Kto zabierze głos na radzie pedagogicznej?
Wydaje mi się, że zebranie rady pedagogicznej jest po to, aby nauczyciele zabrali głos. Wypowiedzieli się w sprawach, które są ważne dla szkoły. Dlatego rwę się i mówię. Dzisiaj dyskutowaliśmy o tym, czy rada pedagogiczna ma coś do powiedzenia w sprawie przyznawania dodatku motywacyjnego oraz dyrektorskich nagród. Najpierw przedstawił swój punkt widzenia dyrektor, a potem ja poprosiłem o głos. Każdy z nas powiedział swoje. Kiedy szef zapytał, czy ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia, okazało się, że nikt. Wszyscy chcieli iść do domu.
Po każdej radzie pedagogicznej żałuję, że się odzywałem. Po co mam gadać, gdy nikt inny nie chce? Ludzie milczą na zebraniach, za to gadają po kątach. Wtedy mają swoje zdanie i własny punkt widzenia. Tylko co po takim gadaniu, skoro nie dochodzi ono do dyrekcji? Im mniej słów na radzie pedagogicznej, tym więcej plotek. Wolę stawiać sprawę otwarcie, ale ludzie wolą po kątach.
Kilka osób prosi mnie, aby na kolejnej radzie pedagogicznej zaproponować dyskusję o najbardziej palących sprawach, czyli takich, o których się namiętnie plotkuje. Parę osób wkurzyło się z powodu niesprawiedliwego, ich zdaniem, podziału dodatku motywacyjnego i nagród. Chcą publicznej dysputy. Wiem jednak dobrze, że to nie ma sensu. Nawet gdy oficjalnie zgłoszę dany problem do programu zebrania nauczycieli, to ludzie nie zechcą mówić. Dyrektor powie swoje, nikt się nie odezwie, ja wyjdę na durnia. Natomiast po radzie ludziom rozplączą się języki i wtedy każdy będzie miał wiele do powiedzenia. Nie rozumiem tej postawy. Nie znoszę plotkowania, zdecydowanie wolę otwarte stawianie sprawy. A jednak i ja zniechęcam się do zabierania głosu na spotkaniach pracowników, odkrywam uroki milczenia na radach i plotkowania po kątach.
Komentarze
Hmm, czasami zdarzało mi się odezwać na radzie w ważnej moim zdaniem sprawie, raz nawet przypomniałem dyrekcji, że nie mam obowiązku pilnowania młodzieży w kościele w czasie rekolekcji. A sytuacja była o wiele bardziej kuriozalna, bo wg zaleceń, ci, którzy z jakichś względów nie chcieliby iść do kościoła i opiekować się uczniami – mieli to zgłosić dyrekcji ergo przyznawać się do innego wyznania czy ateizmu.
Co ciekawe – szeptanki na różne tematy przed radą i po niej to chyba norma w każdej szkole, na radzie wszyscy mają gęby na kłódki.
Brak dialogu = brak szacunku. Brak szacunku = brak dialogu.
I pamiętajcie drodzy uczniowie: bądźcie w życiu nieobojętni, nie bądźcie neutralni, bądźcie odważni.
Amen.
I co dalej ? Nic nie da się zrobić ?
Da się !! Pod jednym warunkiem: musi być was ? myślących podobnie, pasjonatów, twórczych, chętnych do wysiłku i WSPÓŁPRACY ? więcej niż jeden. Dobrze jeśli jest was dwoje, lepiej gdy troje, jeszcze lepiej gdy czworo. Na początek wystarczy. Jeśli zaczniecie rozmawiać wspólnie, uzgadniać wspólnie, działać wspólnie, to nikt wam nie jest w stanie przeszkodzić. Nawet najgorszy dyrektor. Co więcej, zaczną przyłączać się do was kolejni nauczyciele.
I koniecznie spotykajcie się po pracy, prywatnie, towarzysko. I nie kryjcie się z tym. I bądźcie radośni, pozytywnie nastawieni do wszystkich, sympatyczni, unikajcie krytykowania, ale bądźcie przy tym konsekwentni i solidarni. Popierajcie siebie, ale także prowadźcie ze sobą dialog, spory ? nie po kryjomu, oficjalnie, w pokoju nauczycielskim, na radach pedagogicznych. Niech inni obserwują, że można mieć różne zdania, a zarazem, można znaleźć kompromis i radośnie współpracować.
Głośno mówcie o swoich sukcesach. Nie bójcie się wątpliwości, błędów, porażek ? i też o nich rozmawiajcie oficjalnie. Jestem pewien, że wystarczą trzy osoby (dwie to troszkę za mało).
