Ankiety dla nauczycieli
Ankiety to ważne narzędzie badawcze. W ostatnich latach nauczyciele są wręcz nimi zasypywani. Niestety, znaczna część jest tak skonstruowana, że człowiek ma ochotę napisać brzydkie słowo. Pytania świadczą bowiem, iż badający nie bardzo wie, co się dzieje w szkole.
Większość ankiet jest taka, jak tutaj (podany przykład dotyczy motywacji). Pierwsze pytanie o wiek zrównuje np. osoby 25-letnie z 35-letnimi, a przecież między nimi jest zawodowa przepaść. Badacza nie interesuje, czy nauczyciel jest zatrudniony na cały czy część etatu. Ankieta nie pyta też o specjalność, tymczasem co innego motywuje historyka (np. sukcesy uczniów w olimpiadach, dodatek motywacyjny, nagrody dyrektora), a co innego katechetę (np. cisza na lekcji, możliwość wychodzenia z pracy, tolerancja dyrekcji dla pewnych zachowań). Niestety, ankieta upraszcza te kwestie, zakładając, że różnice są tylko między stażystą i dyplomowanym, a nie między 45-latkiem i 60-latkiem czy polonistą i wuefistą.
Żadne pytanie nie sprawdza stosunków między nauczycielami i uczniami oraz między belframi i rodzicami. Ankieta zawiera pytanie o koleżeństwo i relacje z przełożonym. To ważne sprawy, ale przecież istotą pracy nauczyciela są relacje z dziećmi i ich rodzicami. Czyżby rola samorządu szkolnego była zerowa? A co z Radą Rodziców? Też nie ma żadnego wpływu? Ostatnie pytanie dotyczy tego, co demotywuje nauczyciela. I znowu nic nie ma o trudnościach w radzeniu sobie z uczniami. Jakby w szkole istnieli tylko nauczyciele i dyrekcja.
W całej ankiecie nie ma też nic o najpopularniejszym obecnie narzędziu motywowania nauczycieli, czyli strachu. A przecież straszy się dziś belfrów przy każdej okazji, np. że godzin nie będzie, uczniów zabraknie, szkołę zlikwidują itd. Strach motywuje najbardziej, a cała reszta to, niestety, tylko dodatek. Mam wrażenie, że ankiety dla nauczycieli zostały nieudolnie przeniesione z innych branż. Widocznie badacze nie mają motywacji, aby badać solidnie. Zaletą omawianego przykładu jest mała liczba pytań. I to się chwali.
Komentarze
„Badacze” mieli za zadanie tanim kosztem wyciągnąć kasę za „badanie” i podzielić się nią z zamawiającymi.Zadanie wykonali, kasę, kto miał wziąć, wziął, są papierowe dowody, że „cóś” zostało zrobione… To o co chodzi???;-)
To trochę mieć pretensje do dziennikarza, ze nas nie pyta o to co byśmy chcieli.
Ktoś bada, układa pytania na które chce znać odpowiedź. Jego sprawa.
Czepia się Pan:)
Hahaha! Podpisuję się pod tekstem gospodarza obiema rękami! Nic dodać, nic ująć! Pozdrawiam świątecznie:-)
Zawsze dobrze wiedzieć, czego się chcemy dowiedzieć.
Wiedzą badacze, a już niekoniecznie ankieterzy, że w naszych warunkach społecznych ankiety służą respondentom do budowania oportunistycznie poprawnego wizerunku własnego, a nie wyrażeniu rzeczywistych opinii.
Mogłoby to być strasznie demotywujące dla ankietowanego, po co więc uszczuplać motywacyjną misję i tak psutą belfrom przez cały świat?
Różne chytre próby przyłapania belfrów na motywacji są więc, jak słusznie udowadnia Gospodarz, skazane na niepowodzenie.
Kulawe ankiety, nie mówiąc o podstępnych ewaluacjach, nie osłabią, motywujących belfrów szczególnie, ?relacji z uczniami i rodzicami?, pomijanych złośliwie w badaniach. Ani rodzice bowiem, ani też uczniowie, nie czynią w tym względzie jakichkolwiek postępów motywacyjnych, uniemożliwiając skojarzenie belfrowi tych relacji z takimi punktami ankiety jak ?samorealizacja czy ?sukces zawodowy?.
A przecież wiadomo z filmów Barei, że jak towaru nie dowieźli, to sprzedawczyni brakującej motywacji nie urodzi.
