Co trzeba wiedzieć o uczniu?
Agresja w gimnazjum, o której tak głośno w mediach (zob. tekst), skłania nauczycieli do postawienia pytania, co powinni wiedzieć o nowych uczniach. Wszyscy młodzi ludzie, jakich mam w pierwszej klasie, trafiają do mnie z czystą kartą. Choćby nie wiem co zrobili, zaczynają wszystko od nowa. W ślad za nimi nie idzie bowiem ze szkoły macierzystej żadna kartoteka. Nauczyciel jest przyzwyczajony, że nic o swoim uczniu nie wie. Dopiero jak delikwent popełni jakiś wyjątkowo karygodny czyn, np. zaatakuje nożem kolegę, wychowawca nawiązuje kontakt ze szkołą, z której łobuz przyszedł. A tamtejsi nauczyciele odpowiadają na zadane pytania, jeśli zechcą. A jak nie zechcą, to nikt ich do tego nie zmusi. Najwyżej prokurator, ale będzie już wtedy za późno.
Jedyną informacją o uczniu, jaką otrzymuje nowa szkoła, jest ocena zachowania na świadectwie. Właściwie tylko naganna powoduje, że zapala nam się czerwone światełko. Jednak naganną można otrzymać za 30 nieusprawiedliwionych godzin nieobecności. Wystarczy tydzień wagarów i już może być najniższa ocena ze sprawowania. Nauczyciel może też łaskawie wybaczyć i na odchodne podnieść ocenę. Niech się męczy z nim nowa szkoła. Na podstawie oceny nie sposób stwierdzić, z kim mamy do czynienia. Przydałaby się precyzyjna informacja o zachowaniu dziecka w poprzedniej szkole. Niestety, takich informacji nikt nie przesyła.
Dziewczynie, która okaleczyła nożem koleżankę, szkocka szkoła wystawiła opisową opinię. Teraz kuratorium bada, czy dyrekcja polskiej szkoły nie popełniła przestępstwa, ponieważ się z tą opinią nie zapoznała. A skąd dyrekcja mogła wiedzieć, że w ogóle takie opinie są uczniom wystawiane? Przecież w Polsce nie wolno – rodzic podałby do sądu – informować nauczycieli w nowej szkole, jak dziecko zachowywało się w poprzedniej placówce. W placówkach otwartych, niestety, przepływu informacji o zachowaniu uczniów nie ma. Myślę, że dyrektor gimnazjum, w którym doszło do przemocy, pluje sobie teraz w brodę, że nie sprawdził. Ale skąd mógł wiedzieć, że w ogóle jakiś uczeń przyszedł do niego z opisem swoich wybryków w poprzednim miejscu nauki? To przecież niemożliwe. Naprawdę nie winiłbym dyrekcji za to, że nie przeczytała, co było napisane drobnymi literkami na szkockim świadectwie.
Wydaje mi się, że należy zmienić szkolne prawo. Każda szkoła powinna być zobowiązana do tworzenia kartotek uczniów, którzy łamią szkolny regulamin. Jeśli więc dziecko uderzy kolegę, to powinno mu się zakładać kartotekę, a potem dokładnie opisywać, jak się zachowywało aż do ukończenia szkoły. Następnie tę kartotekę należałoby przesłać nowej szkole, a nauczycieli zobowiązać do zapoznania się z nią. Tylko nienaganni nie mieliby zakładanych kartotek. Na razie jest tak, że nauczyciele bez słowa wypychają najgorszych uczniów ze swojej szkoły i śmieją się w duchu, że teraz będzie musiał męczyć się z nimi ktoś inny. I to jest, wg mnie, złe zjawisko.
Komentarze
Ja pracuję w takiej szkole, w ktorej ladują spodochroniarze z innych. Przytuliliśmy m.in dziarską mlodzież z OHP. Redzultat: borykamy sie z małym naborem do liceum i gimnazjum. Najpierw przyjmujemy ucznia, póżniej opinię o nim. Ale wychowawca musi o nim się dowiedzieć bardzo szybko. Tradycją jest, że 2 września odbywaja sie spotkania z rodzicami. Gdy ktoś nie przyjdzie, wówczas ja muszę nawiazać kontakt. To jest w moim interesie. Chcę wiedzieć, np. co jest żródłem jego agresji, jak ją wygaszać. Dyrekcja krakowskiego gimnazjum powinna znać opinię o dziewczynie. Przecież ten dokument nie był napisany po chińsku.
