Spór o godziny
W sprawie czasu pracy nauczycieli każdy swoje wie. Nikogo więc nie przekona badanie, jakie przeprowadził Instytut Filozofii i Socjologii PAN (zob. tekst). Wynika z niego, że matematyk pracuje średnio 43 godziny w tygodniu, z tego 26 godzin w szkole, a resztę w domu. W sprawie nauczycieli innych przedmiotów Instytut się nie wypowiedział, wiadomo jednak, że jedni, np. poloniści, pracują więcej, a inni, np. katecheci, mniej. Większość ludzi sądzi, że wszyscy nauczyciele pracują tyle, ile wynosi ich pensum dydaktyczne, czyli 18 lekcji tygodniowo plus jedna, a od nowego roku szkolnego plus dwie. Daje to łącznie 20 godzin, czyli połowę czasu pracy większości pracowników w Polsce. A zatem za pracę nauczycieli uważa się wyłącznie prowadzenie lekcji, a reszty działań już nie.
Z niektórymi zawodami tak to już jest, że trudno zrozumieć, co w danym przypadku jest pracą, a co nie. Niejeden człowiek może myśleć, że chirurg pracuje tylko wtedy, gdy przeprowadza operację, a gdy ją opisuje i sporządza dokumentację, to już nie. Ktoś pewnie sądzi, że kierowca pracuje tylko wtedy, gdy kręci kierownicą i zmienia biegi, natomiast gdy tankuje paliwo albo czeka w kolejce po towar, załadowuje i rozładowuje, to już nie. A co jest pracą ratownika? Czy jak siedzi na krzesełku i patrzy w morską dal, to jest to praca? Czy też za pracę należy uznać tylko te chwile, gdy rzuca się do wody i płynie, aby ratować topielca? Przy takim podejściu okazałoby się, że ratownik średnio pracuje pięć minut dziennie. Niezła robota, prawda? A co z innymi ratownikami, np. pogotowia górskiego, czy za czas ich pracy należy uznać tylko godziny spędzone w akcji?
To prawda, że nauczyciele są w akcji tylko 19-20 godzin w tygodniu. Jednak podobnie jak przedstawicieli wielu innych zawodów ich czas pracy nie składa się tylko z udziału w akcji. Laikom trudno to zrozumieć. Mnie też trudno pojąć, za co płaci się ratownikom. Chodziłem cały tydzień na plażę i rozkładałem koc tuż obok ich stanowiska. Widziałem, na czym polegała ta praca. Dzień w dzień siedzieli po osiem godzin dziennie i pierdzieli w rozkładane foteliki. Czasem z nudów ktoś z nich wstał i rozprostował kości. Słońce samo ich opalało, a podatnicy jeszcze za to płacili. Podczas mojego pobytu ani razu nie wzięli udziału w akcji. Raz krzyknęli do dzieci, aby przestały się bić, raz ostrzegli przez burzą. Codziennie wpisywali też kredą na tablicy temperaturę powietrza i wody. To wszystko, a dostawali pensję, jakby pracowali 8 godzin dziennie. Czy to sprawiedliwe?
Być może należałoby zmienić filozofię czasu pracy. Może przy każdy pracowniku należy postawić specjalny czasomierz pracy, np. przy pani w okienku w banku czy na poczcie albo w urzędach. Gdy podejdzie klient, zegar się włącza, a gdy petentów nie ma, zegar się wyłącza. Ciekawe, ile trzeba by czekać na uzbieranie tak rozumianych ośmiu godzin pracy. Na razie jednak takiego zegara nie stawia się przed żadnym pracownikiem, tylko nauczycielom ludzie chcą tak właśnie mierzyć czas pracy. Może jeszcze należy belfrów wyposażyć w czujniki głosu i za czas pracy uznawać tylko te chwile, gdy się odzywają. Zdarza się, że na lekcji nie mówię wcale, oddaję bowiem głos swoim uczniom. Zastanawiam się, czy ja w ogóle pracuję.
Komentarze
Nareszcie ktoś mądrze się na ten temat wypowiedział. Większość ludzi nie rozumie, że praca nauczyciela jest głównie w domu… gdy trzeba nie tylko przygotowywać się do lekcji, ale też produkować stosy makulatury, wszelakiej maści raportów, sprawozdań etc.
