Trzeba się było ubezpieczyć

Z wielką niechęcią wyjąłem z portfela banknot i zapłaciłem za ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej w miejscu pracy. Gdyby uczeń z mojej winy poniósł uszczerbek na zdrowiu, otrzyma odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej. Zastanawiam się, co takiego mogłoby się wydarzyć, że byłaby to moja wina.

Jakiś czas temu podczas lekcji urwał się klosz od lampy i spadł z hukiem tuż obok głowy ucznia. Mało brakowało, a doszłoby do tragedii. Natychmiast zostały zdjęte wszystkie klosze w tej sali, bo przecież strzeżonego Pan Bóg strzeże. Moim zdaniem, należałoby zdjąć klosze we wszystkich salach, gdyż – co tu ukrywać – niektóre być może wiszą na słowo honoru. Od czasu do czasu sprawdzam. Czy gdyby zdecydowały się spaść i rozbić komuś głowę, to byłaby to wina nauczyciela, który uczył w feralnej sali?

Na mojej lekcji nie tak dawno runął wielki drewniany wieszak na ubrania. W klasie jest dwa razy więcej uczniów, niż przewiduje norma, więc o wypadek bardzo łatwo. Wieszak trzasnął przed samym nosem dziewczyny, ale cudem rozminął się z jej głową o kilka centymetrów. Od tej pory pilnuję, aby wieszak stał jak najdalej od uczniów. Stoi więc blisko mnie. Wybieram, jak to się mówi, mniejsze zło (niech zginie starszy). Na korytarzach jeszcze niebezpieczniej. Sufit nad zejściem do szatni obity grubą gąbką (od czasu, jak rozbił tam sobie głowę do krwi jeden z moich uczniów). Jeśli komuś życie miłe, wciąż musi uważać.

Ubezpieczyłem się od finansowych skutków wypadku, za który mógłbym ponosić winę. Ubezpieczyli się też inni nauczyciele. Czuję, że płacimy za głupotę władzy i reprezentujących ją urzędników, którzy stworzyli nam warunki pracy, a uczniom warunki nauki pełne niebezpieczeństw.