Gdzie się podziali zawodowcy?
Uczestniczyłem w obowiązkowym kursie z zakresu BHP. Konkretnie dotyczył on dbania o nauczycielski głos. Pani prowadząca zajęcia była przemiła, urocza i wygadana. Można by się z nią umówić na kawę i czas na pewno nie byłby zmarnowany. Co innego jednak kurs. Najdelikatniej mówiąc, siłą ciążenia wegetowałem cielskiem na krześle, gdy mój duch pragnął czym prędzej umknąć. Były to bowiem zajęcia dobre dla gimnazjalistów, a nie dla grona weteranów edukacji (średnia wieku nauczycieli w mojej szkole jest powyżej 40).
Ze słów prowadzącej wynikało, że jest po studiach podyplomowych z zakresu „głosu”, czyli żaden z niej profesjonalista. Po prostu trochę liznęła tematu i ma na to papier, że może szkolić ludzi. Taki nieprofesjonalny kurs można rozpoznać na kilometr. Połowę czasu poświęca się na definiowanie pojęć, np. co to jest głos, a drugą połowę na przedstawianie tabel i wykresów. Od siebie zero, bo niby skąd, skoro prowadzący nie ma żadnego doświadczenia. Wartość takich zajęć jest taka sama, co przeczytanie strony w internecie na podobny temat. Tylko że czytanie tej strony zajmuje niewiele czasu, nie kosztuje nic, natomiast kurs to jednak czas i spore pieniądze. Pani bierze przecież za swoje usługi wynagrodzenie.
Zastanawiam się, dlaczego możliwy jest taki proceder, że niezawodowcy szkolą pracowników oświaty. Dlaczego studia podyplomowe dają prawo do stawania przed dorosłymi ludźmi, aby wytłumaczyć im to, co należy powiedzieć gimnazjaliście? Dlaczego pani nie posiada uprawnień tylko do szkolenia przedszkolaków? Dlaczego serwuje się nam papkę dla niemowląt, gdy my potrzebujemy pożywnego posiłku?
Od lat chodzę na podobne kursy i za każdym razem czuję się, jak człowiek w restauracji, któremu kelner przynosi nadgryzioną kanapkę. A przecież obiecano mi tu filet cielęcy po królewsku. Nie ma deseru, nie ma kawy, jest tylko ta nadgryziona kanapka. Kiedy to się skończy? Kiedy kursy dla nauczycieli zaczną prowadzić zawodowcy?
Komentarze
Na szczęście zdarzają się też kursy, szkolenia, nawet studia podyplomowe dobrze przygotowane i prowadzone przez profesjonalistów. Bywa, że nawet darmowe dla użytkownika (finansowane z EFS). Jeśli kurs odbywa się w szkole to najczęściej nie ma wyboru i trzeba na nim być, w przeciwnym wypadku zazwyczaj istnieje pole manewru, można znaleźć coś ciekawego i przydatnego. Z jednej strony przyznaję rację panu Chętkowskiemu, z drugiej zachęcam do poszukiwań (mówię na podstawie własnych doświadczeń).
Na ile nauczyciele w szkołach starają się wpływać by byli szkoleni z tego czego potrzebują i w sposób w jaki potrzebują? Myślę, że w wielu biznesowych sytuacjach takie „podróby” nie byłyby mozliwe. Ze wzgldu na sprzeciw zarówno zarządzających, jak i uczestników.
Brajter
Twój komentarz ujmuje sedno problemu. Dalsze komentarze to będą dywagacje. Tak przypuszczam.
Takie samo pytanie zadaję nauczycielom w szkołach. Dlaczego uczą dzieci tego, co każdy może znaleźć jednym kliknięciem myszki w internecie?
Nie wspominając o tym, że Pani, która przeprowadzała to szkolenie oprócz 5 letnich studiów musiała skończyć jeszcze jedne studia i się głowić, żeby zdobyć jakąkolwiek pracę. Bo o innych ludzi państwo tak nie dba jak o nauczycieli, że posyła 6 latków do szkoły by im etaty zapewnić.
Nie deprecjonował bym pracy innych, skoro praca nauczyciela też do najambitniejszych nie należy. Nie wspominając o efektach tej pracy.
Żenujące motywy szkoleń nauczycieli niosą te , które organizują wydawnictwa podręczników szkolnych. Cała propaganda skupia się na tym , by właśnie TO a nie INNE wydawnictwo wybrać. W zamian- proponują nauczycielowi – bezpłatną obudowę metodyczną, jakieś sprawdzianiki i tym podobne bajery. Głupio się czuję , gdy do torby reklamowej wpycha mi się kolejny podręcznik z tego samego poziomu kształcenia i jakiś długopisik. – -Brać nie brać- a może brać- ? ))) Okazuje się często,że wydawnictwo ma jednego, który radzi sobie z metodyką, psychologią i marketingiem ))))) (((((. A ja zaproponowałam radzie temat szkolenia- < > Z profesjonalistą.Aplauzu nie było, bo to-według dyrekcji- drogo kosztuje Spróbuję jeszcze raz ))
Trochę mi tu tekstu wycięli- ale niech tam ))
A ja byłam ostatnio na świetnym szkoleniu. I pani nie miała podyplomówki, pani była psychologiem szkolnym. Ale pani miała dziecko własne dysfuncyjne i mówiła rzeczy z życia wzięte. Nie gadała głupot, nie wprowadzała definicji tylko się dzieliła rozszerzając temat na różne dysfunkcje (tematyka szkolenia). I pomimo tego że szkolenie było w piątek pani dostała brawa.
