Kto ma stawiać warunki?
Nieprzebrana rzesza nauczycieli martwi się, czy nabór będzie wystarczająco wysoki. Każda szkoła chciałaby otworzyć przynajmniej tyle klas, ile odeszło. Nieliczne placówki mogą przebierać w kandydatach. Większość bierze, jak leci. Miejsc w szkołach jest o wiele więcej niż chętnych.
Przyjęło się, że to szkoła stawia warunki osobom, które chcą w jej murach pobierać naukę. Komisja rekrutacyjna ustala warunki, które musi spełnić młody człowiek, aby zostać przyjętym. Tymczasem poza nielicznymi placówkami, które mogą wymagać, reszta szkół musi spuścić z tonu. To raczej od nich należałoby wymagać, że spełnią określone warunki, a wtedy kandydat zechce zostać wpisany w poczet uczniów.
Tymczasem szkoły zachowują się niczym rasowi politycy, tzn. wiele obiecują kandydatom, ale potem ani myślą wywiązywać się ze swoich obietnic. Liczą, że uczniom nie będzie się chciało zmieniać szkoły, bo przecież nauka trwa krótko, w gimnazjum i liceum po trzy lata. Chodzi zatem o to, aby złowić jak największą liczbę chętnych, a potem się zobaczy.
Z wyborem szkoły powinno być jak z kupnem samochodu. Bez próbnej jazdy ani rusz. A zatem należałoby przyjść na wybrane lekcje i zobaczyć na własne oczy, jak uczą nauczyciele. Może nie wszyscy, ale na pewno ci nauczyciele, którzy prowadzą kierunkowe przedmioty. Uważam też, że powinno się podpisywać umowę między uczniem (w imieniu niepełnoletniego umowę podpisuje rodzic) a dyrekcją. Szkoła zobowiązuje się do zapewnienia określonego poziomu nauczania, natomiast uczeń jest zobowiązany regularnie przychodzić na okresowe przeglądy, tj. sprawdziany.
Moja propozycja może wyglądać na żarty, ale mówię całkiem poważnie. Liczba miejsc w szkołach jest naprawdę tak duża, że kandydaci mogą stawiać warunki. Chodzi tu o obopólny interes. Gdy nauczyciele będą wiedzieli, czego naprawdę chcą od nich uczniowie, też łatwiej im będzie sprostać wymaganiom. No i te przeglądy, czyli sprawdziany. Szkoła może mieć w ofercie najdoskonalszy model nauczania, ale co z tego, jeśli uczniowie zaniedbują dokonywanie regularnych przeglądów swych głów i konieczność wymiany oleju we łbie.
Komentarze
Mam jakieś dziwne odczucie, że ktoś „podkrada” mi elementy projektu SZKOŁA SZACUNKU I DIALOGU.
wolnorynkowo nie rozwiąże problemów z polską edukacją i jej reformami, i następne pokolenie dostanie szanse starania się o pójście na coś w rodzaju poslkiego Harvardu
ync,
myślę, że inspirujemy się wzajemnie.
Pozdrawiam
DCH
Przy okazji zasygnalizuje pewien paradoks.
Wyobraźcie sobie kraj, który chce usprawnić i rozwinąć komunikację samochodową poprzez wygładzanie nawierzchni, poszerzanie poboczy i zwiększanie ilości znaków drogowych. Budowy autostrad i skrzyżowań bezkolizyjnych nie przewiduje się. Na szczęście to nie my. Wszak autostrady to nasz program narodowy.
Ale w oświacie tak właśnie zachowujemy się ! Uparliśmy się, że klasy mają liczyć około 25 uczniów. Nadarza się okazja do obniżenia tej liczby do około 20. Ale nie, szkoda kasy ! To jest jedna z największych barier postępu w oświacie. Jak można oczekiwać lepszych wyników edukacji, lepszej kondycji psychicznej dzieci, wyższej dyscypliny i mniejszej agresji i nie chcieć zmniejszenia liczebności klas ?! Efekty już są i będą narastać. Coraz więcej dzieci „nerwowych”, mniejsze przystosowanie do współpracy, coraz gorsza komunikacja międzyludzka. W przyszłości wzrost singli, nałogowców, rozwodów, przestępców. Ale kogo to obchodzi w sejmie, rządzie, MEN ? Przecież nasz horyzont myślowy sięga najwyżej 10 lat. Później niech martwią się następni.
Wczoraj obejrzałem film analizujący różnice między człowiekiem a małpami człekokształtnymi. Jedno z zaskakujących odkryć: małpy jednak potrafią planować swoje działania. Ale tylko na najbliższą przyszłość, kilka dni. Człowiek potrafi planować swoje działania nawet na wiele dziesięcioleci.
Też tak myślę.
W praktyce uczniowie, którzy pragną zdobyć średnie wykształcenie najmniejszym kosztem wybiorą szkoły, które nie stawiają żadnych warunków i niczego na poważnie nie oferują (czyli tak jak obecnie). Krótko mówiąc będzie więcej biurokracji a stan faktyczny nie ulegnie zmianie.
coś może w tym jest.
ja wybrałem szkołe z pewną świadomością o tym, kto uczy matematyki w klasie do której się wybierałem, i na pewno nie było to bez znaczenia przy wyborze klasy.
zresztą o ile wiem moja szkoła regularnie prowadzi zajęcia dla gimnazjalistów (i to nie tylko gimnazjalistów z utworzonego niedawno przy szkole gimnazjum) m.in w takim właśnie celu.
natomiast podpisywanie umów to chyba jednak przerost formy nad treścią… poza tym z implementowaniem na siłę wolnorynkowych mechanizmów może być taki kłopot, że może to utrudnić uczniom widzenie ludzi w nauczycielach – i vice versa. chociaż sam pomysł rozliczania szkół nie jest zły, to jak to robić, i, co istotniejsze: z czego właściwie je rozliczać? z wyników matur? olimpiad? pozycji w rankingu rzeczypospolitej? średniej ocen? zdawalności na studia? to wszystko mimo wszystko bardzo mętne kryteria, z których żadne (ani wszystkie) nie pozwala dobrze ocenić jakości szkoły, tak sądzę.
zwłaszcza że zwracanie uwagi na wyniki matur jest przecież tym, na co większość znanych mi nauczycieli narzeka jako na to, co nie pozwala im „rozwinąć skrzydeł”, „bo trzeba się nauczyć wypełniać testy”.
