Dzień Dziecka bez dzieci
Z okazji Dnia Dziecka przygotowaliśmy dla naszych uczniów szereg atrakcji. Zapowiada się jednak, że prawie nikt z nich nie skorzysta. Z mojej klasy tylko dwie osoby zadeklarowały chęć przyjścia na imprezę, natomiast reszta przyniosła usprawiedliwienia. Słyszałem, że podobnie jest w innych klasach. W niektórych z powodu przewidywanej 100-procentowej absencji odwołano udział klasy w imprezie. Najprawdopodobniej 1 czerwca bawić się będą wszyscy nauczyciele i kilkoro uczniów.
Nie omieszkałem zapytać swoich wychowanków, dlaczego nie chcą przyjść na sportową imprezę. Będą zawody, przyjemne zabawy, konkursy, np. bieg w workach, przeciąganie liny itd. Będzie wspólny piknik, integracja nauczycieli z uczniami, integracja uczniów wszystkich klas. A jednak młodzież tego nie chce. Czego zatem pragnie? Większość odpowiada, że największym marzeniem jest po prostu dzień wolny. Okazuje się, że uczniowie mają pragnienia typowe dla ludzi dorosłych – zwyczajnie chcą mieć wolne. Skoro nie otrzymują takiego prezentu od nauczycieli, robią sobie wolne sami.
W niektórych placówkach nauczyciele są świadomi tego, co będzie się działo 1 czerwca. Skoro w tym dniu prawie nikt nie pojawi się w szkole, imprezę trzeba zrobić 31 maja. Najlepiej z zaskoczenia, aby dzieci nie uciekły.
Komentarze
A może nie robić jej wcale? Młodzieży w liceum bliżej jest do dorosłych niż do dzieci. Skoro sami uczniowie jej nie chcą to po co się wysilać? Nie lepiej przeprowadzić normalne lekcje?
Witam,
Może jednak zrobić zwykłe lekcje?
A dzieci niech dopieszczą rodzice – to ich dzieci – nasi są uczniowie , świętują przecież dzień wagarowicza. Moi podopieczni gimnazjaliści też zamierzają zbojkotować „te beznadziejne durne zabawy” i planują wagary daleko od szkoły.
A przecież wymaga to sporo pracy ze strony nauczycieli. Szkoda wysiłku.
Pozdrawiam
Czy trzeba lepszego dowodu na to, jak uczniowie traktują szkołę?
Uczniowie są temu winni?
Czy może szkoła?
A jak szkoła, to ministerstwo, czy władze lokalne?
Bo nauczyciele oczywiście nie.
Przecież takie atrakcje zorganizowali.
Ech, wyluzuję.
Cóż, jako nie-tak-dawno-jeszcze-uczeń myślę, że potrafię odpowiedzieć na pytanie Gospodarza z własnych doświadczeń. Dlaczego nie lubimy? Bo wszystkie te „dni banana” nieodparcie kojarzą się z pojawiającymi się już w podstawówce np.:
– nudnymi „pokazami talentów” gdzie przez godzinę gapi się w sufit lub ew. po kryjomu gra w karty i cierpliwie znosi kolejne uciszania ze strony grona pedagogicznego
– zawodami i konkursami do których dobiera się „dobrowolnych ochotników pod karą pytania”
– piknikami z kiermaszem ciast których nikt nie chce przynosić (znów z każdej klasy „wyznaczony przez samorząd ochotnik” czyli najsłabsze ogniwo które ugnie się pod groźbami kolegów i zbierze w domu nieziemski ochrzan „dlaczego akurat ty dałeś się w to wrobić? myślisz że nie mam co robić?”)
– spotkaniami z bezzębnym lokalnym „literatem” który swą niezbyt wyraźną polszczyzną będzie przez dwie godziny opowiadał jak łąki za szkołą wyglądały 40 lat temu, którędy biegło koryto rzeki i dlaczego zdecydował się napisać o tym 10 książek i dwa tomiki poezji
Przez to wszystko musiałem, jak każdy uczeń, przejść na wszystkich szczeblach edukacji. Więc drodzy nauczyciele – nie dziwcie się zatem że na dźwięk słowa „szkolna impreza” jeżymy się, warcząc ostrzegawczo i zapobiegawczo skrobiąc usprawiedliwienia. Bardzo możliwe że tym razem to coś innego i moglibyśmy miło spędzić czas – ale my nie zamierzamy tego sprawdzić, straciliśmy zaufanie do imprez edukacyjnych tak w okolicach V klasy. Nas już nic nie przekona że szkolny dzień dziecka może być ciekawy.