Tak, tak, załóżmy uczniom teczki, najlepiej od przedszkola. Za jakieś sześćdziesiąt lat ktoś zrobi lustrację i okaże się, że prezydent bawił się w doktora, a premier poszedł trzy razy na wagary. Myślę, że będzie można wtedy powołać trzy niezależne komisje sejmowe.
Nie zgodzę się z autorem w kwestii zakładania „kartotek”, ponieważ znowu odpowiedzialność za zachowanie ucznia zrzucałoby się na szkołę. Od zakładania kartotek jest policja i to w przypadku popełnienia przestępstwa, natomiast szkoła jest miejscem, gdzie nadrzędnym celem jest nauczenie człowieka, w jaki sposób ma zdobywać wiedzę i umiejętności. Gdyby iść tropem autora, to równie dobrze można zamienić szkoły w zamknięte getta. Może zamiast penalizować oświatę, wystarczy ją porządnie zreformować – malowanie złota farbką ściany, która się sypie – niewiele daje.
Szanowny Gospodarz nie wierzy w reedukację.Wilczy bilet moze ją uniemożliwić.Nawet prawo dopuszcza wymazanie kary.A poza tym co dla jednych błahe, dla innych niedopuszczalne.Kto ma o tym decydować? Licealiści to ludzie dorośli, a młodsi podlegają prawu dla nieletnich, o ich przewinieniu poważnym wypowiada się sąd, jak o uczennicy z Krakowa.Oczywiście ocena ze sprawowania jest sygnałem alarmowym.
niesamowicie dumna dunka
niesamowicie zwinna fi.., szkotka?
nie pomoga kartoteki,
jesli rozum jest kaleki.
Byku, jestes wielki. Na wieki zapisuje sobie to do mojej bazy cyatatow. A niech tam.
A mnie dziwi dlaczego to jest wina szkoły że ta uczennica pchnęła drugą nozem. A jakby szkoła wiedziała to co? w kajdankach by ją trzymała? Odizolowała od reszty? No co by ta szkoła zrobiła z góry gdyby nawet wiedziała? Czemu ojciec nie jest winien że nie badał, nie leczył, nie udzielił pomocy psychologicznej tylko szkoła?
Jeśli dobrze pamiętam pan Chętkowski ma podobne zdanie odnośnie kartotek medycznych uczniów.
Ja jestem przeciwnikiem tego typu rozwiązań. Szkoła nie jest od rozwiązywania WSZYSTKICH problemów i nie o wszystkim musi wiedzieć. Istnieją instytucje lepiej do tego przygotowane i wyposażone w odpowiednie instrumenty. Ocena z zachowania jest pewnym wskaźnikiem, pod warunkiem oczywiście, że jest w miarę obiektywnie wystawiona. Jeśli zgodzimy się na takie i podobne rozwiązania to prędzej czy później dojdziemy do państwa policyjnego a tego walałbym nie dożyć.
Dodam jeszcze pytanie: Dlaczego tylko ocena naganna jest ostrzeżeniem?
Za zachowanie dziecka powinni odpowiadać tylko i wyłącznie rodzice. Bo to oni posiadają niezbędną wiedzę na jego temat. Za ukrywanie informacji o psychopacie w krótkich spodenkach czy spódniczce- kara finansowa lub wyrok, chociażby w zawiasach. Następnym razem nie byłoby problemu nie tylko z uzyskaniu stosownych informacji, a i sami rodzice zadbaliby o wizytę u specjalisty. Do licha, ludzie: szkoła odpowiada już za wszystko, łącznie z informowaniem rodziców o zaniechaniu higieny osobistej! Z jednej strony nikt nie chce „oddawać dzieci instytucjom”, z drugiej rodzice praktycznie scedowali swoje wszystkie prawa i obowiązki na instytucję właśnie! Instytucja ponosi wszelką odpowiedzialność za zaniedbania poczynione przez dorosłych, w pełni poczytalnych ludzi (bo jak rozumiem, rodzice tej dziewczyny nie zostali ubezwłasnowolnieni?)! I instytucja mająca 500 wychowanków ma wiedzieć, kto już współżyje, kto wącha klej, komu zdechł chomik, czy komu majtki pora zmienić…
Przychodzi nowa uczennica do szkoły, rodzice świadomi informują szkołę o problemach wychowawczych i…. Codziennie przed wejściem do klasy na lekcję uczennica poddawana jest rewizji czy przypadkiem nie wzięła z domu noża?