Nie wszyscy w szkole wszakże są jednakowo obdarzani już dostępną w dyrekcji motywacją, czego nie sposób uświadczyć w niesprawiedliwych ocenach pracy belfrów, tak zdemotywowanych.
Jak wskazuje autorytatywne źródło poznania motywacji belferskich, czyli Gospodarz – zarówno na blogu jak i w wywiadach prasowych, cała dostawa najbardziej pożądanych belferskich motywacji zawodowych, tak oczekiwana przez środowisko, kierowana jest ?pod ladę?, czyli do katechetów.
Oni to bowiem jedynie, cieszą się tym, co w pracy szkoły motywuje najbardziej?
?Taka atmosfera ciszy ze strony klientów, przy tolerancji ?pewnych zachowań? ze strony dyrekcji, to motywacja najlepsza do wychodzenia z pracy w jej trakcie, która w przypadku pozostawania w niej, demotywuje w sposób Straszny.
I ten właśnie STRACH, przed koniecznością obecności w miejscu kaźni pracowniczej (czego nie doświadczają katecheci, mogący schronić się przed pracą na plebanii), stawianiu czoła hałaśliwym dzieciakom i roszczeniowym, psującym realcje i nie stawiającym się na przyjacielskie rozmowy rodzicom, sprawia, że to jedynie relacje z dyrekcją i koleżeństwem mogą motywująco polepszyć szanse samorealizacji.
Jak wiadomo, relacje te są najlepsze, gdy siedzi się już samemu na stołku dyrekcji, na skutek doniesienia przez koleżeństwo motywacji, gdzie trzeba (oczywiście charytatywnie, w imieniu i tak skompromitowanych bezczelnymi roszczeniami rodziców).
Po co więc ankiety i ewaluacje; co motywuje w pracy belfrów ? wiadomo, nie ukrywają tego wcale.
Zawodzą jednak w dostawach towaru nierzetelni klienci i, przechwytujące deficytowe motywacje, katechetyczne służby mundurowe.
Nie pytajmy wścibsko, co motywuje belfrów.
Pytajmy, jak Ty, rodzicu, uczniu , katecheto zamotywowałeś dziś swoim świadczeniem Sektor Publiczny (i dlaczego tak za mało)?
To oczywiście pytanie, na które i tak, bezankietowo ale za to cyfrowo, odpowiadamy właśnie fiskusowi w formularzu starczącym za najwymowniejsze ankiety.
Mam podobne spostrzeżenia dotyczące ankiet. Najczęściej służą niewiadomym osobom do określenia nie wiadomo czego.
Gorzej jest w przypadku osób nawiedzonych. Pytanie: W jaki sposób analizuje się efekty pracy zespołowej?, jest mistrzowskie samo w sobie.
Od odpowiedzi zależy jak będzie nas postrzegało kuratorium, organ prowadzący, rodzice i uczniowie. Każda odpowiedź powinna być podparta papierkiem, trzeba przedstawić dowody takiej pracy.
Mam wrażenie, że nauczanie zeszło na plan dalszy, a my wytwarzamy papierki dla rzeszy osób, aby miały co opracowywać.
Ankieta to dobre narzędzie, bywa jednak straszne gdy dostaje się w niepowołane ręce.
Czy władze biorą sobie do serca problemy poruszane w ankietach przez belfrów? Czy któryś z nas wypełniał ankietę skonstruowaną przez dyrektora szkoły, poruszającą problemy szkoły, w której pracujemy? Ostatnio podczas ewaluacji panie z kuratorium dały nam, pożal się Boże, ankietę, mówiąc, iż jest ona naszym lustrem. A była jedną, wielką ściemą. Wówczas dziarsko całe grono zasiadło przy komputerach, by odpowiedzieć na jej pytania, zresztą dobrze nam znane, bo dostarczyli ją wcześniej koledzy z zaprzyjażnionej szkoły, co było okazją do wychylenia z nimi kielicha
Jednakże dla mnie bardzo przydatne są anonimowe wypowiedzi pisemne uczniów o które ich proszę co jakiś czas. Mają ocenić mnie i mój sposób prowadzenia lekcji, sypać przykładami, nie bać się wypowiadać swoich poglądów, śmiało wytykać to, co im się nie podoba. Jest to dla mnie lepsze niż rozmowa pohospitacyjna . Mimo iż uczniowie nie studiowali psychologii i metodyki, jednakże potrafią się wypowiedzieć. Dla mnie ich spostrzeżenia są ważne.
