Dlaczego szkoła zatrzymuje w rozwoju?
Rodzice podejrzewają, a uczeni potwierdzają, że szkoła zatrzymuje dzieci w rozwoju. Interesująco pisze o tym Bogusław Śliwerski na swoim blogu – zobacz notkę o błędach w podręcznikach i nonsensach w programach.
Uczeni badają, natomiast rodzice się martwią. Głównym tematem rozmów, jakie prowadzę z rodzicami w przedszkolu (występuję tam w roli ojca), jest poszukiwanie szkoły, która w rozwoju zatrzymuje najmniej. Co do tego, że w szkołach jest źle, zgadzają się wszyscy, szczególnie przodują w tym nauczyciele. Jak się trafi w gronie belfer z podstawówki, to przynajmniej ostrzeże, gdzie jest najgorzej.
Rodzice, którzy mają kilkoro dzieci, przekonują, że wszędzie jest podobnie. Naprawdę szkoda czasu i atłasu na szukanie czegoś lepszego. Być może rację mają uczeni, którzy twierdzą, że to wina programów. Co ma robić nauczyciel, gdy program wymaga, aby dzieci zatrzymywać w rozwoju? Czy powinien zajmować się partyzancką robotą, sabotować system i uczyć na przekór ministerialnym wymaganiom?
Dopóki dzieci są małe, rodzicom zależy na rozwoju, potem chodzi o wbicie ich w system. Nie szuka się szkoły, która rozwija – to było dobre dla 6-, 7-latków. Dla gimnazjalisty, a szczególnie dla licealisty potrzebna jest szkoła, która wbije młodego człowieka w system: uczyni sprawnym w zdawaniu egzaminów i przechodzeniu do następnego etapu kształcenia. W liceum już nie liczy się rozwój, tylko wyniki na maturze.
Wydaje mi się, że kształcenie powinno zaczynać się od rozwoju (przedszkole, szkoła podstawowa, gimnazjum), a kończyć się nastawieniem na wyniki (licem, studia). Z niepokojem obserwuję, że kształcenie przebiega w sposób odwrotny. Gdy dzieci chcą rozwoju, to szkoła (podstawowa, gimnazjum) nastawia się na wyniki, a gdy w końcu uczniowie, szczególnie licealiści, chcą wyników, to nagle wszyscy (media, starsze pokolenia) chcą ich rozwijać. Za późno. Teraz nie będzie już rozwoju, tylko procenty na świadectwie maturalnym. Głupio wyszło, ale trzeba chwalić uczniów właśnie za te procenty, mimo że świadczą one o dobrym wbiciu w system i zatrzymaniu w rozwoju.
Komentarze
Niestety zgadzam się, że szkoła zatrzymuje dzieci i młodzież w rozwoju.
A będzie to czyniła nadal skoro tak gorliwie chce wbić się w system , włożyć Kowalską do szuflady A, a Nowaka do szuflady B, pozostałych sprowadzić do wspólnego mianownika, a siebie utrzymywać w niezmiennym stanie „pod pręgierzem” – bo oto właśnie chodzi w polskiej szkole.
Wszystko pasuje do rubryczek w sprawozdaniach , a nie pasuje do życia.
Czy ktoś z Was pomyślał co myślą młodzi ludzie o takiej nauce? Biorą ja na przetrzymanie .
I tylko nieliczni wytrzymują i nie wariują , bo zdarzają się jeszcze nieliczni fantastyczni nauczyciele, którzy widzą w uczniu człowieka, a nie procenty.
A swoją drogą jeden z dydaktyków ( niestety nie pamiętam który) powiedział: „wszystkiego, co w życiu potrzebne nauczyłem się w przedszkolu”.
Może poprzestańmy na tym etapie nauki, bo przynajmniej będzie to jeszcze rozwój…
W wyniku refleksji nad tekstem Gospodarza, przedstawiam ściągę, możliwą do ukrycia w rękawie, celem normatywnej przydatności metodycznej na publicznym stanowisku nauczycielskim.
