Nauczycielu, pokaż dyplom!

Dyplom ukończenia studiów pokazałem dyrekcji w chwili podpisywania umowy i na tym się skończyło. Kopia tego dokumentu, o ile jej mole nie zjadły, leży na dnie mojej teczki osobowej. Pies z kulawą nogą się nią nie interesuje, uczniowie i rodzice widocznie wierzą, że posiadam kwalifikacje do nauczania swojego przedmiotu. Niestety, z tym różnie być może. Kto wie, czy nie jestem samozwańczym polonistą?

Piszę o tym nie po to, aby składać donos na samego siebie. Zainspirował mnie jeden z czytelników „Gazety Wyborczej”, który zachwyca się publicznym pokazywaniem przez nauczycieli swoich dyplomów:

„Niedawno widziałem stronę WWW poznańskiej szkoły prywatnej, gdzie umieszczone są fotokopie dyplomów wszystkich nauczycieli. Jeśli taki wymóg nie będzie obowiązywał także w szkołach publicznych, nadal nasze dzieci będą uczone przez nieuków zatrudnionych przez wszechmogących nieusuwalnych dyrektorów, wybieranych na pięcioletnie kadencje.” (zob. źródło)

Mocne słowa, ale kto wie, czy nie święte. Niestety, w moim przypadku wystarczy mała iskra, a już mi w sercu ogień płonie i nie chce wygasnąć. Zacząłem się wiec zastanawiać, czy moja dyrekcja ma jakiś dyplom do pokazania. Niby wiemy, czego uczy szef i szefowa, ale diabli wiedzą, czy mają na to stosowne dokumenty. Może zadziałała logika, że skoro uczą danego przedmiotu, to widocznie posiadają stosowne dyplomy. A jeśli nie? A co z innymi nauczycielami? Dopiero mielibyśmy się z pyszna, gdyby okazało się, że sami siebie mianowali specjalistami? Czuję, że nadchodzi era, kiedy dyplom ukończenia studiów trzeba będzie nosić przy sobie i na żądanie okazywać każdemu rodzicowi, uczniowi, jego ciotce, babci i wujkowi. Czy jesteśmy na to przygotowani?

Szukam swojego dyplomu z polonistyki i nie mogę znaleźć. Przypomniało mi się, że jeden odpis złożyłem w Uniwersytecie Łódzkim, gdy ubiegałem się o przyjęcie na historię sztuki, drugi złożyłem, gdy wnioskowałem o indywidualny tok nauki na filozofii. Do tej pory nie pofatygowałem się po odbiór. Oryginał zaś zostawiłem u babci na dowód, że nie zmarnowałem pieniędzy, które mi dała na garnitur, abym elegancko wyglądał na egzaminie magisterskim. Tak oto zostałem bez dyplomu i odpisów. Mam nadzieję, że uda mi się coś odzyskać, bo inaczej po 16 latach pracy okaże się, że jestem nieuk, którego zatrudnił wszechmogący dyrektor.