„Przychodzi nowa uczennica do szkoły, rodzice świadomi informują szkołę o problemach wychowawczych i?. ”
… dyrektor gorączkowo szuka sposobności, by nie przyjąć takiej osoby do takiej szkoły :-).
A cytowany tekst jest porażający. Marne tłumaczenia KO, że to głównie wina dyrektora, szkoły i wychowawcy. Jakby uczennica nie została przyjęta do tej szkoły ze względu na brak dopełnienia formalności tłumaczenia przez rodzica, to to też byłaby wina dyrektora, szkoły i wychowawcy.
Co trzeba wiedziec o uczniu ? Wszystko ! Kamery tv na korytarzach, nagradzanie za donosy, wyciaganie na zwierzenia, donosiki o rodzinie z policji, wszystko co sie da ! I pozniej moze sie przydac, mozna poufne rzeczy odsprzedac uczelni czy nawet miejscu pracy. W uczennicach nalezy rozwijac sklonnosc do zwierzen. Pozniej w pokoju nauczycielskim mozna sie wymieniac informacjami. Nie od rzeczy byloby pozyskac do wspolpracy ksiedza spowiednika. Cokolwiek i gdziekolwiek mowia o smarkatej zapisywac. Obserwacja uczennicy i rozmowy z nia sa praktycznie niemozliwe z braku czasu. Trzeba wspolpracowac z innymi. Zbierac wszystkie okoliczne ploty bo zawsze ziarnko prawdy sie znajdzie. Kazdy nauczyciel powinien przechodzic kurs zbierania informacji w miejscowej policji oni wiedza jak to sie robi. Przy takiej sumiennej pracy pozniej nie ma problemow.
Brysiu, zgadzam sie z toba zupelnie i pouczam reszte: kontrola uczniow jest jak najbardziej na miejscu. Skoro kosciol wszystkich kontroluje i zapisuje, to nauczyciele tez to powinni robic ze swoimi uczniami. Jest to zreszta podyktowane wzgledami bezpieczenstwa bhp.
po co kombinować, wystarczy odkręcić reformę, gimnazja są bez sensu, nauczyciele nie zdążą dobrze poznać uczniów, niczego nowego ich nie uczą.
@Lolek1
? dyrektor gorączkowo szuka sposobności, by nie przyjąć takiej osoby do takiej szkoły :-).
Jak z rejonu to musi przyjąć choćby nie wiem co.
Kiedy uczniowie się zachowują normalnie? Wówczas, kiedy szkoła jest normalna i takoż funkcjonuje w normalnym społeczeństwie. A my takim z wielu powodów nie jesteśmy. Pozostaje więc „zmieniać prawo”, „tworzyć kartoteki” i etaty dla „pedagogów i psychologów”, którzy zresztą prócz przyjęcia pensji nic więcej nie osiągną. POWODZENIA!!!
Mycha,
Wiesz co ja kosciol ? Mnie wykleli, przekleli, przedtem doniesli i na koniec potepili za to ze uwodzilam siostre zakonna. Szkola nie moze sie na nich wzorowac. Siostra sama chciala ale ja ich juz nie chce. Mysienko wpisz sie pod wycieczka bo chcialabym z toba pogadac.
Co robić ? Trzeba aktywnie dążyć do tego aby wszystkie działania szkoły były sensowne, aby nauczyciele chcieli i musieli prowadzić ze sobą dialog, aby nauczyciele nie pracowali w ciągłą presją zarządzeń, procedur, tabelek, formularzy, produkcji planów, itp.
Trzeba wycować się z politycznego nakazu połączenia podstawówek z gimnazjami.Skończyłeś brachu 8 klas umiesz czytać i pisać i jesteś wolny.
Jak będziesz się chciał dalej uczyć przyjmiesz postawę ucznia.
Przepraszam, ale cytowny przez autora artykul, to jakas horrendalna bzdura.
Dlaczego ojciec mial obowiazek przetlumaczenia swiadectwa opisowego – czyzby w tym gimnazjum nie bylo anglisty?
Zakladam, ze bylo to swiadectwo zawierajace zarowno oceny jak i czesc opisowa – czyli dwa w jednym;)) jak znany szampon i jako takie zostalo zlozone w szkole w Krakowie.
