Kogo wypuścić, kogo zostawić
Niedługo koniec nauki w klasach maturalnych. Nie wszyscy uczniowie powinni ukończyć szkołę, ale zapewne ją ukończą. Człowiek za każdym razem się lituje, chociaż nie powinien. Zawsze myśli się, że szkoda byłoby marnować komuś życia, jakby powtarzanie klasy było wyrokiem skazującym.
Część uczniów już w pierwszej klasie liceum zasługuje na wywalenie na zbity pysk. Zwykle sami się o to proszą. Prawdopodobnie zasługiwali na powtórzenie klasy już w gimnazjum, a może i w szkole podstawowej, jednak za każdym razem jakoś im się upiekło. Przyzwyczaili się więc, że zawsze spadają na cztery łapy i idą bez szwanku dalej. Teraz wypuszczam kilkoro kompletnych nieuków, a przecież powinni zostać i powtórzyć przynajmniej rok.
Rok to za mało. Szkoła też nie wystarczy. Niektórzy powinni nawet powtórzyć życie, ponownie się urodzić i zacząć wszystko od nowa. A jednak nikt nie chce ich trzymać dłużej, niż musi. Nieomal każdy nauczyciel wypycha ich, byle dalej, byle szybciej. Repetowanie wyszło z mody. Gdy trafia się czasem surowy nauczyciel i każe uczniowi powtórzyć klasę, ma przeciwko sobie nie tylko rodziców dziecka, ale także kolegów z pracy (będą musieli zajmować się uczniem rok dłużej) oraz dyrekcję (skargi na szkołę popłyną do kuratorium).
Wypuszczamy więc wszystkich, bo tak się teraz robi. Maturę zdadzą nawet najgorsi, miejsce na studiach też się dla każdego znajdzie. Wielu porobi nawet magisterskie dyplomy. Czemu nie, skoro tak dobrze idzie, a wysiłku w naukę nie wkłada się żadnego, to szkoda zatrzymać się na etapie licencjatu. Już mi się zdarzyło rozmawiać z byłymi uczniami, których nie chciałem wypuścić z liceum, tacy słabi byli, a teraz kariery na uczelniach robią. Wyobraźmy sobie, że tego i owego bym nie promował. Jakże wielki uszczerbek poniosłaby polska nauka.
Komentarze
Powtarzanie klasy wyrokiem skazującym? Niech Pan się liczy ze słowami, Panie Gospodarzu! Dla mnie repetowanie było po prostu zbawieniem – miałam bowiem klasę z piekła rodem – taką, co to gorszej od niej nie pamiętają nawet najstarsi belfrowie. I beznadziejną polonistkę (za razem wychowawczynię), a język polski jest dla mnie wręcz sprawą życia i śmierci. Jak to wszystko zobaczyłam, to już 1 września obiecałam sobie, że nie zdam. I udało się! Pewnie Pan spyta, czy pomogło… otóż odpowiadam: jak ręką odjął. Polonistkę mam najlepszą na świecie, a co do klasy – dawno nie widziałam tak ułożonych, kulturalnych ludzi!
Ja w tej chwili powinnam zostawić ze 4 osoby w klasie 4-tej i jedną w klasie szóstej która też w zasadzie od klasy 4-tej się o to prosi. I uważam że nie ma sensu wypychać jej do gimnazjum bo … no nie ma to sensu. Ale jeszcze nigdy mi się nie udało nikogo zostawić. Zawsze jest takie dzikie ciśnienie na to żeby przepychać że ulegam. I tu wcale nie chodzi o „element”. Ta dziewczynka nie jest w stanie w tej chwili iść wyżej. Myślę że jakby ją tak zostawić najpierw w klasie pierwszej- żeby się nauczyła czytać dobrze, a potem jeszcze w 4-tej to może teraz nie byłoby tak źle. I tu nie chodzi tylko o matematykę- generalnie słaba jest ze wszystkiego. Ale jak znam życie to za 2 miesiące dostanie świadectwo i skończy szkołę.
