Matura przesiewowa

Przyzwyczailiśmy się, że coraz więcej osób zdaje maturę. Już nikogo nie dziwił wynik 80 procent. Byliśmy pewni, że nadejdzie chwila, kiedy zdawalność wyniesie 100 procent. Może nawet w tym roku. Dlatego bardzo zaskoczyła nas informacja, że matury nie zdała co czwarta osoba. To tak, jakby polska edukacja dała całą wstecz. Czyżbyśmy wracali do czasów, kiedy posiadanie świadectwa dojrzałości naprawdę o czymś świadczyło?

Przypomnę, że matura uprawnia do podjęcia studiów. Centralna Komisja Egzaminacyjna poświadcza niejako, że osoba legitymująca się maturą intelektualnie podoła trudom studiowania. Niestety, od paru lat świadectwo maturalne o niczym nie świadczyło, było jedynie biurokratycznym świstkiem, który lekką ręką wydawano zarówno matołom, jak i prymusom. Spowodowało to w ostatnich latach niezwykły wzrost ambicji wśród absolwentów szkół średnich. Każdy czuł się uprawniony do podjęcia studiów na najlepszych polskich uczelniach. Młodzi rozumowali w ten sposób: skoro matura przyszła tak łatwo, to może dam sobie radę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Egzamin ten bowiem przestał pełnić rolę przesiewową, przechodzili przez jego sito nieomal wszyscy.

W tym roku mamy inaczej. Wprawdzie zdawalność na poziomie 75 procent nie jest zła, jednak w porównaniu z latami poprzednimi wynik wydaje się fatalny. Dlatego ludzie chcą znaleźć winnych. Kto zawinił, że matura poszła tak słabo? Trzeba jak najszybciej znaleźć winnych i ich przykładnie ukarać. Obawiam się jednak, że na karę zasłużyli wszyscy. Ukarać powinno się tych, którzy propagowali ideę, że matura należy się każdemu jak psu zupa (MEN, CKE, dyrekcje szkół, nauczyciele), oraz tych, którzy w nią wierzyli (uczniowie, rodzice). Zresztą karę już mamy: kubeł zimnej wody na głowę i totalne otrzeźwienie. Teraz spróbujmy porozmawiać, jaka przyszłość czeka egzamin maturalny. Powinno być łatwo czy trudno?