I tu sie rodzi kwestia odpowiedzialnosci prawnej za cale to zdarzenie. I ewentualnych roszczen odszkodowawczych ofiary – w tym wypadku w pierwszym rzedzie wobec szkoly. A nastepnie wobec rodzicow sprawczyni.
Bogu dzieki dziewczynka nie stracila zycia i niezaleznie od przyczyn ataku, byc moze ofiara miala w tym wspoludzial, atak taki nie powinien miec miejsca na terenie szkoly. Rodzice maja prawo oczekiwac, ze szkola jest miejscem bezpiecznym. Niestety nie jest i to nie tylko w Polsce.
I nie wiem, czy kartoteki ten problem rozwiaza, raczej nie i to z wielu przyczyn.
W tym konkretnym przypadku zapewne rodzice nie dopelnili obowiazkow nadzoru – jakim cudem corka idac do szkoly miala przy sobie noz? Oczywiscie jstnieje mozliwosc, ze w drodze do szkoly miala „dziuple” w ktorej ten noz byl deponowany – ale nie wydaje sie to prawdopodobne.
Bramki, takie jak na lotniskach zapewne rozwiazalyby problem – ale po pierwsze kosztowne, a po drugie trudne do zaakceptowania, bo i o ile na lotniskach godzimy sie na upokarzajaca procedure ze strachu przed terrorystami, to szkoly nie chcemy i nie powinnismy postrzegac jako miejsca zagrozenia zycia naszych dzieci.
Teraz zapewne okaze sie, ze dziewcze ma zaburzenia psychiczne i wszyscy beda mogli umyc rece.
….Dlaczego ojciec miał obowiązek przetłumaczenia swiadectwa opisowego – czyżby w tym gimnazjum nie bylo anglisty?…
Od kiedy to obowiązkiem anglisty w szkole jest tłumaczyć pisma urzędowe???
Ma to w umowie pracę ??? anglista w szkole zobowiązuje się nauczać uczniów, a nie być tłumaczem (najlepiej przysięgłym).
A tak na szkołę, która z definicji „jest od nauczania”, a nie pilnowania wychowywania za rodziców, śledzenia, zakładania teczek zmieniania pieluch, majtek, itp. zrzuca się wszystkie obowiązki, które powinni wykonywać rodzice.
W ten sposób spokojnie zamieni się obowiązki belfrów w obowiązki klawiszy w szkole-więzieniu.Tylko co nsze dzieci temu winne żeby je wszystkie w więzieniu zamykać???;-)
Jezeli bedziemy sprawe sprowadzac do „obowiazku” to wszystko jest jasne. Bardziej cyniczna argumentacje trudno mi sobie wyobrazic.
Chodzi o to, ze szkola przyjmuje papiery a nie ucznia – zero zainteresowania uczniem- dla mnie smutne potwierdzenie realiow. Przerazajacy jest brak swiadomosci u wiekszosci nauczycieli i to na wszystkich poziomach ksztalcenia, ze istnieje prosta zaleznosc. Gdyby nie bylo uczniow zawod pedagoga bylby zbedny. To ci uczniowie zapewniaja im etaty i przyslowiowy chleb codzienny. A zatem moze dobrze by bylo nie lekcewazyc „chlebodawcow”- bo to oni sa wazniejsi. Mialam do czynienia ze szkolnictwem niemieckim, brytyjskim,polskim i francuskim i tylko u nas powszechne jest lekcewazenie a czesto i upokarzanie ucznia czy nawet studenta. Na pocieszenie dodam, ze nie jestescie Panstwo osamotnieni – identycznie lekcewazacy stosunek do pacjenta jest powszechny w polskiej sluzbie zdrowia(niespotykany w innych krajach). Tam zaleznosc jest taka sama – gdyby nie bylo pacjentow, nie byloby lekarzy. I nawet jak pacjent jest trudny – to nie jest lekcewazony czy ponizany.Co u nas jest norma.
Jakis polski syndrom ;((
marlena pisze:
2010-09-14 o godz. 10:12
Jezeli bedziemy sprawe sprowadzac do ?obowiazku? to wszystko jest jasne. Bardziej cyniczna argumentacje trudno mi sobie wyobrazic.
A co w takim razie jest obowiązkiem rodzica???
Wysłać dziecko do szkoły (najlepiej na cały dzień – 24h przedszkola już istnieją) i potem narzekać jak to szkoła „olewa” swoje obowiązki.