Co wy na to ? Widzicie jakieś inne sposoby ? Uzdrawianie za pomocą dekretów ? Intensywne szkolenie wszystkich nauczycieli ? Stopniowa ewolucja ? Czekanie na zmianę pokoleniową ? Czekanie na cud ?
Kto nie wierzy – niech spróbuje. Kto spróbował – niech opowie.
Władek.
Ale również:
Co ciekawe – szeptanki na różne tematy przed wywiadówką i po niej to chyba norma w każdej szkole, na wywiadówce wszyscy mają gęby na kłódki.
Gospodarzu. Spójrz szerzej. Przecież to zjawisko dotyczy wszystkich uczestników szkoły: uczniów, nauczycieli, rodziców i dyrektorów. Każdy boi się odezwać wobec tego, kto stoi wyżej w hierarchii. Bo nie chce narazić się, bo nie chce mieć wroga, bo boi się zemsty, bo przełożony odegra się, wytknie, skontroluje, zada dodatkową robotę, będzie polował na potknięcia i błędy, obrazi się, … .
I co dalej ?
To jest kwestia stylu zarządzania wprowadzanego odgórnie. Jeśli zwierzchność, począwszy od p.Hall wydają tylko polecenia nie znoszace sprzeciwu i oczekują ich wykonywania bez dyskusji, to i dyrektor nie bardzo ma co powiedzieć podwładnym. On musi doprowadzić do tego żeby oni ze strachu każde(!) polecenie bez dyskusji wykonywali. Inaczej szybko sam przestanie być dyrektorem;-)
Ync opowiadam, jak prosiłeś. Twa rada mądra jest oraz przez nas wypróbowana. Tak właśnie robiliśmy ładnych parę lat temu i było nas z dziesięć, a chwilami więcej. Atmosfera super, świetnie się współpracowało, po godzinach piło wino w knajpkach, domach, chodziło do teatrów. Dzięki temu dyrekcja- potwór, która starała się o drugą kadencję została przez nas zaopiniowana negatywnie w głosowaniu tajnym. Nawet się dziwiłam, bo wszyscy się jej panicznie bali i myślałam, że nikt się nie odważy. Miasto ją wykasowało na emeryturę. Czyli w mądrej, sympatyzującej grupie siła.
Ale cwany dyrektor potrafi swymi działaniami zatomizować grono. Każdy się boi każdego, nie ma plotkowania po kątach, nikt się nie odezwie na radzie. Ciągłe napięcie w powietrzu, ale on może być pewny wygranej.
Zgadza się. W mojej szkole jedynie jednostki zabierają głos w sprawach istotnych, trudnych, kwitnie natomiast na posiedzeniach rady pedagogicznej puste, jałowe gadulstwo.
No strasznie jest to dziwne. Ludzie boją się czegoś? Jak mają krzewić wśród młodzieży obywatelskie postawy, umiejętność wyrażania własnego zdania i odwagę cywilną? Katastrofa. Ach, na mojej Uczelni był jeden pracownik, który się za bardzo wychylał i kiepsko skończył. Głównie dlatego chyba już zawsze będę go darzył wielkim szacunkiem. I nie tylko ja.
Tak jest wszedzie: sa podjudzacze: powiedz to, powiedz tamto, a jak co do czego to brak jezyka w gebie. Sa tez cichociemni: zona nie kazala mi sie odzywac, bo sobie wrogow narobie, a tapetowanie mam na wiosne i dziecko na studia trzeba wywianowac.
Przewijam YNC, jak widze jego wpisy.
Wy tez?
Czy to znaczy, ze sie zestarzalam?
Gospodarzu, najczęściej na radach osoby zabierające głos po prostu uprawiają pustosłowie, nie zgłaszając żadnych konstruktywnych wniosków, może dlatego z czasem wszyscy nabierają przekonania, że zabieranie głosu nie ma sensu, bo do niczego, do żadnej decyzji nie prowadzi.
Nie sztuka mleć ozorem, sztuka natomiast przygotować gotowy projekt uchwały i zgłosić wniosek formalny o jej przegłosowanie. Sztuka przed posiedzeniem rady zapoznać pozostałych z projektem i przekonać do jego sensowności.
Sztuka – w razie oporu dyrektora – zgłosić i przegłosować wniosek formalny o przeprowadzenie głosowania tajnego.
Jednym słowem demokracja jako taka jest sztuką i wymaga wysiłku.
