Prawnik o literaturze

W liceum testomania, najskuteczniejsza metoda przygotowywania uczniów do idiotycznej matury, osiągnęła już apogeum. Aby więc nie zwariować, wyrwałem się z kilkoma klasami na wykład prof. Witolda Kuleszy pt. „Bajki i legendy w świetle prawa karnego”. Nie pierwszy to już raz przybyłem na Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego i nie po raz pierwszy słuchałem z zapartym tchem prof. Kuleszy. Można powiedzieć, że jestem jego stałym słuchaczem, chodzę bowiem, kiedy tylko mogę.

Gdy za literaturę zabiera się osoba, która nie jest literaturoznawcą, zawsze jest to inspirujące. Ze swojej nauki szkolnej pamiętam, że III część „Dziadów” najinteligentniej wyjaśnił mi pewien zawodowy historyk filozofii, specjalista od Kanta, natomiast polonista jakoś nie mógł dodać uczniom skrzydeł. Niespecjalista bowiem potrafi, nie dzieląc włosa na czworo, przejść od razu do tego, co uderza i uderzać powinno. Na temat Mickiewicza też najburzliwsze dyskusje prowadziłem z ekonomistą i ratownikiem pogotowia, natomiast z polonistą jakoś nie szło. Po prostu nie miał nic więcej do powiedzenia poza tym, że tu jest inwokacja, a tam porównanie homeryckie, a gdzie indziej epitet i metafora. Obecnie też ze znajomymi polonistami w ogóle nie rozmawiam o literaturze, już prędzej o malowaniu ścian farbą zmywalną lub o odśnieżaniu drogi łopatą. O literaturze rozmawiam w szkole z panią woźną, co mnie bardzo inspiruje. Nie chcę tu nikogo obrażać, to niczyja wina, że polonista z polonistą o literaturze nie rozmawia, to po prostu fakt.

W szkole jestem niewolnikiem matury, dlatego na wykład Witolda Kuleszy szedłem z nadzieją, że zdejmie mi z duszy kajdany i pozwoli spojrzeć na literaturę okiem człowieka wolnego i mądrego. Tak też się stało. Profesor pomysłowo i twórczo odniósł współczesną terminologię prawniczą do świata baśni i legend. Rozważał m. in., czy szewczyk Dratewka zabił smoka Wawelskiego, kierując się prawem wyższej konieczności, czy też dokonał zbrodni ze szczególnym okrucieństwem. Uczniowie byli głęboko przekonani, że Dratewki nie można obciążyć winą, ponieważ działał na polecenie księcia Kraka. Profesor powołał się na szereg przepisów i udowodnił, że w rozumieniu prawa morderstwo na czyjejś polecenie nie powoduje uchylenia bezprawia. W podobny sposób omówione zostały inne baśnie. Zrobiłem szczegółowe notatki, natomiast uczniowie wykład nagrywali, zdaje się bez wiedzy mówcy. Jedna z uczennic, chyba pod wpływem wyrzutów sumienia, wyjaśniła mi, że nagrywa, bo jej mama kazała.

Gdy na lekcjach oceniamy czyny bohaterów literatury, to młodzież przeważnie twierdzi, że jak ktoś wykonuje czyjeś polecenie, to nie może ponosić żadnej odpowiedzialności. Bardzo trudno mi przekonać uczniów, że tak wcale nie jest. Kultura prawna jest na tak niskim poziomie, że wykłady z prawa powinny być w szkole obowiązkowe. Uczniowie są po prostu w tych kwestiach zieloni, a dorośli nie tylko zieloni, ale nawet spleśniali w swej niewiedzy. Ja zaś wiem tylko troszkę więcej na ten temat, ponieważ niejednego wykładu profesora Kuleszy wysłuchałem. Jak będzie okazja, to znowu się przejdę, bo przecież ignorantia iuris nocet.