Jak reagować na reformę?
Najnowsza reforma edukacji wchodzi do szkół w trybie nakazowym, czyli tak samo jak wszystkie poprzednie. Tak samo też nauczyciele reagują, tzn. ostrożną niechęcią i cichym odrzuceniem. Głośno nikt nic nie mówi, chyba że przy papierosie w zamkniętym gronie, bo przecież każdy zestrachany, że zabraknie dla niego godzin. Lepsza więc szkoła byle jaka niż żadna. A zatem jak zwykle reformę będziemy wdrażać, chociaż prywatnie uważamy ją za – delikatnie mówiąc – gównianą.
Warto jednak przemyśleć swoją postawę. I nie chodzi mi wcale o propagowanie ideałów w rodzaju, że nauczycielem powinien być człowiek z charakterem, silnym kręgosłupem moralnym i żelaznymi zasadami. Nie o bohaterstwo mi chodzi. Chodzi mi o to, abyśmy nie przespali chwili, gdy wszyscy się buntują wobec decyzji władz, a tylko nauczyciele są potulni i posłuszni.
Warto wyciągnąć wnioski z tego, jak społeczeństwo zareagowało chociażby na ustawę ACTA. Nawet manifestacja w Suwałkach (akurat byłem wtedy w tym mieście) robiła wrażenie. Być może nastała godzina, kiedy nauczyciele powinni wyciągnąć wnioski z nastrojów społecznych i zrobić coś więcej, niż tylko kwękać, że reforma zła. Zła, ale przecież ją wdrażamy, uczestniczymy w szkoleniach, piszemy programy, czyli popieramy. Jak się reforma nie uda, a na pewno się nie uda, znowu będzie to nasza wina. Nasza wina, bo nie protestujemy.
Komentarze
Po przeczytaniu buntowniczego i odważnego do szaleństwa wpisu Gospodarza, na kolejne „gówniane” represje reform, reakcja belfrów musi być równie jednoznaczna i miażdżąca. Dość cichej niechęci i ostrożnych, cichcem szeptanych krytyk (choćby tu, na blogu).
Manifestujmy, że przyrzekamy:
– nauczycielskiemu, legendarnemu bohaterstwu, w postaci charakteru, kręgosłupa moralnego czy żelaznym zasadom, mówimy stalowe, żelazne:nie!
– bojkot wszelkich szkoleń i poniżającego w nich uczestnictwa!
– kolaboracja belferska w pisaniu programów będzie karana łysiną (po ostrzyżeniu do zera, są przykłady), chyba, że chodzi o kontynuację wallenrodyzmu w produkcji programów, z których sami się w kułak śmiejemy, po zapadnięciu zmroku, ew. szczycimy ich niezrozumieniem anonimowo, w internecie.
– popieraniu własnych obowiązków, przyjętych w zamian za pieniądze, kolejne stanowcze: nie (gdyby komuś z nas to w ogóle przyszło kiedyś do głowy).
Tak w ogóle, to nadeszła nasza godzina.
I zrobimy wszystko, co umiemy, aby tej i innych godzin na pasku nie utracić!!!
Czyli to, co zawsze, bo przecież najlepiej przespać się z falą społeczną, nie wychodząc z łóżka.
Potomstwo tego odwiecznego związku nauczycielstwa polskiego i populizmu tłuszczy to nasza przyszłość, ono już bierze się za kursy wielobezprzedmiotowe.
Oni się wcale nie chwalą, oni po prostu mają talent.
A zatem: „Jak się reforma nie uda, a na pewno się nie uda (!!!), znowu będzie to NIEICH wina.”
Plan genialny, do wykonania nawet przez facetów w rajtuzach.
Oby tylko czasu i cierpliwości społecznej (!) nie zabrakło, towarzyszom rewolucjonistom krzesełkowym.
Prędzej kryzysowa bieda i demografia umieści ten kabaret na taczkach 🙂
PS Panie profesorze Gospodarzu, czy w istocie PAN uczy także pod egidą Wyższej Uczelni studentów pedagogiki, czy to tylko złośliwe plotki? Bo ta lekcja wynikająca z Pana credo to będzie dla nich i Ministerstwa niezapomniana… 🙂
Byłbym zapomniał:
„Jak reagować na reformę”
Oczywiście, nauczyciele powinni, gardząc nakazami pracodawców, wziąć swoje reformy we własne ręce i naciągnąć je sobie na głowę.
Będzie, zwłaszcza teraz, cieplej w ważniejszym dla jakości myślenia belferskiego miejscu, niż ktokolwiek z belfrów przypuszcza.
Może wpisy też zaczną przypominać owoce reform umysłowych?
Amen. Pozwoliliśmy sobie wmówić, że potrafimy zdiagnozować problemy uczniów lepiej niż poradnie psychologiczno – pedagogicznie, że dzieciom z upośledzeniem intelektualnym dobrze będzie w szkole masowej, a w specjalnej powinny się uczyć z podręczników do szkół masowych. Kończymy kolejne studia, kursy,wypełniamy tabelki. Może naprawdę zamiast podtrzymywać fikcję – zbuntować się. Reformy godzą bezpośrednio w uczniów, nie są tu najważniejsze nasze etaty. Każda grupa zawodowa dowiedziała się już, co to znaczy rynek, my też musimy się na to przygotować. Jednak nie może to oznaczać degrengolady i kompletnego braku pomysłu na edukację. MEN idąc za głosem mediów uznał nas za niedouków, z których wiedzą, doświadczeniem i zdaniem nie trzeba się liczyć.
Mleko się już wylało. Reforma od trzech lat buja się w gimnazjach oraz szkołach podstawowych. Trochę za późno na odkręcanie.
Podziwiam MEN. Z uporem maniaka wdrażają nowości. Nawet nie zauważają, że statek tonie.
Gospdarzu, reforma sie uda – pisze na pocieszenie. Urzednicy w MEN o to zadbaja i … nie ma innej opcji. 🙂
Srodowisko nauczycielskie jest niespojne, nie zdobedzie sie na zdecydowane akty protestu.
A tak konkretnie, co się w reformie nie podoba?
Bo to, że się nie uda jak będzie sabotowana przez Szanowne Grono nie ulega wątpliwości.
Z wpisu nie wynika co się nie podoba.
Rozumiem, że tylko reforma cofająca nas o trzydzieści lat, przywracająca szkołę taka jaką kończyli nasi nauczyciele byłaby dobra. Bo to dobra szkoła była skoro tak wybitnych absolwentów którzy ten prestiżowy zawód obsadzili wypuściła. Zawodówki przywrócić, dwadzieścia procent absolwentów ze średnim wykształceniem i dziesięć z wyższym byłoby ok? I szkół nie likwidować przy okazji, niech klasy będą trzyosobowe, tylko dla zdolnych.
Ale poziom wtedy będzie, najwyższy na świecie.
Bo uczyć warto tylko tych co się sami nauczyć potrafią, to jest marzenie każdego belfra.
Podobnie jak kelnera marzeniem jest pracować w restauracji samoobsługowej.
Parkerze,
pisałem już o reformie tutaj:
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2012/02/03/nadmiar-i-brak/
Podejmę jeszcze ten temat. Dostałem już zaproszenie na szkolenie z reformy, ale w tym samym czasie są drzwi otwarte w przyszłej szkole mojej córki. Dylemat.
Pozdrawiam
DCH
A możesz Drogi Gospodarzu odpowiedzieć na pytanie czemu akurat wprowadzenie elementu specjalizacji w liceach przeszkadza Wam nauczycielom? Czemu nie przeszkadza Wam wylęgarnia patologii jaką jest gimnazjum? Czemu nie przeszkadza Wam kumoterstwo i niskie płace? Czemu nie przeszkadza Wam zamykanie szkół i konieczność dojeżdżania wcześnie i daleko? Czemu nie przeszkadza Wam obecność religii, która niedługo będzie jednym z przedmiotów, który posiada największą ilość godzin, a której zupełnie nie powinno być w świeckiej szkole? Czemu przeszkadza Wam właśnie to co akurat sporo ludzi uważa za dobre, bo praktyczne?
Bardzo miło słyszeć, że chociaż rozmawiacie jako nauczyciele o możliwości zaprotestowania przeciwko czemuś, bo to świadczy o jakimkolwiek stopniu świadomości świata Was otaczającego, w którą to umiejętność posiadaną przez nauczycieli mnóstwo osób wątpi. Szkoda, że nie rozmawiacie o tym przeciw czemu należy przede wszystkim protestować, ale jak już zasadniczo postanowicie protestować, to weźcie to pod uwagę. Wszakże najistotniejsze jest ustalenie najpierw dokąd zmierzamy, a nie czy i jak.
parker, zawodówki wracają właśnie dzięki reformie, licea są zamykane, przespałeś niestety temat
Trzeba było protestować trzy lata temu, ale wtedy n-li licealnych reforma nie obchodziła. Cóż, był to problem podstawówek i gimnazjów. A teraz okazuje się,ze nie ma godzin … Myśle, ze nie ma pomysłu – także wsród n-li- jak ma wyglądać szkoła. I zgadzam się wyjątkowo z Parkerem, ze wszyscy tęsknią do tej szkoły, do której sami chodzili. Historii się nie wróci. Szkoła na pewno musi być inna i inna w niej będzie rola n-la. Doradzałm lekturę raportów Instytutu Obywatelskiego.
@Gekko&parker
Na wasze pytania nie warto odpowiadać – jesteście najmitami, którzy zawsze będą udawać, że nie rozumieją odpowiedzi albo ją wykpiwać.Za to wam płacą, tak jak temu niewydarzonemu rzecznikowi MEN z ostatniego numeru Metra;-)
@Gekko&parker c.d.
A to jakbyście nie umieli znaleźć…;-)
http://www.emetro.pl/emetro/1,85648,11163604,Tak_MEN_dyskutuje_z_obywatelami.html
@ parker
Dawniej absolwent podstawówki miał dwie godziny fizyki począwszy od klasy szóstej. Łącznie 6 godzin w podstawówce. Obecnie w gimnazjum ma trzy godziny a w szkole ponadgimnazjalnej jedną (o ile nie wybierze rozszerzenia z fizyki). Na pewno wiedzieć będzie mniej, ale będzie miał papierek, że skończył.
Boję się lekarzy, którzy nie będą wstanie zdiagnozować zapalenia płuc, ale papierek o ukończonej medycynie będą mieli.
Z przerażeniem patrzę na studentów kierunków ścisłych, którzy nie potrafią rozwiązać najprostszej całki, ale będą budowali mosty.
Zastanówmy się, co się liczy: wiedza i umiejętności czy z mozołem uzyskany papierek?
Gospodarz
18 lutego
” [reforma] Zła, ale przecież ją wdrażamy, uczestniczymy w szkoleniach…Nasza wina, bo nie protestujemy.”
„Dostałem już zaproszenie na szkolenie z reformy, ale w tym samym czasie są drzwi otwarte w przyszłej szkole mojej córki.”
– – –
No i model protestu mamy jak na dłoni.
Poprzednio Gospodarz akurat miał prace polowe w terenie, co powstrzymało Go od udziału we własnych postulatach.
Tym razem, jak mniemam, ten konflikt interesów pracownika i rodzica, również wymaga kontestacji przyjętych na siebie płatnych obowiązków?
Jakaż reforma mogłaby wpłynąć na tak zinternalizowane postawy…
Smutne tylko, że to model personalnie wdrukowany; powielany i rekomendowany własną postawą, publicznie, przez autorytet!
Po czynach ich poznacie – co się belferstwu szanownemu w pracy i reformach nie podoba, to widać jak szydło z worka w każdym jego słowie i czynie.
I od tego trzeba by zacząć jakiekolwiek reformy, mające być usprawnieniem oświaty.
@Rudy
>Doradzałm lekturę raportów Instytutu Obywatelskiego.<
Autorzy tego "raportu", zgodnie zresztą z prostym własnym interesem osobistym(polecam ich odszukanie w googlach;-)], reprezentują jeden pogląd – sprywatyzować szkolnictwo, a będzie lepsze…;-) Oni sami reprezentują szkolnictwo drogie i niepubliczne, więc to nie dziwi…
Tyle,że wystarczy zobaczyć (skądinąd drogie) szkoły w krajach wyłącznie prywatnych szkół(ot takie emiraty arabskie np.), porozmawiać z uczniami i nauczycielami – okazuje się, że interes finansowy właściciela działa na szkoły(edukację i wychowanie w nich!), z małymi wyjątkami, niezwykle destrukcyjnie…;-)
INFORMACJA PRZEDE WSZYSTKIM
Moim zdaniem zadanie nauczycieli polega nie na buncie, lecz na informowaniu rodziców naszych uczniów o reformie. Oczywiście nauczycieli reforma uderzy po kieszeni, ale rzeczywistymi jej „ofiarami” będą „klienci” szkół. A sposób przeprowadzania reformy jest, delikatnie mówiąc, nierzetelny. O bublach stadionowych można przeczytać na pierwszych stronach gazet, ale o bublach edukacyjnych – już niekoniecznie.
PS Byłam już na dwóch czy trzech szkoleniach z reformy. Pan myśli, że co tam Panu powiedzą? Jak matura będzie wyglądała? Jak napisać program lub dobrać podręcznik? Jakie metody dydaktyczne zastosować? Wolne żarty.
Stary, nie wiem w jakim świecie żyjesz, ale przestań gadać głupoty albo w końcu wybierz się do szkoły i zweryfikuj swoją wiedzę:-)
Dyskusja się rozwija i widać, że przypomina rozmowę właścicieli domu o remoncie salonu z włamywaczami, których nakryto na urządzeniu sobie w nim nocnej imprezy.
Długo by mówić, o zasadach zarządzania organizacją taką, jaką jest oświata publiczna.
Jest to bezcelowe, ponieważ zarówno konstrukcja systemu tej organizacji, jak i konsekwencja, w postaci zaludniających ją beneficjentów, stoi w jaskrawej i nierozwiązywalnej sprzeczności z celami dla której ją powołano i interesami tych, którzy ją finansują.
Dopóki trwa ubezwłasnowolnienie właściciela, dyskusje z taką „załogą” i w takim „zakładzie” są czystą stratą czasu i katastrofalną – pieniądza publicznego.
Jest to jednak model powszechnie obowiązujący w tym nieszczęsnym kraju, odciętym kulturowo od cywilizacji na wieki.
A teraz wróćmy do wesołych pogaduszek, ile godzin geografii równoważy długość zajęć z wuefu i spełnia wymóg specjalizacji, ile etapów i szczebli wymaga dalsze trwanie systemu i płynięcie płatnych godzinek z mojej, podatnika kieszeni, do lepkich rączek beneficjentów oświaty publicznej, z własnego nadania.
Jest szansa, że w tym konkursie na najbardziej pomysłowego Dobromira, padnie skumulowany Nobel za wynalezienie koła.
Funkcjonariusze systemu na belferskich posadkach naprawdę w to wierzą, bo mają pomysły na wiarę.
@ parker
18 lutego o godz. 22:33
…A tak konkretnie, co się w reformie nie podoba?
– – –
A tak konkretnie – to wszystko, co nie jest podwyżką.
Czyż trzeba więcej słów, niż padło tu faktów, parkerze?
Ale zagajenie – prima sort, i responsy belferskie też adekwatnie wypoziomowane, od lat… 🙂
Strasznie nudne to wyszydzanie i krytykowanie bez zadnego konkretnego „kontpomyslu” na rozwiazanie problemu.
Gdybym u sebie w pracy tyle „plotkowala” o zmianach nic w zamian nie proponujac juz dawno by mnie wyrzucii.
To jest roznica miedzy byciem na „rynku” a byciem na panstwowym. Wrecz podziwiam entyzjazm w kontestowaniu wszelkich poczynan, trzeba miec duzo energii…
P.S. Nie to, ze kocham rynek i niewidziana jej reke. Tu akurat zgodze sie z S-21, bo wlasnie jestem swiadkiem degrengolady prywatnej szkoly, ktora upada na skutek niepochamowanej zadzy zysku wlascicili. Ich mi nie szkoda, szkoda rodzicow, ktorzy walili kase w dobrej wierze za nic. No i dzieciakow, pokrzywdzonych przez nauczycielski „wyscig szczurow”.
S-21
Publikacja Kolodziejczyka i Polaka, Jak będzie się zmieniać edukacja? Wyzwania dla polskiej szkoły i ucznia. Do pobrania ze strony Instytutu Obywatelskiego.
mozna się z nimi nie zgadzać, mozna dyskutować, ale nie należy zamykać oczu na rzeczywistość.
@Overdrive
Ty, jak zawsze, masz rację. Podpiszę się pod każdym słowem.
Zajrzałem do tego wpisu a raczej do załączonego linka pod którym jak rozumiem się gospodarz podpisuje.
Artykuł krytyczny wobec reformy, ale argumenty słabe w mojej opinii.
Największe zmartwienie krytyków to konieczność wyboru drogi edukacji przez piętnastolatków. Ba nawet studiów i przyszłej pracy. To nie o to chodzi moim zdaniem w tej reformie. Opór budzi także niedouczenie przyszłych absolwentów z dziedzin które nie będą po linii specjalizacji.