Ja bym chciała żeby wynik sprawdzianu na poziomie niższym niż 10 punktów oznaczał że dziecko nie zna podstawy (a nie że nauczyciel nie zrealizował) i że MUSI zostać.
lidqo, w szkole fatalnie, jestem chora, a po tekście z dzisiejszej „Polityki” (o nas) czuję się, jakby mnie duży but przydepnął – czyli jedyna sympatyczna myśl, na jąką się dziś zdobędę, to ta, że się z Tobą – nie po raz pierwszy – co do literki zgadzam. Powodzenia i optymizmu!
Dylemat stary jak szkoła – wypuścić i mieć z głowy (ze świadomością wszystkich tego konsekwencji), czy zostawić i męczyć się rok dłużej. Nie ma na to dobrej odpowiedzi, bo wszystko zależy od … dyrektora. Jeśli ulega naciskom ze strony rodziców, organu prowadzącego, itp. to zrobi wszystko, by nie było repetentów. To krótkowzroczność. Wyjaśnił mi to mój pierwszy dyrektor, gdy byłem jeszcze młodym nauczycielem w końcówce lat 70-tych, który – w odniesieniu do matury – wyjaśnił mi co następuje: co dwa lata trzeba usadzić dwóch. Na moje zdziwione spojrzenie powiedział: żeby pozostali wiedzieli, że jest taka możliwość.
Nadal warto pamiętać, że przykład jest jedną z podstawowych metod wychowawczych.
Jeżeli chodzi o dyplomy magisterskie to śmiem twierdzić, że się Pan myli. Na wyższych uczelniach nikt się raczej ze studentami nie pieści. Rodzice też raczej do dziekana na skargę nie przyjdą, a nawet jeśli by spróbowali to zostaną przecież wyśmiani.
Podstawowe pytanie: po co mi szkoła.
następne – tez podstawowe – co chcę robić w życiu.
Jeżeli odpowiem sobie na te pytania w młodym wieku – połowa sukcesu. W tym bezwzględnie powinni pomagać rodzice, opiekunowie, nauczyciele. Czy to robią? Hm…
Następnie: jeżeli już młody człowiek zda szczęśliwie maturę na poziomie 30 % (!!!) i dostanie się na kierunek specjalnie stworzone dla niego, np. stosunki międzynarodowe, albo kulturoznawstwo (tak, tak) – to – co sobie wyobraża, że będzie po takich kierunkach robił?
Zacząć trzeba od kierunków kształcenia W OGÓLE, a nie czy przepuszczać, czy nie, bo – jak widać w tekście Autora – studiować można wszystko. Tyko po co 😉
Z resztą, gdy rozmawiam z moim mlodym znajomym, studentem, który leci edukację na internetowych brykach – zadaję mu czasem pytania – czy chciałby być leczony przez lekarza, który też uczy się na ‚brykach’?
I dochodzę do wniosku, że i tacy są ….
Lidqa, czuje, ze Twoj odruch serca aby przepychac i nie zostawiac jest sluszny. Tak to jest czesto z odruchami serca – one cos wiecej nam komunikuja niz rozum i logka postepownia. Nie zawsze, ale czesto. Tu nie o wasko pojeta „sprawedliwosc” chodzi, tylko o cos zupelnie innego – wiare? Nadzieje? Milosierdzie?
Chce Cie w tym wesprzec. Przepychaj dalej, z Bogiem 🙂 .
Heleno chyba mnie źle zrozumiałaś. Ja nie specjalnie chcę przepychać. Ja uważam że jeśli dziecko jest słabe tylko z matmy to trudno i przepchnę- ewentualnie zafunduję egzamin poprawkowy- ale jeśli ono nie umie czytać, liczy na palcach itp to uważam że przepychając je do gimnazjum to ja mu większą krzywdę robię niż przysługę. Że w każdym roczniku jest kilkoro dzieci które należało na pewno zostawić od razu w klasie pierwszej podstawówki i być może to ograniczyłoby późniejsze problemy w nauce takiego dziecka.