Od czasów „reformy” Handkego, a szczególnie systemu awansu zawodowego z jego charakterystycznym „dokumentowaniem” działań, coraz więcej rzeczy robi się w oświacie rzekomo dla dzieci, a tak naprawdę po to żeby je można było „udokumentować” i stosownym urzędasom pokazać. Za jakiś czas plan tego „Dnia Dziecka” Wasza dyrekcja pokaże urzędasom p.Hall od „zewnętrznej ewaluacji” oni co trzeba odfajkują i dostaniecie A za jakiś element pracy szkoły;-)
Dzieci to bezbłędnie czują i reagują adekawatnie do sytuacji!
Z „wspaniałych” atrakcji wspomniałbym jeszcze
– mecze piłki nożnej, np. klasy 7 vs 8 (czyli gra 11 a pozostała setka z rocznika się nudzi, znaczy – „kibicuje”)
– konkursy wiedzy o czymkolwiek, z dobrze przygotowanymi uczestnikami (żeby ładnie wyglądało)
– występy – jakiekolwiek – gdzie nic nie słychać dalej niż 3 rząd ławek, bo nagłośnienie nie działa, ktoś ukradł baterie od mikrofonu, 50 letni magnetofon odmówił posłuszeństwa itd.
Pradziadek przeciągał linę, dziadek przeciągał, ojciec przeciągał to i ty gówniarzu będziesz przeciągać!
S-21 pisze: czy to wina nauczycieli? Czy myślisz, że robią to dla przyjemności? Czy może dlatego, że durni politycy, których i ty wybrałeś popisują się swoją radosną twórczością?
Do nn
Ja się staram pokazać dokładnie jak wyniki działania róznych Handke, Łybackich, Giertychów, Hall i całej tej politycznej menażerii zmuszają nauczycieli do takich a nie innych zachowań;-)
Najbardziej uderzajace wlasciwie we wszystkich wypowiedziach jest dla mnie brak jakiegokolwiek zaangazowania sie uczniow i nauczycieli w zycie szkoly. Co wiecej, nikt tu nie uwaza, ze to cos niewlasciwego. Wrecz przeciwnie, wszyscy jakgdyby sie tym afiszuja.
Tak jak niedawno wspominalem wiekszosc czasu uczylem w Toronto, troche w Seulu i Zurichu. W pierwszych tygodniach nauczania to co bylo dla mnie najbardziej uderzajace to to, ze po ostatnim dzwonku szkola ozywiala sie jak ul. Pamietam z Warszawy, z wlasnej szkoly tez, ze nie skonczyl sie jeszcze ostatni dzwonek a szkola kompletnie pustoszala.
Tutaj zycie zaczyna sie dopiero po odwaleniu lekcji. Motto naszych uczniow
I don?t mind school. It?s classes (that) I hate. 😀 .
Pilka nozna klasa 8 przeciw 7. Emocje do nieba – czy siodmacy dokopia klasie osmej.
Bilety na przedstawienia teatralne, koncerty uczniow sa zawsze wyprzedane! Nikt nikogo nie zmusza do przychodzenia. Kieruje tu autentyczne poparcie dla kolegow i uczniow.
Mecze nauczyciele – uczniowie. Moj pierwszy baseball! Dali mi kij do lapy i kazali walic – byle dalej. Za pierwszym razem pilka poleciala moze ze dwa metry. Chichom i zartom nie bylo konca. W koncu wybilem te nieszczesna pilke gdzies na w miare przyzwoita odleglosc – stalem sie bohaterem dnia.
? wyniki działania róznych Handke, Łybackich, Giertychów, Hall i całej tej politycznej menażerii zmuszają nauczycieli do takich a nie innych zachowań?.
Czyzby? Trzeba to lubic a zaangazowanie przyjdzie samo.
A u nas w szkole ( podstawowej klasa 2 i 3) żadnego Dnia Dziecka nie było. Nikomu się nie chciało niczego organizować.
Były normalne lekcje.
A dzień nauczyciela był. Też niczego nie zorganizowano co prawda (przynajmniej oficjalnie) tylko lekcji nie było.
I rekolekcje były.
A dzieci w podstawówce akurat uwielbiają zabawy, turnieje i wszelkie święta, ale nie było.
Widać ministerstwo nie chciało ekstra zapłacić za ekstra wysiłek.
No, ale jak się ma takiego ministra..
xbelfer
Na to o czym piszesz znam odpowiedź.
