Homoseksualiści odchodzą
Najpierw było publiczne przyznanie się nauczycielki do homoseksualizmu, potem problemy w miejscu pracy, a w końcu odejście ze szkoły (zob. tekst). Czy można było spodziewać się czegoś innego? Czy była w ogóle możliwość, aby zdeklarowana lesbijka w szczęściu i spokoju prowadziła lekcje? Czy da się być homo w polskiej szkole?
W te wakacje kilka dni spędziłem we Francji. Gdy spacerowałem po różnych miastach, w oczy rzucili mi się chłopcy trzymający się za ręce. Sporo takich par widziałem. Nie chciałem, aby mi się rzucali w oczy, ale jakoś tak się działo, że na nich patrzyłem. Spacerowało też sporo par mieszanych, ale te nie przyciągały mojego wzroku, ponieważ stanowią codzienny widok. Wystarczyło, że jak na sto par hetero trafiła się jedna para homo, to miałem wrażenie, że jest ich pół na pół. A jak zobaczyłem drugą parę homo, to wydawało mi się, że tu są sami homoseksualiści.
Myślę, że podobne wrażenia mieli ludzie, gdy Marta Konarzewska przyznała się do bycia lesbijką. Jedna taka nauczycielka, a ludziom zaraz rzuciło się na mózg, że połowa pedagogów jest orientacji homoseksualnej. I zaraz zaczęli się bać, że dotknie to też ich dzieci. Że homoseksualizm zacznie szerzyć się jak zaraza, jak grypa hiszpanka, jak dżuma. Że wszyscy będą skażeni, zarażeni, zadżumieni.
Wróciłem ze skażonej Francji do Polski. Wziąłem prysznic, wyprałem ubrania, posłuchałem kościelnych śpiewów. Z prasy dowiedziałem się, że nauczycielka lesbijka odeszła z pracy. A zatem największe zagrożenie minęło. Jak powiedziałaby w takiej sytuacji Dulska, no to znowu będziemy mogli żyć po bożemu.
Komentarze
Jej grzech nie polega na tym, że jest lesbijką, ale że ogłosiła to publicznie uczniom. Opowiadanie wychowankom o swoich upodobaniach seksualnych to jakaś nowa pedagogika – której ja w odróżnieniu od Pana nie będę chyba nigdy w stanie zaakceptować.
Gdybym miał dziecko w tej szkole, pierwszy domagałbym się jej odejścia.
Posluchajcie, co Wam powie lesbijka. To jest wybor ktorego trzeba dokonac i trzymac sie konsekwntnie. Albo jawnie o tym mowimy albo szanujemy wlasna prywatnosc. W takich sytuacjach powtarzam sobie: kogo to obchodzi ? Mam dziesiatki innych waznych spraw na glowie a to akurat nie jest najwazniejsze. Marta odeszla, bo chciala. Moglaby oszczedzic detali o zasranych kotach i milczacej aprobacie dyrektora. Nic z tego o czym ona pisze w swoim liscie mnie nie dotyczy. Za wyjatkiem tego ze sama sie podstawia. Zrobila sobie z tego problem i z niego zyje.
Dziewczyny ktore nie eksponuja swoich preferencji niech napisza i moze, choc po czesci, uda nam sie zdjac sprawe z wokandy.
Mysidlo bedzie grzyzc i kopac ? Powodzenia !
Sensor,
„Jej grzech nie polega na tym, że jest lesbijką, ale że ogłosiła to publicznie uczniom.” – problem polega na tym, że alternatywą jest życie w konspiracji ewentualnie zakłamaniu. Sytuacja podobna jak stosunek wielu ludzi do Kościoła Katolickiego w Polsce – nie godzę się na coś ale poco się narażać (też nie jestem bez winy).
Mam świadomość, że działania tej konkretnej pani mogą być wykalkulowane i właśnie obliczone na rozgłos ale problem dotyczy wielu osób w takiej sytuacji, w związku z czym uważam, że nagłośnienie sprawy ma sens.