Polska szkoła chciałaby kształcić erudytów. Tak było, kiedy wykształcenie było zarezerwowane tylko dla najzdolniejszych ewentualnie mniej zdolnych ale poddanych presji ze strony rodziny z inteligenckiego domu.
Reszta zawodówka i do obrabiarki lub maszyny do szycia. Dziś szyje się w Chinach a obrabiarkami sterują komputery i trzeba je umieć obsługiwać żeby być ślusarzem, takie są wymagania pracodawców. Poza tym i te zawody z Europy emigrują, liczy się zdolność do uczenia i zmiany kwalifikacji żeby nadążyć za rynkiem pracy. Do tego potrzebne jest wykształcenie ogólne, umiejętność czytania ze zrozumieniem. Nie bez znaczenia dla naszego społeczeństwa jest też wykształcenie umiejętności korzystania z szeroko rozumianej kultury, to są wyzwania które stoją przed szkołą. Tak więc co zrobić, jak trzeba kształcić ogólnie wszystkich?
To na tym blogu często czytam, że nie wszyscy się do nauki nadają, czuć tęsknotę za światem w którym uczyli się tylko ci co się nadają, wszystkiego.
A prawda jest taka, że nie wszyscy się nadają do nauki wszystkiego, bo nie wszyscy maja ku temu zdolności ale wszyscy maja potrzebę uczenia się i temu służy ta reforma.
Nie chodzi o to żeby uczeń wybrał sobie w wieku piętnastu lat zawód. Tylko żeby się uczył tego w czym czuje się mocny, żeby szkoła nie była dla niego koszmarem, nie obniżała jego samooceny, bo to skutkuje nieszczęśliwym życiem. Nieszczęśliwym na etapie nauki w szkole ale i w dorosłym życiu, często konsekwencje doświadcza się do końca naszych dni.
Mało zdolny lub przeciętnie zdolny uczeń nie wybierze sobie specjalizacji matematyczno-fizycznej, sam najlepiej wie, że nie czuje się w tym dobry, niepotrzebne testy na IQ. Nie czuje się dobry, nie lubi tych przedmiotów w których się czuje słaby. Ale każdy uczeń ma potrzebę uczenia się, tego co mu przychodzi łatwo uczy się z przyjemnością. Jaka jest korzyść z katowania matematyką kogoś kto i tak jej nie zrozumie i jest wstanie tylko zakuć do testów i machinalnie rozwiązać zadania? Przecież już w parę lat po szkole wszystko zapomni z wyjątkiem udręki jaką przeżył. Jaka jest korzyść z katowania historią kogoś kto ma zainteresowania ścisłe, jego pasją jest fizyka i świata poza nią nie widzi? Jak się zainteresuje historią, nauczyciel ani szkoła nie są mu do niczego potrzebne, można zgłębiać to samemu podobnie jak literaturę.
Kończyłem klasę matematyczno-fizyczną i do przedmiotów humanistycznych miałem awersję. Przez dysleksję której wtedy się nie diagnozowało i przez nauczycieli tych przedmiotów. Na polskim było ok, lubiłem czytać i omawiać lektury,(spoza kanonu oczywiście ale nauczycielka dobierała nam interesujące) pisać wypracowania. Oczywiście jeżeli nie było gramatyki która już wtedy wydawała mi się tak niepotrzebną do niczego abstrakcją , nieinteresującą ale pani profesor była wyrozumiała, nawet z dwóją z gramatyki czwórka się należała, więc gramatykę olewałem i pani profesor to akceptowała. Historia, koszmar tak jak i nauczycielka, nudna jak ona sama. Nieproblemowa tylko pamięciowa, daty, fakty i tyle. Jak tylko skończyłem szkołę sam odkryłem historię i fascynuje mnie do dziś.
Czy Szanowne Grono myśli, że jak ktoś sobie wybierze specjalizacje „humanistyczną” bo mu matematyka nie idzie, nagle przed maturą odkryje w sobie politechniczne pasje?
Bo odwrotnie może się zdarzyć, wielu absolwentów mojej klasy poszło na typowo „humanistyczne” studia, prawo, lingwistykę, dziennikarstwo dwie dziewczyny nawet na polonistykę. Ale w tamtych czasach już samo dostanie się do liceum było zarezerwowane dla najzdolniejszych, z ambicjami.
Dziś jest inaczej, uczyć się muszą wszyscy.
A najzdolniejsi, ci i po tej reformie pójdą na każde studia. Bo im nauka łatwo przychodzi, im matematyka nie przeszkodzi w uczeniu się historii jak będzie dobry nauczyciel.
PS. Padał tu argument, że średnie wykształcenie dla wszystkich obniża poziom tym najzdolniejszym.
No to po reformie nie będzie już obniżał poziomu matematyki „humanista”, to chyba dobrze?
@Adam
Jestem w szkole. Po szkole douczam tych, którym się nie chciało lub nie są w stanie opanować materiału a koniecznie chcą papierek.
„Matura to bzdura” – zgadzam się, a będzie jeszcze śmieszniej.
Co do tych szkoleń z „reformy”, którymi MEN się chwali (żeby jak zwykle jakby co zwalić na nauczycieli, że szkolenia mieli, a gupi dalej nic nie wiedzą, protestują i reformy nie chcą), to byłem na jednym.
Pani z Centrum Doskonalenia Nauczycieli z woj. świętokrzyskiego, nie wiedziała nawet do jakiej szkoły przyszła (gadała ciagle o liceum a była w technikum), nie była przygotowana, nie odpowiedziała na żadne z pytań nauczycieli, które były konkretne, rzetelne i ciekawe.
a gdy ją zapytano o przewidywane efekty reformy, wybąkała coś o „dostosowaniu do standardów europejskich”.
No sorry, ale strata czasu bez sensu totalna.
a rzecznik MEN w TOK FM się chwali, jak to nauczycieli szkolą:)
idę sobie jutro na szkolenie z wydawnictwa Lektorklett, nawet jak nudno będzie, to chociaż książkę dostanę i kawą poczęstują:)
@Rudy
Dokładnie tę pozycję mam na myśli…;-)
Czysta propaganda…
gospodarz:
„Zła, ale przecież ją wdrażamy, uczestniczymy w szkoleniach, piszemy programy, czyli popieramy.”
Sęk w tym, że samo MEN ma swoich podwładnych nauczycieli w głębokim poważaniu. Na czym ma polegać tak konkretnie i praktycznie reforma tego nie wiedzą nie tylko nauczyciele, bo choćby nawet nie wiem jak bardzo chcieli, to ewentualne szkolenia, które prowadzone są przez urzędników MEN stoją na żenującym poziomie, ale chyba sami twórcy tej reformy. Można odnieść wrażenie ?sądząc po pozorowanych działaniach MEN, że idą na żywioł, dając nauczycielom zupełnie wolną rękę, jeśli chodzi o praktyczną stronę swoich niewydarzonych pomysłów, na zasadzie ?róbta? sobie z tą reformą co tam sobie ?chceta?, byle na papierze wszystko się zgadzało. My nie będziemy tu wam nic podpowiadać, ani tym bardziej pokazywać praktycznych rozwiązań?. Możecie sobie nawet te reformy jak gacie na łeb ponaciągać ? nas to nie obchodzi.
Więc się dyrektorzy głowią, jak to przygotować na następny rok siatkę godzin, jaką ofertę edukacyjną przygotować, bo na dzień dzisiejszy ? końcówka marca przypominam – nikt nic jeszcze za bardzo nie wie.
O do samych szkoleń ? konkrety z mojego ?podwórka?.
Na początku roku szkolnego byłam na takowym niby – szkoleniu ? zresztą jedynym zaoferowanym chyba przez nasze drogie MEN (prowadzone było przez przedstawiciela OKE) dla ?językowców?, dotyczącym nowej formuły egzaminu maturalnego i gimnazjalnego, które to zmiany obowiązywać mają już w obecnym roku szkolnym. Nic to, że to tuż przed dzwonkiem, kto by się tam przejmował ? Przecza Polska to nie Niemcy, gdzie wszelkie zmiany planowane są na kilka lat z góry.
Owo szkolenie to jedna ?wielka lipa? i totalna chała:
1. Na spotkanie zaproszono jedynie po jednym przedstawicielu ze szkoły reszta miała się dowiedzieć o zmianach od tego już niby przeszkolonego :D, co już samo w sobie jest śmieszne i niepoważne.
2. W tym niby szkoleniu uczestniczyło ok. 200 nauczycieli ? przedstawicieli ze wszystkich szkół w województwie.
3. Sympatyczny skądinąd młody człowiek, prowadzący owo ?niby ?szkolenie?, nie miał nawet fizycznych możliwości podjęcie jakiejkolwiek dyskusji ze wzburzonymi nauczycielami, starała się jedynie odpowiedzieć na niektóre ich pytania – zabrakło po prostu na to czasu, szkolenie prowadzone były jedno po drugim ? najpierw dla nauczycieli szkół gimn., potem ponadgimn.
4. Całość szkoleni to była w zasadzie prezentacja multimedialna, szybko odczytana z drobnym komentarzem ze strony prowadzącego, którą można sobie w sumie znaleźć w Internecie, więc po co było w ogóle organizować to całe ?szkolenie? ??? Chyba po to, żeby odfajkować w rubryczce ? szkolenie się odbyło ? fikcja jak z całą tą reformą.
5. Zorganizowano owo szkolenie w przeddzień oddania przez gimnazjalistów deklaracji dotyczących wyboru zdawanego przez nich egzaminu z języka, więc nawet ?przeszkoleni? nauczyciele nie mieli szansy na poinformowanie uczniów ani ich rodziców z czym praktycznie wiązać się będzie ten wybór ( chodziło o obowiązkowy poziom ? bo do momentu szkolenia były na ten temat sprzeczne informacje) .
6. Zostałam na własną rękę ( byłam oddelegowana jedynie na szkolenie dotyczące gimn. , a uczę w obu typach szkół) na szkoleniu dotyczącym zmian w egzaminie ustnym maturalnym, bo jako egzaminator tego przedmiotu odpowiedzialny za kształt i organizację tego egzaminu byłam żywotnie zainteresowana praktycznymi wskazówkami jak ten egzamin przeprowadzać.
Jak widać OKE na tym zupełnie nie zależy, skoro nie przewidziało i nie przewiduje dla swoich
egzaminatorów osobnego szkolenie praktycznego.
Niestety, mimo swojej nadgorliwość w tym względzie, nie dowiedziałam się niczego poza to, co można wyczytać na stronach OKE.
Żadnych praktycznych wskazówek, a czynię próby jak ten ustny egzamin praktycznie rozgryźć i rozwiązać ? wszak zostało już niewiele czasu? nie jest łatwo, nikt ze znanych mi praktyków egzaminatorów tego nie wie. I się nie dowie, bo pan z OKE na moje zapytanie, czy będą jeszcze jakieś praktyczne szkolenia dla egzaminatorów bezradnie rozłożył ręce i udzielił negatywnej odpowiedzi.
Tak właśnie wyglądają owe ?szkolenia z reformy? i tak będzie wyglądała owa reforma.
I o ile faktycznie w końcu my nauczyciele nie zaczniemy głośno mówić i buntować się przeciwko niefrasobliwości i niekompetencji urzędników wymyślających te kolejne ?buble edukacyjne?, to za radą Gekko będziemy sobie mogli co najwyżej owe ?reformy na łeb założyć?, bo do niczego innego faktycznie się nie będą nadawać.
Bo na to, że MEN zacznie prowadzić dialog z nauczycielami na temat praktycznych rozwiązań i konsekwencji wdrażania swoich nierealnych pomysłów w życie ? czy raczej ?naciągania na siłę reform na łby nauczycieli nie ma co liczyć.
Parker napisał: „A najzdolniejsi, ci i po tej reformie pójdą na każde studia. Bo im nauka łatwo przychodzi, im matematyka nie przeszkodzi w uczeniu się historii jak będzie dobry nauczyciel.”
Gdyby tak było, nie byłabym przeciwniczką tej reformy od samych jej początków czyli od wprowadzenia nowej matury powiązanej z likwidacją egzaminów na studia.
Nowa matura likwidując egzaminy organiczyła możliwość wyboru kierunku studiów do tych, na których w trakcie rekrutacji liczą się wybrane przez uczniów przdmioty.
„?A tak konkretnie, co się w reformie nie podoba?
A tak konkretnie ? to wszystko, co nie jest podwyżką.”
No to może tak konkretnie o tym wszystkim.
1. Pozorowanie reformy „merytorycznej”
Widać to np. po dopuszczanych podręcznikach. Wielu nauczycieli – czy nam się to podoba czy nie – realizuje podręcznik. Skoro ten sam podręcznik jest ok (czyli dobór zadań do tekstów, zalecane formy sprawdzania wiadomości itd.) dla starej i nowej podstawy to o co w tym wszystkim chodzi? Wydawnictwa nie rzucają się z nowymi ofertami (na razie do j. polskiego nowe oferty mają dwa) bo poza ogólną koncepcją niewiele wiadomo. Wszystkie dopuszczone podręczniki mają PR od pierwszej klasy, a ORE lansuje rozszerzenie z j. polskiego od drugiej. Niech się nauczyciel martwi.
2. Fikcja szkolna
W podstawie czytam bardzo ciekawe rzeczy. O tym, że współpracuję z dobrze wyposażoną biblioteką i dysponuję sprzętem multimedialnym. A w praktyce jak zrobię interaktywną prezentację to mogę ją sobie zastosować – przy 5 komputerach na 28 uczniów pod warunkiem że inny nauczyciel zamieni się ze mną na sale. Reforma jest ale na papierze, bo pieniędzy i chęci ze strony OP na jej wdrożenie już nie ma.
3. Specjalizacje
Może się mylę, ale wg mnie służą one redukcji godzin = oszczędzaniu na uczniach. Jeśli w zarządzeniu zostaje napisane, że uczeń może wybrać 2-4 przedmiotów, ale w praktyce okazuje się, że wybór 4 jest niemożliwy ze względu na ograniczenie tygodniowe godzin, to coś jest chyba nie tak.
Ów „wybór” też jest względny, gdyż de facto uczeń wybrać może tylko z puli oferowanej przez szkołę. Czyli nie w drugiej a w pierwszej klasie musi sprawdzić, co go czeka. A i wybór będzie pewnie ograniczony profilem klasy.
Specjalizacje mogą też powodować zamianę dawnych grup (ok.14-15) na grupy większe. Niech się dzieciaki uczą języków w grupach po 20-24 osoby skoro reforma na to pozwala…
Co do przedmiotów „historia i społeczeństwo” i „przyroda”(sic!) niech się wypowiedzą przedmiotowcy.
4. Ewaluacja czyli „matura to bzdura”
Skoro bzdura to po co się nią przejmować. Podstawa jest znana już od chyba 4 lat. A co na maturze dowiemy się za rok lub dwa. Pierwszoklasista lepiej niech żyje w słodkiej nieświadomości. Nauczyciel też. Że niby mu ta wiedza do napisania programu potrzebna? Przecież nie uczy pod maturę. Jasne. Już to kiedyś słyszeliśmy a matura wygląda jak wygląda. Poinformują później, żeby czasu na krytykę nie było. A może znowu będą pomostowe do pomostowych? Wszak z maturą można zrobić wszystko, a obowiązkiem nauczyciela jest przygotować ucznia na każdy pomysł MEN.
5. Motywacja
Wydaje mi się, że dobry nauczyciel będzie uczył dobrze, a kiepski – kiepsko bez względu na zapisy w podstawie czy programie. Poprzednia reforma utrudniła życie dobrym pedagogom, ułatwiła – kiepskim (testy, testy, podręcznik). Wiara, że obecna to zmieni jest dosyć naiwna.
Jeszcze trochę bym tak mogła, ale post długi – nikt nie przeczyta, bo każdy wie swoje.
Dil-Se
Uważam, że rektor powinien decydować o warunkach przyjmowania na studia. Nie o tym rozmawiamy.
Piorun z jasnego nieba – z hildą zgadzać się trzeba.
Otóż, wysyłanie tak kompetentnych (a rebours) i tak przygotowanych emocjonalnie (czyli wkurzonych) nauczycieli na spotkanie z będącym emisariuszem władzy, dyletantem i ignorantem w jednym, czyli coś, co w tym systemie nazywa się szkoleniem, jest groteskową karykaturą.
Karykaturą zarówno edukacji, jak i pojęcia szkolenia. Ale przede wszystkim, jest dyletanctwem w zarządzaniu i wdrażaniu zmiany zarządczej.
Nie jest to wina zmian, koniecznych i niezbędnych dla oświaty i cywilizacji (ale nie: w oświacie, jako systemie, tę trzeba usunąć najprzód, jak chory ząb), ale systemu.
W tym systemie, skretyniała i niekompetentna władza, dobiera sobie wedle adekwatnych kryteriów systemowe audytorium, czyli słupy, mające żyrować władzę i za to wynagradzane.