Uczę w szkole gdzie dzieciaki dowozi gimbus. Przeciętnie mają 7 lub 8 lekcji. Nie ma stołówki, szkoła rozwalająca się, brak korytarzy. Niektórzy dojeżdżają około godziny w jedną stronę.
Oni są głodni, piechotą by poszli do domu. Mają dosyć tłoczenia się w namiastkach korytarzy. Klaustrofobii można dostać.
Nie narzekam i nie marudzę. Staram się zrozumieć postawę dzieciaków.
Jako małolat nie lubiłem występów, wycieczek, masowych zabaw.
Teraz jak coś proponuję to nie jestem zdziwiony, że część po prostu nie chce brać udziału w wycieczkach, ogniskach, zawodach sportowych, wyjazdach do teatru, kina, muzeum, rejsach, festiwalach itp
Mają prawo mieć własne zdanie.
Nie chcą też przez cały czas być pod opieką dorosłych.
Gdybym był w ich wieku na pewno wybrałbym rozwijanie własnych fascynacji.
PS
U nas dzisiaj frekwencja w okolicach 90%
Do xbelfer
>Czyzby? Trzeba to lubic a zaangazowanie przyjdzie samo.<
Dawno nie byłeś w kraju, a polska szkoła się od Twoich czasów zmieniła. Na gorsze! W Twojej szkole pracuje się dla uczniów! W polskiej obecnie dyrekcje (a one to przenoszą na nauczycieli!) nie z efektów pracy(atmosfera w szkole jest jednym z nich)! tylko z tworzenia papierów, które dokumentują jak dobre i słuszne działania zostały podjęte w szkole.
Nie jest ważne co tak naprawdę się wydarzyło- ważne jest żeby papiery dobre były. Najlepsze są dla urzędasów-kontrolerów takie, które akurat uczniom nie pasują. Najlepsze zaś papiery są z nieistniejących imprez. O takich można wszystko napisać bo nikt ich nie widział.
Ja naprawdę bardzo lubię młodzież, mam duży harcerski staż, i bawię się tym co robię(też jestem matematykiem i fizykiem), ale ten biurokratyczny kaganiec i smycz odbiera jakąkolwiek chęć takich szkolnych działań. Mogę poza szkołą, poza biurokratycznym systemem, ale w szkole mam papiery tworzyć,a nie mysleć o uczniach;-)
Powinno być „…dyrekcje rozlicza się(!)…”
tu mogę poprzeć S-21. Nikogo, a nikogo nie obchodzi jak nauczyciel uczy. Nikt go z tego nie rozlicza. Może się starać, mieć dobre wyniki, mogą uczniowie mu dziękować za to, że własnie on ma z nimi zajęcia (choć to nie jego zasługa), ale to wszystko jest nieważne.
Za to każdy nauczyciele jest skrupulatnie rozliczony z każdego papierka, który napisał i podpisu, który złożył.
W razie kontroli tylko to jest ważne i tylko za to można oberwać.
Nic więcej prócz papierków, których nikt i tak nie czyta nie jest ważne.
… i jak tu się przyznać, że u mnie zorganizowane było wyjście całej szkoły na zieloną trawkę, były zawody sportowe (dzieci zapisywały się same), zdarzyło się, że czwartaczek zagrał w turnieju piłki nożnej z gimnazjalistami (bo brakowało do składu), grało się w piłkę plażową zdobytą w konkursie („szkoda, że pomarańczową… za I miejsce była niebieska”), były popisy taneczno – wokalne dla kilkuosobowych grupek widzów i wielkiej widowni, spontaniczny festiwal min i minek, bujanie się na huśtawkach, łażenie po torze przeszkód, gadanie z nauczycielem, bo trzeba się koniecznie podzielić wyczynami ulubionego pieska, podzielić wątpliwościami czy 20zł starczy na upominki dla rodzeństwa, rodziców i jeszcze babci.
Na koniec wędrówka przez całe miasto na lody.
Ad S-21 i inni.
Rzeczywiscie, znajac inne polskie realia, byc moze stracilem kontakt z polska szkolna rzeczywistoscia.
Mam nadzieje, ze moje refleksje nie sa odbierane jako pouczenia czy jakies wymadrzanie sie. Po prostu, jak widac, mialem duzo szczescia w swoim zawodowych losach.
Time, ale co z tego?
parker i Eltoro ci nie uwierzą, bo przecież jesteś nierobem, prześladujesz dzieci, wymagasz mnóstwo od wszystkich poza sobą, jesteś frustratem, nienawidzącym swojej pracy, chcesz dostawać kasę za nic, jesteś ignorantem, nie zależy ci na uczniach, pogardzasz innymi,.