Gospodarz zupełnie nie trafił z tym przykładem. I skąd to stwierdzenie, że ratownikowi płaci się z naszych podatków? Ratownik chyba nie jest pracownikiem budżetówki? Jest to praca sezonowa, prawdopodobnie na umowę zlecenie. Zresztą wf-ista mojego syna tez tylko pierdzi w rozkładany stołek albo dmucha w gwizdek. Żenujące jest natomiast to, że Gospodarz nie widzi nic złego w „innym traktowaniu” nauczycieli. Na szczęście coraz częściej się o tym mówi głośno… Nudne już jest przypominanie nauczycielom jakie mają przywileje. Za pieniądze podatników.
Zaza,
WOPR jest współfinansowany z budżetu, więc ratownicy też. Część ratowników pracuje przez cały rok, np. na krytych pływalniach. Być może przykład nie jest najtrafniejszy. Podyskutujmy jednak o meritum. Co jest pracą nauczyciela? Czy tylko prowadzenie lekcji? A czy strażak pracuje tylko wtedy, gdy gasi pożar?
Proszę też nie nazywać uprawnień pracowniczych przywilejami. Na przykład prawo do przerw międzylekcyjnych to nie przywilej, lecz uprawnienie, które zapewnia lepsze efekty pracy podczas lekcji.
A co do nauczyciela wf, to jego zadaniem jest dbać o bezpieczeństwo uczniów. Laikowi wydaje się, że nauczyciel ten pierdzi w stołek. Gdy opiekuję się swoim dzieckiem na placu zabaw, to z boku może to wyglądać, jakbym nic nie robił. Zapewniam jednak, że mniej męczy przerzucenie tony węgla.
Pozdrawiam
DCH
Drogi Gospodarzu, no pisanie o czasie pracy nauczycieli podczas wakacji to jak wkładanie sobie samemu kosza na głowę. ;))
Poza tym upały i tęsknota za nieco dłuższym wypoczynkiem ludziom spoza nauczycielskiego kręgu naprawdę mogą przysłonić wszystkie najprawdziwsze i najrzetelniejsze argumenty. Nie warto się męczyć.
Bo choćbyśmy się nie wiem, jak starali, to i tak wszyscy będą nam mówić, że DOSTALIŚMY W TYM ROKU 30% podwyżki i rzeczą karygodną jest, że jeszcze nie ma nas w szkole. – http://ion24.blogspot.com/2010/07/troski-o-nauczycieli-w-drugiej-debacie.html
Pozdrawiam i życzę PRAWDZIWEGO odpoczynku. Naładowania akumulatorów, bo od września nikt współczuć nie będzie, przeciwnie – będzie się z ulgą zacierało ręce, opalając na egzotycznych plażach. 😉
Gospodarz zwierza sie Zazie i pisze tak:
Gdy opiekuję się swoim dzieckiem na placu zabaw, to z boku może to wyglądać, jakbym nic nie robił. Zapewniam jednak, że mniej męczy przerzucenie tony węgla.
To bachor musi byc cholernie zywotny ! Albo gospodarz dobry przy weglu.
W domu to się wypoczywa. Jak ktoś sobie nie potrafi zorganizować czasu pracy, to nie powinien być opłacany za własną indolencję. A jak pracy jest rzeczywiście za dużo, to po co robić z siebie bohatera związku nauczycielskiego i robić więcej, niż za to płacą? Przecież takie macie efekty waszej niewolniczej potulności – zmuszają was do różnych rzeczy, do pracy ponad siły i możliwości i dają coraz więcej. Jedyne, co potraficie zrobić, to marudzić, że musicie w domu pracować. Sami się zmuszacie i sami sobie kata nad sobą postawiliście, to miejcie.
Dla porządku zauważę, że opracowanie PAN dotyczy tylko samego uczenia matematyki. I to już są 43 godziny. Jeśli dodamy do tego wychowawstwo, przygotowania do akademii na cześć, wycieczki, olimpijczyków, projekty czy inne fanaberie, to ustawowe 40 godzin tygodniowo nijak nie wychodzi.
