Dodatkowe zajęcia

Trwa zbieranie środków na dodatkowe zajęcia dla uczniów. Jedne szkoły dostaną na ten cel dotacje z budżetu, a inne będą musiały odwołać się do kieszeni rodziców. Niezły zastrzyk finansowy otrzymają w nowym roku szkolnym placówki województwa warmińsko-mazurskiego (zob. tekst). Niestety, nie wszędzie będzie tak dobrze.

Ważnym elementem promocji szkoły są zajęcia dodatkowe. Służą one rozwijaniu zainteresowań, uzupełnianiu braków, pracy z olimpijczykami, z uczniami trudnymi itd. W moim liceum np. jest prowadzonych kilkadziesiąt kół zainteresowań oraz innych form pozalekcyjnych. Praca ta może być wykonywana w ramach tzw. godziny karcianej, czyli bez dodatkowego wynagrodzenia (w liceach jest to godzina tygodniowo, zaś w podstawówkach i gimnazjach – dwie). Niektórzy nauczyciele są jednak bardziej rozchwytywani przez uczniów, dlatego godzina czy dwie to dla nich za mało. Matematyk czy anglista mógłby codziennie prowadzić po kilka dodatkowych lekcji, a i tak nie zaspokoiłby potrzeb wszystkich uczniów. Jeden z historyków w moim liceum ma takie wzięcie, że mógłby prowadzić zajęcia przez 24 godziny na dobę.

Prowadzenie zajęć ponad pensum i godziny karciane nie należy już do obowiązków, więc pracodawca zobowiązany jest za to zapłacić. Niestety, nie wszystkie szkoły dysponują środkami. Gdy nie ma pieniędzy, dyrekcja apeluje do sumień nauczycieli, płaci sporadycznie i symbolicznie, przyznaje nagrody albo ułatwia uzyskanie awansu. Przez jakiś czas ludzie zgadzają się na takie warunki. Jednak w pewnym momencie potrzeby życiowe dają o sobie znać i człowiek zaczyna rozglądać się za pieniędzmi. Angliści zatrudniają się w szkołach językowych, matematycy udzielają korepetycji, każdy orze jak może. Na charytatywną pracę w szkole coraz mniej nauczycieli ma siłę i ochotę. I wtedy ratunkiem mogą być menadżerskie zdolności dyrekcji. Są bowiem szefowie, którzy potrafią tylko wymuszać na nauczycielach pracę za darmo, ale są też tacy, którzy potrafią załatwić dotacje i dają swoim pracownikom zarobić.