@ stary
9 kwietnia o godz. 18:45
„Pytanie: W jaki sposób analizuje się efekty pracy zespołowej?, jest mistrzowskie samo w sobie.”
A jaka jest równa mistrzom, odpowiedź? To bardzo interesujące. Pozdrawiam.
@ Ino
9 kwietnia o godz. 20:15
„…panie z kuratorium dały nam, pożal się Boże, ankietę, mówiąc, iż jest ona naszym lustrem. A była jedną, wielką ściemą.”
Ino, czy to ankieta była ściemą, czy też ściemą są Wasze odpowiedzi copy-paste, spod koleżeńskiego kielicha?
Bo już się zgubiłem, kto w tym szkolnym westernie jest dobry, a kto zły.
A może to nie western, a bajka o Macosze i jej lustrze, co odmówiło współpracy? Hm… 🙂
– – –
Tak w ogóle, to jasne, że stopień udręczenia urzędniczego nauczycieli jest nie do opisania w żadnej ankiecie.
Jak widać, śni im się nawet w trakcie wielkich nocy….
„Ile kosztują nas nauczyciele” (Polityka)
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1525507,1,ile-kosztuja-nas-nauczyciele.read
Gekko za wszystko wini nauczycielskie lobby:) Ciekawe czy faktycznie jesteśmy tacy mocni…?
Dla mni ankiety wchodzą w indeks słów zakazanych. Nie znoszę ministerialnej nowomowy, więc omijam: ankiety, wywiady, projekty, ewaluacje, misje, kompetencje kluczowe, pyatania klucziwe. Ostatnio jeszcze doszło: (pseudo) poradnia pedagogiczna, organ prowadzący…..
wolę się zając wyłącznie uczeniem…
@urzedniczka – czytać proszę, czytać i jeszcze raz CZYTAĆ! Podałaś link do artykułu z „Polityki”, ja podam link do tekstu, który główna tezę tegoż tekstu obala.
http://3nogi.pl/co-jak-dlaczego/ile-nas-kosztuje-szkola-i-dlaczego-coraz-mniej
@urzędniczka
„Co piąty pracujący Polak jest dziś nauczycielem …”, cała reszta jest równie prawdziwa. Artykuł ewidentnie pisany na zamówienie. Autorka „zgrabnie” manipulując faktami napuszcza na nauczycieli. Szkoda czasu na czytanie.
@Gekko
Dobrze wiemy, że tylko jedna osoba na tym blogu potrafi prawidłowo odpowiedzieć. Nie mogę się doczekać.
stary
10 kwietnia o godz. 18:18
– – –
Też uważam, że powszechną troską szkoły jest unikanie pytań, na które szkoła nie zna odpowiedzi.
To wynika z właściwości belfra.
Pytać ma wyłącznie belfer, odpowiadać ZA jego ignorancyjne kompetencje do pytania – społeczeństwo. Najlepiej banknotami.
Ja wolę przelewy, chętnie wesprę Twoje światłe odpowiedzi na głupie pytania urzędników i tym podobnych wrogich wytworów świata pozaszkolnego… 🙂
Zapraszam więc ponownie do wypowiedzi a propos pytania, które Cię tak wzburzyło…
@polonus
10 kwietnia o godz. 11:11
– – –
Tak,polonusie, w odrzucaniu i pogardzie dla obowiązków, wiedzy i kompetencji zawodowych, moc nauczycieli nie zna granic (co sam z dumą opisujesz).
Brakuje tylko należnych z rozdzielnika uznania i szacunku dla takich zdolności.
Coś za coś.
Postawa – nomen omen – polonusa pięknie dopełnia smacznym szczegółem obraz ogółu:
„90 proc. nauczycieli nie stosuje się do nowej podstawy programowej…w efekcie zamiast sprawdzać, jak uczniowie wykorzystują zdobytą wiedzę w czasie lekcji, pytają ich z tego, co podyktowali im do zeszytów.”
http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/605821,90_proc_nauczycieli_nie_stosuje_sie_do_nowej_podstawy_programowej.html
No i proszę, wizerunek konia, chociaż kopie się z ankietami, i tak jest, jaki jest…co każdy widzi.