Problemem nie jest homoseksualny nauczyciel, tylko zachowanie otoczenia, gdy dowie się o tym – a do tego wcale nie trzeba informować uczniów, mówiąc „jestem lesbiją/gejem”, czasami zadziała przypadek, czasami ma się dość udawania – tak, jak wspomniana bohaterka artykułu. Nie trzeba mówić nic – wystarczy coś zrobić – przyjść z ukochanym/ukochaną na studniówkę, przejść się trzymając za ręce w miejscu publicznym, zaszaleć w klubie. Czy to jest zbrodnia? Czy heteroseksualni nauczyciele gwałcą lub molestują heteroseksualnych uczniów? Życzę zdrowego myślenia.
To jest grzech szkoły – że w szkole nie rozmawia się. Każdy nauczyciel robi tak jak potrafi, jak sumienie mu dyktuje, jak jest przyzwyczajony.
Tak jakby obowiązkiem nauczycieli nie było WSPÓLNE UZGADNIANIE:
– co można powiedzieć uczniom – w jaki sposób – czego nie wolno – o co można zapytać, a o co nie – jak odpowiadać na pytania osobiste.
Czy nauczycielowi może wypsnąć się coś takiego:
– nie lubię góralskiej muzyki
– nie lubię ludzi mlaskających
– nie lubię palaczy
– popieram partie xxxx
– jestem buddystą
– itp.
jeśli była dobrą nauczycielką, to szkoda kobity
ync
nie zawsze trzeba mówić, co się myśli
ale zawsze trzeba myśleć, co się mówi
W czasie swoich studenckich praktyk dotarłem do prowincjonalnej szkoły, w której plastyki uczył homosexualista po publicznym coming oucie. Pomimo tego, że całe grono pedagogiczne wiedziało o jego skłonnościach, gość był osobą lubianą i bez większych kłopotów funkcjonował w pokoju nauczycielskim. A ty było dość dawno temu. Gdyby spojrzeć na panią Martę nie przez pryzmat jej lesbijstwa, lecz zwyczajnie ludzkich cech charakteru, mogłoby się okazać, że przyczyną jej problemów zawodowych wcale nie musiałyby być jej erotyczne zainteresowania.
Z drugiej strony nie umniejsza to faktu, że społeczność nauczycielska ma duże tendencje do mobbingowania autsajderów.
Społeczność nauczycielska tym różni się od innej społeczności, że przy kawie częściej gada o szkole niż o innych profesjach. Normalne.
Społeczność homoseksualna tym różni się od innej społeczności, że w naturalny sposób bardziej preferuje kontakty z osobami tej samej płci. Normalne.
Homoseksualistą się jest, zawód nauczyciela się wybiera.
Społeczność nauczycielska ma to wspólnego z homoseksualną, że głośna część społeczeństwa na jednych i na drugich wiesza psy by sobie dodać. Reszta zazwyczaj milczy – tchórze.
Nauczycielem można przestać być, homoseksualistą nie.
PS Głupia rada – niech homoseksualiści w ramach ukrywania się przed społeczeństwem tworzą tzw normalne rodziny. Wtedy ich dzieci doświadczą radości w szczęśliwym domu pozbawionym dobrego współżycia małżeńskiego. I będzie git.
Nawiązałem mailowy kontakt z ync. Jego koncepcja zakłada, że „motorem” przemian w oświacie powinni być nauczyciele. Moja zakłada, że rodzice. Ciekawi jesteśmy opinii blogowiczów i p. Chętkowskiego. Ze względu na to, że ync wkleił komentarz pod postem „zdolni i trudni”, a większość blogowiczów nie czyta postów, które ukazały się kilka dni temu, pozwalam sobie skopiować ten komentarz tutaj (zupełnie niezgodnie z tematem postu).
ync pisze:
2010-09-06 o godz. 21:24
Moi drodzy, akcja nabiera tempa i rumieńców. Widmo rewolucji oświatowej krąży nad nami. Nawiązałem kontakt z kwantem. Oto co napisał do mnie. Proszę o opinię wszystkich blogowiczów dobrej woli, I Gospodarza też.