>>>Instrukcja zawodowa ogólnokształcąca, stanowisko: Belfer, w pytaniach i odpowiedziach<<<
"Wydaje mi się, że kształcenie powinno zaczynać się od rozwoju , a kończyć się nastawieniem na wyniki"
1. Taki wniosek można wysnuć wyłącznie na podstawie założenia, że wynik nie wynika z rozwoju. W cywilizacji jest odwrotnie (wyłącznie z tego wynika).
Ja, rodzic, np. chciałbym, aby w polskiej szkole mogli znaleźć miejsce wyłącznie nauczyciele, którzy to rozumieją i umieją w tym celu przydatna jest droga rozwoju jak w pk. 3.
3. Warto zapoznać cywilizacji oświatowej na własnej skórze – to daje dobre horyzonty i umiejętności zrozumienia celów kompetencyjnych programu, oraz narzędzia jego wdrażania.
"Co ma robić nauczyciel, gdy program wymaga, aby dzieci zatrzymywać w rozwoju?"
2. Patrz punkt 1, rób punkt 3.
W przypadku braku wyniku, rozwijaj się na innej grządce.
Proszę to potraktować jako przykład ogólnowojskowy, nie ukierunkowany personalnie do Gospodarza, który, jak sądzę wcale nie dzieli się swoimi dylematami, ale anytycypuje te środowiskowe.
Pozdrawiam 🙂
Tu jest jedna z odpowiedzi: http://www.polskieradio.pl/23/396/Artykul/490775,Matematyka-uczy-nas-poznawania-swiata-
Również tutaj: http://www.osswiata.nq.pl./
„problem powstania nowoczesnej szkoły leży (…) w braku silnej grupy, która byłaby w stanie nawiązać kompetentny i stały kontakt z rządem.”
U nas, niestety, nauczanie wygląda tak: „Jaś idzie do pierwszej klasy podstawówki i cofa się w rozwoju: nawet jeśli w przedszkolu czytał, to w szkole każą mu sylabizować. Nauczyciel, zamiast z nim rozmawiać, tresuje w wypełnianiu kart zadań. A jeśli Jaś będzie miał własne poglądy, zostanie skarcony.”
„Otóż zaaplikowanie naszej oświacie czy edukacji kolejnej „reformy” jest przedsięwzięciem bardzo śmiałym i długofalowym. Z kilku powodów: bo jest „komitet centralny”, bo są 4-letnie okresy władzy, bo wiele punktów widzenia, bo edukacja to wielki organizm najeżony ambicjami, bo nie znamy ABC-adła społecznego lobbingu.”
Wydaje mi się, że kształcenie powinno zaczynać się od rozwoju (przedszkole, szkoła podstawowa, gimnazjum), a kończyć się nastawieniem na wyniki (licem, studia).
Wykształcenie zaczyna się od rozwoju i rozwój trwa, do końca naszych dni.
Jak można rozwój wynikom przeciwstawiać, przecież wyniki są wynikiem rozwoju.
Wykształcenie się nie kończy nigdy, bo człowiek się uczy całe życie.
Szkoła ma w wykształceniu pomagać, kierunkować je.
EGZAMIN MA SPRAWDZAĆ ROZWÓJ, SPRAWDZAĆ WIEDZĘ, SPRAWDZAĆ UMIEJĘTNOŚCI.
EGZAMIN NIE JEST CELEM SAMYM W SOBIE.
JAK MOŻNA BYĆ NAUCZYCIELEM I TEGO NIE ROZUMIEĆ?
CELEM UCZENIA JEST NAUCZENIE, ZAŚ EGZAMIN SPRAWDZA TYLKO CZY CELE ZOSTAŁY OSIĄGNIĘTE.
LUDZIE!!!
PŁAKAĆ SIĘ CHCE Z BEZSILNOŚCI JAK SIĘ DZIECI DO TAKIM NAUCZYCIELOM POWIERZA.
I jeszcze jedno.
Nie ma programu, nie obowiązuje, program układa nauczyciel, sam, nie ma obowiązku korzystania z żadnych podręczników.
PODRĘCZNIKI SĄ NIEOBOWIĄZKOWE, NAUCZYCIELE KORZYSTAJĄ Z PODRĘCZNIKÓW, BO JEST IM TAK WYGODNIE I BIORĄ ZA TO KORZYSTANIE NA SIEBIE PEŁNA ODPOWIEDZIALNOŚĆ, RÓWNIEŻ ZA BŁĘDY TAM ZAWARTE.
