Przyjaciele do Sejmu

Kolejny znajomy zaskakuje mnie informacją, że ubiega się o mandat poselski. Rozplenia się ta zaraza chciejstwa do władzy tak mocno, iż niedługo nie będę miał przyjaciół, tylko polityków. Nie mam pewności, czy po dostaniu się do Sejmu będą przyznawać się do znajomości ze mną. Grono przyjaciół pustoszeje, zaś polityka rośnie w belferską siłę.

Nauczycieli ciągnie do polityki, więc jak się ma znajomych w oświacie, to prędzej czy później ma się też znajomych w polityce. Albo też nie ma, bo przecież znajomość można utracić. Jakiś czas temu nieomal wprost spod tablicy na salony władzy został porwany pewien zaznajomiony ze mną belfer. Utrzymywaliśmy nadal kontakty, jednak coś się w naszych relacjach zmieniło. Otóż podczas każdego spotkania nieustannie dzwonił telefon polityka. Dowiedziałem się, że to przyjaciele i znajomi nagabują go o pilne załatwienie jakiejś sprawy. Tak go dręczyli, że musiał poucinać stare znajomości. Mnie też, chociaż go o nic nie prosiłem, zaczął podejrzewać, że w końcu zacznę, więc stosunki się nieco ochłodziły.

Wszystkim swoim przyjaciołom i znajomym życzę sukcesu w nadchodzących wyborach. Pragnę jednocześnie zapewnić, że o nic nie będę ich prosił. Przyjaźń jest ważniejsza od ewentualnych korzyści. Poza tym w pełni rozumiem, że posłowie mają rodzinę, a rodzina jest najważniejsza. Dlatego ślubuję, że ze mną nadal będzie można niezobowiązująco iść na drinka, natomiast po prośbie przyjdzie szwagier, bratanek czy inny krewniak bądź powinowaty, ale nie ja. A znajomych, których los niedługo odtrąci od koryta, zapraszam na piwo. Ja stawiam.