Tsubaki, masz rację, podjudzacze, jak o nich piszesz, aż kipią od frustracji, ale chcą , by to inni nadstawiali karku. Ja niestety też kilka razy dałam się podpuścić i oczywiście byłam karana za niesubordynację. To niestety chyba genetyczna choroba nauczycieli-strach-przed dyrektorem, rodzicami uczniów, a nawet samymi uczniami. Nie chodzi o to, by z narażeniem życia ratować kogoś z płonącego budynku, ale mieć ziarno odwagi i mówić proponować…, mieć wątpliwości. przecież warunkiem zmian, tych pozytywnych, jest niezgoda…A jeżeli chodzi o pozytywne nastawienie, to owszem, ono działa, do kolejnej rady.Jestem zwolenniczką konstruktywnego krytykowanie, jeżeli mi się coś nie podoba, proponuję lepsze rozwiązanie, może to pomoże?
Tylko mało gdzie lubią takich wygadanych pracowników, u mnie jest ich może z 10%. Kiedyś w gronie takich „pyskatych” ustaliliśmy listę problemówi spraw które nas wk….ją , ktoś życzliwy doniósł dyrektorce, która potraktowała to jak dywersję. Ja widze problem gdzie indziej, w „szarych eminencjach”, co to na radzie nic nie powiedzą ale potem szepczą dyr. na ucho
Radocka.
Dziękuję za ten wpis.
Piszesz o waszych działaniach w czasie przeszłym ? A co możesz powiedzieć co robicie teraz ?
To co dzieje się na radzie pedagogicznej jest objęte TAJEMNICĄ.
@tsubaki
Przewijam YNC, jak widze jego wpisy. Wy też?
My też.
Zabieranie głosu na Radzie Pedagogicznej w niewygodnych sprawach przez jednostki czy nawet spontanicznie uformowane grupy jest równoznaczne z targnięciem się na cały zhierarhizowany system edukacji. Sprzeciw wobec rytuałów narzucanych odgórnie przez urzędników ministerstwa i organy nadzorujące uderza nie w rzeczywistych odpowiedzialnych za zarządzanie i stan polskiej oświaty, tylko w dyrektorów, którzy pełnią tu jedynie funkcję posłańców. Z centrali otrzymują oni dwa rodzaje komunikatów. Pierwszy jest jawny i dotyczy pakietu nakazów i zakazów obowiązujących na dany rok szkolny. Drugi jest ukryty i dotyczy nieprecyzyjnej instrukcji pt. „wykazać się”. Ta druga dyspozycja stosowana oprócz systemu oświaty niższego szczebla (od podstawówki do liceum) jeszcze chyba tylko w policji, powoduje pojawienie się nowego podsystemu wewnątrzszkolnych drobnych napinek i poważnych napięć w przypadkach, gdy posłaniec subiektywne uznaje, że owo „wykazać się” nie zadowoli jego samego i/lub jego bezpośrednich przełożonych (bądź kontrolerów). W tym celu ustala mniej lub bardziej jawny plan w zależności od swoich indywidualnych cech osobowych, przy czym dyrektorów szkoły wybiera się na podstawie pewnych cech charakteru odpowiadających organom prowadzącym szkoły. Każde targnięcie się na system jednostki lub grupy znajdującej na niższym szczeblu hierarchii może jej dać jakieś doraźne drobne korzyści i nie musi być nawet traktowanie jak zamach. Bardziej jak brzęczenie muchy, którą w pewnym momencie można załatwić jednym pacnięciem, np. w postaci dodatkowej kontroli, co to na podstawie drobnego błędu w wypełnianiu dokumentacji daje podstawę do wyciągnięcia konsekwencji dyscyplinarnych. Taki stan rzeczy powoduje ciche zmuzułmanienie nauczycieli.
Oj, szkoda mi was, nauczyciele.
To, co napisał Ync w jednej ze swoich wypowiedzi jest „najprawdziwszą prawdą”. Kilka lat temu dyrektorka próbowała nas zmusić do miesięcznej pracy na wakacjach w świetlicy środowiskowej, oczywiscie za darmo. Tylko ja głośno sprzeciwiłam się temu, reszta ze strachu, no wiadomo… Zapytałam tylko czy coś zarobimy, choćby na paliwo na dojazd (są na to środki). Najpierw krótko mnie zbeształa, a później wyszła z posiedzenia. Przez kolejny rok szkolny nie odzywała się do mnie. I po co mi to było? Nikt mi nie podziękował, że jednak nie musieli pracować w wakacje. Od tej pory postanowiłam występować tylko i wyłącznie w swojej sprawie.
„@tsubaki
Przewijam YNC, jak widze jego wpisy. Wy też?
My też.”
To swietnie. moze cos ciekawszego wymysli. Czasami mam wrazenie, ze to sam Gospodarz publike sobie podnosi:)
Niech Gospodarz cos o komleksach belferskich napisze. Np jak mozna zyc slyszac cale zycie, ze sie z selekcji negatywnej jest? Nie wazne, ze srednia 4 i pol i nagrody na konkusach, nie wazne, ze cieszysz sie estyma wrod uczniow. Jestes mniej niz zero. Po prostu swir. Jak tu zyc? Wstydze sie odpowiadac na pytania „Czym sie zajmujesz?” W dodatku znajomi tez sie wsydza i zawsze laskawie dodaja cos na usprawiedliwienie.