Nauczycielowi poza horyzontami nic nie przeszkadza w dobrym uczeniu jeżeli chce, nawet w tych chorych i schizofrenicznych warunkach jakie stworzył im system oświaty.
System oświaty odpowiada za to, że mamy takich a nie innych nauczycieli, ale to nie zmienia faktu, że można być dobrym, myślącym nauczycielem i w tych warunkach jak się człowiek decyduje żeby nim zostać.
parker
6 grudnia o godz. 0:25
„…Nauczycielowi poza horyzontami nic nie przeszkadza w dobrym uczeniu jeżeli chce, nawet w tych chorych i schizofrenicznych warunkach jakie stworzył im system oświaty….”
– – –
parker, Ty najemniku cywilizacyjny, pewnie jesteś zamaskowanym Wróblem albo innym jastrzębiem, kąsającym Polską Oświatę… 🙂
A ja się dołączam i dodaję do tego, co napisałeś:
Otóż TO. Podstawową przeszkodą horyzontalną belferstwa publicznie etatowego są jednak: selekcja negatywna i wynikające stąd motywacje.
🙂
-Dzień dobry, dokumenty proszę!
-Oto one.
-A gdzie prawko?
-Jakie prawko, panie władzo?
EGZAMIN NA PRAWO JAZDY NIE JEST CELEM SAMYM W SOBIE.
PO CO MI JAKIEŚ KARTELUSZKI DO POKAZYWANIA?
EGZAMIN MA SPRAWDZAĆ MÓJ ROZWÓJ, SPRAWDZAĆ MOJĄ WIEDZĘ, SPRAWDZAĆ UMIEJĘTNOŚCI.
JAK MOŻNA BYĆ POLICJANTEM I TEGO NIE ROZUMIEĆ?
Już dawno pisałem, że ponieważ rola nauczyciela sprowadza się często do egzekwowania tego co uczeń sam w domu się nauczył bez żadnej szkody dla uczniów można byłoby nauczycieli policjantami zastąpić
ZZA KAŁUŻY
6 grudnia o godz. 10:37
– – –
Powinieneś wykładać (się) w szkole milicyjnej – w Mińsku 🙂
Na szczęście wpółczesna eukacja w regionach cywilizowanych nie polega na przygotowaniu do legitymowania się papierami, ani też na ich zdobywaniu.
Ciekawe, że w słynnym z tego USA nie byłeś w stanie tego zauważyć.
W USA policjant, za głupstwo, jest skłonny zarówno pouczyć, jak i rozróżnić przestępcę od obywatela, który się pomylił czy zapomniał, a nawet (!) pomóc mu! Podobnie „na zachodzie” EU.
Tak są edukowani!
W Polsce – na odwrót.
No, ale wykształcono Cię w PRL, a niełatwo się z takiej oświaty oczyścić.
🙁
@zza kałuży
Prawo jazdy ma za zadanie wyeliminować z dróg osoby, które nie potrafią prowadzić i nie znają przepisów drogowych. To co dzieje się na egzaminach na prawo jazdy przypomina polską edukację – człowiek uczy się jak zdać egzamin, a nie uczy się prowadzić.
@parker
Nie jest tak jak piszesz jeśli egzamin wymaga wstrzelenia się w klucz jaki wymyślił sobie układający ów egzamin. Jakie wyniki mają niby być sprawdzone za pomocą takiego egzaminu?
waltharius
6 grudnia o godz. 13:48
– – –
Każda umiejętność wymaga „wstrzelenia się w klucz”, czyli zrozumienia i zdolności wykonania pewnego wyniku, zgodnie z pewnymi zasadami.
„Klucz” wymaga inteligencji i zapału do pracy.
Bez tych cech postawy, wszystko będzie niedostępne; wszystko co niedostępne, można usiłować zdeprecjonować, jako głupie.
Na tym polega inteligencja inaczej.
Oczywiście, pytanie zasadne to, czy w „kluczu” krytykujemy metodę per se, czy treści, jakie klucz wdraża.
Krytykowanie metody jest śmieszne; treści i cele, jakim służą „klucze”
– zawsze warte dyskusji i reformy.
waltharius
Nie wydaje mi się, żeby uczeń nauczony dostał gorszy wynik od takiego nienauczonego tylko wyćwiczonego w trafianiu w klucz.