Ukłony dla belferskiej braci górniczej, fedrujcie tak dalej, Towarzysze 🙂
Władek
10 kwietnia o godz. 16:04
– – –
Władku, to ja też przeczytałem Twoje linkowane „3 nogi” i dodaję nogę czwartą:
>>…w omawianym okresie, przeciętna długość życia mnożona przez aprecjację rynków walutowych osiągnęła wskaźnik 1,78, co wskazuje na malejące koszty nakładów edukacyjnych w starszych grupach wiekowych…<< 🙂
Jak każde myślenie nogami, zawarta w linku argumentacja (podobnie, jak ta, cytowana przeze mnie), stanowczo dowodzi potrzeby prawdziwych szkół i wykształcenia, a nie takiego wnioskowania per pedes, jak zapodajesz.
Inaczej utoniemy w coraz bardziej kosztownych oparach oświatowego absurdu, co jest naszym obecnym udziałem.
@Władek
10 kwietnia o godz. 16:04
Popieram: przynajmniej trzy razy przeczytać, żeby przekonać się kto tu i czym manipuluje.
Autor artykułu pisze:
„Nie będziemy zajmować się tym tematem ponieważ nie jesteśmy ekspertami w edukacji. Zajmiemy się dwoma wartościami, które redaktor Bunda podaje na samym początku tekstu.”
Sposób podejścia, polegający na wyrwaniu jednego zdania (a nawet jego fragmentu) z artykułu, „bo na reszcie się nie znamy” każe wzmóc czujność. Ale spokojnie, nic się jeszcze nie stało, czytajmy dalej.
„W artykule Martyny Bundy analizuje wzrost kosztów funkcjonowania szkolnictwa. Głównym gadżetem oskarżenia są dwie liczby: spadek liczby uczniów (o 28 proc.) i wzrost nakładów na oświatę (o 40 proc.).?
Oraz przytacza zdanie z artykułu oryginalnego:
„Jak to się dzieje, że w ciągu ostatnich 10 lat liczba uczniów w szkołach spadła z ponad 7 mln do ponad 5 mln, liczba pracujących z nimi nauczycieli prawie się nie zmieniła, wydatki na edukację wzrosły o 40 proc.”?
Ciekawe, czy przez przypadek, czy celowo zdanie zostało pozbawione zakończenia.
„- a w oświacie jest gorzej?”
Otóż po przeczytaniu całości zdania staje się jasne, że autor pisze nie tyle o wzroście kosztów funkcjonowania szkolnictwa, co o spadku efektywności: nakłady na oświatę do liczby uczniów oraz liczbę nauczycieli do liczby uczniów.
W tłumaczeniu na język popularno-potocznie-zrozumiały: Wyraźnie więcej płacimy na ucznia, więcej nauczycieli przypada na ucznia, a efekt gorszy.
Owszem, należało, gwoli ścisłości, podać wskaźnik finansowy w cenach stałych. Ale przyjmując wartości skorygowane i tak mamy wyraźny wzrost nakładów na ucznia.
Wzrost PKB ma w tym miejscu akurat tyle do rzeczy, co średnia długość życia Pigmejów. Autor polemiki liczy chyba, że czytelnik łyknie każde słowo pisane.
To jest rozumowanie w rodzaju: 5 lat temu moje auto spaliło 1000l paliwa na 12tys. km a w tym roku 1300l na 10tys. km, ale teraz zarabiam dwa razy więcej, więc mój silnik fajnie się ?dotarł? i pali mniej na setkę.
A ponadto nie jest to w artykule ani główna ani podstawowa teza; jest ich bite trzy strony.
@Gekko
Obojętnie co napiszę i tak przewrócisz do góry nogami. Wiesz najlepiej wszystko. Oświata nie ma przed Tobą tajemnic. Wypowiedz się na ten temat bez ironii.
Zobaczymy, czy oprócz naigrawania się z innych potrafisz coś innego.
Ankieta nie pyta też o specjalność, tymczasem co innego motywuje historyka (np. sukcesy uczniów w olimpiadach, dodatek motywacyjny, nagrody dyrektora), a co innego katechetę (np. cisza na lekcji, możliwość wychodzenia z pracy, tolerancja dyrekcji dla pewnych zachowań).
Szanowny Gospodarzu – może należy z tym materiałem zgłosić się do pracy w TVN. naprawde w pełni objektywny materiał. Wszyscy przecież wiedzą, że dziennikarze i osoby „produkujące” podobne materiały dzielą się na obiektywnych i prawicowych.