Takie szkolenia, jak opisano, to po prostu pojedynek oszustów pozostających ze sobą w spisku, w których jedni burzą się, że cokolwiek muszą, a inni, udają, że coś im ze swej doli więcej odpalą, jeśli trupa oświaty zamaskują grubszym makijażem.
Stawką jest oczywiście i jedynie, dla całej szajki, publiczna kasa.
W ogóle, nawet merytoryczne szkolenia nie zastąpią w zgniłym systemie, opartym na klienteliźmie i wykluczającym kompetencje, zmian systemowych.
Stąd też zgoda, że tego typu, jak opisano szkolenia, są wyłudzeniem tylko (czasu i kasy).
Ze strony obu wysoko okradających nas, podatników, stron.
@Zaza
1.Ja bym dopisał kompletne niedopasowanie cyklu egzaminacyjnego i programowego – programowo cykl gimnazjalny kończy się po I klasie LO, a egzaminacyjnie – po gimnazjum. Programowo etap gimnazjalny jest teraz, z założenia, podzielony między 2 placówki, 2 nauczycieli(właściwie wielu) itd.Co oznacza straty czasu na uzgodnienie „wspólnego mianownika” na I klasę liceum…;-)
2. Za pseudoszkolenia(nie mogą być inne bo sami autorzy „reformy” nie zawracali sobie głowy jej praktycznymi szczegółami(na znanej zasadzie płk Różańskiego z MBP”Ja rzucam myśl, a wy go łapcie…”;-)], określona grupa urzędasów ORE, MEN, kuratoriów,CKE/OKE weźmie kupę kasy i jeszcze zmarnuje czas nauczycielom…
3. Szkoły planując profile i rozszerzenia dla uczniów, którzy przyjdą już od września,nic nie wiedzą o wymaganiach maturalnych uczelni(jaka matura i na jakim poziomie na jaki wydział) bo to inne ministerstwo, a nikt nie pomyślał o koordynacji …
I tak mogę jeszcze długo,ale nikogo w MEN to nie obchodzi(tak jak „szczerego”pana rzecznika!!!;-)], więc szkoda czasu…
@parker-najmita
>Uważam, że rektor powinien decydować o warunkach przyjmowania na studia. Nie o tym rozmawiamy.<
1.Uważać to ty sobie możesz – o tym decyduje Senat uczelni…;-) Poducz się, jak chcesz się mądrzyć na forum!!!
2.Uczeń na całym cywilizowanym świecie(poza Polską!) przygotowuje się pod wymagania egzaminacyjne wybranej uczelni – w przypadku dyscyplin ścisłych, które są sekwencyjne(jedno wynika z drugiego!) to jest min.2-3 lata przed rozpoczęciem nauki na uczelni – sam proces rekrutacyjny zaczyna się rok wcześniej…
Demontaż systemu oświaty w Polsce dobiega końca. Przyszła pora na licea. Polecam wywiad:
http://fakty.interia.pl/polska/news/zmiany-w-liceach-po-1-wrzesnia-tylko-poglebia-katastrofe,1758706NSZZ
Zazu
Ad.1 ” Wielu nauczycieli ? czy nam się to podoba czy nie ? realizuje podręcznik.
Nie podoba nam się to. Realizować podręcznik to sobie można samemu w domu. Nauczyciel nie jest do tego potrzebny. Pełni wtedy tylko role nadzorcy który egzekwuje to co napisane w podręczniku, choć zgadzam się że tak jest zazwyczaj.
Ad.2 „w praktyce jak zrobię interaktywną prezentację to mogę ją sobie zastosować ? przy 5 komputerach na 28 uczniów pod warunkiem że inny nauczyciel zamieni się ze mną na sale.”
Nie wiem jak jest w mniejszych ubogich ośrodkach. W Warszawie w szkole moich dzieci jedyna barierą przed wyposażeniem każdej sali w tablice multimedialne nie są finanse ale opór nauczycieli. Nie chcą ich, bo do takiej lekcji trzeba się przygotować, a nie otwórzcie podręczniki na stronie dwudziestej i jedziemy.
Dyrektorka którą zapytałem, czemu w klasach nie ma takich tablic skoro są na to pieniądze odpowiedziała mi, że nie widzi sensu, bo te tablice byłaby wykorzystywane jak tradycyjne mimo, że multimedialne więc szkoda jej zachodu.
Była tu na blogu kiedyś dyskusja na ten temat zalet takiej tablicy, wnioski jak wyżej.
Ad.3 „Może się mylę, ale wg mnie służą one redukcji godzin = oszczędzaniu na uczniach.”
Jeżeli już, to na nauczycielach, proszę się za uczniów nie chować. Wszyscy nauczyciele jeżeli chodzi o ich interesy zawsze się fałszywie dobrem uczniów zasłaniają. Niech na co dzień o ich dobro dbają, jak uczą.
Wszędzie można się doszukać ukrytego sensu, na blogu specjalistą jest ten co się głupim uśmieszkiem podpisuje, zostaw mu tę rolę. Oszczędzać trzeba na wszystkim, ale doszukiwanie się w tej reformie ukrytych intencji to absurd. Równie dobrze można napisać, że celem jej jest zrobienie z Polaków słabo wyedukowanej taniej siły roboczej na londyńskie zmywaki. Wystarczy odpowiednią gazetę otworzyć.
Ad.4 „Przecież nie uczy pod maturę.”
No właśnie, skończyć z uczeniem pod maturę. Skończyć z uczeniem pod testy. Skończyć z rywalizacją i wyścigiem szczurów w edukacji. Szkoła to nie zawody o lepszy wynik. Ucznia trzeba uczyć, nie przedmiotu.
Ad.5 „dobry nauczyciel będzie uczył dobrze, a kiepski ? kiepsko bez względu na zapisy w podstawie czy programie.”
Święte słowa, podpisuje się.
@stary
„Zastanówmy się, co się liczy: wiedza i umiejętności czy z mozołem uzyskany papierek?”
Tutaj nie ma się nad czym zastanawiać. Tak długo jak Państwo będzie stawiało idiotyczne wymogi prawne przed ludźmi, w postaci konieczności posiadania określonych papierków, by dostać pracę na określonym stanowisku, tak długo nikogo nie będzie obchodziło czy potrafi tę pracę wykonywać dobrze i ma o niej pojęcie, tylko tak jak teraz, czy spełnia kryteria prawne. Niedawno znajoma po 40 powiedziała mi, że musi zrobić sobie studia wyższe, bo nie chcą jej dać kierowniczego stanowiska w Państwowej firmie. Nie ważne, że w Medicoverze ileś lat była kierownikiem i ma pojęcie o branży jak mało kto oraz doświadczenie w zarządzeniu wielką placówką. Nie ma papieru – nie ma awansu. Skoro wymogi są idiotyczne to i ludzie podchodzą do uzyskiwania tych papierów jak do zła koniecznego. Uczniowie udają, że się uczą, a nauczyciele udają, że nauczają. A fakt, że tę robotę dostani jakiś kretyn bez doświadczenia ale za to z parciem na stanowisko, który niestety spełnia te kryteria, to wszystko ok? Dla Państwa wiedza i umiejętności nigdy się nie liczyły. Dla Państwa liczy się biurokracja. Od zmiany prawa trzeba zaczynać reformy, a nie od kosmetyki.
„Boję się lekarzy, którzy nie będą wstanie zdiagnozować zapalenia płuc, ale papierek o ukończonej medycynie będą mieli.”
Przecież to jeden z najczęściej popełnianych obecnie błędów. Zapalenie płuc od zapalenia oskrzeli różni się nieznacznie ale oba brzmią prawie identycznie co zwykłe przeziębienie z zajętymi płucami. Ale gro przypadków zwykłego przeziębienia z kaszlem jest diagnozowane jako zapalenie oskrzeli i fundowany jest do tego antybiotyk „osłonowo”. Lekarze już nie są w stanie tego odróżnić, lub nie zależy im na odróżnieniu, bo zdrowi ludzie nie przynoszą im zysku. I nie ma to nic wspólnego z brakiem wystarczającej ilości godzin matematyki czy fizyki w szkole.
parker
19 lutego o godz. 18:47
„Wszędzie można się doszukać ukrytego sensu…”
– – –
Co dla jednych jest niedostępne analizie, dla innych, posiadających takie narzędzia – oczywiste.
Jasne, że w działaniu naszego państwa i jego agend ministerialnych, celem kazdej, ale to każdej dotychczasowej ‚reformy’ jest wykręcenie się sianem od zobowiązań wobec podatników, przy zachowaniu lub wzmożeniu tychże – obciążeń.
Nie inaczej jest i tym razem, czyli – zmniejszenie tytułów do płatności wykonawczym ‚słupom’ systemu, ich własnym kosztem, co ci ostatni, słusznie wyczuwają i boją się.
Nie jest jednak tak, jak twierdzą zatrudnione /na własną prośbę/ w szajce państwowej ‚słupy’, że ograniczenie ich dostępu do, pardon, koryta, odbije się na jakości wyniku pracy w systemie.
Ta bowiem, nie ma ani strategicznego znaczenia, ani nawet znamion wykonalności, przy słupowych kompetencjach i celach oraz praktykach systemowych.
Tak więc, wszyscy mają po trochu racji, że w ‚reformach’ państwowych (tu: ośw.publ) chodzi też o redukcję godzin (i kosztów pozyskania podatków w ogóle) oraz, że nie chodzi o to , aby zyskali na tym uczniowie (bo to akurat nie zależy od ilości ‚wysłupionych’ im godzin).
Identyczne cele i metody przyświecają ‚reformom’ państwowej służby zdrowia (polscy obywatele finansują z własnej kieszeni DODATKOWO wartość ponad 60% kosztów i tak drogiego tu leczenia publicznego co jest rekordem światowym), emerytalnym (ZUS – osobny temacik), mundurowym itede itepe.
Wniosek może być zaskakujący niektórych bojowników o zwycięstwo plemienia A nad plemieniem B.
Otóż, mówiąc kolokwialnie, jesteśmy fiskalnie dymani wszyscy, równo oszukańczo i niesprawiedliwie przez własne państwo, które, rozdając wedle uznania, a bez zasług, drobne społeczne łapówki jednym, a klapsy – drugim, dba, abyśmy wszyscy nie zauważyli, że zawsze wygrywa krupier.
Dba ‚reformami’, abyśmy byli podzieleni na nienawistne sobie szczepy, nie zauważając, kto w czasie tych wojenek grabi nasze wigwamy, jak leci.
To są stare, wypróbowane metody rządzenia bezrozumnym tłumem, którym, jak się zdawało, już kiedyś być przestaliśmy.
Na to jest jedna rada – patrząc nie branżowo a po obywatelsku, walczyć solidarnie o interesy obywatelskie i ich realizację za płacone podatki.
Ale do tego trzeba umieć, cenić się i chcieć w życiu więcej, niż dotacja unijna i etacik szkolny może do kieszonki nakapać, z łaski suwerena.
My jak widać cenimy się nisko i wolimy odmawiać swoje godzinki za katedrą, byle tylko wrzeszcząca nowa fala Jasiów dorastających do tego socjalnego zasiłku etacikowego nie zakłóciła trawienia…
🙂 🙂 🙂
Gospodarz,
Czy uważa Pan, że określenie kogoś mianem najmity jest obraźliwe?
Bardziej niż przygłup dajmy na to?
Czy mogę zatem do S-21 zwracać się S-21 przygłupie internetowy?
Pozdrawiam
Overdrive
19 lutego o godz. 19:45
– – –
Tak się składa, że Twoje wywody o diagnostyce różnicowej infekcji dróg oddechowych w badaniu przedmiotowym, są całkowicie mylne.
Niestety, dokładnie tak, jak wszystkie pozostałe, przy czym jedynie i wyłącznie Twoja amoralna i anarchistyczna pasja publicystyczna, potrafi nadać im znamiona wiarygodności – w oczach naiwnych.
Przesiadywanie etatowe w budynku przychodni czy karetce, nie nadaje, niestety dla Ciebie, kompetencji zarządzania czy leczenia, wymagających czegoś, co potwierdza się przez wiele lat zdobywanym, niedostępnym dla niektórych papierkiem.
Tyle, że dla większości młodych Polaków, wyobrażenie sobie związku „papierka” z wiedzą i kompetencjami jest niemożliwe.
W ich świecie, jaki zbudowała im oświata polska, papierki się nabywa i stanowią jedynie upierdliwy, finansowy koszt pozyskania przychodu z etatu.
I tylko w tym Twoje komentarze są spójne z oświatowym tematem bloga – to co piszesz w tym komentarzu nie jest merytorycznie warte papierka, na którym można by to zmieścić.
🙂 🙂 🙂
Zanim gospodarz odpowie mi na pytanie odpowiem S-21, przy..owi internetowemu.
„Uważać to ty sobie możesz ? o tym decyduje Senat uczelni”
Tak, senat decyduje?
To o czym pisze Dil-Se?
Jeżeli senat decyduje to bzdury pisze Dil-Se ty przy..pie internetowy.
@parker
Ad.1 „Nie podoba nam się to.”
Mnie też nie. I co w tym temacie zmienia reforma? Reforma powinna brać uwagę realia szkoły, po to by rzeczywiście móc poprawić obecny stan. A tak tylko to pozoruje, a potem się mówi, że nauczyciele są be i przez nich reforma się nie udała. A miało być tak pięknie…
Ad.2 ?w mniejszych ubogich ośrodkach”
szkoła w mieście wojewódzkim, choć mentalnie 100% prowincja 😉
Nie mam oporów, lubię prezentacje. Traktuję je jak hobby po godzinach (i nie jest to ironia, a zboczenie zawodowe). Ale cóż z tego. Może najpierw dajmy nauczycielom sprzęt, materiały (zamiast zmuszać ich do „piractwa”) a później ewentualnie krytykujmy, że nie z nich nie korzystają. A może to Pani dyrektor ma opory? Tak na marginesie – prezentacja interaktywna powinna być wyświetlana na komputerze nie na tablicy, żeby każdy uczeń mógł poklikać we własnym tempie.
Ad.3 ?”proszę się za uczniów nie chować”
Jeśli nauczyciel mniej godzin naucza, to uczeń mniej godzin jest uczony. A może funkcjonuje tu jakaś inna matematyka? zakrzywiona czasoprzestrzennie?
„doszukiwanie się w tej reformie ukrytych intencji to absurd”
a poza „racjonalną” tezą są jakieś argumenty? jeśli Pan myśli, że MEN kieruje się tylko i wyłącznie dobrem dzieci, to proszę sobie poczytać o szkolnych realiach gdzieś poza Warszawką
Ad.4 ?No właśnie, skończyć z uczeniem pod maturę.”
No i znowu pytam, co reforma robi w tym kierunku? Może ja o czymś nie wiem?
Naprawdę Pan broni reformy w obecnym kształcie i sposobie wprowadzania?
@ S-21
Oczywiście. Mówiłam to ja, Zazu.
Szanowni Blogowicze,
proszę nie obrażać Parkera.
Parkerze, proszę nie dać się sprowokować.
Dyskutujmy pełni życzliwości dla innych.
Pozdrawiam
DCH
Zazu, Gekko,
Proponuje trzymać się tematu, nie można dyskutować o wszystkim naraz.
Bolączki naszej demokracji to jedno, a reforma od strony jej celów to drugie.
Jestem bardzo krytycznie nastawiony do wszelkich działań rządu, w tym MEN który uważam za instytucję tak samo nieudolna jak cały aparat państwowy i polityczny.
Polityków i w dużej części urzędników, zwłaszcza wyższego szczebla uważam za bandę darmozjadów którzy zamiast interesem społecznym kierują się interesem własnym, czyli zależy im tylko na utrzymaniu stołków, co w dużej mierze również Szanownemu Gronu można przypisać. Ale taka jest rzeczywistość, nie tylko u nas, nie odbiegamy pod tym względem od standardów światowych.
Bronię reformy co do jej celów, oceniam je pozytywnie. Nie jestem nauczycielem i nie wiem nic na temat jej wprowadzania ale znając nasze realia wszystko co piszecie na ten temat wydaje się wiarygodne, z tym nie polemizuję. Polemizuje z tymi którzy podważają jej sens, a sens widzę. Tak samo jak widzę sens posyłania dzieci sześcioletnich do szkoły i objęcia obowiązkiem przedszkolnym pięciolatków.
Uważam, że stopniowo należy obowiązkiem przedszkolnym objąć czterolatków a potem trzylatków czyli dojść do wieku w którym wychowanie społeczne służy dzieciom i ich równym szansą edukacyjnym.
Ale to nie znaczy, że bezkrytycznie podchodzę do sposobów osiągnięcia tych celów.
Gospodarz,
Postaram się nie dać prowokować, nawet się staram tylko mi słabo wychodzi.
Odpowiem anegdotą.
Była sprawa w sądzie o kradzież drzewa z lasu.