Tyle, że łatwiej ćwiczyć w trafianiu w klucz niż uczyć.
A jeżeli nauczyciele, w znakomitej większości ( w tym gospodarz) uważają, że celem uczenia jest zdanie egzaminu to czemu się dziwić?
Gdybym takie założenie przyjął, też bym się ćwiczył zamiast uczyć.
Czy w podstawie programowej jest napisane, że uczeń ma być biegły w rozwiązywaniu testów?
Gekko, parker,
Chyba po raz ostatni poważnie,
Każdy z Was ma dobre pomysły i teorie. Od czasu do czasu potrafi nawet bez złośliwości i obrażania nauczycieli je wyrazić. Obaj formułujecie swoje poglądy w taki sposób, jakbyście nie mieli zielonego pojęcia o tym, że w realnej szkole jedynym praktycznym podejściem jest kompromis. Podobnie jak w życiu. Wasze zalecenia są równie życiowe jak były te jakobińskie czy bolszewickie. Nie jest realnym obciążać w stu procentach nauczycieli za efekty ich pracy. Ja jestem przekonany, iż rodzice ucznia oraz on sam ponoszą większość odpowiedzialności za tę całą edukację. Inaczej, humanizując i teoretyzując idealistycznie ustawiacie i traktujecie ucznia i jego rodziców jak bezwolne tuczniki na linii produkcji hamburgerów. Niby chcąc pomóc i obronić przed złą szkołą, paradoksalnie, jeszcze bardziej ubezwłasnowolniacie. I obaj tego, przy całej waszej inteligencji, (udajecie?) nie dostrzegacie. Ta sprzeczność, nie tylko dla S-21, wydaje się zbyt rażąca, aby Was nie oskarżać o świadome najemnictwo. A przynajmniej o robienie sobie z ludzi głupa i wyżywanie się w złośliwościach pod adresem belfrów.
„wpółczesna eukacja w regionach cywilizowanych nie polega na przygotowaniu do legitymowania się papierami, ani też na ich zdobywaniu”
Bzdura. Ludzie, których czas jest bardzo cenny, nie chcą go tracić na samodzielne sprawdzanie, czy Jasio, który właśnie stanął w drzwiach i zadeklarował, że się nadaje – nadaje się czy nie. Pytają Jasia o papier i o to, kto ten papier wydał. A potem o nazwisko i telefon do Kazia, który Jasia zna, uczył go i/lub pracował z nim. Świat nie ma fizycznie czasu i środków, aby każdy pracodawca sam sprawdzał przydatność Jasiów. Zresztą to jest chyba jedyny cel istnienia szkoły, gdyż większa część nauki (tak jak parker wielokrotnie pisał) odbywa się w pracy, przy kopycie. Świadectwo szkolne (a lepiej ich cały zbiór, że wszystkich klas, bo od stopni dla większości ludzi ważniejszy jest trend – i znowu parker ma rację, ze uczymy sie całe życie) ma dać pracodawcy gwarancję, że Jasio jest nauczalny.
Dla niektórych z nas od trendu ważniejszy jest efekt końcowy i aktualny stan na teście – to są najzdolniejsi, którzy muszą już i teraz rozwiązywać problemy i budować teorie, bo bez ich mózgów nikt tego nie zrobi. Ilość nie przejdzie w jakość. Ich trzeba odsiać na testach i egzaminach bo oni MUSZĄ JUŻ WIEDZIEĆ. A nie kiedystam „się rozwinąć.”
„W USA policjant, za głupstwo, jest skłonny zarówno pouczyć”
Powiedz policjantowi w USA, że kierujesz autem nie mając prawa jazdy – bo o tym rozmawiamy (a nie, że np. zapomniałeś je w domu) i napisz nam, jaki był rezultat.
————————————————————————————————————–
Overdrive 6 grudnia o godz. 12:55
„Prawo jazdy ma za zadanie wyeliminować z dróg osoby, które nie potrafią prowadzić i nie znają przepisów drogowych. To co dzieje się na egzaminach na prawo jazdy przypomina polską edukację ? człowiek uczy się jak zdać egzamin, a nie uczy się prowadzić.”