Ale byłam też na wielu szkoleniach podobnych do tego. Usmiechnęłam się na tekst o definicjach… Każde szkolenie o agresji itp zaczyna się od definicji. Mase szkoleń zaczyna się od 4 różnych definicji. Ale gdzie w tym życie?
I to nie jest tak że jak sobie człowiek sam wybierze to jest lepiej. Tego ostatniego fajnego sama nie wybrałam a było super. Bywały szkolenia na które chciałam iść a które w praktyce okazywały się porażką. To jest jakiś brak informacji kto jest dobry a kto nie. Nie ma rankingów, człowiek wybiera po temacie i nie wie kim będzie prowadzący. A każdy temat można spieprzyć albo zrobić dobrze.
Po prostu szkolnictwo stało się krainą fikcji. Wydaje dyplomy i świadectwa za którymi nic nie stoi.Ale też i od swoich pracowników wymaga papierów obojętnie jak zdobytych.Więc…;-)
Lidqa nie ma decyzji bez ryzyka ale statystycznie jeśli sam wybieram i zadaję sobie trochę trudu aby sprawdzić kto i jak zamierza mnie edukować, przejrzę witrynę sieciową, wykonam telefon, popytam znajomych, zadam parę podchwytliwych pytań to prawdopodobieństwo satysfakcji z takiego szkolenia jest znacznie większe niż w przypadku odgórnie narzuconego spotkania.
Ale wiesz, Gospodarzu, takie samo pytanie zadawałem sobie, dlaczego angielskiego moje dziecko w I klasie SP uczyła jakaś pani po podyplomowym kursie angielskiego, sama będąca z zupełnie innej bajki. Albo dlaczego w klasach IV-VI to samo dziecko było uczone plastyki przez nauczyciela historii, który zrobił sobie papierek z plastyki i dzieci oceniał na podstawie tego, czy w dobrym miejscu na kartce umieściło słońce i na podstawie znajomości definicji. Zresztą nawet pełny dyplom nie gwarantuje jakości. Można więc powiedzieć, że cierpicie za błędy własnego systemu produkowania absolwentów bez żadnych umiejętnosci i z wiedzą, której uczeń/student/pracownik równie dobrze mógłby nauczyć się siedząc parę godzin w internecie. Ile razy moje dziecko z gimnazjum wraca z poczuciem kompletnej straty czasu, bo wszystko, czego sie w szkole nauczyło tego dnia jest w podręczniku i wystarczyłoby mu pół godziny, żeby to sobie przeczytać. Kursy są, bo sa potrzebne papierki. Skoro są kursy, to są i potrzebni wykładowcy. I tu też wystarczy papierek. System szkolny opiera się na obrocie papierami i w zasadzie uczniowie i nauczyciele sa tylko do tych papierów dodatkiem.
…biura pracy służą do zapewniania pracy swoim pracownikom. A kursy rozmaite do zapewniania pracy szefom kursów i ich pracownikom.
Obserwowałem kiedyś organizowany przez biuro pracy kurs z podstaw prowadzenia przedsiębiorczości. Zapytałem panią prowadzącą zajęcia, czy kiedykolwiek prowadziła działalność gospodarczą. Odpowiedziała, że nie, ale jest przeszkolona.
W trakcie tego samego kursu nauczano podstaw działania DOS-a i kilku innych od dawna nieżywych systemów komputerowych.
To dobry reportaż o tym, jak wyglada aktualna urzędnicza spychologia w Polsce na trudnej łączce wychowania[;-)]…
http://www.polityka.pl/kraj/1509620,1,reportaz-mlodzi-gwalca-w-znine.read
Szkoła i uczelnia obecnie służą do wymęczenia papieru.
Ktoś kto będzie chciał zarabiać dzięki wykształceniu,będzie wkrótce musiał zostawać profesorem,bo taka będzie dewaluacja świadectw i dyplomów wydawanych przez państwowe lub podlegające państwowym regulacjom szkolnictwo.
Tym razem odwołuję wszystkie złośliwości pod adresem Gospodarza. Tak to jest!
Ja tez sie przylanczam do Tomasza, ja takze odwoluje wszelkie nieprzyjemnosci wobec Dariusza. Takie jest zycie, nic dodac, nic ujonc…
Gospodarzu. Odpowiedzi na twoje pytania są zawarte w twoim tekście.
Nie należy korzystać z fast-foodów.
Trzeba szukać renomowanych i sprawdzonych jadłodajni, ale nie ulegać urokowi fasady i dekoracji wnętrz.
Przed wyprawieniem uczty wykonać rozpoznanie, zapytać znajomych, dokonać degustacji.
Zastanowić się czy czasem nie lepsza byłaby domowa kuchnia. Ja jestem jej miłośnikiem.