Więcej grzechów nie pamiętam, ale na pewno dopiszą:)
Spadam sprawdzać testy, z radością i przy piwku, słuchając sobie Trójki.
Eh, nie dość, że nierób, co pracuje o 22 i dziś siedział 3 godziny dłużej, bo robił dzień niemiecki, to jeszcze ośmiela się mieć z tego fun i nie uważa siebie ani każdego nauczyciela za nieroba/ignoranta/manipulatora/nieuka.
A znam takich co siedza w szkole do 18 i robia gazetki, organizuja konkursy, dodatkowe zajecia dla uczniow itd
Ale co ja gadam, takich osob nie ma, Parker i Eltoro ich nie widzieli, no dobra Parker zobaczyc ich tylko umie w szkole prywatnej, jakby tam jakis inny gatunek (nad)ludzi pracowal. Nie to co te nieroby i buraki w szkole publicznej…
grześ pisze:
2011-06-01 o godz. 22:11
Co chcesz usłyszeć?
Że są nauczyciele wykształceni, inteligentni, oddani swojej pracy, kreatywni, z otwartym umysłem na nowoczesna pedagogikę i metodykę, dokształcający się, kulturalni, oddani dzieciom i nie krzywdzący ich, sprawiedliwi?
Są.
Zazwyczaj odchodzą do szkół społecznych albo prywatnych po konfrontacji ze swoimi kolegami z publicznej oświaty i z panującymi w niej stosunkami.
Są też tacy wśród nich, którzy z różnych powodów nie mogą tego zrobić i uczą w publicznych placówkach. System pomału ich kształtuje na swoje kopyto i po paru lub parunastu latach przystosowują się tracąc złudzenia. Każdy chce żyć.
Zanim się przystosują, męczą się patrząc na dominującą miernotę i próbują jakoś się realizować w swoich zawodowych pasjach, mimo niesprzyjających okoliczności. Chwała im za to.
Są na pewno wśród nich również tacy, którzy uczą w szkołach publicznych z powodu przekonania o potrzebie pomocy tym dzieciom, których nie stać na prywatne szkoły, których rodzice nie rozumieją potrzeby dobrej edukacji, w biednych dzielnicach i miejscowościach.
Ale oni wszyscy stanowią zdecydowana mniejszość.
W dodatku cichą, jak wychowawca w linkowanym artykule o domach dziecka, który opisywał sposoby jakimi próbował pomagać i chronić swoich podopiecznych przed zwyrodniałą i dominującą większością.
Ale to nie oni stoją na drodze zmian naszego systemu oświaty.
Na drodze zmian, stoją roszczeniowe miernoty którym obecny system odpowiada, poza zarobkami.
A i zarobki w niektórych biedniejszych regionach mają niezłe na tle otoczenia. Pensja nauczycielska marna, ale jak się ma kwalifikacje sprzedawczyni w wiejskim sklepiku, albo talent mniejszy od fryzjerki, gdzie można 1200 złotych zarobić bez ubezpieczenia to ta pensja wygląda całkiem nieźle.
Bo skąd by się brało tak często opisywane na blogu kumoterstwo przy zatrudnianiu w szkołach, jakby praca była tak mało atrakcyjna?
To te miernoty się boją likwidacji Karty Nauczyciela bo maja świadomość, że w normalnym zdrowym systemie oświaty ze swoimi kwalifikacjami, nie maja czego szukać. A poza pracą do której się załapali, trudno będzie im znaleźć jakakolwiek inną na rynku. Bo nic nie potrafią, uczyć też.
@ time:
Każdy wie, że lepsza jest niebieska! Pomarańczowe są dobre dla dziewczynek.
Psa chciałem, ale mama wolała kota, którego dręczyłem ze złości, że nie jest psem.
Moje kieszonkowe też wynosiło 20zł (ekwiwalent 10 pączków) tylko teraz nie pamiętam,- miesięcznie czy tygodniowo.
Mam nadzieję, że pisujesz gdzieś felietoniki, bo masz talent!
No i z takim humorem dzieci nie mogą Ciebie nie lubić! 🙂
parker, likwidacja KN i pozwolenia samorządom na decydowanie o wszystkim dopiero otworzy drogę do kumoterstwa, popatrz kto pracuje w urzędach gmin. Teraz przynajmniej trzeba mieć jakieś kwalifikacje.
@zza kałuży
Chyba zacznę pisać 🙂
Roboczy tytuł: „Z pamiętnika NIEUDACZNIKA”