To co się dzieje w Polsce na egzaminach na prawo jazdy to paranoja związana z kreowaniem jeszcze jednego źródła zarobków dla ludzi, którzy inaczej byliby bezrobotni. Komornik, notariusz, – podobne przypadki. W USA usluga notariusza to $1 i do załatwienia w każdej kwiaciarni (przesadzam, ale niewiele) a już z pewnością w każdym banku. W Polsce – świetny zawód. W USA prawo jazdy teoretycznie jest przywilejem a pratycznie jest właśnie – prawem. Każdy rozumie, że odmawiając komuś prawa jazdy ogromnie utrudnia mu codzienne życie a może i pozbawia możliwości zarobkowania.
zza kałuży
6 grudnia o godz. 21:11
—
Sorry, lad, ale mimo „poważnego” podejścia do dyskusji reprezentujesz w kwestii zarówno pojęcia o oświacie jak i otwartości i uczenia się na doświadczeniu – skansen.
Nie lubię kpić z ludzi, o ile sami nie narzucają takiego tonu, ale duża część Twoich wypowiedzi to zwykła i pospolita żenada.
Jak np. nieznajomość rynku pracy intelektualnej i w biznesie w US, gdzie ostatnią rzeczą, jaka się liczy jest papier, również dla Polaka – o ile to jest w stanie pojąć i wykorzystać. A najczęściej – nie jest, ‚dzięki’ nabytej lokalnie, w kraju, ‚edukacji’ społecznej i publicznej szkole.
To właśnie przez taki polonijny wizerunek, jaki nadajesz wypowiedziami, miałem nieprzyjemność w US ustawicznie wstydzić się za Polaków i tłumaczyć autochtonom, że Jackowo tak się ma do współczesnej Polski, jak KKK do JFK.
To już nie te czasy, że dutki wyrzeźbione za kałużą, robiły z JackPole’a – Pana pod Czarnym Dunajcem 🙂
Plis, nie kompromituj edukacyjnego bloga i idei emigracji, straszydłami mentalnymi zza kiełbasiano-pierogowej wody (zdaje się, że często przez „o” z kreską).
Lepiej brzmisz sentymentalno-szkolnie, bo każdy lubi gloryfikować przeszłość, choćby to ona właśnie zaprowadziła go na manowce.
Życzliwy 😉
Gekko, nauczyciele są wszystkiemu winni. Nikt inny. Dokop im. Silny jesteś.
Wróć tylko proszę do pisania w swoim firmowym stylu. Wiesz, z tymi wszystkimi wieloznacznościami i zapetlającymi się wielokrotnie „erudycyjnymi” przebłyskami ironii. Ty to nazywasz „rzucaniem pereł (diamentów?,- no bo to TY rzucasz) przed wieprze”. Produkując wpisy, które tak ciebie samego cieszą, że czytasz je pięć razy przed wysłaniem i ze siedem razy po. Co za radość zobaczyć swoje słowa w druku, no nie?
Płacić to nic nie płaci, ale przynajmniej zostawiasz po sobie na Ziemi coś wymiernego i pożytecznego. W porównaniu do twego regularnego zajęcia.
Ułatwi mi to przeskakiwanie twoich wpisów, bo łatwiej rozgrzeszyć się z nieczytania tak oczywistego bełkotu. Szczególnie mając studiowanie kiełbasianych pierogów jako alternatywę.
zza kałuży
6 grudnia o godz. 23:28
Ty to nazywasz ?rzucaniem pereł (diamentów?,- no bo to TY rzucasz) przed wieprze?…
– – –
Niby gdzie tak nazywam?
Współczuję Ci Twoich odlotów i trudności z przeskakiwaniem własnych wymiarów; ale posuwając się (!) do kłamstw i jawnych konfabulacji, potwierdzasz tylko diagnozę.
To przykre w tym miejscu i edukacyjnym temacie, że masz tak silny przymus nieświeżego ekshibicjonizmu.
Mimo Twych rozpaczliwych wysiłków, nie chcę w tym brać udziału i nie będę cierpiał, że wolisz, jak widać, czytać moje wpisy, niż swoje 🙂
Inaczej by nawet Ciebie zatkało 🙂