Pozdrawiam
Mam pytanie do Gospodarza – czy wybraliście już Państwo nowy podręcznik do języka polskiego??? Jeśli tak, to interesuje mnie, z jakiego wydawnictwa. Przejrzałem już w zasadzie wszystkie oferty i mam swój typ, który najlepiej wpisuje się w ducha nowej podstawy programowej.
@ corleone
11 kwietnia o godz. 10:42
– – –
Dokładnie to ja też miałem na myśli 🙂
Corleone – głos rozumu na pustyni belferbloga… 😉
@ stary
11 kwietnia o godz. 13:43
– – –
Ale o co Tobie chodzi, poza personalnymi uszczypnięciami?
Ja naprawdę nie wiem, czy pytanie, które Cię wzburzyło, wzburzyło bo jest trywialne dla każdego belfra (ja tak myślę), czy – ponieważ Ty akurat nie znasz żadnej sensownej na nie odpowiedzi.
Oczywiście, że jest tyle sposobów sprawdzenia wyniku pracy z grupą, ile celów i trafnych metodycznie kryteriów ustalono, aby to sprawdzić. Cel bowiem wyznacza sposób sprawdzenia wyniku.
Brak celu sprawia, że cokolwiek zrobimy, będzie równie sensowne, co nonsensowne, przy czym nie będziemy nigdy wiedzieć, który z wyników nam „wyszedł”.
Na tym polega ignorancja niekompetencyjna – leitmotiv tego bloga.
Więc nie wiem, stary, w jakim kontekście samoświadomości mnie szczypiesz (a ja lubię być szczypany, ale edukacyjnie i oświatowo a nie bezradnie, ad personam wyłącznie – jak każdy chyba).
Może Twoją odpowiedź mogłaby wypracować grupa z tutejszego, blogowego pokoju nauczycielskiego?
Bo jak dotąd, to właśnie i jedynie szczypać na oślep to ciałko gogiczne grupowo się nauczyło…
Pozdrawiam 🙂
Władku,
podręcznika jeszcze nie wybraliśmy. W mojej szkole jest zwyczaj, że każdy polonista decyduje, jak chce. Co klasa, to inny podręcznik.
Pozdrawiam
Gospodarz
Ankiety to już nie jest narzędzie badawcze, bo badający przed badaniem ma już wyciągnięte wnioski.
Można tylko potwierdzić przypuszczenia ankietującego.
Ankietujący nie docieka prawdy, jeżeli wie o co pytać w ankiecie, to woli tego nie robić.
Cóż bowiem zrobić z niewygodnymi danymi?
A nuż zburzą porządek świata i skierują naukę na manowce.
Ma być OK.
wiesia
11 kwietnia o godz. 19:07
– – –
Wiesiu, jeśli twój komentarz dotyczy własnych praktyk, to „jest OK”.
Podobnie, jeśli dotyczy wpisu Gospodarza.
On bowiem wiedząc, jak jest, wskazuje o co pytać a o co – nie, aby było tak, jak ma być – czyli ok.
I tu dochodzimy do sensu nauki jako procesu poznawczego, w rozumieniu nauczycieli.
Niestety, to się przenosi na wyższe szczeble i szersze kręgi społeczne.
Oczywiście, zgodnie z naszą nadwiślańską etiologią „nauczania”, którym, jak wiadomo powszechnie (szkoła) jest także, np. działalność KK.
Czyli – jest i będzie im OK, dopóki uczą tacy, jak piszą na blogu.
Szkoda że nie nam, obywatelom wieku XXI.
@ Gekko
Z przykrością zawiadamiam, że nie zaliczyłeś pytania. Nie nadajesz się na nauczyciela którego chce wykreować MEN.
stary
12 kwietnia o godz. 15:19
– – –
Nie wiem, jak to było za ‚starych’ czasów, ale obecnie zaliczyć to można odpowiedź, albo…panienkę.
Pytanie można zadać.
Ponieważ to ja pytałem o Twoje mistrzowskie dylematy, a Ty nie odpowiedziałeś – widzę, że zaliczyłeś jedynie to drugie (a raczej: tę).
Fajnie że nas publicznie o tym powiadamiasz, niechże Ci to zaspokoi brak kompetencji zawodowych 🙂