Co się dzieje z uczniami? A co z nauczycielami?

To był ciekawy tydzień w szkole. Uczniów jak na lekarstwo, po kilka osób w klasie albo i wcale. Jak się pytałem, gdzie są wychowankowie, to dowiadywałem się, że ten w Turcji czy Grecji, tamten w Amsterdamie, a inny w swoim pokoju przed komputerem. Po co przychodzić do szkoły, gdy oceny już wystawione? Niektórzy rodzice byli na tyle uprzejmi, że zadzwonili do mnie i próbowali coś wyjaśniać. Inni wyjechali z dziećmi na wczasy bez pożegnania.

Co się dzieje z uczniami, to wiemy. Wybrali wolność. Jednak co się dzieje z nauczycielami? Sam też złapałem się na tym, że jestem zdenerwowany i wcale się z tym nie kryję. Uczniowie zauważyli, iż na twarzy mam wypisany taki przekaz: Przyjdźcie wszyscy albo spieprzajcie. Nerwy, nerwy, nerwy. Z klasy pierwszej przychodzili wszyscy, a z klasy drugiej spieprzali. W sumie – co tu czarować – byłem zadowolony.

Najgorzej mają księża. Otóż liczą, podobnie jak większość nauczycieli, że lekcje się nie odbędą. Niestety, nastolatki bywają religijne. To wcale nie takie rzadkie. Religijni uczniowie (częściej są to uczennice) traktują ucieczkę z religii jako grzech, więc zostają (ksiądz zgrzyta zębami). Całe szczęście, że ucieczka z pozostałych lekcji nie jest oceniana w wymiarze religijnym. Co my bowiem byśmy zrobili z uczniami w ostatnim tygodniu roku szkolnego? Oczywiście, jakby przyszli wszyscy na lekcje, to wiedziałbym, co z nimi robić, ale co robić z dwójką czy z trójką nastolatków, tego nie wiem. Dlatego powtarzam, patrzcie na moje czoło i stosujcie się do tego, co tam jest napisane.