A może gospodarzu zrobić tak 3,4 lekcje a reszta czasu to papiery,rady pedagogiczne,szkolenia itp.Nic do domu ,tusz i komputer i pomoce dydaktyczne gwarantuje szkoła,ale by zbankrutowała no to pomoce i komputery gwarantuje samorząd ewentualnie rząd – program rozwoju szkół.
A teraz wynagrodzenie np.nl 1500 zł netto i. 18 h tygodniowo
1500 zł razy 72 h czyli 20,83 zł na godzinę razy 160 czyli 8 h dziennie to daje 3333 zł.Średnia krajowa gwarantowana!( I to netto !)
DRUGI POMYSŁ
1500 dzielone na 160 godz. czyli 9,38 zł na godzinę.ZERO pracy w domu,jak w Szwecji nl ma 40 gdz. to nie ma problemu tzw okienek,zero pracy w domu wszystko robione w szkole.Te zero pracy w domu to w obu moich pomysłach.
Skoro dydaktyk ma 42 h to nl bibliotekarz 55 – 60 godz.I za niską stawkę godzinową.
Zaza:”Gospodarz nie widzi nic złego w ?innym traktowaniu? nauczycieli. Na szczęście coraz częściej się o tym mówi głośno? Nudne już jest przypominanie nauczycielom jakie mają przywileje. Za pieniądze podatników.”
Na czym polega ta „inność”? Że zamiast pracować w spokoju w miejscu pracy jestem przymuszona do pracy w domu? Że za moje pieniądze, a nie podatnika, Twoje dzieciaki są badane, na ich temat pisze się raporty? Że z moich pieniędzy i moim wysiłkiem zdobywa się środki dydaktyczne? Wiem, że dla takich jak Ty to abstrakcja, ale ja z góry otrzymuję nakaz wykonania pracy, a nie otrzymuję materiałów, ani nawet miejsca, gdzie je wykonać. Kto pracuje w wygodnym biurze i ostatnie o czym myśli, to jak je prowadzić na swój koszt w ogóle nie wie o czym mówię. Żyjecie w zupełnie innym świecie, który się rządzi innymi prawami. Najlepszy przykład? Jeżeli uczeń przynosi jakieś materiały do szkoły, to najczęściej mówi, że rodzic przyniósł je z pracy. Znacie nauczyciela, który coś wynosi ze szkoły?
„W domu to się wypoczywa. Jak ktoś sobie nie potrafi zorganizować czasu pracy, to nie powinien być opłacany za własną indolencję.” Randybvain – proszę, nie ośmieszaj się swoją niewiedzą. Nauczyciel nie ma miejsca pracy w szkole. Nie przydzielono mu, nie dano. Rozumiesz? Nie ma dla siebie biurka, komputera, papierów, drukarki. Co najwyżej co pół roku przypomina mu się o wysokości rachunku za prąd i nakazuje wprowadzać jak najdalej posunięte oszczędności. Dlatego nie pracuje w szkole. Chyba że za „miejsce” pracy uważasz klasę z brakiem dostępu do komputera czy jakichkolwiek środków piśmienniczych- takie miejsce jeszcze się znajdzie. Miejsce pracy to jednak nie tylko krzesło i stół- to materiały na których się pracuje, takowych nie ma i nie będzie. W imię dobra takich dobrych podatników jak Ty czy Zaza to państwo będzie broniło przymusu pracy w domu jak niepodległości, gdyż zwyczajnie nie stać go na taki wydatek, jak miejsce pracy dla nauczyciela. To w imię Waszych podatków spycha się na nas wszystkie koszty, nazwijmy je „miękkimi”, procesu nauczania, przy jednoczesnej nagonce, w jakich wspaniałych warunkach pracujemy. A część społeczeństwa bezkrytycznie to kupi. Ale to świadczy o tej części społeczeństwa.
Osobiście rozglądam się za innymi możliwościami w innych zawodach. Mam w nosie „przywileje”, za które każdy z Was dałby się pokroić a mnie wychodzą bokiem. Mam dość pracy w domu, dwumiesięcznego urlopu latem, gdy nie stać mnie na wyjazd, a w każdej chwili muszę być przygotowana na gwizdnięcie dyrektora. Mam dość tego, że materiał, który otrzymuję do obróbki jest coraz gorszej jakości, a za niskie wyniki obarcza się tylko mnie, nie szukając przyczyn w tym społeczeństwie. Mam dość zawiści tego narodu, który podobno w 95% miłuje bliźniego swego.
