Jak często oceniać?
Uczniowie mówią, że nauczyli się więcej przez ostatnie dwa tygodnie niż przez całe półrocze. Do wytężonej nauki zmotywowała ich chęć poprawienia ocen. Większość uczniów tuż przed klasyfikacją uczyła się naprawdę solidnie. Miło było popatrzeć.
Pomyślałem sobie, że powinniśmy non stop urządzać młodzieży klasyfikację. Dlaczego robimy to tylko dwa razy w roku? Moglibyśmy o wiele częściej. Jeśli to aż tak motywuje, to jestem gotów nawet wypisywać świadectwa ukończenia pierwszego miesiąca nauki, drugiego, trzeciego itd.
Program nauczania można by podzielić na miesięczne porcje i potem wystawiać uczniom świadectwo zaliczenia określonego działu, np. poezji Adama Mickiewicza, dramatów XX wieku itd. Gdy człowiek wie, że po nauce pozostanie ślad w postaci wystawionego dokumentu, wtedy mu bardziej zależy na ocenach.
Dzisiaj nie wystarczy już oceniać stopniami, które wstawia się do dziennika. Potrzebne są papiery, np. certyfikaty, świadectwa, dyplomy. Młodzież tego potrzebuje. Twierdzenie, że uczyć się należy dla siebie, a nie dla ocen, to staroświecki banał. Dla siebie to człowiek uczyłby się czegoś zupełnie innego. Uczymy się najczęściej dla innych. Aby więc udowodnić tym innym, że czegoś się dla nich nauczyliśmy, trzeba pokazać im stosowny papier.
My dorośli otrzymujemy świadectwa nawet po kilkugodzinnym kursie. Idę na spotkanie polonistów, a tam zaraz wręczają mi certyfikat uczestnictwa. Gdziekolwiek postawię stopę, natychmiast uzyskuję pisemne potwierdzenie, że czegoś dokonałem. W ciągu jednego roku potrafię uzbierać grubą teczkę świadectw, często pełnych ocen. I my chcemy, żeby uczniowie uczyli się cały rok dla jednego dokumentu, dla jednej oceny na koniec roku? To przecież nieludzkie. Nic dziwnego, że im się nie chce. Dopiero gdy na horyzoncie pojawia się świadectwo, uczniowie chwytają wiatr w żagle i biorą się do prawdziwej nauki. Wtedy wreszcie czują, że naprawdę warto.
Komentarze
Uczenie się dla papierków nie jest tylko cechcą dzieci. Im człowiek starszy, tym nawet bardziej zależy mu na dokumentowaniu swoich osiągnięć, także tych pseudo. Zasady awansu zawodowego nauczycieli pokazały, że tak właśnie mamy się szkolić – tylko dla papierzysk. To chore, ale popularne.
Co racja to racja. Ostatnio spotkałem koleżankę, która starała się gdzieś tam o pracę i żaliła się, że co z tego, że mówi i pisze świetną angielszczyzną, skoro nie ma na to papierka? Wiedza bez papierka nie jest wiedzą, jak się okazuje.
To jest niestety polskie zjawisko – w cywilizowanym świecie papierki ceni się tylko jeśli mają renomę, że za nimi stoją konkretne wysokie umiejętności!
W Czechach jest tak, że jeśli potrzebują anglisty dodatkowego na 2 godziny a ty mówisz po angielsku to możesz te 2 godziny dostać. U nas zapomnij. Wszystko musi być udokumentowane.
A do tematu: Gdyby klasyfikację robić co miesiąc to oni by się nie uczyli. Klasyfikacja ma moc bo jest rzadko.
Lidqo,
Rozbudowana pepierologia jest niemal patologią, ale nie chwalmy też rozwiązań z przeciwnego bieguna.
Jakoś nie podoba mi się pomysł, by zatrudniać nauczyciela na podstawie jego oświadczenia, że zna przedmiot i ma umiejętności, by tę wiedzę przekazać;)
Dom swój też pozwoliłabyś zaprojektować komuś, kto nie ma „papierka”?
Moj dom – a w zasadzie mieszkanie – projektował ktoś z papierkiem. Tylko kto mu dał ten papierek… Nie wiem czy sama bym tego nie zrobiła lepiej. Wszystko jest nie tam gdzie trzeba.
>Jakoś nie podoba mi się pomysł, by zatrudniać nauczyciela na podstawie jego oświadczenia, że zna przedmiot i ma umiejętności, by tę wiedzę przekazać;)<
Czy ktoś zna język można łatwo sprawdzić inaczej niż papierkiem!!!Co więcej polskie przepisy nie dopuszczają nawet ewidentnych dowodów znajomości języka – np.faktu ukończenia studiów (czy nawet szkoły średniej)w danym kraju tego języka!
Na uczelniach (czołowych!)świata zatrudnia się często ludzi, którzy swoje kompetencje udowonili w pratyce sukceami.U nas jest to nie do pomyślenia!!!
c.d.Co więcej – w Polsce papierek jest b.często nie świadczącycm o niczym świstkiem!
Lidqo,
..wszystko może nie jest tam gdzie trzeba…Twój gust podpowiada inaczej, ale zastanów sie nad bezpieczeństwem konstrukcji najpierw.