Sprawa ewidentna, człowiek złapany na gorącym uczynku, co ma robić adwokat, jak bronic swojego klienta dla którego prokurator żąda trzech lat odsiadki, było to w czasach obowiązywania specustawy „O szczególnej odpowiedzialności karnej w okresie wychodzenia z kryzysu”, początek lat osiemdziesiątych i wyroki bezwzględnego więzienia zapadały za kradzież roweru, więc żartów nie było.
Adwokat mówi tak:
Wysoki sądzie, pan prokurator nie wziął pod uwagę ważnej okoliczności łagodzącej.
Jakiej to, dziwi się sędzia?
Otóż mój klient od trzydziestu lat mieszka na skraju lasu i od trzydziestu lat, się od kradzieży drzewa z lasu powstrzymywał.
@parker
>Uważam, że stopniowo należy obowiązkiem przedszkolnym objąć czterolatków a potem trzylatków czyli dojść do wieku w którym wychowanie społeczne służy dzieciom i ich równym szansą edukacyjnym.<
Twój ideał zrealizowano w Korei – Korei Północnej. Potem dzieci są w szkołach z internatem,nawet jak są na placówkach.Pełna równość gwarantowana!!!;-) Wyjątek,choć i to nie zawsze, członkowie dynastii panującej…
@Gospodarz
Przykro mi, ale według mojej wiedzy i oceny sposób zachowania pp.Gekko i parkera świadczy albo o zdarzającej się w rozkładzie Gaussa prawdopodobieństwem 0,01% wyjątkowej odporności na argumenty i wiedzę, albo,co w obecnych polskich warunkach bardziej prawdopodobne i typowe, o najemnym charakterze ich działalności, polegającej na szerzeniu i propagowaniu określonych poglądów i zwalczaniu innych…;-)
Mogą sobie parker z Gekko obrażać nauczycieli in gremio i indywidualnie, to moim zdaniem warto przypominać, że to nie ich poglądy tylko pracodawcy…;-)
@Gospodarz
S-21 nazywając parkera najmitą sugeruje tylko, że jest on być może opłacany za pisanie określonych opinii, wszyscy wiemy, że pewna partia stosuje tego rodzaju PR,
nazywanie kogoś przygłupem jest już skrajnie obraźliwe i nie powinno być tolerowane, w skrajnym przypadku coś takiego może się nawet skończyć sprawą w sądzie. No i bardzo dobitnie świadczy o poziomie kultury używającego tego określenia.
Co do reformy to jest ona nie przygotowana, nauczyciele zostali rzuceni na głęboką wodę, praktycznie bez żadnego wsparcie, w technikach dysponują jedynie podstawą programową, która została opublikowana w styczniu, a do kwietnia ma być gotowa organizacja roku i napisane programy nauczania. Każda szkoła sama sobie ma to zrobić, nie muszę chyba pisać jaki będzie bałagan.
Jeszcze jedno pytanie do tych co uważają, że celem reformy jest oszczędzania na nauczycielach.
Czy w wyniku reformy zmniejsza się liczba godzin lekcyjnych uczniów?
@ parkerze,
jak się zdaje, mylisz politykę z zarządzaniem strategicznym, potrzebnym w jakimkolwiek przedsięwzięciu. Z braku tej wiedzy o różnicy, możesz nie dostrzegać dokładnie tego, na czego ukrycie liczą politycy, również nie mający pojęcia, co to znaczy zarządzać czymkolwiek, poza szajką.
Stąd Twoje przekonanie że socjalizm reform ma szczytne cele, tylko mu wychodzą wypaczenia.
Jest dokładnie przeciwnie, to , co i jak w zarządzaniu wychodzi, zawsze jest rezultatem celów i metod.
Nie zawsze każdemu wychodzi na dobre, bo też i nie taki był zamiar tych reformatorów, którym na dobre ma wyjść, właśnie cudzym kosztem.
Ale to już i tak przekracza granice percepcji i bloga i zaangażowanych w dyskusję. Wina to właśnie …naszej oświaty, hehe.
PS
A propos kultury i sztuki dysputy, krzewionej przez Gospodarza, co prawda, tylko wobec upominających się o to, po prośbie, pozwolę sobie, jako kluczowy i pierworodny najmita tego bloga, podziękować Gospodarzowi za wskazania imienne osób, które obraża słowo „najmita”.
A więc,
Szanowni Blogowicze,
proszę sobie do woli, nadal obrażać Gekko.
Dyskutujmy pełni życzliwości dla innych:
(S-21
19 lutego o godz. 9:02
@Gekko&parker
Na wasze pytania nie warto odpowiadać ? jesteście najmitami…)
Do obrażenia mnie potrzebna jest zdolność honorowa, więc mi te bluzgi zwisają, wybiórcza moralność Gospodarza (?) niechże świadczy o nim samym.
ad parker
„Bo uczyć warto tylko tych co się sami nauczyć potrafią, to jest marzenie każdego belfra.
Podobnie jak kelnera marzeniem jest pracować w restauracji samoobsługowej.”
Przypadkowo doznałeś iluminacji, co nie jest zbyt zdrowe.
Zacytowałeś dokładnie posłowie z Wykładów…
Feynmana. Nie wiem tylko, czy zrozumiesz o co mi chodzi.
zygzag
19 lutego o godz. 23:18
– – –
W ogóle iluminacja wiedzą, zwłaszcza w wersji trans- nie jest zbyt zdrowa, o czym pisał już Feuerbach (por.”Myślącego – z buta”, w przypisie, na str. 345).
Ale nie wiem, nomen omen, czy do tej strony doszedłeś… 🙂
@Gekko
„Przesiadywanie etatowe w budynku przychodni czy karetce, nie nadaje, niestety dla Ciebie, kompetencji zarządzania czy leczenia, wymagających czegoś, co potwierdza się przez wiele lat zdobywanym, niedostępnym dla niektórych papierkiem.”
Tym samym udowodniłeś, że reprezentujesz Państwo. Gadasz jak oszołom z Wiejskiej i poglądy masz identyczne. Dla Ciebie tylko człowiek mający potwierdzenie Państwa w postaci dyplomu uczelni wyższej jest godnym posiadaczem uzyskanej tam wiedzy, a wszelka samowolka intelektualna powinna być karalna. W rzeczywistości natomiast, kompetencje otrzymuje się przez praktykę zawodową, im dłuższą tym bardziej te kompetencje są potwierdzone. Ilość wypuszczonych wtórnych analfabetów przez polskie szkoły powinna automatycznie uczynić wszelkie dyplomy szkół wyższych nieważnymi, a Tobie dać do myślenia, żebyś takich bzdur na przyszłość nie opowiadał.
„Tyle, że dla większości młodych Polaków, wyobrażenie sobie związku ?papierka? z wiedzą i kompetencjami jest niemożliwe.”
Z tej prostej przyczyny, że wiedza przekazywana na wszelkich uczelniach wyższych jest podobna do tej przekazywanej w gimnazjum i liceum: jest zbędna i całkowicie niepraktyczna. Człowiek po dowolnej uczelni wyższej idzie dopiero uczyć się zawodu, o ile ktoś okaże mu łaskę i postanowi człowieka zatrudnić i do zawodu przyuczyć, bo pożytku z takiego absolwenta nie ma żadnego. Nie dość, że nawkładano mu do głowy nieprzystającej do rzeczywistości teorii, to nie nauczono żadnych praktycznych umiejętności. Ale papier ma! W opozycji do takich osób bez umiejętności ale z papierem jest cała rzesza ludzi, która nie zaprzątając sobie głowy studiami, poszła do pracy i nabyła praktyczne umiejętności stykając się z prawdziwymi problemami w prawdziwym środowisku mając przed sobą nie teoretyczne zagadnienia, a praktyczne na „żywym organizmie”. Taka osoba jest milion razy użyteczniejsza jako pracownik dla kogokolwiek chcącego posiadać wykwalifikowaną kadrę, a nie taką, która ma dokumenty, że się zna teoretycznie. Niezmiennie cieszy mnie fakt, że z publicznym sektorem nie mam nic wspólnego i mogę zatrudniać ludzi z umiejętnościami, dziękując przy tym Państwu, które z uporem maniaka ignoruje wyspecjalizowaną siłę roboczą z powodu idiotycznego prawa.
Przykład o zapaleniu płuc/oskrzeli był z mojego własnego podwórka. Pomijając chociażby lekarza, którego posiadam w rodzinie i który często opowiada różne smutne i absurdalne historie o kolegach lekarzach, gdybyś czytał ze zrozumieniem co tu się pisze, pamiętałbyś, że taki błąd w sztuce przydarzył się właśnie mnie, skutkujący wieloletnimi problemami ze zdrowiem. To, że Tobie coś wydaje się mylne, nie znaczy, że takie jest. Jesteś urzędasem, należysz zatem do osób o podwyższonym ryzyku całkowitego oderwania od rzeczywistości. To można leczyć, ale biorąc pod uwagę zacięcie, które prezentujesz, może być już dla Ciebie za późno. Nie zwlekaj z udaniem się do specjalisty i miej nadzieję, że specjalista ten chciał się czegoś w życiu nauczyć, a nie ma tylko wydanego przez Was autorytarnie papieru nieodzwierciedlającego jego umiejętności w żadnej mierze.
zygzag
Wykładów nie czytałem.
Czytałem biografię ” Pan raczy żartować panie Feynman”
Polecam, fascynująca postać.
@Gekko
Pana wypowiedź mnie zafrapowała. Cóż za misterne paradoksy! Popatrzmy:
Nauczyciele to „słupy” a jedynym ich celem jest „koryto” (czyli nauczyciele to świnki nienażarte). Dystans wyraźny, pogardliwy. Ale, ale. Nie tylko oświata nierządem stoi. Dostało się całej budżetówce: „Identyczne cele i metody przyświecają ?reformom? państwowej służby zdrowia […] itede itepe”. Swoją drogą całkiem słusznie i sprawiedliwie.
Co ciekawe, działalność nauczycieli-słupów nie ma tak naprawdę żadnego znaczenia. Marionetkami jesteśmy i wysiłki nasze z góry na zatratę są przeznaczone: „Ta bowiem, nie ma ani strategicznego znaczenia, ani nawet znamion wykonalności, przy słupowych kompetencjach i celach oraz praktykach systemowych”. Dobry belfer, zły belfer – wszystko jedno. Nie ważne czym się kieruje i jakie idee szerzy. Koryto, koryto, koryto.
Kryzys odróżnorodnienia się pogłębia. „Jesteśmy fiskalnie dymani wszyscy” – liczba mnoga, nagle się okazuje, że wspólnota między Gekko a resztą (może także nauczycielami) powstała. Do broni towarzysze!
„Na to jest jedna rada ? patrząc nie branżowo a po obywatelsku, walczyć solidarnie o interesy obywatelskie i ich realizację za płacone podatki”. Wspaniale. Ale. Wróćmy do początku – do słupów i koryta – gdzież ta postawa obywatelska, patrzenie ponadbranżowe? A może poszukać tej lawy aktywizmu pod skorupą bierności społecznej w micie siłaczek? Czy zatem nauczyciele są z nami czy przeciw nam?
Na koniec gwóźdź programu. Inwektyw ciąg dalszy: „Ale do tego trzeba umieć, cenić się i chcieć w życiu więcej, niż dotacja unijna i etacik szkolny może do kieszonki nakapać, z łaski suwerena”. Z jednej strony łapczywi na koryto jesteśmy, a z drugiej – cenimy się za mało. Ale o zgrozo nie tylko my, nauczyciele. Liczba mnoga powraca: „My jak widać cenimy się nisko i wolimy odmawiać swoje godzinki za katedrą”. Gekko strop uczelni podpiera, ze szkolnego koryta je? A może tylko do belfra tęskni?
Gekko – belfrem podszyty?
*nieważne
Niestety bardzo źle się stało, że nauczyciele liceów nie uczestniczyli w dyskusji na temat owej reformy, kiedy wkraczała do gimnazjów, choć już wtedy można było się spodziewać efektów dla liceów. Bo problem nie jest w tym, że specjalizacja następuje w liceum. Zawsze taka była, stąd profile klas. Jednak wówczas idea liceum ogólnokształcącego pozwalała uczniom być na tyle ogólnie wykształconymi, że niezależnie od skończonego profilu mogli mimo wszystko wybierać różne ścieżki dalszej edukacji, bazując na wiedzy uzyskanej we wszystkich poprzednich typach szkół. Wąska specjalizacja w czasach, kiedy atutem jest elastyczność i łatwość przekwalifikowania się jest idiotyzmem, moim zdaniem.
Ja widzę plusy reformy tylko dla uczniów przeciętnych, którym faktycznie nauka w liceum takim jak do tej pory sprawiała trudność. Dla nich specjalizacja w sensie ograniczenia z góry wyboru przedmiotów do nauki jest zbawienna. Co innego uczniowie, którzy chcą wiedzieć więcej niż przeciętny licealista ma zamiar wiedzieć – tym skutecznie obcina się możliwość zdobycia w szkole wiedzy większej niż bardzo przeciętna. Ograniczanie ucznia zdolnego do wyboru 2-3 (bo 4 rozszerzeń żadna szkoła nie upchnie w plan) przedmiotów, z których uczeń uzyska przyzwoitą wiedzę, jest nieporozumieniem. A jeszcze jak dojdzie do takiego idiotyzmu, że będzie mógł zdawać na maturze tylko te przedmioty, które wybrał, nawet jeśli inne opanuje we własnym zakresie, to już bedzie w ogóle kretyństwo.
Bo istota problemu nie tkwi nawet w tym, że uczniowie musza coś wybrać. istota problemu jest błędne założenie, że podstawy wiedzy ogólnej zapewni uczniom gimnazjum, które – poza nielicznymi gimnazjami elitarnymi, do których trafia przesiana młodzież i które sa w stanie rzeczywiście realizować więcej niż przeciętne gimnazja – tak naprawdę jest najsłabszych ogniwem w tej machinie.
Kolejnym kwiatkiem do tego futra jest idiotyczny zapis odnośnie przydzialu uczniów do grup językowych w liceum, które – gdyby się trzymać zapisów literalnie – uniemożliwia na przykład naukę języka obcego w zakresie rozszerzonym uczniowi, który tego języka nie zaczynał już w podstawówce, a zna go na przykład dzieki kursowi, nauce własnej itp. Reforma równiez ukróca inicjatywy własne szkół, które we własnym zakresie potrafiły zorganizować uczniom wiecej godzin, niż jest w podstawie programowej. Teraz to się ma skończyć – rozszerzenie w całym kraju ma być realizowane w dokładnie takiej samej liczbie godzin. Wyrównywanie – ok, tylko dlaczego w dół? Potrzeby edukacyjne różnych ludzi nie są równe, zwłaszcza na poziomie liceum.
@parker
Ja miałem to szczęście, że na studiach uczyłem się fizyki z wykładów Feynmana,
zaraz po ich opublikowaniu.
Jak łatwo się domyślic, było to dośc dawno i średnia zdolność studentów do
samodzielnego przyswajania była inna. Zresztą Wykłady mają do tej pory
swoją stronę internetową i żyją.
Słowa jakimi Feynman pożegnał swoich słuchaczy (w przybliżeniu):
„Nauczanie rzadko jest skuteczne, z wyjątkiem przypadków gdy jest nieomal zbędne”
Nawet najwięksi wrogowie nie odmawiali Feynmanowi inteligencji i zdrowego
rozsądku.
@Zazu
Analiza sensu wypowiedzi tego gościa jest z góry skazana na porażkę, gdyż przez większość czasu szerzy propagandę i często sobie przeczy. Nie wspominając o chaotycznym stylu wypowiedzi, który wymusza na czytelniku wzmożoną aktywność intelektualną. Urąga to dobrym obyczajom komunikacji międzyludzkiej, które wskazują na istotność dotarcia do wszystkich, nawet tych mniej światłych odbiorców, przez używanie prostego języka i klarowne formułowanie własnych myśli. Niemniej jednak zastanawiające jest jego zacięcie pomimo kolejnej już osoby, która zwraca uwagę na ten bełkot.
@ overdrive,
wszystko co piszesz potwierdza tylko, że różnice w percepcji wynikają z kompetencji, w Twoim przypadku – żadnej, w poruszanych tematach.
a/ zdobywanie kompetencji kwalifikowanych (i certyfikowanych) w żadnym razie nie jest tożsame z ich źródłem państwowym, tym bardziej – ja sam;
b/ kompetencje nie zależą od doświadczenia zawodowego, a już w żadnym razie nie są skorelowane z jego długością… 🙂
c/ w Twoim wyłożonym tu mniemaniu, jakoby uczelnia służyła do ‚przekazywania wiedzy’ i konsekwencji tegoż dla dalszego Twego wywodu, tkwi właśnie dowód na to, co napisałem, że wyobrażenie sobie związku ‚papierka’ z kompetencjami jest, dla ostatnio edukowanych (?) niemożliwe – jak się okazuje, dla Ciebie też, chociaż pewnie także z innych powodów;
d/ w ogóle antynomie: wiedza-praktyka, doświadczenie-papier, wartość-desygnat, jakie tu budujesz, są z gruntu fałszywe, prościej – wiedza nie przeszkadza w doświadczeniu i odwrotnie, a kompetencje, czyli realna jakość wykonania, w ogóle nie są z tym związane w sposób liniowy i są czym innym.
e/ jak już tu pisałem, ‚posiadanie lekarza w rodzinie’ czy otarcie się ściany przychodni jako kierownik, ma taki związek z kompetencją weryfikacji procedur diagnostycznych czy zarządczych w medycynie, jak umiejętność latania poprzez zamieszkiwanie hangaru.