Powtarzam raz jeszcze – szkoła jest od nauczania, a nie wychowywania i spraowowania opieki za rodziców. Jak rodzic nie ma czasu to niech wynajmie sobie opiekunkę, bonę, guwernantkę itp.
BO my jesteśmy 100 lat za murzynami w komunikacji międzyludzkiej. U nas wszystko polega na strachu, krytyce, poniżaniu itp. Nas poniżają i my poniżamy. Dziś np miałam oddać bardzo dużo papierów do 15-tej. Dowiedziałam się o tej robocie wczoraj i miałam na jej zrobienie 24 h. Robiłam cały wieczór ale część rzeczy to dokumentacja która jest w pracy tylko. Miałam dziś zajęcia od 8 do 14:30. Pracowałam na przerwach i po tej 14:30. Nie zdążyłam. Poszłam o 15:08. Drzwi zamknięte. Poczułam się poniżona i zgnojona.
Przez cały dzień pracując nad tymi papierami oczywiście prowadziłam lekcje. Nie miałam już czasu pogadać z dzieciakiem, bo wiedziałam że się nie wyrabiam. Lekcje poprowadziłam uczciwie- widać to był mój błąd, ale żyłam w napięciu, wrąbałam 3 uwagi, nadarłam się na uczennicę- zupełnie nie w moim stylu.
Jutro dyrekcja nadrze się na mnie że nie oddałam tych papierów na czas i ja znowu pójdę na lekcje i będę się starała jednak nie wyżywać na dzieciach.
Jak długo tak można żyć i dać się traktować?
Ja chodzę na szkolenia ze statutu i podstawy programowej.
Mój mąż ma coacha i szkolenia z feedbacku. Potem przychodzi i mówi mi jak z uczniem gadać zeby podnieść jego motywację a nie krytykować go. Jego szkolenia są w godzinach pracy, z obiadem i sam je sobie wybiera. Moje oznaczają siedzenie popołudniu i wieczorem i robię je bo mam awans zawodowy na głowie.
Jeszcze 5 lat w ten sposób i nauczę się pięknie olewać wszystko i wszystkich.
Frustracja dziś ze mnie wyłazi przez te zamknięte o 15-tej drzwi.
@marlena – oczywiście zgodzę się z Tobą co do podejścia w szkołach czy szpitalach do człowieka, jednak chciałbym wiedzieć, jak liczne są klasy np. w Niemczech, W. Brytanii czy Francji? Czy tam nauczyciele wbijają do głów uczniom tony wiadomości? Czy tam istnieje taka „papierologia”, jak w Polsce?
Piękne przykłady, ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach.
Na temat papierologii nie moge sie wypowiadac, bo po prostu nie wiem. Jesli chodzi o liczebnosc klas, to w podstawowce byla 30(szkola wiejska) a w gimnazjum bodajze 35.
Ton wiadomosci encyklopedycznych tak jak w Polsce nie ma.
Moim zdaniem to nie chodzi o szczegoly tylko o generalne podejscie, o budowanie wzajemnych relacji, wiazanie rodzicow z placowka. I to zaczyna sie juz od przedszkola- jest rzecza zupelnie naturalna, ze przez pierwszy tydzien lub dwa( czsami dluzej) rodzic nie zostawia malucha samego w przedszkolu, tylko jest razem z nim tak dlugo, jak mlode chce tam przebywac;)) – od kwadransa do 4 godzin. Na poczatku razem z rodzicem probuje nawiazac kontakty z innymi dziecmi, potem opiekun sie odsuwa czy bawi sie z innymi dziecmi. Jak otoczenie jest juz przez dzieciaka zaakceptowane nastepuje proba opuszczenia przedszkola przez rodzica po ustaleniu z dzieckiem za ile minut mama powroci itd, itp. I przedszkolanki i wychowawca w szkole wiedza wszystko o dziecku(stan rodzinny, choroby, slabe i mocne strony), bo pytaja o to rodzicow. Zarowno w przedszkolu jak i w szkole sa godziny np plastyki na ktore sa zapraszani rodzice i wspolnie z dziecmi cos tam tworza. Sa organizowane imprezy wspolne wychowankow i podopiecznych, na ktore rodzice pieka ciasta, przygotowuja napoje, dzieci zas tworza „dziela sztuki” – impreza jest otwarta dla wszystkich. Wyroby dzieci sa sprzedawane na kiermaszu, ciasta i napoje takze za symboliczne oplaty, a uzyskane pieniadze sa przeznaczane na np. wycieczki.