Pani Heleno, szkoła to nie usługi hydraulika. Ci, których „z Bogiem” przepchniemy – oni będą może leczyć, radzić, sądzić, pracować na nasze niesłusznie wysokie emerytury. Bardzo nie miło by było, żeby lekarz zamiast udrożnić – przepychał, a adwokat zakończył mowę w sądzie staropolskim ” i gites ten teges.” Pozdrawiam
A ja nie zlituję się nad 2. W roku zdawania matury z matematyki u mnie nawet na przepychanie na siłę nie naciska sama dyrekcja (i chwała jej za to!).
Moim zdaniem jeśli uczeń nie nadarza z materiałem bo jest mniej zdolny,wolniej się rozwija czy jakieś przyczyny losowe mu przeszkodziły w nauce to takiemu uczniowi powinno się pomóc i pozwolić na repetowanie klasy.
Repetowanie za karę jest bez sensu.
Nikt na tym nie korzysta.
Uczeń który nie chce się uczyć zostanie w ten sposób napiętnowany i w pewnym sensie odrzucony przez społeczeństwo.
Szybciej trafi na margines niż przepchnięty i otoczony opieką.
Powtarzanie klasy jest karą w polskiej szkole a powinno być pomocą.
Nie może być pomocą bo nikt takiej pomocy nie chce co wszyscy za karę uważają.
Jak to zmienić nie wiem.
Juremu odpowiem, że metodę jego dyrektora to raczej bym do nauczycieli zastosował i do dyrektorów właśnie.
Co roku dwóch najgorszych bym zwalniał i przyjmował dwóch nowych.
Ale chyba tak się nie da.
Przeholował Pan, Gospodarzu. „Wywalać na pysk” to się można na ślizgawce. Szkoła (i nauczyciel) ma uczyć i wychowywać w s z y s t k i c h uczniów, a nie odsiewać ziarna od plew. No i zawsze można zmienić zawód – na headhuntera, na przykład.
Czasu mojej edukacji szkolnej ksiądz prefekt lubił mawiać „Nie będę rzucał pereł przed wieprze – wieprze niech wyjdą!” Znaleźli się tacy, co wyszli z klasy – ale mam wrażenie, że faktyczny wieprz został w środku.
Witam,
Z mojego doświadczenia wynika, ze każdorazowo trzeba indywidualnie podchodzic do kwestii niepromowania ucznia. Osobiście spotkałam się jedynie z nielicznymi przypadkami, że przyniosło ono pozytywny skutek dla powtarzajacego klasę. Szczególnie w szkole podstawowej nie można tylko „zostawić” ucznia – nie udzielając mu dodatkowej pomocy, ukierunkowanej na jego trudności. Samo powtarzanie nie spowoduje „cudu” nauczenia się.
W gimnazjum z kolei znam sytuacje, kiedy nauczyciel stawia bardzo często jedynki, kilku uczniów ma ich po kilkanaście, a rekordzista zdobył nawet 21 „gołych” jedynek. W marcu uczniowie usłyszeli, że i tak nie zdadzą ( z tyloma jedynkami nie ma szans na poprawę) i wzięli to na poważnie. Efekt – odpuścili sobie też inne przedmioty, prawdopodobnie klasa się rozpadnie. Nauczyciel uważa, że wszystko z jego strony jest właściwe – nie uczą się to dostaja jedynki. Straszy, wzywa rodziców, robi karne klasówki, bo uczniowie go lekceważą. Narasta konflikt.
