Jak sobie radzić z dziennikarzami?

Miałem się przespać na szkoleniowej radzie pedagogicznej, ale była tak ciekawa, że nawet nie ziewnąłem. Słuchałem i notowałem, jakby to było objawienie. Dyrekcja zafundowała nam szkolenie o tym, jak sobie radzić z dziennikarzami. Wyjaśnił nam te sprawy zawodowy dziennikarz, a zrobił to po mistrzowsku. Po prostu mucha nie siada. Od tej chwili wiem, jak postępować, gdy do szkoły zwalą się media. Nauczę się tego na pamięć i codziennie będę sobie powtarzał w myślach główne tezy. Mam nadzieję, że w praktyce dam sobie radę. Dziennikarze, drżyjcie!

Tak sobie pomyślałem, że przydałoby mi się podobne szkolenie z innych dziedzin. Na przykład jakiś doskonały lekarz mógłby nam wyjaśnić, jak radzić sobie z lekarzami, a policjant – jak z policjantami. To nie wszystko – pójdźmy na całość. Wpadłby do nas ktoś mądry z Urzędu Skarbowego, aby wyjawić, co zrobić z upierdliwymi urzędnikami w tymże urzędzie. Zawsze jest przecież jakiś sposób, tylko człowiek go nie zna. Chciałbym też poznać receptę na postępowanie z urzędnikami Wydziału Komunikacji albo z kominiarzami, gdy nachodzą mnie, aby przeczyścić komin. W ogóle jestem żądny każdego szkolenia, prowadzonego przez inteligentnych specjalistów, którzy podaliby recepty na radzenie sobie z ich kolegami po fachu. W tej sprawie jestem gotów poświęcić cały swój prywatny czas. To po prostu genialna wiedza.

Na wszelki wypadek, bo na razie nie potrzebuję, uczestniczyłbym w szkoleniu, prowadzonym przez rodzica, jak sobie radzić z rodzicami, oraz przez czyjąś żonę, jak sobie radzić z żoną. Przydałby mi się też kurs prowadzony przez dziecko, które wyjaśni, jak sobie radzić z dziećmi.

Naprawdę kurs był idealny, więc mam nadzieję, że nie zakończy się na jednym spotkaniu. Z tyloma ludźmi trzeba się w życiu zmagać, że bez odpowiedniego szkolenia człowiek jest bezradny niczym niemowlę. Kłaniam się swojemu przełożonemu w pas, bo w sprawie rad szkoleniowych ostatnio trochę narzekałem, a tu, proszę, spotkało mnie miłe zaskoczenie.