Jesli chodzi o przygotowanie dzieci do pierwszej komunii, to robia to wybrane matki w porozumieniu z ksiedzem, odbywa sie to w ich prywatnych domach. Przychodzi grupa kilkorga dzieci 8-10 razy przed komunia – nie ma wbijania do glowy 10 przykazan itp, tylko podstawowy przekaz i przygotowywanie np. wierszykow, piosenek, ktore beda czescia skladowa uroczystosci w kosciele. Potem dochodza do tego proby w samym kosciele. Jest po prostu fajnie. To jest temat rzeka – w wycieczkach szkolnych, rowniez tych zagranicznych czy to w podstawowce czy w gimnazjum jako sily pomocnicze towarzyszy kilkoro rodzicow. W szkolach sa otwarte lekcje, na ktore moga przychodzic rodzice, jesli sa ciekawi. Genaralnie nawet jezeli powiem wychowawcy, ze chcialabym przyjsc np. na lekcje fizyki aby sobie popatrzec, to moge to zrobic.
lidqa
Doskonale i bardzo po ludzku opowiadasz jak jest. Ilustrujesz zjawisko niszczenia olbrzymiego potencjału, marnowania potężnego kapitału. Ten potencjał i kapitał tkwi w nauczycielach.
Ja mam już dość stawiania diagnoz. Właśnie rozmawiam o tym z autorką artykułu w Polityce: Szkoła szkodzi na mózg. Dość diagnoz. Czas na rozmawianie o tym co robić żeby zacząć przemianę. Może najpierw burza mózgów.
Moja propozycja: stowarzyszenie ludzi walczących o inną oświatę. Jestem pewien, że będzie. Może spotkamy się w nim.
Przemianę zacząłbym od fundamentów. Fundamentami państwa są:
– państwo prawa
– demokracja
– wolność
– swobody obywatelskie
A w szkole ? Dlaczego nie można sformułować fundamentalnych zasad ?
lidqa
Podstawowe kryteria w każdej zdrowej firmie:
– czy dane działanie może mieć wpływ na wzrost sprzedaży
– czy działania pracownika nie są marnotrawstwem
Czy ktoś analizuje pracę nauczyciela pod tym kątem. Przecież nauczyciel to sprzedawca najwyższej klasy. Zróbmy taką analizę i sporządźmy listę czynności nauczyciela, które:
– nie mają żadnego wpływu na efektywność działań wychowawczych i dydaktycznych
– są marnotrawstwem czasu i energii nauczyciela = wyrzucaniem pieniędzy budżetowych w błoto
Może mąż by pomógł ?
Na co szkodzi szkoła ?
Kto odpowie ? – proszę zgłaszać się.
(4) Zewsząd słychać, że szkoła nie podąża za wymogami współczesności. A jakie są te wymogi ? Czy znają je nauczyciele, dyrektorzy, rodzice i uczniowie ? Czy widział ktoś gazetkę ścienną w hallu szkoły z listą tych wymogów ? Czy w jakimś pokoju nauczycielskim wisi taka lista ?
Zapewne odezwą się głosy: ależ to nie sprawa nauczycieli, to temat dla władz oświatowych, ekspertów, polityków. To oni mają kreślić wizję szkoły, cele i zadania. Nauczyciele są tylko wykonawcami. Jest w tym racja. Ale proponuję szersze spojrzenie. Przecież przyszli eksperci, urzędnicy i politycy siedzą teraz w ławkach szkolnych. W rękach nauczycieli spoczywa wielka władza. To od was, nauczyciele, zależy jakość decydentów. To od tego jakie „pranie mózgu” im zrobicie będzie zależeć jakość klasy politycznej w niedalekiej przyszłości.
Brzmi to niewiarygodnie ? A jednak: jak wspomina się przedwojenną oświatę ? Że wykształciła wielu doskonałych fachowców, elitę inteligencji i całe pokolenie patriotów. Czy – takie będą Rzeczypospolite jakie młodzieży chowanie – to tylko pusty, muzealny slogan ?
Pytanie: czy nowoczesne metody i narzędzia nauczania są wystarczą aby szkoła sprostała wymaganiom współczesności ? Jakim wymaganiom ?