PS- swego czasu rozmawiałam ze znajomą mieszkającą na Wyspach. Zapytałam się, czy komentuje się coroczne podwyżki dla nauczycieli, czy ludzie reagują jadem na wieść ile nauczyciel zarabia, ile ma wakacji. Ze zdziwieniem stwierdziła, że na nic podobnego się nie natknęła. Każdy pilnuje swoich spraw i dba o swój dobrobyt. No tak, u nas niestety spora część ludzi żyje przekonaniem, że żyje się lepiej, gdy sąsiadowi żyje się gorzej.
PPS- o wynikach, czy ich braku, nauczania można sobie do woli poczytać w brytyjskiej prasie, szczególnie było głośno, gdy miano zaniżyć progi zdawalności egzaminów. I nawet wtedy nikt nie lał kwasem po nauczycielach.
Nauczyciel nie ma wyjścia – musi pracować w domu. Owszem, są pojedyncze szkoły, w których jest coś w rodzaju miejsca do pracy, ale to naprawdę rzadkość. Nawet w szkołach społecznych i prywatnych pokój nauczycielski to najczęściej klitka,w której nie ma jak prac do sprawdzania rozłożyć.
Ponadto – tak jak napisano to wyżej – kompletnie brakuje podstawowych materiałów biurowych i wszystko trzeba kupować samemu.
Co do liczby godzin – kilka lat temu w mojej szkole grupa mam przepuściła atak na nauczycieli dotyczący tego „problemu”. Dla własnej satysfakcji – i trochę,żeby „pokazać”przewodniczącej rady szkoły, przez miesiąc prowadziłam z jedną koleżanka i jednym kolegą ewidencje czasu pracy. Wyniki:najdłuższy tydzień pracy – 58 godzin, najkrótszy – 31 , średnia wynosiła u każdej z osób nieco inaczej w tym konkretnym miesiącu – od 39 poprzez 41 do 43 godzin. Nauczyciele to byli:anglista, polonista i geograf.
Do Gospodarza, żeby sobie uświadomił, że praca niektórych nie polega tylko na pierdzeniu. Cytować Gospodarza nie będę, bo nie warto.
http://news.money.pl/artykul/wopr;gopr;i;topr;musza;zebrac;o;pieniadze,225,0,645345.html
Zaza – Gospodarz nie ma nic przeciw WOPR i TOPR! W swoim wpisie uzył IRONII. Tak trudno to zauważyć?
Myślę, że czasem pracy nauczycieli powinny zajmować się związki zawodowe podczas negocjacji z MEN lub eksperci (choćby w taki sposób jak w przytoczonym przez gospodarza badaniu). Gdybyśmy mieli wyrabiać sobie opinię na podstawie tego co myśli każdy, kto ma ochotę się wypowiedzieć, to zidiociejemy podobnie jak dzisiejszy tłum przed pałacem prezydenckim.
jjaa, jakby mój pracodawca nie zapewnił mi materiałów do pracy, to nie organizowałbym za własne, ale po prostu bym nie robił! Wyobrażasz sobie, że sprzedawczyni w sklepie ma sobie sama załatwić kasę fiskalną, bo „nie ma wyjścia” i jak jej nie załatwi, to nie będzie pracować? Wyobrażasz sobie, że chcesz się zatrudnić jako sekretarka, ale dyrektor mówi, że nie ma warunków i masz u siebie w domu odbierać telefony? Wyobrażasz sobie, że pracownik firmy budowlanej sam ma sobie organizować narzędzia i materiały? A może kasjerki mają teraz szukać towaru do sklepu, bo właściciel marketu stwierdził, że nie ma pieniędzy na towar i jak chcą w sklepie pracować, to niech załatwią towar?
Dla mnie jest sprawa prosta – jeśli jestem czyimś pracownikiem, a nie podwykonawcą, który wykonuje zlecenia i sam jest odpowiedzialny za wszystko – to mój pracodawca ma obowiązek zapewnić mi wszystko do pracy konieczne. Nie zapewnia – nie pracuje. Nie ma miejsca w klasie – nie masz możliwości pracy, nie ma papieru czy tuszu do drukarki – nie ma kopiowania. Ten system tylko dlatego się trzyma, że pozwalacie sobie na tuczenie tego pasożyta!
