Upierdliwość

Kiedy byłem uczniem, nauczyciele tępili słowo „fajny” i pokrewne. Nie można było ani powiedzieć, ani napisać, że książka jest „fajna”, bohater ma „fajny” strój albo że jego życie jest „fajne”. Zakazana została wszelka „fajność”. Efekt tej kampanii był taki, że cała szkoła nadużywała tego słowa aż do bólu, a co odważniejsi wrzucali je nawet do prac stylistycznych. Żeby nauczyciele mieli o czym gadać, ma się rozumieć.

Ci sami nauczyciele opowiadali, że za ich czasów nie wolno było posługiwać się słowem „kiepski”, chyba że przy krowach. Oczywiście „kiepski” zrobiło oszałamiającą karierę. Gdy zacząłem polonistykę, „kiepski”, „kiepska”, „kiepsko” można było usłyszeć ex cathedra, a potem nawet powstał serial o Kiepskich. „Fajny” też już nie jest zabroniony.

Dzisiaj przeczytałem w pracy pewnej uczennicy, bystrej i zdolnej, że jakiś tam bohater literacki był „upierdliwy”. Ucieszyło mnie to niezmiernie, ponieważ w końcu znalazłem słowo, którego mogę zakazać. Poczułem się zatem belfrem dojrzałym. Palnąłem więc stosowną mowę do klasy o tym, jak wielkim złem jest posługiwanie się słowem „upierdliwy”, jakie to okropne i wstrętne, jak niebezpieczne dla kultury, pospolite i ohydne, gwarowe i wulgarne. Szkodzi na mózg, niszczy komórki nerwowe, świadczy o zidioceniu, schamieniu, odczłowieczeniu. Pogadałem sobie zdrowo, aby nikt nie pozostał obojętny. Czuję, że spełniłem się w swej roli belfra. Jest nadzieja, że „upierdliwy” zacznie pojawiać się w pracach stylistycznych coraz częściej i w końcu zadomowi się w nich na stałe. A dlaczego nie? Przecież to fajne słowo i kiepska byłaby ta nasza mowa, gdyby nie znalazło się w niej miejsce dla „upierdliwości”.