Kwant pisze:
?Wierzę, że męczy cię pisanie o tym w internecie. Zwłaszcza, że robisz to trochę nieumiejętnie. Ludzie są jacy są. Czytając wpisy pod postami oczekują współczucia lub zgrywy. Pisanie o ?Szkole szacunku i dialogu? nie trafia na podatny grunt. Myślę, że duża część blogierów odbiera taką propozycję jako infantylną. Dlaczego ? – nie bardzo wie, co się pod tą nazwą kryje. Większość fasadowych pomysłów narzucanych przez MEN ma podobne nazwy. Zatem nie chodzi o hasło, chodzi o zrozumienie intencji. Chodzi o wyraźne różnienie się od tego co mają w szkole na co dzień.
Następna rzecz, to pytanie o to, kto ma być ?motorem? dochodzenia do zmian w myśleniu o szkole. Ty wierzysz w to, że nauczyciele. Ja nie byłbym tego taki pewien. Raczej myślę, że szansę na to mają wyłącznie rodzice. Nauczyciel jest pracownikiem. Pracownik po to pracuje, aby zarobić na utrzymanie własnej rodziny. Pracownikowi nie jest potrzebne wikłanie się w spór z pracodawcami (samorządy, kuratoria, MEN), bo podstawowym jego celem jest stabilizacja zatrudnienia i stałe (nieważne czy niskie czy wysokie), ale pewne dochody. Świetnie nadaje się do tego ?Karta Nauczyciela?. Jeśli nauczyciele będą się w coś angażować, to przezde wszystkim w obronę tej karty. Ona broni przed zbyt niskimi uposażeniami, które natychmiast wprowadziłyby Samorządy.
Wynika stąd, że statystyczny nauczyciel nie będzie się angażował w forsowanie zmian w funkcjonowaniu szkoły, bo czyha na niego tak wielu przeciwników (dyrektor, Samorząd, Kuratorium i MEN), że po prostu nie da rady, a i po co by miał to robić skoro jego podstawowe zadanie – zarabianie pieniędzy na utrzymanie własnej rodziny, stanęło by pod znakiem zapytania.
Co innego, jeśli wziąć pod uwagę rodziców. To rodzice są klientami. W kapitaliźmie mówi się : ?klient nasz pan?. Ale jaki to pan, który płaci, a nie wymaga. Może przesadziłem, wymaga, ale nie bardzo wie czego może wymagać. Rodzice myślą, że pisząc skargę do Kuratorium rozwiążą wszystkie problemy swojego dziecka. Owszem, dyrektor będzie się tłumaczył długo i ?gęsto?. Może zostanie nawet odwołany ku uciesze tłuszczy. Ale czy to jest rozwiązanie problemu ? Chyba tylko emocjonalnego konkretnych rodziców, bo się zemścili i to skutecznie. Czy w ten sposób rozwiązali problem, który występuje w szkole ? – bardzo w to wątpię.
Rodzice powinni być benificjantami przemian, ale w swoich zakodowanych jeszcze w poprzednim ustroju ?rozumkach? nie mają świadomości obywatelskiej. Obraz szkoły, który wynieśli z autopsji, to szkoła XIX wieczna. I taki obraz szkoły to ten najlepszy z możliwych. A to, że Świat i same dzieci – są inne niż kiedyś, to wina nauczycieli i niekompetentnych dyrektorów. Dzięki, kochani rodzice. Gratuluję przenikliwości. Musicie jednak pamiętać, że XIX wieczna szkoła jest o wiele tańsza, niż XX wieczna, a powszechny brak pieniędzy na, nazwijmy to ?wszystko?, robi swoje. Państwo ma na to pieniądze, co ?kupi? mu przychylność obywateli. I Państwo kupuje tą przychylność – np. rolników, zwalniając z ZUS i łaskawie dotując KRUS, zwalniając rolników z podatków dochodowych, ratując miejsca pracy w zakładach przemysłowych, gdzie niedobrzy robotnicy mogliby zrobić ?zadymę? na cały kraj, służbom mundurowym – płacąc emerytury nawet po 15 latach i to całkiem wysokie – przykłady można mnożyć. Na oświatę nie ma pieniędzy, bo obywateli to nie obchodzi, tzn. obchodzi, ale jakoś inaczej, niż w przypadku innych branż – niejako, jakby to była tylko Państwa sprawa i co zrobią to zrobią (podobnie w służbie zdrowia).