DO mnie własnie napisał jakiś pan że na stronie szkoły nie ma jeszcze zdjęć z końca roku. Nie ma bo mam internet z limitem danych od miesiąca i jak wyślę nim 50 zdjęć to mi się limit skończy. Ale co to pana obchodzi ze ja mam wakacje i się przeprowadziłam, maluję sciany, nie mam czasu itp itd. Pan chce zdjęcia na stronie szkoły.
Proszę mi dodać parę godzin do tego spisu dla matematyków na robienie strony szkoły, Z DOMU bo w pracy nie mam dostępu do netu.
Gospodarzu!A może zrobić tak 3,4 lekcje a reszta czasu to papiery,rady pedagogiczne,szkolenia itp.Nic do domu ,tusz i komputer i pomoce dydaktyczne gwarantuje szkoła,ale by zbankrutowała no to pomoce i komputery gwarantuje samorząd ewentualnie rząd – program rozwoju szkół.
A teraz wynagrodzenie np.nl 1500 zł netto i. 18 h tygodniowo
1500 zł razy 72 h czyli 20,83 zł na godzinę razy 160 czyli 8 h dziennie to daje 3333 zł.Średnia krajowa gwarantowana!( I to netto !)
DRUGI POMYSŁ
1500 dzielone na 160 godz. czyli 9,38 zł na godzinę.ZERO pracy w domu,jak w Szwecji nl ma 40 gdz. to nie ma problemu tzw okienek,zero pracy w domu wszystko robione w szkole.Te zero pracy w domu to w obu moich pomysłach.
Skoro dydaktyk ma 42 h to nl bibliotekarz 55 – 60 godz.I za niską stawkę godzinową.
Po pierwsze.
Nieporozumieniem jest porównywanie zawodów, wykonywanych prac. Gospodarz posłużył się tu ratownikiem. Jeszcze bardziej efektowne byłoby wzięcie pod lupę zawód żołnierza, np. pilota myśliwca. Całe życie latał po niebie, nikogo nie zestrzelił i nie zabił, a zarobił kupę kasy.
Dlatego porównywanie pracy nauczyciela z innymi zajęciami uważam za bezsensowne.
Po drugie.
Jest dziwne, że największe emocje wzbudza nie to CO robią nauczyciele, ale ILE czasu pracują. To tak jakby najważniejsze było ile czasu pracują drogowcy, a nie ile dróg wybudowali i jakiej jakości.
Stąd moje nieustające pytanie: jakie mają być cele pracy nauczyciela, co on powinien robić w szkole XXI wieku ?
To właśnie jasno określone cele ukazują specyfikę zawodu nauczycielskiego, nieporównywalnego z innymi zawodami. Ja nie wiem jakie cele stawia TERAZ przed sobą polska szkoła, polski nauczyciel. Czy ktoś wie ? Kto mnie oświeci ?
Zamiast o celach i metodach pracy, bardzo chętnie dyskutujemy o czasie pracy, pensum i awansach. To bardzo łatwe i wygodne … .
Gosciu: Ale tak sie nie da z jednego prostego powodu. Nauczycieli jest w szkole okolo 30 a komputerow nie ma. Sa w pracowni uzywane przez uczniow ale nie ma ich dla nas. A ja cale przygotowanie do sprawdzianow robie w kompie.
Sprawdzanie tez odpada w zatloczonym pokoju- trzeba miec duza umiejetnosc wylaczania sie. Poza tym moja dyrekcja caly czas cos ode mnie chce dopuki jestem w pracy i jak mam pracowac to musze wyjsc 🙂
Dodam ze w tym obliczaniu pracy nie bylo konf i szkolen ani pracy wychowawcy ani wycieczek…
Najlepsze są wycieczki. Nauczyciel jest w pracy 24 godziny. Nawet gdy śpi. I to wszystko bezpłatnie. Dlatego jestem przeciwnikiem wycieczek szkolnych, m.in.