Dla przykładu, nie wyraziłeś w swoich postach niczego, co mogłoby być opisem ‚błędu w sztuce’ (domyślnie: medycznej), w świetle wiedzy o tym, co oznacza to pojęcie i na czym ta sztuka polega.
Wyraziłeś natomiast dowody na to, że masz w rodzinie kogoś, kto powinien być ze względów etycznych pozbawiony praw wykonywania zawodu, o ile jest lekarzem, jeśli, jak twierdzisz: „często opowiada różne smutne i absurdalne historie o kolegach lekarzach”.
Potwierdzasz tylko, że ani merytorycznie, ani etycznie, jako dyskutant nie opłaca ci się brnąć w obszary, w których się merytorycznie wykładasz, tracisz w ogóle atrakcyjność i wiarygodność polemiczną – i niepotrzebnie.
f/ biorąc na poważnie, co piszesz, że „cała rzesza ludzi nie zaprzątając sobie głowy studiami, poszła do pracy i nabyła praktyczne umiejętności stykając się z prawdziwymi problemami”,rozumiem, że właśnie u takich ludzi będziesz szukał pomocy medycznej, służąc im jako prawdziwy problem edukacyjny. Powodzenia!
Overdrive, reasumując, mylisz w polemice własne emocje z domniemanym, koniecznym w tym celu intelektem a doświadczenie z kompetencjami, co ma ze sobą związek; to z kolei wpływa na fakt, że przykładasz swoje miary wąskiego doświadczenia bytowego do świata, którego nie jesteś w stanie przez to ani poznać ani zrozumieć.
Nie przeszkadza Ci to w pasji polemicznej, będącej jakąś atrakcją na blogu, ale nie wnosi poznawczo nic, poza ilustracją typowych zjawisk psychologicznych.
Na karb tego kładę Twoje rozpaczliwe próby deprecjonowania adwersarza, jako urzędnika, co na blogu urzędników jest szczególnie pikantnym absurdem i skądinąd – przekonaniem mylnym.
Pozostawię to więc bez dalszego komentarza, nie lubię wiercić cudzych ran, wynikłych z samopostrzelenia w stopę :).
No, chyba, że ktoś twierdzi, że jest snajperem i prowadzi snajperski blog…hihi 🙂
Pozdrawiam strzelców 🙂
Nauczyciele nigdy się nie buntowali i buntować nie będą. Można nam wcisnąć wszystko, i zmusić do wszystkiego, przy aplauzie nienauczycieli (o czym świadczą liczne wpisy na tym blogu). Niestety, solidarność międzyśrodowiskowa w Polsce nie istnieje w śladowym choćby stopniu………
@Zazu
20 lutego o godz. 10:53
„Gekko
Pana wypowiedź mnie zafrapowała.”
Bardzo mi przykro, ale moją odpowiedź uprzedził ktoś,kogo musiałbym skrzywdzić, jeśli miałbym z tak lotnym, jak zazu, dyskutantem, kontynuować:
„…Analiza sensu wypowiedzi tego gościa jest z góry skazana na porażkę, gdyż /…/wymusza na czytelniku wzmożoną aktywność intelektualną.”
Zazu, szanując niezmiernie Twoje uwagi i spostrzeżenia, spróbuję przemyśleć, co mogę Ci odpowiedzieć bez urażania uczuć innych, poprzez zdalny przymus indukowany moimi wypowiedziami.
Może na razie tak: oj tam, oj tam?
🙂 🙂 🙂
Zazu
Nie odpowiedzialeś na pytanie w sprawie tej zakrzywionej przestrzennie matematyki.
Czy w wyniku tej reformy zmniejsza się liczba godzin lekcyjnych uczniom?
Edukacja, jak ubezpieczania społeczne, może być tylko uratowana przez zniesienie jej obligatoryjności. Wolny człowiek powinien sam zdecydować, gdzie, u kogo i czego chce uczyć swoje dzieci. A MEN, KURATORIA, ORGANY, CIAŁO PEDAGOGICZNE? Na POHYBEL!
@Albert
Nareszcie merytoryczny, rozsądny głos 🙂
@Parker
A więc ta rzucona w świat uwaga była do mnie? Odpowiedź nie jest ani prosta, ani oczywista (zależy od przedmiotu, poziomu podstawa/rozszerzenie i specjalizacji).
Różnice w percepcji wynikają z różnych doświadczeń, w Twoim przypadku partyjno-urzędowych. Ale wystarczy Cię „nadepnąć”, a trzeźwiejesz i zaczynasz mówić jak człowiek – znowu identycznie jak pajace z Wiejskiej, chcąc udowodnić, że pomimo bredni na co dzień, zachowują jednak odrobinę trzeźwości umysłu. Pytanie co Cię skłoniło? Trafność mojej wypowiedzi, czy tylko zaburzona agenda?
a. Ależ jest i to wyłącznie Państwowym. Nawet prywatne szkoły i uczelnie muszą stosować się do nakazów MEN i są z tego skrupulatnie rozliczane. Wiele certyfikatów, które nie są przyznawane pod egidą Państwa, nie ma dla państwowych instytucji żadnej wartości, a zatem są bezwartościowe i dla ludzi.
b. Mechanik samochodowy z 20-letnią praktyką, a mechanik po „samochodówce”? Który ma wyższe kompetencje i któremu powierzysz samochód do naprawy? Lekarz po medycynie chińskiej z 20-letnią praktyką czy lekarz po polskim „medyku”? Któremu powierzysz zdrowie? Praktyk zarządzania firmą/budynkiem/czymkolwiek z 20-letnim stażem, a teoretyk zarządzania po uczelni wyższej. Któremu powierzysz zarządzanie firmą? Programista/grafik z 20-letnią praktyką, czy informatyk świeżo po uniwerku? Jeśli ktoś pełni daną funkcję tyle czasu i ma co do garnka włożyć, to znaczy, że zna się na rzeczy. A zatem jest skorelowane z doświadczeniem i stażem. Przestań się kompromitować.
c. A do czego służy konkretnie uczelnia wyższa według Ciebie poza zapychaniem etatów budżetówce, skoro nie służy ani do przekazywania wiedzy, ani umiejętności?
d. Wiedza nie przeszkadza doświadczeniu ale to Państwo stara się promować teoretyczną i certyfikowaną wiedzę nad praktykę na każdym kroku i uniemożliwia podjęcie pracy osobom doświadczonym, wysuwając automatycznie błędny wniosek, że brak wykształcenia = brak jakości wykonania. Na tym opiera się z resztą sukces polskich hidden champions – na know-how, którego nabierasz w praktyce i którego nikt nie nauczy w żadnej szkole.
e. Pisałem, gdy była rozmowa o lekarzach. Nie będę się powtarzał. Poszukaj sobie. Radosne porównanie swoją drogą. Rożnica jest taka, że ja nie staram się latać, a mieszkając w hangarze mam wewnętrzną wiedzę na temat działania lotniska i tego jakie numery przechodzą „w locie”. Merytoryczna dyskusja z Tobą? Na blogu? Musiałbym użyć konkretnych dat i konkretnych nazwisk. Ani mi się śni. Wyciągasz wnioski jak urzędnik, szkoda czasu udowadniać Ci czegokolwiek. Jeszcze doniesiesz. Albo przyjmij tak jak słyszysz, albo żyj dalej w swojej urzędowej nieświadomości.
f. Właśnie u takich ludzi szukam pomocy od dobrych kilkunastu lat, kiedy to certyfikowani przez Państwo lekarze doprowadzili u mnie do poważnych problemów ze zdrowiem. Nie dość, że potrafili pomóc to od tego czasu nie mam żadnych problemów, ani też moja rodzina. Ja nawet nie wiem kto jest naszym lekarzem pierwszego kontaktu, a co dopiero pobierać od tych konowałów jakiś rad.
A Ty mylisz się twierdząc, że angażuję w te rozmowy jakieś emocje. Co więcej, gdyby urzędniczy blog czytali tylko urzędnicy, to by go nie było, bo musiałby być certyfikowany przez Państwo. Poza tym nauczyciele wcale do urzędasów z MEN nie pałają sympatią, właśnie dlatego, że tak jak Ty, ci urzędnicy nie mają kontaktu z rzeczywistością.
Nikt nie potrafi zdeprecjonować Cię tak jak Ty sam, Mistrzu. 🙂
Parkerze, domagałeś się rzetelnej krytyki reformy, poczytaj komentarz Alberta, szczególnie fragment o językach mocny jest mi bliski i bardzo sensowny.
pzdr
P.S. że ktoś jeszcze rozmawia tu z Eltoro vel Gekko, dziwne bardzo, masochistów ci wśród nauczycieli,jak widać, dostatek.
Parkerowi chociaż (mimo obsesji różnych i czesto braku wiedzy na tematy praktyki nauczania) nie można odmówić idealizmu i dobrych chęci.
Eltoro poza złą wolą i błyskotliwością nie ma nic do zaoferowania w żadnej dyskusji, po wyciśnięciu ozdobników i różnych, nie przeczę, polemicznie sprawnych kwiatków zostaje jednak jedna wielka pustka (lub ewentualnie dwie czy trzy tezy powtarzane zawsze w ten sam sposób już chyba na tym blogu od lat)
Nudy, lipa i doły, marazm i pustka, jak w polskim filmie.
Ciekawe kogo Eltoro vel Gekko jest w stanie czegokolwiek nauczyć?
Bo w tym blogu nie umie nikomu nic sensownego przekazać.
Zazu
Nie jest prosta, nie jest oczywista ale za to może być wymijająca:)
Bo jeżeli liczba godzin lekcyjnych się nie zmniejsza, to trudno powiedzieć, że kosztem uczniów władza oszczędności czyni, co sugerowałeś.
grześ Albert
Nie odniosłem się do komentarza Alberta bo jego argumenty wydaje się podważyłem w swoim http://chetkowski.blog.polityka.pl/2012/02/18/jak-reagowac-na-reforme/#comment-98045 i nie chciałem się powtarzać.
W skrócie odpowiem skoro jest taka potrzeba.
Albert pisze: „Jednak wówczas idea liceum ogólnokształcącego pozwalała uczniom być na tyle ogólnie wykształconymi, że niezależnie od skończonego profilu mogli mimo wszystko wybierać różne ścieżki dalszej edukacji, bazując na wiedzy uzyskanej we wszystkich poprzednich typach szkół. Wąska specjalizacja w czasach, kiedy atutem jest elastyczność i łatwość przekwalifikowania się jest idiotyzmem, moim zdaniem.
Ja widzę plusy reformy tylko dla uczniów przeciętnych, którym faktycznie nauka w liceum takim jak do tej pory sprawiała trudność. Dla nich specjalizacja w sensie ograniczenia z góry wyboru przedmiotów do nauki jest zbawienna.”
Tak było kiedy nauka w liceum ogólnokształcącym była zarezerwowana dla dziesięciu procentów najzdolniejszych. Można było wtedy kształcić erudytów, dawali sobie radę a i erudycji wtedy nie było w każdej komórce więc była potrzebna.
Dziś stoją przed nami inne wyzwania, trzeba kształcić również tych przeciętnych a nawet poniżej przeciętnej.
Bo pracy przy łopacie już nie ma. Jak to zrobić nie obniżając tym nielicznym zdolnym poziomu?
Wydaje mi się, że to jest właśnie droga. Tu nie chodzi o wąską specjalizację, tu chodzi o to, żeby nie stawiać przed słabszymi zadań trudnych czy czasem niemożliwych do wykonania, dać im możliwość realizowania się, nie obniżać ich samooceny. Zresztą tak też było po trosze i w dawnych „dobrych” czasach, ktoś widział na Politechnice absolwenta klasy humanistycznej? Czy nie było tak, że najzdolniejsi do mat-fiz, mniej zdolni do biol-chem a ci co słabi byli ze wszystkiego humanistyczną klasę wybierali?
Dla ucznia zdolnego nie ma ograniczeń w obecnym świecie, nie jest mu potrzebna szkoła do rozwijania poza profilowych zainteresowań. Z jednym się zgadzam, nie powinien profil klasy decydować o wyborze przedmiotów maturalnych.
@ Overdrive
20 lutego o godz. 19:46
– – –
Każdy ma prawo, tak jak Ty to przedstawiasz, że robisz, leczyć się u znachora.
Twój wybór 😉
Jednak skutki tego wyboru uniemożliwiają dalszą dyskusję z tak absurdalnymi doznaniami, jakich tego skutkiem doświadczyłeś i jakie uznajesz za obraz świata, z którym usiłujesz polemizować.
Zaciekawia mnie tylko jedno z nich – co, na Boga, sprawia, że usiłujesz mnie obrazić, nazywając akurat: urzędnikiem?
Lepiej to idzie Grzesiowi, samo mu się z worka sypie; nie musi nawet potrząsać makówką, to i nie zauważa, że ma już od dawna pusty worek, hihi 🙂
Pozdrawiam, życząc wywietrzenia 🙂 🙂 🙂
parker
20 lutego o godz. 21:20
– – –
Tak na marginesie waszej ciekawej, ale mylnej dyskusji, zauważę, że obaj z Albertem popełniacie błąd, ekstrapolując obecne pojęcia wiedzy i specjalizacji, pochodzące ze średniowiecznych annałów nauki o kształceniu, na modele systemowe, które obowiązują i sprawdzają się we współczesnym świecie.
W skrócie – w rzeczywistej reformie, oznaczającej doskonalenie, nie ma znaczenia, jakiego, kiedy i ile „przedmiotu” uczy się uczeń.
Znaczenie ma, jakie kompetencje na jakim etapie rozwoju nabywa i w jaki sposób oraz jak efektywnie system i proces edukacyjny wspiera ten indywidualny potencjał ucznia w rozwoju.
A celem tego rozwoju jest wartościowe uczestnictwo w społeczeństwie, z korzyścią jednostkową przekładającą się na korzyść społeczną.
Ta ani inne, poprzednie ‚reformy’, ex definitione, systemowo, nie są w stanie takich skutków wygenerować, stąd nieistotne jest, ile godzin fizyki czy polaka zostanie opłacone któremu belfrowi uczącemu tak, jak dotąd, dzieci w jakimkolwiek wieku, w formie zarówno gimnazjum czy też technikum vel liceum.
Po prostu krowa latać nie będzie, nawet ubrana w kostium pegaza.
Szanowanko 😉
@Parker
Jakie to proste, prawda? Znacznie łatwiej zarzucić komuś wymijającą odpowiedź niż wziąć i zestawić załączniki z dwóch rozporządzeń dotyczących ramowych planów nauczania. Gdybyś je przeczytał, wiedziałbyś, że odpowiedź nie jest prosta.
Ponieważ jednak łakniesz cyferek oto mała próbka. Według moich obliczeń (jeśli komuś wyszło inaczej byłabym wdzięczna za sprostowanie) w cyklu trzyletnim uczniowie zostaną pozbawieni 1 godziny (1godz./tydz.). Ale jeśli chodzi o podstawę z j. polskiego – będzie 2 godz. mniej, za to o 1 godz. więcej z matematyki. Sprawa się komplikuje przy przedmiotach specjalizacyjnych. Historia i WOS – łącznie godzin na podstawie będzie tyle samo, ale w klasie z rozszerz. historią (ale już wos-em nie) będzie o godzinę wos-u mniej. Specjalista z biologii i chemii będzie miał tylko po 1 godzinie z fizyki i geografii (tylko w 1 klasie, później już nic) i nie będzie miał uzupełniającej przyrody. Podstawa z informatyki (technologii informacyjnej) to 1 godz. (1 godz./tydz. przez jeden rok) czyli o 1 mniej niż obecnie.
Cyferki są fajne, ale nie pokazują już takich kwestii jak podział na grupy przedmiotowe i organizacja klas autorskich.
Swoją drogą nie wątpię, że cyferki reformatorom się zgadzają, szkoda że cała reszta już mniej. Jak szkoła z jedną fizyką czy biologią może mówić, że jest ogólnokształcąca? Jaką uczeń z jedną biologią ma możliwość wyboru biologii na maturze?
Argument, że specjalizacje są ok, bo w liceach trzeba (sic!) kształcić osoby poniżej przeciętnej jakoś do mnie nie trafia. Czy naprawdę lepiej, żeby młody człowiek miał wysoką samoocenę, ale nie potrafił odczytać wydruku z wynikami badań krwi?
No to nareszcie wiemy kto opracowuje to men-u reformy.