Myślę, YNC, że tylko bunt rodziców jest w stanie doprowadzić do ?Szkoły Szacunku i Dialogu?. Taki ustrój i takie ?realia?. Ale ile trzeba będzie jeszcze czekać, aby obywatele zorientowali się, że w tym ustroju do zrobienia czegokolwiek jest potrzebna ?postawa obywatelska? – tego nie wiem. Na razie postawa jest ?PiSotelska? czyli beznadziejnie wierząca w myślenie magiczne, a nawet w wodza podobnego do Putina. ?
Piszesz, Sensorze: „Opowiadanie wychowankom o swoich upodobaniach seksualnych to jakaś nowa pedagogika – której ja w odróżnieniu od Pana nie będę chyba nigdy w stanie zaakceptować.”
Pomyśl – każdy nauczyciel noszący obrączkę opowiada uczniom o swoich upodobaniach seksualnych. Każdy nauczyciel, któremu się wypsnie, że ma dziecko, już daje informację o swoich upodobaniach seksualnych. Każda biolożka mówiąca „mój mąż”, każdy wuefista mówiący „moja żona”. Oni wszyscy się bezczelnie obnoszą ze swoją seksualnością. I to akceptujesz?
Jest w Twoim tekście ukryte założenie, że heteroseksualność nie jest seksualnością, a jeśli już to tą jedynie dobrą, słuszną i prawidłową.
Najłagodniejszym określeniem, jakie mi przychodzi do głowy na to założenie to bezmyślna heteronormatywność. Znam brzydsze, też na „h”.
@kwant
wystarczy zobaczyć, co się dzieje, jak rodzic uprzejmie doniesie (słusznie, czy nie) na nauczyciela do kuratorium. Czyli potwierdza to tezę, że rodzice wiele mogą.
Chodzi o to, aby działania były konstruktywne. Wiele spraw da się załatwić, rozstrzygnąć na poziomie nauczyciel-rodzic.
Z rodzicami trzeba rozmawiać (co wielokrotnie podkreślał ync) a nie bać się ich. Teoretycznie nikt nie chce dla dziecka źle.
O seksualności też trzeba rozmawiać, ale oczywiście nie jest to łatwe i nie każdy sobie z taką rozmową radzi.
U mnie w LO był nauczyciel historii, który prawdopodobnie (bo oficjalnie tego nie ogłosił, nas nie interesowało) jest gejem. Dlaczego tak sądziliśmy? Miał profil na portalu społecznościowym, gdzie zamieszczał zdjęcia ze swoim partnerem (od razu zaznaczę, że co najwyżej trzymali się za ręce), spotkaliśmy ich razem kilka razy.
Nie był prześladowany, był wręcz ulubieńcem starszych nauczycielek (jak miał dyżur na korytarzu, to zawsze stawały razem z nim zamiast pić kawę w pokoju nauczycielskim).
Piszę „był”, dlatego że zastępował nauczycielkę, która miała urlop zdrowotny (w tej chwili chyba znowu wrócił na zastępstwo :)).
Przyłączę się do opinii @Mni- możliwe, że problem nie leży w orientacji tej pani ;).
Grzegorz Spichał, 7.9; 8.58:
,,homoseksualistą się jest, zawód nauczyciela się wybiera”.
