak, aby kamera nie widziała. Odzywają się równie plugawie jak dzieci i dzięki temu zyskują poważanie. Widać więc, że każdy orze, jak może. Kto nie potrafi wejść w rolę prymitywnego chama, ten przegrywa w starciu z uczniami i traci władzę na lekcji. Nie autorytet, bo ten nauczyciele stracili razem z innymi dorosłymi, ale władzę. Chodzi o to, kto będzie rządził na lekcji. I o to trzeba, niestety, codziennie walczyć.

Na miejscu nauczycieli, którzy sobie nie radzą, poprosiłbym o pomoc woźną. W mojej szkole pracuje hetera, która w razie czego tak walnie szmatą, że do wesela się nie zagoi. Czyli zawsze jest jakiś sposób, tylko trzeba poszukać.