@Gekko
„Jednak skutki tego wyboru uniemożliwiają dalszą dyskusję…”
Tak się tłumacz urzędasie. O wszystkim co nie certyfikowane ale skuteczne nie pogadasz co? 😀
Dedykuję Ci piosenkę na dobranoc:
http://www.youtube.com/watch?v=yZI9MS3EoX4&ob=av3e
Who you wanna be?
Zazu
Zaraz zarzucić, ciężar dowodu leży po stronie głoszącego tezę wydaje mi się.
Albo uczniom się zmniejsza liczbę godzin, wtedy można mówić, że się oszczędza, albo nie zmniejsza, wtedy twoja teza jest fałszywa. Nie pytam się ile uczniowi ubędzie biologii a ile przybędzie wf. Dalej odpowiadasz wymijająco. Odpowiedz że nie wiesz, że wydaje ci się że ubędzie i tyle.
Nowa podstawa programowa w liceum to kukułcze jajo, które zostawia nam Hallowa. Ale tak to jest jak nauczyciel który nie ma kwalifikacji i kompetencji bierze się za reformę oświaty. Żadna z zasadniczych reform ekipy hallowej na szczęście nie weszła w życie. Wszystkie były źle przygotowane i upadały już w zarodku, np ustawa o nadzorze pedagogicznym(totalnie skrytykowana przez biuro legislacji Sejmu RP). Ustawy w życie nie weszły, ale niestety mogły wejść rozporządzenia. I dlatego mamy np. kwiatki w postaci kształcenia uczniów o specjalnych potrzebach edukacyjnych, czy nowej podstawy i ramowych planów nauczania w liceum.
Od września 2012 r. licea stracą, swój ogólnokształcący charakter. Padną małe 2-3 oddziałowe licea. Na podstawowym poziomie zniknie np. 60 godzin języka polskiego, 90 godz. historii, a w przedmiotach ścisłych – 120. No ale będzie np. rozszerzenie kultura antyczna – 5 godzin tygodniowo w drugiej i trzeciej klasie. Zamiast fizyki, czy chemii np. blok – zdrowie i uroda. Masakra!
Na pewno doprowadzi to do znacznego obniżenia ogólnej wiedzy uczniów. Liceum to jeszcze nie czas na gruntowne zgłębianie wiedzy w 2-3 przedmiotach, od tego są studia. Wiek 15-16 lat to za wcześnie na podejmowanie dojrzałych wyborów odnośnie przyszłej kariery zawodowej.
Ukrytym celem reformy były oczywiście oszczędności. Będą zwolnienia lub ograniczenia etatów dla wielu fizyków, chemików, czy biologów. Samorządy już się cieszą.
Współczuje dyrektorom układania planów nauczania, podziału na grupy oddziałowe, międzyoddziałowe, czy międzyklasowe.
WODNy już się cieszą – będą żniwa na szkoleniach.
Większość dyrektorów i nauczycieli nie ma jeszcze pojęcia, co się szykuje.
A Szumilasowa się gdzieś schowała i nie ma z kim rozmawiać w tej kwestii.
Ps. Albert, dzięki za merytoryczny komentarz.
Kilka osób nie ma tu pojęcia o czym pisze – pseudointelektualny bełkot.
Pozdrawiam Gospodarza.
@ Overdrive
20 lutego o godz. 23:10
?Jednak skutki tego wyboru uniemożliwiają dalszą dyskusję?? *)
Tak się tłumacz urzędasie.
– – –
*) CBDO, psycholu.
Over, no drive 🙂
PS
Gospodarzu, jak to było? Ze wzajemnym szacunkiem?
Zapytuję więc, czy 6 x „urzędas” równoważy 1 „psychola”?
Z wyrazami, oczywiście, no…tego.
@ Zazu
20 lutego o godz. 22:10
„Jak szkoła z jedną fizyką czy biologią może mówić, że jest ogólnokształcąca?
– – –
I to właśnie jest kluczowe dla tej dyskusji pytanie problemowe.
Odpowiedzią jest fakt, ze zadający go nauczyciel (dyplomowany)? nie odróżnia w swoim tekście cyferek od liczebek.
Innych owoców kolejnych pokoleń wychowanków polskiej oświaty publicznej (czy tak, zazu?) nie należy się spodziewać.
Ogólnokształcenie wyklucza tu bowiem zrozumienie używanych słów, to już byłaby specjalizacja…
„Zamiast fizyki, czy chemii np. blok ? zdrowie i uroda.”
A uważasz Janku, że fizyka dla kogoś kto z powodu braku uzdolnień i tak nic nie skuma jest ważniejsza w dorosłym życiu niż wiedza o zdrowiu?
A ty Janku uczysz fizyki czy chemi?
Doszkol się ze zdrowia bo urody na pewno ci nie brak, matka natura zazwyczaj niedoskonałości na jednym polu wyrównuje na drugim:):):)
@parker
„A uważasz Janku, że fizyka dla kogoś kto z powodu braku uzdolnień i tak nic nie skuma jest ważniejsza w dorosłym życiu niż wiedza o zdrowiu?”
Tyle że to nie jest tak, że fizyki nie będą uczyć się tylko osoby niezdolne i niekumate. Fizyki nie będą się uczyć też osoby, które by fizykę skumały spokojnie na poziomie podstawowym dawnego liceum, ale które będa zmuszone znac go tylko na poziomie gimnazjalnym, bo akurat nie wybrały jej na rozszerzeniu. To samo z każdym innym przedmiotem. Do liceów chodzą nie tylko sami niekumaci bądź selektywnie kumaci ludzie. Dotad ci niekumaci po prostu nie kumali. Teraz, żeby im ułatwic życie i żeby nie czuli się gorsi, nie kumać z przymusu będą tez inni, bo nie mają w szkole żadnego innego wyboru.
@ janek
20 lutego o godz. 23:51
– – –
A to akurat jest trafna i trzeźwa analiza obrazu celów i metod wdrożenia „reformy”.
Dokładnie tak samo można opisać ‚reformę’ w systemie świadczeń zdrowotnych, wystarczy podmienić wartości równania.
Tyle tylko, że ani Janek, ani większość dyskutantów, nie wie lub nie rozumie, DLACZEGO tak właśnie każda reforma w tym systemie państwa wygląda.
Można udowodnić, że właśnie ta zaściankowość, niezdolność sięgnięcia intelektem poza branżowe podwórko i liczby na pasku, strach (i nienawiść) przed niezrozumiałym sobie światem oraz ludowa pogarda i zawiść dla mądrości, są narodowym celem i wynikiem publicznej edukacji w wydaniu tego państwa.
I takie też są jej owoce społeczne, pozwalające władzy rządzić ciemnym, skłóconym tłumem, biadającym nad utraconymi drobnymi przywilejami, ale niezdolnymi do przyczynowej, demokratycznej zmiany swojego losu.
Możemy spodziewać się eskalacji takich ‚reform’, wraz z postępującym, oświatogennym zidioceniem belferskich strażników intelektu narodowego i narastającą pokusą utrzymania władzy w kryzysie, skracającym jej produkcję pęsyjnych pasków i stołeczków.
@ Albert
21 lutego o godz. 9:07
– – –
Szkoła nie jest do rabunkowej eksploatacji naturalnego, indywidualnego potencjału „kumania”, jakim w różnym stopniu dysponują uczniowie.
Szkoła służy do rozwijania zdolności i umiejętności „kumania” każdego ucznia i każdego obszaru wiedzy tak, aby na końcu procesu potrafił dzięki sprawnemu kumaniu, osiągać zdolność współtworzenia postępowej cywilizacji.
Niezależnie, czy będzie to czynił jako profesor uniwersytecki, czy mechanik samochodowy.
Niezależnie, czy wybierze w tym celu instrumentarium wiedzy z zakresu fizyki kwantowej, czy empatii w obsłudze klienta warsztatu.
Skumać można wszystko, o ile pomoże, a nie przeszkodzi w tym nauczyciel, będący rzeczywistym fachowcem w swoim zawodzie.
Masz wrażenie, że w jakimś stopniu nasza oświata publiczna i jej belfrzy kumają, o co biega w te klocki?
Czy pomogła im w tym nabyta dotąd edukacja i czy to daje szanse na cywilizacyjno-kulturowy awans tego środowiska w jakiejkolwiek perspektywie?
Czy działalność ministerstwa w jakimkolwiek stopniu wspiera te cele?
Nie jestem przeciwko reformie: niech będą szkoły i studia zgodne z tendencjami nowoczesnej pedagogiki oraz takie tradycyjne – „nie dla idiotów”. Na świadectwach i dyplomach powinna jednak figurować adnotacja: absolwent szkoły/studiów nowoczesnych oraz absolwent
szkoły „nie dla idiotów”
Albert
Moim zdaniem, nie wybiorą ścisłych przedmiotów ci co nie mają do nich zdolności. Część z nich mogłaby oczywiście skumać, tylko po co? Czas na naukę nie jest nieograniczony, niech się realizują w innych dziedzinach choćby w zdrowiu i urodzie.
Czy gdybyś miał zakład fryzjerski i miał przyjąć pracownika, zgłasza się kilku kandydatów, kogo byś odrzucił na etapie CV, tego po maturze czy tego kto matury nie ma?
Poza podziałami na uczniów zdolnych i mniej kumatych jest jeszcze podział na pracowitych i leniwych.
Czy nie zauważyłeś, że leniwi są zazwyczaj ci co są mało zdolni a pracowici ci co im nauka łatwo przychodzi? Dla zdolnego nauka to przyjemność. To może przyczyny lenistwa i pracowitości leżą w naszych zdolnościach?
Ty jaką pracę chętnie wykonujesz, tę która ci idzie łatwo czy tę która jak po grudzie?
Zastanów się nad tym.
Piszesz:”Do liceów chodzą nie tylko sami niekumaci bądź selektywnie kumaci ludzie. Dotad ci niekumaci po prostu nie kumali.”
Do liceów do niedawna chodzili ci wyselekcjonowani, dziś chodzą wszyscy, zgodnie z krzywą Gausa. Żeby szkoła nie była koszmarem dla tych przeciętnych i poniżej przeciętnej, trzeba jej program jak w podstawówce dostosować do tych przeciętnych. I właśnie, żeby nie obniżać poziomu przy okazji tym zdolniejszym, wprowadza się specjalizację. Naprawdę, do uczenia się historii czy czytania literatury szkoła tym zdolnym nie jest do niczego potrzebna.
KC
„Na świadectwach i dyplomach powinna jednak figurować adnotacja: absolwent szkoły/studiów nowoczesnych oraz absolwent
szkoły „nie dla idiotów” ”
A po co?
Zresztą, czy dzisiaj tak nie jest?
@Parker
Proszę przeczytać uważniej mój wpis. Na początku ma Pan wyraźnie napisane ile. A później jaki sens ma pytanie o „ile”.
Nie widzę powodu dla którego miałabym się przed Panem tłumaczyć. W dyskusji obie strony argumentują. Pan póki co się nie wysilił…
A może od razu Pan przyzna, że reforma jest super tylko z tego powodu, że jest reformą.
@Gekko
Sądziłam, że akurat Pan będzie w stanie odczytać ironię. Widać się przeliczyłam.
Spogląda Pan na nas z wyżyn swojej teorii edukacyjnej: „Znaczenie ma, jakie kompetencje na jakim etapie rozwoju nabywa i w jaki sposób oraz jak efektywnie system i proces edukacyjny wspiera ten indywidualny potencjał ucznia w rozwoju.
A celem tego rozwoju jest wartościowe uczestnictwo w społeczeństwie, z korzyścią jednostkową przekładającą się na korzyść społeczną”. Problem polega na tym, żeby tę abstrakcyjną teorię zamienić w edukacujny konkret. A tu nic. Pegaz buja w obłokach.
Nauczycieli, zmuszonych realiami codziennności – choć skrycie łaknących Pańskiej utopii – interesuje czy nasz łańcuch będzie krótszy czy dłuższy i w ile, za przeproszeniem, krowich placków przyjdzie nam wejść na naszym szkolnym pastwisku.
Prowadzenie dyskusji na dwóch poziomach (metafora wertykalna nie oznacza, że jest Pan ponad dyskutantami) nie ma większego sensu. Chętnie pogadamy z Panem o koncepcji szkoły idealnej – może jest Pan zwolennikiem jakiejś konkretnej teorii a może tylko wyznaje ogólną wizję, bo tak wygodniej.
Może naiwnie, ale wierzę, że szkoła z definicji nie uniemożliwia wcielenie wspomnianej wyżej koncepcji edukacji w życie. Uczeń może wynieść z lektury „Lalki” coś więcej poza wiedzą jak miał na imię pies Rzeckiego.
@Parker
Proszę przeczytać uważniej mój wpis. Na początku ma Pan wyraźnie napisane ile. A później jaki sens ma pytanie o „ile”.
Nie widzę powodu dla którego miałabym się przed Panem tłumaczyć. W dyskusji obie strony argumentują. Pan póki co się nie wysilił…
A może od razu Pan przyzna, że reforma jest super tylko z tego powodu, że jest reformą.
@Gekko
Sądziłam, że akurat Pan będzie w stanie odczytać ironię. Widać się przeliczyłam.
Spogląda Pan na nas z wyżyn swojej teorii edukacyjnej: „Znaczenie ma, jakie kompetencje na jakim etapie rozwoju nabywa i w jaki sposób oraz jak efektywnie system i proces edukacyjny wspiera ten indywidualny potencjał ucznia w rozwoju.
A celem tego rozwoju jest wartościowe uczestnictwo w społeczeństwie, z korzyścią jednostkową przekładającą się na korzyść społeczną”. Problem polega na tym, żeby tę abstrakcyjną teorię zamienić w edukacujny konkret. A tu nic. Pegaz buja w obłokach.
Nauczycieli, zmuszonych realiami codziennności – choć skrycie łaknących Pańskiej utopii – interesuje czy nasz łańcuch będzie krótszy czy dłuższy i w ile, za przeproszeniem, krowich placków przyjdzie nam wejść na naszym szkolnym pastwisku.
Prowadzenie dyskusji na dwóch poziomach (metafora wertykalna nie oznacza, że jest Pan ponad dyskutantami) nie ma większego sensu. Chętnie pogadamy z Panem o koncepcji szkoły idealnej – może jest Pan zwolennikiem jakiejś konkretnej teorii a może tylko wyznaje ogólną wizję, bo tak wygodniej.
Może naiwnie, ale wierzę, że szkoła z definicji nie uniemożliwia wcielenie wspomnianej wyżej koncepcji edukacji w życie. Uczeń może wynieść z lektury „Lalki” coś więcej poza wiedzą jak miał na imię pies Rzeckiego.
Anonim
21 lutego o godz. 10:41
– – –
Problem polega na tym, że to, co w świadomości zaludniających polską oświatę publiczną, jest teorią, utopią czy marzeniem, od lat stanowi rzeczywistość cywilizacyjną świata.
Wyobcowanie na własne życzenie tłumaczy ignorancję, lecz jej nie usprawiedliwia.
Rozmawiamy na tym blogu dokładnie tak, jak 25 lat temu z pracownikami PGR, niezdolnymi do wyobrażenia realiów i wymogów pracowniczych (i systemowych) współczesnego świata, ale żałującymi dystansu, jaki dzieli ich od wymarzonej anteny satelitarnej.
Z całym i niekłamanym szacunkiem, dla Anonima i innych, szczerze zaangażowanych w dyskusję, pozdrawiam.
@ Zazu,
jako że okazała się Pani – Panią oraz Anonimem (mea culpa, że nie zauważyłem), przepraszam za bezosobowość, z jaką kierowałem polemikę.
Nadal jednak nie kojarzę związku z ironią a nieodróżnianiem pojęcia cyfry i liczby, w tekstach dyplomowanej nauczycielki (?).
Być może, to wynik osłabionej wrażliwości czy kumania, przyjmijmy, że mojego 🙂
@Gekko
O jakim świecie Ty mówisz? Europie, Azji, Afryce, Ameryce jednej lub drugiej? Modeli edukacji jest wiele. A może to po prostu kompleks polski? Co nie zmienia faktu, że wiara w szkołę, która wspiera umiejętność „kumania” jest dość naiwna. Przypominam lekturę Foucaulta czy choćby „Ferdydurke”. Idea postępu, o której piszesz też jest tylko ideą, uwarunkowaną kulturowo i niekiedy bardzo szkodliwą. Szanuję i cenię Twoją wizję szkoły. Zatem może zamiast kpić, lepiej byłoby ideę wspierania wdrożyć.
@Gekko
Wolę być psycholem niż urzędasem, pajacu.
Bez wyrazów.
w stanie skumać fizykę,a nawet w jeden wieczór się jej nauczyć,byleby dostać chociaż mierny i zaliczyć ją i zapomnieć,jak najszybciej się da,ale wie,że studia ścisłe nie są dla niego.Z uwagi na brak przede wszystkim pewnego zmysłu technicznego.Czy ktoś taki naprawdę koniecznie musi odsiadywać na niej ileś godzin,aż do dziewietnastego roku życia.Rozumiem,że w PRL takie odsiadywanie miało jakiś sens,bo ktoś to swoje odsiedział,mógł zostać jednym z niewielu magistrów,czuć się jak pewna elita. Przekładało się to jakoś na perspektywy w życiu.Jaki sens ma to teraz,kiedy magistrów produkuje się w ogromnych ilościach.Czy naprawdę nie lepiej pozwolić komuś takiemu iść swoją drogą.