W szkole ponadgimnazjalnej uczeń powtarza klasę maturalną – nie został dopuszczony do matury z powodu jedynki z wiedzy o kulturze. Uczeń ma problem narkotykowy, aktualnie uczestniczy w terapii, wyszedł na prostą, ale z wiedzy o kulturze ponownie jedynka na półrocze i dwie gołe jedynki w marcu a więc zagrożenie, ze ponownie nie zda. Nauczyciel zauważył dużą zmianę w zachowaniu ucznia (wcześniej pyskował, wagarował a teraz nie pyskuje i nie wagaruje) ale nadal nie prowadzi systematycnie zeszytu i nie przyniósł plakatu na czas – nauczyciel nie przyjmuje do wiadomosci, że w tym dniu ucznia nie było w szkole. To bez znaczenia – przyjmuje plakaty tylko na tej konkretnej lekcji. Czyjego plakatu nie ma – jedynka. Nauczyciel ma zasady.
Zasady sa dla ludzi, czy ludzie dla zasad? Jak chce sie mieć komfort postępowania ściśle wg jasno określonych zasad, to może zmienić pracę i iść np: do laboratorium (pobierz próbkę, dodaj odczynnik itd.), albo do stołówki pracowniczej (na 50 l zupy : 20 kg ziemniaków, 3 kg miesa itp.). My mamy do czynienia z ludźmi! Moim zdaniem niepromowanie ucznia to poraźka nie tyko jego samego ale także nas nauczycieli i rodziców ucznia. Wszyscy na tym tracimy.
Nie rozumiem. Co to znaczy przepychać. Że co, że strach przed dyrektorem. Bo co powiedzą rodzice. A co z odpowiedzialnością, podejmowaniem decyzji i braniem na barki możliwych konsekwencji. Przecież takie zachowanie niosą dalsze poważne perturbacje. Jak się Lidko i Polo czujecie kiedy po raz kolejny uświadamiacie sobie, że znowu dyrektor, opinia części może całości grona oraz środowiska znowu za was zadecydowały. Fajnie tak być bezwolnymi. (W tekście Heleny chyba pobrzmiewa ironia).
A co dalej z tymi wszystkimi ludźmi. Nagle mają się zdziwić, że w pracy tak lekko już nie jest, a przedtem jednemu i drugiemu pracodawcy krwi napsuć, sobie nerwy zszargać i na innych złość przelać. Przy okazji też obciążyć z racji swego niekumania współpracowników. Życie jest długie i nic się nikomu nie stanie jak przyjdzie rok a może i więcej powtórzyć.
Tylko należy dobrze i wiarygodnie uczniowi uzasadnić dlaczego tak się stało, nie wyśmiewać się z niego, a jak trzeba to przyjść we wakacje na egzaminy komisyjne, ponieważ do nich też uczeń ma prawo.
Pozdrawiam
Marcinie, nie zgadzam się. Uczelnie odczuwają teraz skutki niżu i walczą o każdego studenta. Może są jakieś wyjątkowe uczelnie, które tak nie robią, ale… Ja studiuję na, może nienajlepszej, ale jednak całkiem prestiżowej państwowej uczelni i słabo mi się robi jakie tępoty są przepychane z przedmiotu na przedmiot nie znając naprawdę jakichkolwiek podstaw. Pocieszam się tym, że przynajmniej jest podział: ocena w pierwszym terminie – cośtam umiał. Ocena w drugim/trzecim terminie – nie wypadało oblać.
jesli chodzi o studentow, to wiele chyba zalezy od poziomu placowki, do ktorej uczeszczaja….widzialam ‚prace’ licencjacka na poziomie tak marnym, ze nie udaloby mi sie na moich studiach zaliczyc z nia nawet kolokwium..praca zostala oceniona na 4+ 😉
Dawno już mówiłem i pisałem: habilitacje dawać razem z aktem urodzenia i wszystko będzie świetnie. A tak na serio: przez drobne, nieważne zaniechania i konformizm każdego z nas rozpada się nasza cywilizacja i nasze społeczeństwo. Ale co mi tam, jak powiedział pewien Czech: ja mam raka, ja się tego nie boję.