Czy wie Pan, dlaczego geje wolą głosować na lewicę?
Zdaniem Fukuyamy dlatego, że ona zwalnia z odpowiedzialności za WYBÓR orientacji sexualnej, powielając Pański w/w, zdarty a wygodny stereotyp.
Owszem, u części homoseksualistów o wyborze mowy nie ma, ale u większości to kwestia preferencji, wyboru alternatywy – to nie przeczy stanowi, w którym Z DOKONANEGO WYBORU coraz trudniej się wycofać.
W podobny sposób lewica odwraca kota ogonem i wobec przestępców, jako rzekomych ,,ofiar skłonności wrodzonych”.
Tekst, na który gospodarz się powołuje, jest dla mnie przykładem wyjątkowej nierzetelności dziennikarskiej! Już sam tytuł, który sugeruje, że panią co najmniej wyrzucono, a prawda jest taka, że „pojechała” na salony warszawskie jako uciśniona gwiazda z prowincji, a w stolicy ma pracę. Na dodatek w tekście pani Konarzewska jawi się jako sobą mało sympatyczna, jest biedaczka tak nierozumiana, że musi wysłuchiwać „ględzenia” koleżanek o mężach, dzieciach i wakacjach, a to słowo na negatywne konotacje w języku polskim. Sama pani K. na pewno nigdy nie ględzi, co najwyżej postępuje mega nieprofesjonalnie, obarczając swoim prywatnym życiem uczniów, rozmawiając z nimi o decyzjach, które dorosły człowiek podejmuje SAM.
I jak wyżej: to pani jest problemem, a nie jej orientacja.
Brysiu droga, czy dobrze zrozumialam, czy ty tez jestes lesbijka? Piszesz wszakze: „posluchajcie co wam powie lesbijka …”.
@ kwant
Ciekawy kwancie – zgazam sie calkowicie z tym, ze to rodzice sa odpowiedzialni za wychowanie swoich dzieci. ync nie ma racji, sadzac, ze szkola ma wychowywac. Nie jest to teza rewolucyjna ale jakby zostala zapomniana. Szkola w swej istocie zawsze miala za cel wyreczac rodzicow w prozaicznych obowiazkach nauczania dzieci podstaw. Pisania, czytania, liczenia (by nie rzec: rachowania), itd. „Wychowanie” to juz domena rodzicow i najlepsi, najszlachetniejsci nauczyciele niczego tu nie zmienia. Dzieci ucza sie obserwujac, a najbardziej obserwuja rodzicow, bo z nimi spedzaja wiekszosc swojego czasu. Daltego tez, za przeproszeniem gospodarza blogu, nie przecenialbym roli nauczyciela. Ciekawe dla mnie jest tez to, ze generalnie w kulturach, ktore przywiazuja najwyzsza wage do wyksztalcenia, nauczyciele jakos nie zajmuja szczegolnie wysokiego stopnia w spolecznej hierarchii. Wyreczaja po prostu rodzicow w koniecznym nauczeniu dziecka podstaw, jak wyzej. Natomiast uczeni, ktorzy prowadza wlasna dzialalnosc naukowa otoczeni sa glebokim szacunkiem. Nie mozna zatem ani spychac kwestii wychowania na szkole, ani tez przeceniac role tejze. Sam chodzilem do szesciu szkol do matury, wiec wiem jak to jest – nauczyciele, jak ludzie; sa madrzy durni, kolorowi i bezbarwni. A szkole skonczyc trzeba.
Jesli chodzi o homoseksualizm w srodowisku nauczycieli, to zgadzam sie z gospodarzem – rzuca sie w oczy, budzac niepotrzebne komentarze. Nauczyciel jest czlowiekiem, jak kazdy, ale uczniowie nie musza wiedziec ile ma dzieci, do ktorego chodzi kosciola, na jak partie glosuje, ani tez czy ma zone, czy partnera swojej wlasnej plci. Zdaje sobie jednak sprawe, ze moze to byc problemem w malych miastach, gdzie kazdy zna kazdego – i, niestety, nie znam zadnego rozwiazania w tej kwestii. Ale coz, zawsze tak bylo; kazdy kto sie wyroznia na tle reszty, musi byc przygotowany na poniesienie konsekwencji.