Nauczyciel nie dostaje od pracodawcy: długopisu, zeszytu i innych papierów, kleju, nożyczek, zszywacza, odzieży, podręczników, biurka, kalkulatora, telefonu komórkowego, komputera i legalnych programów, szafki, wieszaka. Dostaje ręcznik, herbatę i mydło. Jeśli pomyliłem się w czymś, to proszę skorygować.
lidqa
Czy nie bierzesz za dużo na swoje plecy ? Może zacznij bardziej cenić siebie, swoją wiedzę, doświadczenie i swój czas ?
Tak sobie pomyślałem.
Tia… ja tego nie biore ja to dostaję i widac asertywna mało jestem. Dziś sie dowiedziałam ze srodek wakacji chore dziecko jako powod odmowy przyjazdu do szkoły to nie jest ŻADNE uzasadnienie. Trzeba mieć PRIORYTETY!
Od drugiej strony ławki:
19h lekcji
7,5h innych zajęć w szkole – sporo się przez te kilka lat zmieniło – ja widziałem w szkole nauczycieli poza lekcjami bardzo, naprawdę bardzo rzadko, czasem było jakiś kółko 1-2h w tygodniu, nie mam pojęcia gdzie się ci wszyscy nauczyciele przede mną chowali.
4h planowanie i przygotowanie zajęć – w pierwszym roku pracy – może, potem w 95% lecą „żółte zeszyty”. Nie mam pojęcia co tak dynamicznie zmienia się w (sic!) matematyce że trzeba się pół dnia przygotowywać.
4h sprawdzanie – cóż powiem szczerze że nie wiem jak to jest – niewiele prac w życiu sprawdziłem, coś tam pisaliśmy na każdym etapie szkoły więc było co czytać charaktery pisma tez nie były piękne.
2h prac domowych. Ja w liceum nie miałem prac domowych praktycznie.
2,5h doskonalenie zawodowe – wow… ponad 100h rocznie – robi wrażenie, powinna to być całkiem dobrze wyszkolona grupa zawodowa.
1,5h – papierki – mało tej roboty papierkowej wychodzi na tydzień – widać sprawnie idzie.
Te wszystkie godziny wysiłku w pocie czoła owocują zaś tak beznadziejnie słabym efektem jaki dane mi było jeszcze nie tak dawno temu doświadczać na własnej skórze.
Jak się chcemy pojedynkować matematycznie to zrobię tak – odejmę od wszystkich dni wolnych od nauki normalny króciutki urlop pracowniczy i dorzucę je do tej średniej jako tygodnie po 0 godzin i zobaczymy jak to wyjdzie rocznie.
Prawda taka ze nauczyciel to zawód specyficzny pod względem czasu pracy. Chciałbym żeby nauczyciele mieli zapewnione w szkole warunki pracy i żeby rzetelnie pracowali za co dostawali satysfakcjonujące ich pieniądze. WSZYSTKO MI JEDNO ILE TO BĘDZIE GODZIN, BYLE BYŁ DOBRY EFEKT. Obecnie to utopia.
PS @lidqa – „dopuki” 😉
Oen: a wg ciebie dlaczego efekt jest mierny? Co jest tego przyczyną? Bo ja się staram i staram a efekt jest mierny. Egzamin tak piszą ze szkoda gadać, proste błędy… do tabliczki mnożenia nie mogę niektórych przez 3 lata zmusić.
Naprawdę wkładam wiele wysiłku żeby nauczyć tej matmy dobrze i też nie jestem zadowolona z efektu. Mówię im że mają się nauczyć wzorów na pola, oni się nie uczą, ja im mówię, robię kartkówkę a oni nadal ich nie umieją, w końcu zaczynam pytać, stawiam pały 80% klasy i następnego dnia mam efekt- chwilowy bo i tak zapominają po jakimś czasie.
Nauczyciel nie ma klucza do mózgu- otworzyć i wlać wiedzę i umiejętności. Nawet jeśli świetnie tłumaczę to jezscze uczeń musi słuchać tego co mówię- mnie akurat większosć słucha a w każdym razie są cicho. Moja koleżanka jak zrobi 1000 faktur to zrobiła, a u mnie to jakby ktoś te faktury wywalił do kosza i zapytał czemu tak beznadziejnie pracuję.