Pisze się i mówi o dojrzałości szkolnej, emocjonalnej, a w przypadku procesu kształcenia należy mówić/pisać o dojrzałości intelektualnej – do danej klasy lub poziomu kształcenia.
Gdy uczeń/student takiej na wymaganym poziomie nie osiągnął to pozostaje w nim dłużej lub zmienia kierunek/poziom kształcenia, albo na owym poziomie kończy.
Nie wszystko dla wszystkich – egalitaryzm w nauce się nie sprawdza.
I bez sentymentów likwidować kierunki Tego i Owego, stosować, zasadnie, drugoroczność [ pamiętam w zespołach klasowych tych co „powtarzali klasę” trzeci rok ], aż w końcu poczujemy się bezpieczniej z absolwentami szkół i kierunków w ich zawodowym życiu.
Niebezpiecznym staje się fakt, że to nauczyciel i dyrektor tłumaczy się
z drugorocznych. Jest to klasyczne przenoszenie winy.
Logiczniej byłoby gdyby dana szkoła miała 30% wskaźnik drugorocznych – to znaczy, że uczy i wymaga.
Bez miłosierdzia!
Byłoby to wychowawcze i motywujące dla nas wszystkich.
Dzisiejsza sytuacja bywa demoralizująca.
Margola: ja się z tobą zgadzam co do indywidualnego podejścia. Przykłady które podajesz pokazują błędy i to duże. U mnie w szkole jest wojna pomiędzy księdzem a uczniami- on karne kartkówki – oni jedynki- zachowanie się nie poprawia. Czemu nauczyciele nie widza że metoda nie działa i nie szukają błędu w swoim postępowaniu tylko w to brną- nie wiem.
CO wiem? Że dostaję dzieci w klasie 4-tej bez umiejętności czytania i liczenia. Nie potrafią dopełniać do 10-ciu (czyli 3+ ile żeby wyszło 10). Tych dzieci w klasie 27-mio osobowej mam 4-kę. Około 15-tka ma problemy z liczeniem na większych liczbach, mniej więcej 5-cioro liczy płynnie i zna na wyrywki tabliczkę mnożenia. Ja mam zrealizować podstawę programową w której jest dzielenie pisemne np przez 27. Oczywiście nie robię takich przykładów (ewentulanie z tą piątką) tylko lecę minimum z minimum równocześnie podciągając tę resztę z liczenia. Oni się męczą i ja się męczę. Po pół roku mniej więcej 20 osób liczy w miarę, 6 na palcach a jedno nadal 6+7 nie doda nawet na palcach. Jakim cudem ono trafiło do klasy 4-tej? Klasy mam cztery i w każdej takie dzieci. Im jest potrzebna praca indywidualna i to duża bardzo żeby nadążyć za materiałem. Po lekcjach zostawać? u nas jest prawie codziennie możliwość pójścia na zajęcia wyrównujące – nie chodzą. Moim zdaniem jedyną szansą na wyjście z kłopotów takiego dziecia jest własnie zostawić od razu w klasie 4-tej. Niech jeszcze raz przejdzie przez ten półroczny okres adaptacyjny, niech się podciągnie bardziej z liczenia, niech jeszcze drugie tyle godzin ma ułamków- może na tyle załapie że w piątej to jakoś pójdzie.