W mojej byłej szkole liczącej około 40 nauczycieli to my dwie z koleżanką zawsze „się odzywałyśmy”. Często byłyśmy podpuszczane: „Ty powiedz, bo ty jesteś odważna”. Jak się to skończyło? Obie zostałyśmy zwolnione z powodu rzekomej redukcji etatów. Teraz w tej szkole wszyscy są bardzo grzeczni i cisi a dyrektorka opowiada na mieście, że „nareszcie ma taką radę pedagogiczną, o jakiej zawsze marzyła”.
Rozumiem, ale podejmuję się przetłumaczyć.
„Teachers, thankyou so mach for devoting your life to my child.
Is there ANYTHING you need? I am here for you
Why? Because you are helping my child ? my baby ? learn and grow.
Not only you will you be largely responsible for her ability to make a living, but your influence will greatly affect how she views the world, what she knows about other people in this world, and how she will feel about herself.
I want her to believe she can attempt anything ? that no doors are closed and that no dreams are too distant.
I am entrusting the most valuable person in my life to you for seven hours each day. You, are therefore, one of the most important people in my life.
Thankyou.”
Przeprasza, przejęzyczyłem się – miało być: rozumiem, ale NIE podejmuję się przetłumaczyć.
mała pisze:
2010-10-27 o godz. 22:52
To co dzieje się na radzie pedagogicznej jest objęte TAJEMNICĄ.
Nieprawda. Tajemnica rady pedagogicznej nie ma charakteru bezwzględnego. Wystarczy przeczytać:
Art. 43 ustawy o systemie oświaty
3. Nauczyciele są zobowiązani do nieujawniania spraw poruszanych na posiedzeniu rady pedagogicznej, *które mogą naruszać dobro osobiste* uczniów lub ich rodziców, a także nauczycieli i innych pracowników szkoły lub placówki.
Powiem więcej – sam przebieg rady i większość informacji zawartych w protokole stanowi informację publiczną i na wniosek musi być udostępniona każdemu. Za nieudostępnienie informacji publicznej dyrektorowi grozi odpowiedzialność karna.
Podsumowując, są tylko dwie możliwości: mówić, albo nie mówić. Bilans kosztów i zysków każdy musi zrobić sam.
Najprościej jest nie mówić nic. Bo jak mówić, to trzeba zastanowić się nad tym: dlaczego, co, po co, kiedy, jak, z kim, … . Głowa boli.
Rada Pedagogiczna, yo jagłupsze zwierze świata. I tyle
Jak to jest możliwe, że jeden zły dyrektor jest w stanie opanować kilkudziesięciu dobrych nauczycieli, zamknąć im buzię, zastraszyć ich ? Przecież nauczyciele to zespół ludzi, którzy kształtują wiedzę, umiejętności, charakter i system wartości uczniów, czyli wszystkich ludzi (bo wszyscy chodzą do szkół). Przecież szkoła to nie fabryka gwoździ albo zakład oczyszczania miasta, gdzie sprytna dyrekcja może manipulować, tak zwanymi, prostymi robotnikami.
Gospodarzu, masz na to jakieś odpowiedzi ?
A co powiecie na termin rady pedagogicznej w piątek 15.30? (zarządzony przez dyrekcję)
W mojej szkole prosty sposób na to, aby dyskutanci sami się ocenzurowali.
Ync, odpowiadam, co do czasu przeszłego, o który pytasz. Tak, to się skończyło kilka lat temu. Przyszedł nowy dyrektor, zorientował się, co i jak, a odchodząc do innej szkoły w tajemnicy przed całym gronem namaścił jedną z naszej grupy na wice. Jak się wydało, to wiadomo: jedni za, inni przeciw, ogólnie dąsy i boczenie się na siebie. Atomizacja i rozsypka. Czyli średnia ogólnopolska.
„A co powiecie na termin rady pedagogicznej w piątek 15.30? (zarządzony przez dyrekcję) W mojej szkole prosty sposób na to, aby dyskutanci sami się ocenzurowali.”
Mądrzy nauczyciele stawiliby się tylko po to, żeby przegłosować wniosek formalny o odłożenie dyskusji nad proponowanym porządkiem zebrania do [tu konkretny termin].
Myślę, że warto byłoby zastanowić się co zawiodło, czego zabrakło. Dlaczego zwyciężyła średnia. Bo przecież nie zawsze tak jest, że lepsze przegrywa z gorszym.