Poza tym wszystkim matematyka jest trudna nawet na podstawie – ja widzę że wiele rzeczy np dla 10 latków jest na granicy pojęcia. Pracuję w ciężkim środowisku i te dzieci nie mają IQ nawet na średnim poziomie. I jak niby ja mam osiągać te przysłowiowe „wyniki”? Dla mnie to sukces jeśli po 3 latach oni umieją więcej niż na początku. Np większość mojej klasy nie umiała przyłożyć ekerki do linii żeby narysować prostą prostopadłą. I nie wystarczy pokazać na tablicy. Trzeba do kazdego podejść i mu przyłożyć a i tak wielu tego nie powtórzy. Ekerka na magnesy by sie przydała ale szkoła nie ma kasy…
>Mówię im że mają się nauczyć wzorów na pola, oni się nie uczą<
Może oni się powinni dowiedzieć skąd się te wzory biorą, zamiast się ich uczyć na pamięć. Po prostu źle uczysz – matematyki jako zestawu wzorów do nauczenia się na pamięć!!!
Ależ s-21 jak możesz! Ja im nawet wycinanki robię żeby np trójkąt zobrazować, prostokąt na kluskach śląskich itp itd. Ale oni po prostu nie rozumieją o co w tej wyciance chodzi. WYtną sobie a nadal pola trójkąta nie policzą. I w rezultacie i tak sprowadzi się to do nauczenia wzoru na pamięć. A w zasadzie nie nauczenia.
Tak samo jak tabliczkę mnożenia. Od ucznia podstawówki wymaga się, że – w przeciwieństwie do maturzysty- będzie wykonywał obliczenia sposobem pisemnym. Algorytm dzielenia pisemnego jest strasznie trudny. Nad czym myslec, gdzie to napisać itp itd a jeszcze jak nie wiem ile się w 12-tce mieści trójek… to jeszcze sobie na palcach policzę, ale ile np w 40-tce szóstek??? No i co tu rozumieć i jaka jest w tym rola nauczyciela??? Ja sobie mogę z nimi ten algorytm ćwiczyć do us..nej śmierci ale jak oni nie umieją tabliczki mnożenia to jak mają go wykonywać? A potem jest hasło że on nie rozumie. No ale jak ma rozumieć jak zamiast koncentrować się na umiejętności dzielenia pisemnego on wymięka na tym ile jest tych szóstek? A w ogóle pozwólmy na kalkulatory i czniać to wszystko – a nie droga przez mękę i dla ucznia i dla nauczyciela.
I teraz pytanie brzmi: czyja to wina że on liczyć nie umie? Ja ich powinnam dostawać umiejących. Z drugiej strony jak nauczyciel ma nauczyć 30-to osobową klasę tabliczki mnożenia albo czytania? Ma siadać z dzieckiem i ćwiczyć? z każdym po 15 minut dziennie najlepiej – to by dało 7 i pół godziny ćwiczeń. A tak- no nie nauczył!
S-21. Rozbawiłeś mnie szczerze. Skoro lidqa biega po klasie i każdemu pokazuje, jak trzymać ekierkę, to znaczy, że źle uczy. No cudne.
A bardziej serio – rozmawiamy tu sobie merytorycznie i ataki ad personam są jakby ciut poniżej.
Rzeczowe stanowisko zajął jedynie ync.
Tak naprawdę liczy się efekt, a nie czas pracy.
Jednak zależy to od organizacji pracy, a nie czasu pracy. Powiedzmy sobie szczerze. Praca w szkołach jest najczęściej źle zorganizowana i nawet całodobowa praca nauczyciela nic nie da, jeśli wszystko jest względne i nie wiadomo które wymagania są absolutnie konieczne, a które traktowane są „z przymrużeniem oka”. Dyrektorzy są zmuszeni dostosowywać się do koniunktury, własne koncepcje (jeśli je mają) należy włożyć między bajki.