MAJK pisze: 2010-09-07 o godz. 17:00
„Czy wie Pan, dlaczego geje wolą głosować na lewicę?
Zdaniem Fukuyamy dlatego, że ona zwalnia z odpowiedzialności za WYBÓR orientacji sexualnej, powielając Pański w/w, zdarty a wygodny stereotyp.”
Jasne, że pomiędzy stanem heteroseksualnym a homoseksualnym istnieje cała paleta stanów mieszanych. Istnieją również osoby aseksualne. I co z tego? To, że ktoś może wybierać między kobietami a mężczyznami bo erotycznie go kręcą podobnie ma oznaczać, że powinien preferować „jedynie słuszną linię”?
## Może jeśli uzna, że rzeczywistość w której przyszło mu żyć zasługuje na takie zorientowanie.
## Może również swój wybór „jedynie słusznej drogi” podyktować względami własnego i bliskich bezpieczeństwa/dobra. Ale to już coś niepokojącego wnosi do oceny rzeczywistości w której przyszło mu żyć.
## Może również wybrać na przekór „słusznym normom”, ponieważ człowiek ma prawo tak się demonstrować. W końcu odczuwalna presja środowiska może wywołać taki sprzeciw i jeśli ktoś ma mieszane preferencje seksualne lub tylko ochotę to dlaczego nie.
## I przede wszystkim może wybrać tak jak podpowiada mu serce. Jeżeli zdarzyło się tak, że człowiek o preferencjach mieszanych zakochał się z wzajemnością w drugim tej samej płci to co w tym złego. Czyżby to zrobił wbrew naturze?
Wracając do punktu wyjścia nie zmienia to faktu istnienia osób o zdecydowanych preferencjach homoseksualnych i o nich zrazu myślałem.
PS A co do polityki to małe znaczenie ma dla mnie kto na kogo głosuje. Na szczęście krzyżyk postawiony przez geja tak samo waży jak każdy inny.
Nie mam pojecia jak ww nauczycielka epatowala swoja orientacja w szkole, ale znam przyklady reakcji otoczenia na zdanie typu „dzis jade z moja dziewczyna do Ikei” wypowiedziane oczywiscie przez osobe tej samej plci, ktore to wpowiedziane przez osobe heteroseksualna nie wywarloby przeciez zadnego wrazenia. Ot, bylby to zwykly komentarz przy herbacie wygloszony przez pana od wf w pokoju nauczycielskim. Osom homoseksualnym neguje sie prawo do takich wlasnie, banalnych, podszytych codziennoscia stwierdzen wiec, jako ze, nie moga mowic o swojej orientacji cicho, ci co sie odwaza robia to glosno i dosadnie.
Mysia
Jestem. I co ? Zaczniesz gryzc i kopac ?
time
Stare, świetne, zawsze warte przypomnienia i powtarzania. Szczególnie w szkole – w stosunku do nauczycieli i uczniów.
Nauczycielki / myślę o zespole pracującym w danej szkole/, to często nieciekawe i niemiłe towarzystwo; z dyplomami, ale i ciasnymi horyzontami, bez zainteresowań /poza serialami tv/, rozplotkowane, złosliwe, mściwe, zazdrosne, itp. Oczywiście są wyjątki. Feminizacja robi swoje / niestety/, pisze to emerytowana prowincjona nauczycielka.
Mnie tej nauczycielki z Łodzi szkoda, szkoda mi też szkoły, która sie jej pozbyła. Skoro istnieją homoseksualiści, dlaczego nie mogą być wsród nauczycieli, uczniowie powinni widzieć, że taka orientacja jest normalna i wiedzieć. ze uczeń homoseksualny, też jest normalny.