Gospodarzu. Jakie wymaganiom starają się sprostać renomowane licea ? Jakie elity z nich wychodzą ?
Marlena: z racji uczestniczenia w projekcie widziałam szkoły w wielkiej brytanii i holandii. Bajka. Papierów prawie brak, piękne budynki, komputer w każdej klasie, sprzęt, rodzice którzy przychodzą, pomagają, sprzątają boisko z dziećmi…
Ja dziś miałam wywiadówkę. Rodzice milczą. Nie zmusiłam ich do żadnej wypowiedzi oprócz: Nie chcę być w samorządzie klasowym. Nastawieni podejrzliwie do mnie a do siebie negatywnie. Bez kontaktu i dialogu. Nie chcą nic. I nie mają czasu na nic.
Ja nie mogłam siedzieć z moim dzieckiem w przedszkolu, nie mogłam chodzić na imprezy przedszkolne bo latałam do pracy a one były o 11-tej. Teraz pojawił się basen- młody sobie nie radzi z samodzielnośćią, potrzebuje pomocy a my nie mozemy jeździć ze względu na pracę. Tyle w temacie uczestnictwo moje w zyciu szkoły.
YNC: kontrola zarządcza, ewaluacja jakaśtam – ma fachową nazwę, sprawozdawczość wszelka, awans zawodowy, liczenie realizacji podstawy programowej, wszelkie działania dokumentacyjne- np wczoraj pisałam te gupie dzienniki w których musiałam planować pracę. Planowanie jest ważne – zgadzam się. Ale tak naprawdę na takich zajęciach wyrównawczych i tak robię to z czym jest aktualnie problem – a skąd mam wiedzieć z czym jest?
ligqa
tak, rodzice milcza i to jest to, co wprawilo mnie w oslupienie po powrocie do Polski. W prywatnym gimnazjum na wywiadowkach nie milczeli- i to wcale nie wg zasady „place i wymagam” tylko radzili co mozna zrobic lepiej i komunikacja byla bardzo otwarta. Byc moze dlatego, ze czuli iz dzieki nim tzn czesnemu szkola chociaz czesciowo egzystuje i czuli sie wspolodpowiedzialni. Inna rzecz, ze nauczyciele byli bardzo otwarci.
Natomiast w najbardziej renomowanym, najstarszym liceum w Krakowie na wywiadowkach panowala kompletna cisza – rodzice przychodzili wysluchac wylacznie informacji o skladkach, planach zajec, proponowanych lokalizacjach wycieczek. Odbierali karteczki z ocenami, usprawiedliwiali nieobecnosc i to by bylo na tyle.
Nawet w sytuacji, kiedy w drugiej klasie poruszylam sprawe polonisty, ktory nie zadal sobie trudu, aby sie zapoznac z podstawa programowa 3-letniego liceum i lekcje prowadzil w trybie ( czasowym i tresciowym) w jakim prowadzil je przez 30 lat, nikt nie zareagowal- ani wychowawczyni ani rodzice, mimo ze powiedzialam, ze sytuacja jest tragiczna, albowiem zostaly dwa lata do matury, a pan przerabia lektury, ktorych juz dawno w podstawie nie ma, natomiast lektur obowiazujacych w nowym programie praktycznie nie rusza. Ponadto dalej wykladal w systemie czteroletnim. Prywatnie wychowawczyni stwierdzila, ze pan ma pozycje swietej krowy, jako byly dyrektor szkoly.
Skutek byl taki, ze na maturze mlodziez mogla” wybrac” tylko jeden temat, albowiem pozostalych lektur nie znali.
To, ze 5 miesiecy przed matura dwojka nauczycieli ( rowniez polonista)z klasy maturalnej poszla na „chorobowe” na poltora miesiaca w ramach protestu, przeciwko decyzji wydzialu oswiaty, ktory zakwestionowal wczesniejsze przejscie tychze na emeryture a mimo to nauczanie w pelnym wymiarze godzin, to osobna historia dodajaca smaczku. Skladali podania o umozliwienie pozostania do konca roku na dotychczasowych warunkach ze wzgledu na to, ze prowadza zajecia w klasach maturalnych – a jednoczesnie wykorzystywali urlopy i chorobowe. Zastepstw dluuugo nie bylo. To my rodzice chodzilismy do wladz miasta z apelami aby ich pozostawiono, przynajmniej na ten rok. Trzeci nauczyciel, ktorego to rowniez dotyczylo, byl wspanialym historykiem od dawna na emeryturze i dorabial sobie pare godzin w tygodniu. On jako jedyny zwrocil sie z prosba, aby pozwolono mu bezplatnie mic jeszcze zajecia z uczniami, bo chcialby dokonczyc przynajmiej epoke.