Nie twierdzę, że każdy wydany „papierek” zagwarantuje wysoką jakość pracy, ale jego brak wprowadza bardzo duże ryzyko, że jakość ta będzie zła.
S-21,
Znajomość języka to jedno.
Umiejętność przekazania tej wiedzy to dwa.
O wychowaniu nie wspomnę.
Jest wielu „naturszczyków”, którzy poradzą sobie lepiej niż niejeden posiadacz dyplomu.
Ale tu znów, w globalnym zakresie – tysięcy etatów nauczycielskich nie wyobrażam sobie, by móc sobie pozwolić na eksperymentowanie.
Już przy założeniu wstępnej selekcji (okazanie dyplomu) niejednokrotnie zatrudnienie danego człowieka jest pomyłką.
Nie wykluczam opcji, która przedstawiasz (działa w szkołach językowych), uważam jedynie, że ryzyko przy „wolnej amerykance” jest zbyt duże.
Ogromna liczba dziedzin nie nadaje się na eksperymentowanie i pozwalanie na to, by zatrudniony uczył się od zera, czy eksperymentował na swoich uczniach, czy klientach.
Nie każdy native jest dobrym nauczycielem, nie każdy pasjonat historii sprawdzi się jako nauczyciel tego przedmiotu, a fakt, że znam się na materiałach budowlanych, mam wyobraźnię i umiem rysować nie oznacza, że mogę z powodzeniem projektować domy.
Mierzwi mnie papierologia, ale to nie oznacza, że miałbym popadać w kolejną skrajność – tę z przeciwległego bieguna.
Nie, ja się ścian nie czepiam. Ja mam wszystkie kontakty w głupich miejscach- przykład- kontakt do pralki na wysokości 120 cm- rozumiem że po to żeby go dobrze było widać. Grzejnik w jedynym miejscu w którym może stanąć szafa, domofon na środku ściany – jedynej na której może być wieszak itp itd. I nie ma to nic wspólnego z bezpieczeństwem konstrukcji. I tak jest w projekcie. Tak samo wystarczyłoby ścianki działowe przesunąć o 20 cm w prawo i byłoby miejsce na szafę w przedpokoju i na pralkę i na szafę w sypialni. Ale teraz juz w tych wszystkich ścianach lecą instalacje a ja nie mam czasu na tak duże przeróbki. Moje prywatne żale tu powyrzucałam 🙂
A co do papierów: jeśli ja już jestem nauczycielem to znaczy TEORETYCZNIE że wiedzę na temat uczenia posiadam i praktykę mam. Ale uczyć nie mogę. Kiedyś starczało FC ale się to zmieniło. Teraz żeby uczyć w podstawówce trzeba AC. Były plany żeby wymagać studiów ale to się nie udało.
Jeśli ja prowadzę stronę szkoły, montuję filmy w domu czy robię prezentacje albo rozliczenia w exelu to moja wiedza wystarczyłaby żeby uczyć informatyki w podstawówce. Niechby mi pozwolono zdać jakiś egzamin i tego uczyc. Nieeee ja muszę isc na studia.
Mam kolezankę po takich studiach z papierkiem. Śmiem twierdzić ze nadal umiem więcej od niej- mało tego – kilku rzeczy ją uczyłam bo miałam je jeszcze na studiach matematycznych.
Czemu na studia nie pójdę? Bo a) nie mam kasy, b) nie mam czasu.
Popieram Gospodarza. W maju pisałem tutaj:
„Ucz się, uczęszczaj na szkolenia, kursy, treningi, pracuj społecznie, udzielaj się, bierz udział w konkursach, oddawaj krew i szpik. Zdawaj egzaminy, zbieraj świadectwa, certyfikaty, legitymacje, podziękowania, dyplomy. Może przydadzą się. Może ktoś zainteresuje się nimi, np. jakiś pracodawca.”
Taka będzie edukacja w przyszłości. Pierwszy etap to szkoła PODSTAWOWA – budowanie fundamentów ucznia i człowieka. Drugi etap – wzmacnianie fundamentów i rozwój: projekty, prace indywidualne i zbiorowe, e-learning, konkursy, działanie obywatelskie. A za tym dyplomy, certyfikaty, … . Tak będzie wyglądało renomowane liceum.
Pożądany produkt: człowiek pozytywny, aktywny, otwarty.
Do vuem
Polski system sprzedawania(tak!)papierków powoduje,że o niczym one nie świadczą!!!
Wymaganie natomiast kwitu po zaliczonym(płatnym!) kursie np.wkręcania żarówek po prostu blokuje rozwój.To działa tylko w interesie sprzedawców kwitów!
Kraje, któr wymagają raczej rzeczywistej wiedzy i umiejętności zamiast papierków są od nas bogatsze i bardziej cywilizowane.To może jednak oni mają rację;-)
Do ync
Ty to chyba „humanist ą” jesteś!W żadnej dziedzinie „sekwencynej”(matematyka, fizyka, chemia, informatyka etc.) Twój model się nie sprawdzi!!!
S-21.
Nie jestem pewien, ale do tego modelu podążają chyba w krajach anglosaskich.