Jak będą zwalniać nauczycieli?

Nauczycielom zatrudnionym na podstawie mianowania, a takich jest większość, w razie zwolnienia przysługuje sześciomiesięczna odprawa. Oczywiście, lepiej mieć pracę niż odprawę. Jeśli jednak zwolnienie jest koniecznością, to odprawę trzeba wziąć (średnio ok. 20 tys. zł do ręki). Z takimi pieniędzmi można coś zrobić, np. przekwalifikować się albo zacząć własną działalność.

Tymczasem Organy Prowadzące kombinują, jak pozbyć się nauczycieli bez konieczności wypłacania im odpraw. Najskuteczniejszym sposobem jest omamienie ludzi nadzieją, że praca może być w przyszłości. OP szkoli więc dyrektorów, jak mają rozmawiać z pracownikami, aby nie żądali odpraw. Najpierw szefowie wręczą nauczycielom propozycję rozwiązania umowy na cały etat i przyjęcia części etatu, np. 15 godzin w tygodniu. Ludzie się zgodzą, gdyż szef da do zrozumienia, że za rok może będzie więcej. Tymczasem za rok będzie mniej i zamiast 15 godzin, trafi się tylko 12, a jeszcze za rok tylko 8. W końcu trzeba będzie kilka osób zwolnić. Jednak już bez 6-miesięcznej odprawy, gdyż  ta przysługuje tylko nauczycielom zatrudnionym na co najmniej pół etatu. Zresztą inne pieniądze są od całego etatu, a inne od połowy.

Nieomal wszyscy nauczyciele dostają propozycję zmniejszenia etatu. Na przykład mianowani i dyplomowani mogliby przyjąć 13-15-17 godzin, wtedy praca będzie dla wszystkich. Gdyby to było rozwiązanie naprawdę tymczasowe, można by się zgodzić. Nie trzeba jednak wielkiej inteligencji, aby wiedzieć, że spadek godzin będzie postępował wręcz lawinowo. Dlatego uważam, że nie można się zgadzać na żadne obniżenie etatu. Spójrzmy prawdzie w oczy: więcej godzin nie będzie. Albo wóz, albo przewóz. Albo godziny, albo odprawa. Albo uczciwość i sprawiedliwość, albo sąd.