Coraz więcej osób wyznaje filozofię gimnazjalisty. Wolą się bawić niż zdobywać wiedzę. Nie ma sensu fizyka, geografia, chemia, … . Po co się tego uczyć. W życiu do niczego im się to nie przyda.
Jest to dobre wytłumaczenie aby nic nie robić. Najczęściej taki „słabeusz” jest cieniasem z przedmiotów ścisłych i humanistycznych. Języków też nie opłaca mu się uczyć. Po co? Jak wyjedzie to się nauczy. Wiedzę ma mierną, za to ambicje wybujałe.
Jak takim półanalfabetom wytłumaczyć, że dobry fachowiec posiada wiedzę ogólną?
Czy wy naprawdę nie widzicie,że edukacja zmierza w kierunku,że wszyscy będą pisać bzdurne doktoraty do czterdziestki,a potem w PUP się rejestrować,po jakiś staż.To jest fala na którą nikt nie ma wpływu,można sobie ponarzekać i powspominać jak było za Gierka,ale się jej nie zatrzyma.Trzeba myśleć jak wyłuskać tych,którzy rzeczywiście chcą się czegoś nauczyć,od tych,którzy chcą tylko zaliczyć i zapomnieć.Wybór jakiejś specjalizacji nie jest złym pomysłem,żeby osiągnąć ten cel,albo się fascynujesz i będziesz w tym doskonały.A kto z was kształconych ogólnie za PRL zna bardzo dobrze łacinę,przed wojną to był kanon wykształcenia ogólnego.
I bardzo dobrze,jeden się będzie bawić,a drugi się w tym czasie pouczy się języków,i życie zdecyduje kto z nich dokonał trafnego wyboru.A tak oboje będą znerwicowanymi,sfrustrowanymi magistrami bez większych perspektyw,jakich teraz się produkuje ( na całym świecie,nie tylko w Polsce).
„A kto z was kształconych ogólnie za PRL zna bardzo dobrze łacinę,przed wojną to był kanon wykształcenia ogólnego”
A kto potrafi grac na fortepianie, to też był kanon?
Kto biegle mówi po francusku, niemiecku i rosyjsku, to też był kanon?
A kto potrafi jeść nożem i widelcem jak należy, to też był kanon.
Kto wie jaki trunek na aperitif, jakie wino do jakiej potrawy i co się pije do deserów, to też był kanon.
@stary
„Jak takim półanalfabetom wytłumaczyć, że dobry fachowiec posiada wiedzę ogólną?”
Nijak. Dobry fachowiec posiada wiedzę specjalistyczną ze swojej dziedziny i nie jest alfą i omegą ze wszystkiego. A czemu to taki problem, jeśli ktoś wyznaje filozofię „robić tylko to co mi się przyda”? Nie traci czasu na bzdury, nie baluje bez przerwy, pracuje i uczy się TYLKO tego czego sam chce. Dlaczego taki człowiek jest cały czas utożsamiany z nierobem? Utrzymuje się, sam płaci za własną edukację i nie traci czasu na Państwowe idiotyczne rozporządzenia. Ma takie same prawo być traktowany godnie jak ten co odsiedział pełne 17 lat w szkole.
Zapraszam do zajrzenia na strony: http://www.sztukawina.pl oraz http://www.scottishhouse.pl coś dla koneserów dobrych trunków 😉
@ Zazu
21 lutego o godz. 11:56
– – –
Zazu, Pani wiedza o świecie jest teoretyczna, tj. opiera się o przekonania, moja – o praktykę.
Dlatego, jak za komuny (której zapewne Pani nie pamięta nawet), trudno Pani uwierzyć, że w cywilizacji sklepach po prostu jest i cukier i kiełbasa, nie będące marzeniami a przedmiotem codziennego spożycia.
Dość już napisałem tu, co jest warunkiem ucywilizowania naszej publicznej oświaty, niestety, z podanych wyżej powodów Pani i większość nauczycieli nie pojmuje, że w reformie cywilizacyjnej nie chodzi o nowy grafik i wzorki na tablicy godzinek oraz dyskusję, czy kostium pegaza będzie dwu- czy trzyczęściowy, licealny, technikalny czy gimnazjalny.
Ponadto, pewne jest, że z załogą nie odróżniającą cyfr od liczb, można zacząć jedynie od powrotu do przeszłości, czyli – reedukacji personelu w szkole elementarnej. Lub (lepiej) jego wymiany.
I od tego trzeba by zacząć.
Serdecznie pozdrawiam.
@Overdrive
Nie mówię o osobach dorosłych, mówię o nastolatkach. Nie zarabiają, nie mają obowiązków w domu. Jeszcze nie wiedzą kim chcą zostać. Wiedzą tylko, że im się nie przyda.
Wiedzą,że to im się nie przyda,bo wiedzą,że nie mają predyspozycji do bycia inżynierami,lekarzami,znawcami poezji.Na wczesnych etapach edukacji,przydałoby się drastyczne podniesienie poziomu edukacji.Jaki sens ma uczenie wszystkich wszystkiego do 19 roku życia.
Czy ktoś kto byłby w stanie poświęcić się fizyce czy chemii,nabędzie nagle jakiejś zdolności rysowania projektów,i iść na Polibudę,czy stanie się nagle np.mniej znerwicowany i przełamie swoje obrzydzenie przed zwłokami i pójdzie na medycynę.
A tak wygląda „merytoryczna” dyskusja nad „reformami” ze strony rządzących naszym krajem:
http://sejmometr.pl/wystapienie/4802
@Gekko
Przykro mi, ale nadal – poza ogólnym konceptem – nie jestem w stanie odczytać, co z Pana praktyki życiowej wynika. Może dlatego, że nieodróżnianie cyferek od liczb tak destruktywnie wpłynęło na moją psychikę, mnie też lepiej wymienić (tylko na co?)…
Dobrej nocy życzę.
@stary
Ok. A czemu to coś złego, jeśli wiedzą, że im się nie przyda? O ile dobrze pamiętam bolączki mojej licealnej klasy i późniejsze wybory życiowe, to NIKT nie robi tego czego absolutnie nienawidził w szkole. Umiejętność określenia czego nie chce się robić nie jest idealna, ale jest lepsza niż uczenie wszystkich wszystkiego byle jak na wszelki wypadek.
Poza tym jak już pisałem, najczęściej jest tak, że ludzie pracują tam gdzie dają pracę i robią to co akurat jest do zrobienia. Mając konkretną specjalizację mogą wcześnie podjąć godnie płatną pracę i nie dość, że nie wiszą wtedy na garnuszku Państwa zastanawiając się co mają ze sobą w życiu począć, to mogą kształcić się w kolejnych dziedzinach, mając pierwsze kontakty na zawodowym polu za sobą i szerszą perspektywę dzięki temu. Kończąc dotychczasowe liceum ogólnokształcące, człowiek nie miał żadnych perspektyw i żadnych umiejętności, o ile nie posiadł ich sam. Szedł wtedy na studia, najlepiej też jakieś ogólnokształcące w stylu zarządzanie i marketing, a po kolejnych pięciu latach zasilał grono bezrobotnych nadal nie mając żadnego zawodu, 24 lata i zero doświadczenia. Potem odbijał się po bezpłatnych stażach przez kolejnych kilka lat, aż wreszcie zaczynał robić coś czego nauczył się przy okazji sam, bądź tego w czym jakaś hojna firma zafundowała mu szkolenie. 8-10 lat w plecy. W jaki sposób ta opcja jest lepsza niż specjalizacja?
Kiedyś pisałem, że nauczycielom nie warto się sprzeciwiać, bo zakładnika mają w postaci dziecka.
Oto przykład, czwarta klasa podstawówki.
Pani od matematyki przy nauce obliczania powierzchni wymaga zapamiętania ile to hektar a ile ar. Takie zadania wymagające tej wiedzy w pamięci są w podręczniku z którego pani korzysta.
Spotkałem panią przypadkowo na korytarzu i wyraziłem się krytycznie na temat takich wymagań, uważam, że to zaśmiecanie pamięci, nawet jak uczeń to zapamięta, za parę miesięcy czy lat zapomni jak nie będzie rolnikiem, a nawet jak będzie, to hektar to hektar, ar to ar, kogo obchodzi ile ma metrów kwadratowych? Przecież nie na tym matematyka polega. Ta wiedza jest w każdej komórce więc to bzdura uczenie się tego na pamięć.
Zapytałem panią żartobliwie, czy wie ile to morga?
Odpowiedziała, że mórg się teraz nie używa więc nie wie.
A i owszem odrzekłem, starsi ludzie używają, 0.56 hektara, tak się złożyło że pamiętam bo kiedyś parę mórg kupiłem, odrzekłem z uśmiechem.
Na odzew nie musiałem długo czekać.
Zadanie: W pewnej gminie zalesiano tereny w pobliżu linii kolejowej. Po jednej stronie torów posadzono 500 drzew, po drugiej 200 a wokół jeziora 100. Przedstaw na diagramie zalesienie terenu.
Dziecko narysowało diagram prawidłowo, tyle że na osi pionowej nie uznało za istotne zrobić go w wersji liniowej, to znaczy punkt 100 zaznaczyło najniżej, punkt 200 wyżej a punkt 500 najwyżej, nieświadomie zrobiło to w skali logarytmicznej. Ocena 2.
Przecież takie rozwiązanie zadania świadczy o zdolności do abstrakcyjnego myślenia, to sie lepsza ocena należy niż tym którzy z linijką do zadania podchodzili.
Nigdzie w zadaniu nie jest napisane narysuj wykres, narysuj diagram liniowy czy cokolwiek.
Zadanie w stu procentach rozwiązane prawidłowo.
Komentarz do dwói nierówne odstępy 🙂 a punkt 500 podniesiony wyżej czerwonym długopisem pani nie wiedzieć czemu. Jeżeli już to punkt 200 powinien być obniżony i 500 liniowo za nimi.
Ewidentna zemsta za moją uwagę, zwłaszcza że nie była to klasówka tylko praca w klasie i na wyrywki sprawdzeni dwaj uczniowie.
I jak z taką kreaturą rozmawiać.
Nie dość, że durna to jeszcze mściwa.
Pójdę do niej i poproszę kretynkę, żeby rozwiązała to zadanie tylko zamiast stu drzew na diagramie wokół jeziora zaznaczyła jedno, matematyka jest matematyka, zobaczymy czy jej kartki w zeszycie nie zabraknie.
Zazu
21 lutego o godz. 22:42
– – –
Ustaliliśmy więc, dzięki Pani, opisywany przeze mnie wielokrotnie stan faktyczny nauczycielskich kompetencji poznawczych w zakresie wiedzy o wykonywanym zawodzie i odnośnych kwalifikacji.
Przykład środowiskowo dość patognomoniczny, więc znajduje się Pani w bezpiecznie licznym gronie.
Obawiam się, że na Pani pytanie „na co” wymienić takiego członka takiej załogi, wielu innych współbelfrów, spodziewa się od ministerstwa, że na tablicę multimedialną…
Potem będą oburzeni, że w komplecie nie było gąbki do ścierania, zagwarantowanej w karcie.
I tak dyskusja sięgnęła sublimacji absurdu, zgodnego w pełni z realiami oświatowej, publicznej groteski.
Bawiąc – uczyć, po prostu; pozdrawiam 🙂
Overdrive
21 lutego o godz. 13:10
„@Gekko
Wolę być psycholem niż urzędasem, pajacu.
Bez wyrazów.”
Co do pierwszego nie masz wyboru, co do drugiego – szans, dysponując jedynie żółtym papierem.
Czyli wykazujesz przebłyski kontaktu z rzeczywistością, korzystając z tej okazji szybko zmień znachora.
Samo wypisywanie bluzgów po blogach nie wystarczy, objawy się nasilą!
Może wtedy Gospodarz zainterweniuje, wobec ustawicznego naruszania regulaminu przez siebie samego poprzez bierność, w obliczu uporczywych. obraźliwych inwektyw, jakimi tu siejesz.
Z życia szkoły
21 lutego o godz. 23:22
– – –
I po co takie rzeczy pisać. Czy nauczyciel nie ma prawa do nerwów, przy tej wszystkiej reformie i tych szkoleniach idiotycznych?
I jeszcze rodzice mu się naparzają, a przecież to jest program wyraźnie autorski.
Jeden rodzic będzie chciał wzbogacić specjalizację o morgi, drugi o łokcie czy szekle i zrobi się z tego koncert życzeń.
A jakby rodzic z dzieckiem popracował, to by mu abstrakcyjne mrzonki czy teorie sam wybił z głowy i w szkole nie byłoby z dzieckiem problemu.
Za te problemy, to nauczycielowi nikt nie płaci, tylko za lekcje (czyli 45 minut).
Co to za życie szkoły, niech pisze, co w domu z dzieckiem robi (ale sie pewnie boi).
A i tak w szkole nigdy nie był, jak trzeba i nie uczył.
Pewnie jeszcze jeden z ministerstwa, Rewizor przemoądrzały.
🙂
Z życia szkoły 21 lutego o godz. 23:22
„uważam, że to zaśmiecanie pamięci, nawet jak uczeń to zapamięta, za parę miesięcy czy lat zapomni jak nie będzie rolnikiem, a nawet jak będzie, to hektar to hektar, ar to ar, kogo obchodzi ile ma metrów kwadratowych? Przecież nie na tym matematyka polega.”
To wszystko zależy od kontekstu, od tematu lekcji, od klasy/wieku uczniów, itd. Ja nie wiem, co i ja tam „szczegółowo” było. Często uczenie prostych rzeczy lepiej idzie, gdy się cały proces pozornie utrudni. Zamiast uczyć o hektarze i o arze można dać się dzieciom pobawić w przedrostki i krotności. Dać „wyzwanie” nauczenia się dziesięciu czy dwudziestu przedrostków do dwudziestu rzędów wielkości! Dzieciaki czasami lubią takie wyzwania i chetnie zaczynaja się bawić super-wielkimi i super-maciupkimi liczbami. Im bardziej po grecku (zagramanicznie!) tym lepiej!. Wtedy hektar się gubi pośród całego tłumu innych „dziwologów” i nawet nie wiadomo kiedy „sam” wchodzi do głowy.
A wtedy już zaczynamy dochodzić do istoty matematyki, czyli do swobodnej żonglerki umysłowej abstrakcyjnymi (ile można posadzić marchwi na nanometrze kwadratowym?) pojęciami.
500, 200 i 100 drzew. Znowu, nie wiem, o czym było na lekcji. Jeśli wszystkie poprzednie przykłady były wykresami liniowymi z jasno określonymi zasadami/przykazaniami „jak robić” to rację może mieć nauczycielka.
Jak było inaczej to z pewnością się mści. Dziwka jedna. Pewnie przechodzi klimakterium, antysemitka z zabitej dechami wioski, mocher z sołtysowego nadania. Przetnij jej opony.
@S-21
Dzięki za tę linkę. Znakomite wystąpienie. Swoją drogą, bardzo radosne te pogaduszki posłów. Przypomina trochę bazar. Szkoda tylko, że kosztem nas wszystkich. Ciekawe jaki będzie efekt tej inicjatywy. Jeśli śledzisz na bieżąco, podrzucaj jakiś dalszy ciąg.
@Gekko
Z tą ironią to rzeczywiście ma Pan problemy.
Zza kałuży
Chyba wyraźnie zadanie zacytowałem?
Jakie ma znaczenie jakie diagramy rysowano wcześniej? Było zadanie i zostało rozwiązane zgodnie z zadaniem. Takie rozwiązanie zadania powinno być przyczynkiem do wprowadzenia pojęcia diagramu nieliniowego i wytłumaczeniu wszystkim kiedy i dlaczego się takie diagramy stosuje naprzykład zamieniając 100 drzew na jedno. A tak to jaka kożyść z tej dwói? Że dziecko będzie myślało że tylko liniowe diagramy istnieją? Przecież większość urzywanych diagramów w życiu jest właśnie nieliniowa. A błędne poprawienie diagramu to już kompromitacja. W dodatku robiąca wodę z mózgu bo jak ma dziecko zrozumieć co zrobiło źle?
Zazu
22 lutego o godz. 1:16
„@Gekko
Z tą ironią to rzeczywiście ma Pan problemy.”
– – –
Z tego jestem znany na blogu, że nadużywam. Tu wolę na niekompetencję i ignorancję reagować ironią, bo w życiu zawodowym – muszę okrucieństwem.
Mam nadzieję, że dobrze To Panią bawi, może i czegoś nauczy, Zazu? 🙂 🙂 🙂
Z bardzo serdecznymi uśmiechami, pozdrawiam.