Myślę, że w polskim herbie powinn być Dulska, a nie biały orzeł. Hipokryzja, pycha, pretensje -jakie to polskie, jakie to nauczycielskie
Ijo Ijewna: „Pomyśl – każdy nauczyciel noszący obrączkę opowiada uczniom o swoich upodobaniach seksualnych”.
Pomyśl sama. Każdy nauczyciel z obrączką opowiada, że lubi „na jeźdźca”? Albo uwielbia przydusić nieco partnera dla zwiększenia doznań? Interesująca interpretacja.
Nie odróżniasz opowiadania o sobie od manifestowania swojej seksualności.
Zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja gejów i lesbijek jest trudniejsza, bo większość społeczeństwa uważa ich za coś w rodzaju wielbłąda na wrotkach lub siejących wirusami odmieńców. Tym bardziej należy ludzi edukować, że geje i lesbijki byli są i będą, czy się to komuś podoba, czy nie, a jednocześnie karać tych, którzy swoją niechęć manifestują w sposób obraźliwy dla współobywateli.
Próba rewolucjonizowania obyczajów musi skończyć sie, jak każdy przymus, niechęcią ze strony przymuszanych. Chyba nie zależy nam na heteroseksualnej partyzantce?
Na marginesie muszę zwrócić uwagę na fakt, o którym wspomina sama zainteresowana – kilka osób w pokoju nauczycielskim nadal utrzymywało z nią kontakt, a więc potępienie nie było tak całkowite. Może jednak jest z kim zaczynac przebudowę?
time, kwant
Rozmowa nauczyciele-rodzice. Bardzo trudna w tradycyjnej szkole. Obie strony boją się.
– nauczyciel boją się donosów rodziców do kuratorium, nie lubią ich upierdliwej troski o własne dziecię
– rodzice boją się mówić bo boją się, że nauczyciel uweźmie się na dziecko.
Jedni i drudzy boją się konfliktów.
Inaczej jest w SZKOLE SZACUNKU I DIALOGU. Nikt nikogo nie boi się, konflikty są uznawane za naturalną część pracy szkoły, brak konfliktów i sporów jest porażką.
Ale sie czepiasz Brysia tego kopania i drapania, a ja przeciez chcialam tylko troche zaszkodzic tym powaznym blogowiczom, chcialam im „troche naswietlic”. I nie mam absolutnie nic przeciwko lesbijstwu, wrecz przeciwnie…
A ten caly Ync moze sie schowac z ta cala swoja szkola dialogu do kroliczej dziury,o!
Od dzisiaj rozpoczynam akcję-ankietę z jednym tylko pytaniem: po co dziecko, nie dziecko ? uczeń, nie uczeń ? CZŁOWIEK ? po co człowiek ma chodzić do szkoły ? Będę zbierać i publikować odpowiedzi wszędzie.
Oto jedna z odpowiedzi: człowiek chodzi do szkoły w celu zdobycia jak najlepszego wykształcenia, bo ze statystyk wynika, że ludzie dobrze wykształceni zarabiają więcej pieniędzy niż ludzie mniej wykształceni.
To nie jest moja odpowiedź ? moja jest inna.
Proszę Was o umieszczanie odpowiedzi.
Szkoła w obecnym kształcie narodziła się w epoce rewolucji przemysłowej – wszyscy zdawali się być zadowoleni: rodzice, bo dzieci były pod czyjąś opieką; państwo, bo obywatele mieli czas na pracę, a nie na pilnowanie dzieci, no i oczywiście szkoła kształciła fachowców – obecnie dokonała się przemiana cywilizacyjna i w zasadzie coraz mniej osób pracuje w przemyśle ciężkim, zatem i szkoła powinna się trochę zmienić.
Przestańmy udawać,
standardy ustalają chłopcy w czarnych sukienkach z Watykanu.