Cytaty.
W brytyjskich szkołach tworzone są Teachers? Learning Communities (TLC) – czyli społeczności uczących się nauczycieli. Z doświadczenia szkół wynika, że najlepiej sprawdza się powoływanie grup złożonych tylko z nauczycieli, którzy dobrowolnie się zgłosili do udziału w takich zespołach. Zwykle ich przykład i osiągane przez nich korzyści działają na innych zachęcająco.
Trudno opisać dyskusję, która odbywała się podczas spotkania. Dla mnie było to coś niesamowitego. Przez 1,5 godziny dziewięciu nauczycieli dyskutowało nad tym, jak i dlaczego warto zachęcać uczniów do wypowiedzi. Jakie ma uczeń z tego korzyści i jakie to daje rezultaty. Podawane były też konkretne sposoby realizacji, ich ograniczenia i modyfikacje.
To było jak w bajce o dobrej szkole. Z takim podejściem do nauczania i z możliwością wymiany dojrzałych doświadczeń po prostu ? CHCE SIĘ UCZYĆ.
Koniec cytatów.
Kojarzy mi się to SZSZID.
Z powyższych cytatów wbijają mi się do głowy dwa słowa:
community, community, community, community, …
oraz
dobrowolnie, dobrowolnie, dobrowolnie, dobrowolnie, …
lidqa, marlena.
W kwestii milczenia czuję się ekspertem. Nie tylko badam ten problem od lat, ale również praktykuję. Na pierwszym zebraniu z dyrekcją, całym gronem i z wychowawcą w nowej szkole mojego dziecka nie odezwałem się ani jednym słowem. Ja, entuzjasta dialogu, tryskający pomysłami na uzdrowienie szkoły – milczałem. Nie zgłosiłem się do Rady Rodziców. Nie zadałem żadnego pytania.
Dlaczego ?
(2) Zebrania z rodzicami, wywiadówki.
Pierwsze i dominujące wrażenie: ściana. Ściana pomiędzy dwiema stronami.
Milczenie po stronie rodziców. Przerywane czasem wypowiedziami w sprawach technicznych (wysokość składki, termin lub trasa wycieczki, ?)
Chciałoby się wstać i krzyknąć do rodziców: po co przyprowadziliście swoje dzieci ? czego chcecie od szkoły ? wypowiedzcie swoje obawy i nadzieje wobec nauczycieli !
A w stronę nauczycieli: jakie macie plany wobec dzieci, jakie marzenia, jakie macie bariery ? co chcecie dać dzieciom, czego spodziewacie się ? do czego mogą wam przydać się rodzice ? Jaką macie wizję edukacji ? Wypowiedzcie to !
I pytanie prowokacyjne: czy efektem naszego systemu edukacji są coraz lepiej wykształceni bezrobotni oraz dorośli nie radzący sobie w życiu prywatnym i obywatelskim ?
A gdyby dyrektor powiedział tak: poproszę chętnych rodziców do współpracy ze mną. Gdyby tak przy każdym dyrektorze było ciało doradcze. Wszak jedno z przykazań dobrego dyrektora brzmi: nie otaczaj się pochlebcami, miej blisko przy sobie osoby, która mają inne poglądy i lubią nie zgadzać się z tobą.
Powtórzę cytat z Anglii:
Przez 1,5 godziny dziewięciu nauczycieli dyskutowało nad tym, jak i dlaczego warto zachęcać ………………….. do wypowiedzi. Jakie ma ……………………. z tego korzyści i jakie to daje rezultaty. Podawane były też konkretne sposoby realizacji, ich ograniczenia i modyfikacje.
marlena: Moja koleżanka z projektu, nauczycielka z anglii miała „kontrole”. W wyniku tej kontroli ktoś doszedł do wniosku że ona świetnie uczy matematyki (oni uczą wszystkiego- nie tak jak my). Obserwowali jej lekcje i doszli do wniosku ze może by doradzała innym. I na rok ją oddelegowali do takiej pracy.
U nas kontrola by zobaczyła jedną wielce przygotowaną lekcję pokazową i milion papierów. I tym się międzyinnymi róznimy.