@Overdrive
„Mając konkretną specjalizację mogą wcześnie podjąć godnie płatną pracę i nie dość, że nie wiszą wtedy na garnuszku Państwa zastanawiając się co mają ze sobą w życiu począć”
Overdrive – „specjalizacje” zapowiadane w reformie to po prostu poziom rozszerzony. Jak bardzo? Proszę sobie wziąć podstawę programową i zobaczyć. Po specjalizacji uczeń nie będzie miał ani „zawodu”, ani „specjalizacji”. Rozszerzenie ma (w założeniu) przygotować ucznia do podjęcia studiów a nie pracy (nie dotyczy to języków). Specjalizacja to po prostu ładna etykietka.
——————-
„Szkoła powinna dążyć do tego, by młody człowiek opuszczał ją jako harmonijna osobowość, a nie jako specjalista? (Albert Einstein).
@Gekko
Myli Pan ironię z obrażaniem każdego, kto się nawinie – i nie mówię tu o raczeniu się popularnymi na blogu określeniami „psychol” czy „najmita”. Lubi Pan uważać się za ironicznego, bo Pana zdaniem świadczy to o inteligencji (własnej oczywiście). I choć stawia się Pan w roli „bicza bożego”, jest Pan umoczony jak cała reszta i żadne „oj tam, oj tam” tego nie zmieni.
Nauczycielu, ucz się sam.
@Gekko
Bycie psycholem w Twoich oczach to komplement, wychodząc z założenia, że psychol to ktoś kto całkowicie różni się od Ciebie w każdym szczególe, a będąc okrutnym urzędasem i nie posiadając kontaktu z rzeczywistością, trudno zazdrościć Ci czegokolwiek.
„Może wtedy Gospodarz zainterweniuje, wobec ustawicznego naruszania regulaminu przez siebie samego poprzez bierność, w obliczu uporczywych. obraźliwych inwektyw, jakimi tu siejesz.”
Gdyby Gospodarz miał interweniować na każde naruszenie regulaminu związane z sianiem inwektywami to nie miał byś możliwości napisania dwóch zdań. Masz mylne mniemanie o sobie wytworzone właśnie przez prawnie nadane, zupełnie niesłusznie, stanowisko, które umożliwia Ci gnębienie szarych ludzi i zasłanianie swojego sadyzmu prawem, które na dodatek mylisz i tłumaczysz ironią. Tak się tłumacz urzędasie. Co wypowiedź to pogrążasz się jeszcze bardziej.
@Zazu
„Rozszerzenie ma (w założeniu) przygotować ucznia do podjęcia studiów a nie pracy (nie dotyczy to języków). Specjalizacja to po prostu ładna etykietka.”
Zdaję sobie z tego sprawę, że specjalizacja to etykietka. Niemniej jednak jest to przynajmniej właściwy kierunek, który według mnie powinna przyjąć edukacja w naszym kraju. Nie stać nas na kształcenie wszystkich wszystkiego byle jak, a usunięcie rzeczy zbędnych, których i tak człowiek nie pamięta kończąc szkołę, bo nie są mu potrzebne, jest słusznym posunięciem. Nie rozumiem zupełnie założenia w jakim przez 12 lat młody człowiek przerabia ten sam materiał dwukrotnie, po to by potem przez 5 lat nadal nie uczyć się zawodu. Wychodzi na to, że człowiek uczy się zawodu gdzieś w międzyczasie i przy okazji, będąc wypadkową wszelkiej zbędnej wiedzy, którą posiada.
Odnośnie cytatu Einsteina. Nie wiem w jaki sposób zbędna wiedza przekazywana w nieprzyjazny sposób miałaby pomóc człowiekowi ukształtować się harmonijnie, biorąc pod uwagę, że nie rozwija talentów ani nie zachęca do dojrzewania do odpowiedzialności za własne życie. Cały system edukacji powinien na swym końcu wypluwać ludzi zdolnych do podjęcia pracy w dziedzinach, które dla siebie wybrali lub które wybrano za nich na podstawie eliminacji przedmiotów najbardziej nielubianych. Tak się nie dzieje. Jak zatem system ogólnokształcący wpływa lepiej na harmonijne kształtowanie człowieka niż nawet domniemana specjalizacja?
Myśl na koniec. Jeśli nie specjalizacja i nie „ogólnokształcenie”? To co?
@Overdrive
Jestem jak najbardziej za specjalizacją, ale w technikach/szkołach zawodowych jakkolwiek to nazwiemy. Zniszczenie edukacji zawodowej pod wpływem między innymi uważam za niewybaczalne. A teraz próbuje się odwracać kota ogonem.
„zbędna wiedza przekazywana w nieprzyjazny sposób”
Zbędna wiedza to dla mnie oksymoron, nie wszystko można sprowadzić do wiedzy praktycznej w rodzaju „jak zbudować stół”. Nieprzyjazny sposób przekazywania wiedzy też nie dyskredytuje samej wiedzy, ale jedynie sposób jej przekazywania.
Myślę, że przede wszystkim nie stać nas na reformy-buble, które szlachetnymi intencjami maskują rzeczywistą miałkość.
*pod wpływem reform – powinno być
Piszecie, że zawodówki odżyją. Oświadczam, iż uczeń szkoły zawodowej będzie miał 180 godzin religii i np. 120 godzin matematyki. Fizyki, informatyki – 30. Informatyka zastąpiła technologię informacyjną. Wiadomość tą potwierdziła mi osobiście osoba pracująca w Kuratorium Oświaty.
Szczęść Boże
@Zazu
Zgadzam się. Począwszy od utworzenia gimnazjów, większość eksperymentów z naszą edukacją do dnia dzisiejszego było chybionych i z założenia wadliwych. Trochę tak jak podnoszenie wieku emerytalnego w celu osiągnięcia zysków, zamiast całkowitego skasowania ZUS’u i kompletnego przemodelowania systemu świadczeń socjalnych. Jestem za powrotem zawodówek i techników w dowolnej formie. Niech nazywają się specjalizacjami, jeśli komuś powrót do sprawdzonego i działającego systemu jest nie na rękę.
Zbędna wiedza natomiast to taka, przed którą człowiek aktywnie się broni. Rozumiem, że można komuś przedstawić zagadnienie chociażby po to, by mógł orzec, że jest to temat, który absolutnie go nie interesuje i nie chce mieć z nim nic wspólnego. Aczkolwiek, pakując mu tę wiedzę na siłę, nie dość, że napotyka się aktywny opór to zabija się w człowieku chęć pozyskiwania jakiejkolwiek wiedzy. Wytwarza się niechęć do nauczyciela, do systemu, do własnych umiejętności i zabija poczucie własnej wartości. Dzieciom nie można napchać głów wiedzą jak gęsiom żołądki, na siłę przez lejek. To nie działa w ten sposób. Identycznie spustoszenie powoduje nieprzyjazny sposób jej przekazywania. Jak to się stało, że język francuski, który mieliśmy w liceum, nienawidziły wszystkie klasy, które się z nim zetknęły i nikt nie znał go ponad poziom 3Z – zakuć, zdać, zapomnieć? Otóż nauczycielka tegoż języka była idiotką pierwszej wody bez jakichkolwiek umiejętności dydaktycznych i pedagogicznych. Ponieważ czas spędzony na zajęciach, zakuciu i zdawaniu tego przedmiotu można było poświęcić na rzeczy interesujące i być może potrzebne w przyszłym życiu, oraz niechęć do tego języka jaka się wtedy wytworzyła powoduje, że była to wiedza zbędna, a dziś w większości zapomniana.
Pod ostatnim zdaniem podpiszę się przede wszystkim. Tylko jak sprawić, żeby demokracja była władzą ludu, a nie dominacją ludzi u władzy, tak, by zwykli obywatele mieli wpływ na to w jakim kierunku zmierza nasz kraj w każdej dziedzinie życia?
Edukacja zawodowa padła bo padły zakłady przy których działała.Nie ma powrotu do tamtych czasów,kiedy był tak na ścisły podział na fizycznych i umysłowych.Równie dobrze można marzyć o powrocie towarzysza Gierka do władzy i ponownym otwarciu Pewexów.Trzeba myśleć jak urealnić edukację w liceach,żeby przestała nic nie wartą ściemą.
@nauczyciel
Ciekawe kiedy w naszym kraju wybuchną zamieszki na tle religijnym jak na Bliskim Wschodzie. Z jednej strony ortodoksyjni katole wieszający wszędzie krzyże, popierający Konkordat i wmuszający całości społeczeństwa religię w świeckich szkołach, z drugiej strony wyznawcy innych religii i osoby niewierzące, mające dość dyskryminacji na każdym kroku i żądający faktycznej, nie fikcyjnej, Konstytucyjnie zapisanej wolności – w tym przypadku do niewierzenia lub wierzenia w co innego.
I jeszcze jedno.Proponowana ilość godzin została zatwierdzona w tym miesiącu.Ale nie zostła jeszcze na men-owskiej witrynie.Kwestię religii tłumaczą konkordatem.Ogólnie biolodzy,geografowie,fizycy,informatycy i historycy-zapisujcie się na podyplomówki religijne i zaczynajcie pokazywać się w kościele.Bo taki kierunek studiów i uczenie ego ważnego przedmiotu wymaga zgody funkcjonariusza religijnego rządzącego w danej diecezji
@A jak ktoś jest w stanie
Tyle, że nadal potrzebne są zawody takie jak mechanik, hydraulik, elektryk, spawacz, cieśla, stolarz, fryzjer, krawiec, itd. Czemu musimy wracać do nazywania rzemieślników „fizycznymi”, a naukowców „umysłowymi”? Nie możemy być po prostu specjalistami w różnych dziedzinach?
I są w dalszym ciągu zawodówki dla takich specjalistów.Nie wróci nigdy masowe kształcenie zawodowe dla przemysłu z przerostami zatrudnienia.
@A jak ktoś jest w stanie
Przerost zatrudnienia nie jest nikomu potrzebny, tak samo w przemyśle jak i w pozostałych gałęziach gospodarki. Tak jak napisałeś chodzi o to, żeby edukacja w liceach, ale i nie tylko, przestała być ściemą. A przede wszystkim, by ludzie mogli sami brać odpowiedzialność za własne życie dzięki wartościowym, różnorodnym i mającym odzwierciedlenie w praktycznych umiejętnościach, wyborom edukacyjnym.
@ Zazu
22 lutego o godz. 13:19
– – –
Niestety, ani ironii ani refleksji opartej na wnioskowaniu nie potrafi Pani przekuć w samoedukacyjne wnioski.
1/ Nie ja obrażałem, a mnie obrażono, dla Pani obrażany jest równie „umoczony”, jak obrażający? Jeśli tak, kłania się Pani Feliks Dzierżyński, nie przydając tym renomy.
2/ Nie ja pouczam innych, nie rozróżniając liczb od cyfr – a Pani. Słabo to świadczy o kwalifikacjach do pouczania a nawet – uczenia. Nie jest to ironia obserwatora, ale kompromitująca ignorancja belfra.
3/ Jak wielu tu belfrów, polemizuje Pani z poglądami (o inteligencji), które sama mi Pani przypisuje, a których nie wyrażałem – jest to wybitnie paskudna i brudna sztuczka manipulacyjna, a wyjątkowo niesmaczna w ustach nauczyciela, niegodna wprost tego zawodu i nie tylko.
4/ Ma Pani pełną świadomość jakości swoich czynów polemicznych, usiłując wrobić mnie we współudział – otóż nie, nie mam żadnego udziału w takich praktykach ani takiej belferskiej kondycji. Jeśli Pani sądzi, że winy innych, stawiają Pani postawę w lepszym świetle, to ponownie należy tylko współczuć tej kondycji w roli nauczyciela.
Piszę tu (co sygnalizowałem od początku udziału w blogu) jako rodzic, uczestniczący w wywiadówkach, który, przypadkiem zawodowo zajmując się również edukacją, coraz bardziej nie pojmuje, jak we współczesnym, europejskim państwie, jego urzędnicy odpowiedzialni za uczenie dzieci mogą być tak niekompetentni etycznie, profesjonalnie i osobiście.
Liczyłem, że blog pomoże mi uznać moją zawodową i rodzicielską wiedzę o tym środowisku za nietrafną, że znajdę tu właśnie belfrów, przeczących codziennemu doświadczeniu i socjologicznej wiedzy.
Jest mi bardzo przykro, że i Pani i właśnie Pani, tę jak najgorszą opinię o kondycji belfrów potwierdza, w sposób wyżej opisany.
Jest jeszcze w tym kraju sporo podatników i rodziców, dla których stanowi to problem a nie oj tam oj tam.
Pozdrawiam.
@Gekko
Może po prostu owa ironia i owa refleksja nie są właściwymi narzędziami edukacyjnymi…
1. „Umoczony” nie dotyczy sytuacji obrażania, lecz kondycji – że się tak wyrażę – ontologicznej. Nadal uważam, że ma Pan „współudział” – jako obywatel, rodzic i osoba zawodowo zajmująca się edukacją. Pan myśli, że szeregowy nauczyciel ma większy wpływ na sytuację? Obawiam się, że wpływ może mieć tylko na siebie. Co niestety nie gwarantuje mu doskonałości.
2. Nawet jeśli ja nie odróżniam cyfr od liczb, to Pan niestety nie odróżnia cyferek od cyfr. Jak to świadczy o Pana kompetencjach? Czy Pan naprawdę sądzi, że na podstawie tej podstawie jest Pan w stanie oszacować czyjeś kompetencje zawodowe?
3. Dlaczego Pana opinia o mnie jest bezdyskusyjną diagnozą a moja opienia o Panu to „brudna sztuczka manipulacyjna”? Stylistycznie jestem pod wrażeniem, ale wolałabym ocenianie kształtujące.
4. Chciałam po prostu uświadomić Panu, że Pan również przyjmuje postawę nauczyciela, pouczając innych i musi Pan brać za to odpowiedzialność. To coś jak z postawą lekarza w „Dżumie”.
Tak czy inaczej zaistniałe animozje nie zmieniają faktu, iż doceniam Pana zainteresowanie tematem, zaangażowanie, a przede wszystkim poczucie humoru, które od czasu do czasu pojawia się we wpisach. I mimo znaczących różnic w poglądach, myślę że stoimy bliżej od siebie niż dalej.
Gekko
21 lutego o godz. 0:19
?*) CBDO, psycholu.
Over, no drive ?
Ojej, ależ sobie Gekko ulżyłeś tym „gekkaniem?! Fuj!
No ale czasem jak człeka przydusi, to po prostu musi, inaczej się udusi ?hi hi hi ?.
No chyba, że ów człek jest zwykłym belfrem ? wtedy mu ?gekkać? w żadnym, choćby nawet najbardziej duszącym przypadku nie wolno.
Ale przecież Gekko, jak nas tu niejednokrotnie zapewniał to nie jakiś tam zwykły belfer, tylko kompetentny, w dodatku na kierowniczym, dydaktycznym stanowisku, na którym ?uczy uczenia się?( a może ?gekkania??), a takim „nie-zwykłym-belfrom” to się wydaje, że im wszystko wolno – nawet wiatry w towarzystwie puszczać. W myśl zasady zresztą ? co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie?.
Swoją drogą ? jak tak ten wypucowany, błyszczący z daleka, urzędniczy lakierek nadepnąć, to zaraz słoma i krowie placki spod niego wyłażą i swojski smrodek ? niczym z Wiejskiej się wokół unosić zaczyna.
Fe! Nieładnie! Widocznie pani w szkole nie nauczyła, że publicznie się nie gekka? To z pewnością jej wina, albo może lepiej – to wina całej publicznej oświaty !!!
Gekko
23 lutego o godz. 20:18
„1/ Nie ja obrażałem, a mnie obrażono, …”
Czyżby słowo „psychol” to był taki pieszczotliwy komplement tylko?
Czuję się zatem wyróżniona tak wyszukanymi określeniami jak „moherowy beret” czy „żaba z lepkimi nóżkami” czy jakoś tak podobnie, bo zbyt zawiłe te konstrukcje stylistyczne i zbyt wiele ich było by je prosta hildzia spamiętała .
Ja jednak w odpowiedzi na te komplemenciki nie „gekkam” – bo jam zwykły, dobrze wychowany, w dodatku „niekompetentny” belfer – nie z „wiejskiej” – jestem.
Jeśli w ten niezwykle wyszukany sposób „motywujesz” swoich podwładnych do „roboty”, kształcąc przy okazji u nich niezbędne wg. ciebie kompetencje, to zapewne masz świetne wyniki… w „gekkaniu”.
Pozdrawiam – nie gekkając jednak przy tym 🙂
Zazu
23 lutego o godz. 22:02
—
Nadal w tym co Pani pisze fakty się nie zgadzają, ale jestem pełen podziwu dla Pani konsekwencji w szukaniu punktów wspólnych z G(ekko).
Chociaż nie jest to żaden z tych, o które Pani zabiega, niechże nas połączy chociaż wzajemna sympatia do polemik CYFrowych, acz niepoLICZalnych 🙂
Pozdrawiam 🙂