Z drugiej strony, praca umysłowa jest cięższa dla psychiki człowieka niż fizyczna i nie może być cały czas efektywna. Potrzebne są przerwy i regeneracja. Inaczej to nie ma sensu. Jak płacić za to co się dzieje w umyśle i przenika się z aktywnością prywatną w domu. Trzeba płacić za efekty, ale prawo nie zna pojęcia praca umysłowa, dla prawa liczą się godziny spędzone w miejscu pracy, choćby były przeznaczone na „liczenie baranów”. Pracodawcy, których los zależy od innowacji już dawno to zrozumieli. Państwo musi samo okazać się rozsądne i przewidujące. Stąd te 18 godzin dydaktycznych z założeniem, że i tak dalej pracownik pracuje w domu. Ktoś, kto tego nie rozumie nie może mieć wpływu na postępowanie Państwa jako pracodawcy. W końcu to Państwo ma fachowców i badaczy, którzy unormują czas pracy w sposób kompetentny i biorący pod uwagę wszystkie „za i przeciw”. Natomiast obywatele muszą pamiętać, że nie ma ludzi, którzy na wszystkim się znają i demokracja nie polega na przegłosowywanie konkretnych rozwiązań przez wszystkich, którzy sobie tego życzą.
lidqa
Bibliotekarz ma dłuższe pensum,zero nadgodzin darmowe zastępstwa i niską stawkę godzinową. a nauczyciel dydaktyk ma płacone za 18 godzin,może mieć też 9 nadgodzin czyli 27 lekcji w tygodniu .
1300 dzielone na 72 h to 18,05 zł na godz. a z nadgodzinami to 18,05 razy 108 i to jest 1950 zł.Dochodzi 650 zł,czyli pół pensji.Ale trzeba z dzieciakami niegrzecznymi siedzieć.Bibliotekarz ma trochę spokojniejszą pracę.
lidqa
Dziwi mnie że bibliotekarzowi dołożyli te dodatkowe godziny.Mówiono,że pensum wzrośnie tym co mają 18 h obowiązkowych zajęć.A tu dołożyli bibliotekarzom,pedagogom,wychowawcom świetlic w szkołach podstawowych ,gimnazjach i ponadgimnazjalnych.Dziwi mnie też to że zwiazki zawodowe zgodziły na te podwyżki pensji za POdwyższenie pensum.
linki
http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/34688,pensum_wzrosnie_do_22_godzin.html
http://g.gazetaprawna.pl/p/_wspolne/pliki/30000/i02_2008_176_000_014a_101_30631.jpg
lidqa tu pisze że wzrośnie pensum tylko nauczycielom przedmiotowcom a dołożyli nie tylko przedmiotowcom,ale też nauczycielom-bibliotekarzom.
lidqa
http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/34688,pensum_wzrosnie_do_22_godzin.html
Z tej tabeli i artykułu wynika że chodzi tylko o nauczycieli przedmiotowców a dołożono też godziny pedagogom,bibliotekarzom,wychowawcom świetlic.
Bibliotekarz pracuje chyba 55 – 60 godzin.30 godz w szkole plus 25-30 w domu papiery,praca przed komputerem.NIE TYLKO DYDAKTYK PRACUJE W DOMU.Bibliotekarz szkolny ma ze wszystkich nauczycieli NAJDŁUŻSZE PENSUM 30 godz plus karciane a dydaktyk ma nadgodziny chyba nic mu się złego nie stanie.Bibliotekarz pracuje w szkole najdłużej i w domu też.Na drugim miejscu są wychowawcy świetlic 26 godz. plus karciane plus plakaty wystawy itp w domu za darmo .Prawda gospodarzu?
I co ? Jakie wnioski ? Jakie propozycje ? Jakie chęci ? Jakie możliwości ?
Jeden procent nauczycieli to 6.500 osób.
Szczegóły do uzgodnienia.
Do ync. A może dać wszystkim nauczycielom czy to dydaktykom czy wychowawcom świetlic, pedagogom czy nauczycielom bibliotekarzom jednakową stawkę godzinową niezależnie od długości pensum najlepiej wg pensum 18 godzinnego.Czyli np 1300 zł dzielone na 72 godz miesięcznie(18 w tygodniu chodzi o lekcje) to da 18,05 zł na godz.I bibliotekarz 18,05 zł godz razy 120 godz ( 30 godz w tygodniu) to 2167zł.
Ja uważam że godziny karciane powinni mieć nauczyciele którzy mają 18 godzin lekcyjnych na tydzień lub od 19 do 27 godzin czyli przedmiotowcy.Nie powinni ich mieć nauczyciele-bibliotekarze,bo mają najdłuższe pensum,30 godzin na tydzień.