Co do próbnych lekcji- u mnie w mieście (trzy lata temu) zostały zorganizowane w niektórych liceach „kursy” przygotowujące do egzaminu gimnazjalnego. Płaciło za to chyba miasto (pewna nie jestem). Potem okazało się, że wiele osób „zostało” w szkołach, które regularnie odwiedzało już w gimnazjum. Także pomysł dobry.
ync: „Uparliśmy się, że klasy mają liczyć około 25 uczniów. Nadarza się okazja do obniżenia tej liczby do około 20”.
A ja marzę o tym, żeby w liceum nie uczyć w klasie 32-osobowej, tylko mniejszej!
U mnie w podstawówce są klasy 30-to osobowe. 27 to dla miasta norma jest. 7-latków…
Ja mam pytanie: powiedzmy że jest umowa. I powiedzmy że szkoła się nie wywiązuje- albo wg rodzica się nie wywiązuje. Zmienia szkołę dziecku tak? a jak nowa szkoła się nie wywiązuje? Ile razy można zmieniać LO w ciągu 3 lat bez szkody dla człowieka? Moim zdaniem ani razu- chyba że mówimy o ekstremalnych sytuacjach. Zatem umowa nie ma sensu.
Zacytuję jednego z moich uczniów:” Paniiiii, nic nie róbmy…”, „Naprawdę chcesz leżeć na ławce 45 minut?”, „Noo, taaak….”.
Do realizacji takich celów nie potrzeba drogich szkół. Można je realizować za darmo w domu.
Ze swojego podwórka – 20 osobowe klasy podczas nauczania języka obcego to edukacyjna fikcja, niestety wciąż istniejąca.
Poza tym, jak to możliwe, że ludzie uczą się języka przez osiem i więcej lat, a następnie kończą liceum na poziomie „wyższy początkujący”. I nie są to wyjątki. Nie mówiąc już o tych, co przychodzą do liceum i z miejsca mówią, że oni muszą uczyć się od zera.
A z drugiej strony: czym się różni uczenie matematyki od angielskiego? Jak uczę dzieci w 4-tej klasie prostych równoległych to muszę każdemu w zeszycie rękę przesunąć, linijkę do ekierki przyłożyć itp. I to nie raz i nie dwa… Jak dzieci będzie 30 to ja tego nie widzę…
ciekawa idea.
Przecież MEN powołując się na Ekspertyzę twierdzi, ilość sztuk w klasie ma się nijak do efektów nauczania. Więc, o heretycy, co wypisujecie?
tomek
To jest przykład na to, że w wolnym kraju można głosić co się żywnie podoba. Na przykład: ilość autostrad i skrzyżowań bezkolizyjnych nie ma wpływy na ilość i jakość wypadków komunikacyjnych.
Do jakiej klasy zapisalibyście swoje dziecko:
– 30 osobowej w najlepszej szkole (najwyższa średnia) w mieście ?
– 15 osobowej w przeciętnej szkole ?
Tak? Jest to gdzieś opublikowane? Oni sugerują że czy ja tłumaczę jednemu czy 30 to samo gadam? To by była czadowa ekspertyza.
Rozpisałam się tutaj na temat tego jak bardzo trudno się uczy 30-to osobowe klasy, ale pomyślałam, ze co ja będę rzeczy oczywiste pisać. Ja chcę zobaczyć tę ekspertyzę!
lidqa
A ja dodam: jak trudno być uczniem w 30-osobowej. Szczególnie gdy ma się defekty, agresywną matkę, ojca pijaka, ciuchy z darów, … .
A jak czują się i funkcjonują takie dzieci w klasach 15-20 osobowych ?!
A z drugiej strony: nadpobudliwi, egoistyczni, błyskotliwi i źle wychowani „geniusze” …
Kto nie uczył, niech się domyśli jakie to są różnice i efekty.
lidqa
Zastosuj komputer z rzutnikiem albo tablicę interaktywną do pokazywania geometrii.
Tylko proszę nie śmiejcie się. Podobno w Korei te rzeczy są w każdej klasie. A przecież my jesteśmy potęgą a oni zadupiem.
Np. mamy F16 a oni nie (nie pomyliłem się ?).
Silversun,
20-osobowa grupa językowa to nie fikcja edukacyjna, to luksus. W mojej szkole dzieciaki uczone są języka całą, 32-osobową klasą.
Może wam się to wyda dziwne- ale jak mówisz dziecku: przyłóż ekierkę do kreski (jak powiesz do odcinka albo prostej to zapomnij że wiedzą o co chodzi) to oni nie wiedzą co to znaczy przyłóż. Jak ja to przykładam na tablicy- to oni nie wiedzą co mają robić w zeszycie. To jest naprawdę taki poziom… i tablica interaktywna też nie pomoże – trzeba w zeszycie dziecku rękę przesunąć.