Ich zwierzchność nad Polska jest widoczna choćby w sali plenarnej Sejmu, gdzie ich znak obraza flagę i godło polskie.
Marszałek Schetyna uważna ze to OK.
Prezydent Polski, hr. Komorowski tez nie zdjął tych oznak zwierzchniej władzy Watykanu ze ścian urzędu prezydenckiego.
Premier Tusk wziął ślub kościelny po 25 latach od cywilnego, itd, itd.
Władek.
Witam w klubie. To są „moje” słowa.
Jak widać akcja rozwija się. Czy powstanie jakiś ruch obywatelski na rzecz przemiany oświaty ? (słowa: rewolucja i reforma chyba się zdewaluowały nieco). Najlepiej żeby to był ruch nauczycieli i rodziców, bez polityków.
@majk
?Czy wie Pan, dlaczego geje wolą głosować na lewicę?
Zdaniem Fukuyamy dlatego, że ona zwalnia z odpowiedzialności za WYBÓR orientacji sexualnej, powielając Pański w/w, zdarty a wygodny stereotyp.?
Ale pokrętna logika :-). A ja myślałem, że to dlatego, że prawica ma duże opory przed daniem homoseksualstom podstawowych przywilejów, które bez problemu daje heteroseksualistom, którzy np. mogą sobie zawrzeć związek małżeński, co daje im niezłe uprawnienia przy okazji np. spraw podatkowych (wspólne rozliczanie się), spadkowych (rodzina ma większe ulgi/pierwszeństwo), związanych z adopcją dzieci, łatwiejszych odwiedzin w szpitalu etcetra, etcetra. Co więcej bardziej radykalna prawica zapewne nawet chce iść dalej i marzy jej się albo kamienowanie komeseksualistów albo coś co nazywaja „leczeniem”, czyli rażenie prądem lub podawanie nieustanne leków wymiotnych lub grzebanie w psychice, co zazwyczaj kończy się doprowadzeniem delikwenta do głębokiej depresji.
No ale cóż uświadomił mnie Pan/Pani, że byłem w głębokim błędzie myśląc, że nikt nie głosuje na ludzi, którzy mają ochotę być ich oprawcami 🙂
A jeżeli twierdzi Pan/Pani, że orientacja seksualna to kwestia wyboru, to proszę w ramach eksperymentu ją sobie teraz na miesiąc zmienić. Ot powiedzieć sobie, od dziś jestem gejem/lesbijką, więc kręcą mnie osoby tej samej płci, a nie kręcą osoby płci przeciwnej. Ja muszę niestety z nieukrywanym żalem stwierdzić, że mam zbyt słabą wolę, by takie coś zrobić, no ale w Pana/Panią wierzę, że wskaże mi Pan/Pani drogę.
@autor i reszta
Podzielam opinię, że niestety może się za tym przypadkiem kryć coś więcej lub coś innego, niż tylko nienawiść ze względu na orientację. (ot np. mój znajomy nie lubi swoich sąsiadów ze względu na głośne puszczanie muzyki, przez co jego dzieci mają problem ze snem. Fakt, że Ci sąsiedzi są gejami (z czym akurat się nie kryją) nie ma tu raczej żadnego znaczenia.) Co oczywiście nie zmienia faktu, że przedstawiony problem może istnieć w rzeczywistości, gdyż ogólnie w naszym społeczeństwie dość mocno tkwi chyba jeszcze chęć dyskryminacji osób homoseksualnych.
Lulek1, zamotałeś się, indyk też myślał.
Proponuję, wróć do źródeł – może nie wiesz, ale homoseksualistów na Kołymę prawica nie zsyłała.
Po drugie, mylą Ci się skutki z przyczynami. Skutki są rezultatem wyboru.
I po trzecie – pewnie nie wiesz, że zwolnienie z odpowiedzialności za wybór homoseksualny ma większą wartość, jak narażanie się na opresję ciemnogrodu. Ciemnogród z prawicą tożsamy nie jest,