Grzegorz: ja stawiam jedynkę na koniec roku. TO jest najczęsciej jedyna jedynka w całej szkole- czasem dwie jedyne jedynki obie moje. Jaki wniosek? moje koleżanki potrafią nauczyć a ja nie. Dziecko ma w takim przypadku egzamin po wakacjach. I nawet jeśli go nie zda może być przepchnięte uchwałą rady.
lidqa – dziękuję za Twoje spostrzeżenia, bo problem uczniów, którzy w przeciętnym czasie nie są w stanie opanować wiedzy i umiejętności jest bardzo trudny i nie można go lekceważyć. Napięcie związane z ocenianiem, zarówno na egzaminach zewnętrznych jak i to pod koniec roku – dla niektórych oznaczające brak promocji – jest dla niektórych uczniów nie do wytrzymania. W naszym rejonie co roku w okresie od kwietnia do czerwca mamy przynajmniej kilka ujawnionych prób samobójczych podejmowanych przez uczniów. Uczestniczę w interwencjach kryzysowych związanych z tymi sytuacjami i wiem, że przyczyny są bardzo złożone, ale trudności szkolne też mają tu swój udział – podkopując chociażby odporność psychiczną mlodych.
Od lat wiadomo,że różne dodatkowe zajęcia wyrównujące prowadzone na terenie szkoły przez nauczycieli nie zawsze są efektywne choćby z uwagi na słabą frekwencję. mierzenie się z tym, co trudne wymaga silnej motywacji a słabi uczniowie na codzień maja z tym kłopot, psycholodzy mówią tu o kształtowaniu się tendencji „ucieczkowej” od problemu.
Co zrobić? U mnie sprawdza się pomoc rówieśnicza. Prowadzę grupę wolontariatu młodzieżowego : uczniowie mieszkający w internacie pomagają w codziennej nauce ucznim szkół podstawowych. Przymierzam się do próby zaangażowania miejscowych studentów w pomoc dla gimnazjalistów i uczniów z dysfunkcjami. Jestem pełna podziwu dla zaangażowania i skuteczności wolontariuszy. Są też młodzi emeryci oraz mamy z tzw. „opuszczonych gniazd”. Podjęłam taką próbę, ale to mnie przerosło.
Trwam przy swoim zdaniu: zostawianie bez gwarancji udzielenia realnej a nie potencjalnej pomocy jest … odsuwaniem problemu z pola widzenia, zamiataniem pod dywan.
Pola, tez czytałam ten straszny artykuł z podobnymi uczuciami. Jakby był sponsorowany przez MEN.
I ta konkluzja „świetnej warszawskiej polonistki”, sprowadzająca się do wniosku, ze mamy lekką pracę za świetną płacę.
Margola
Nie mam dobrej opinii u nauczycieli na tym blogu więc mój komplement może Cię nie ucieszyć ale się nie powstrzymam.
Jakby większość belfrów miała takie podejście do uczniów jak Ty to nasz kraj miałby świetlaną przyszłość przed sobą.
Manager – dziękuję. Margola
Witam .. przeczytałam te wszystkie wypowiedzi .. i tak zastanawiam sie co faktycznie jest dobre .. Mój syn bedzie powtarzał 1 klase gimnazjum … nie twierdze ze to tylko jego wina , moja i męza tez spora .. Mielismy kłopoty z młodszym synem , więc duzo uwagi i duzo wizyt u lekarzy poswięcalismy młodszemu . A starszy niekiedy tak naprawde zostawiony był sam sobie . Fakt do nauki sie nie przykładał choć jakby sie postarał to na 4 by sie uczył .. Taki zdolny leń z niego jest taka opinia sie o nim ciągnie od podstawówki..Ale najbardziej zaskoczyła mnie rozmowa z wychowawca klasy mojeg syna w gimnazjum na moje pytanie .. Jak zachowuje sie syn .. Odp jak reszta klasy :/A czy ja do cholery siedze na lekcji i wiem jak sie klasa zachowuje .. Teraz sie dowiedziałam ze mój syn jest dzieckiem które zaczepia innych ,a oni go bija nawet jak sie spróbował przeciwstawic dostał podwójnie. Taka sytuacja jets od wrzesnia no patrzec na kalendarz jest czeriwec a ja teraz dowiedziałam sie o całej sprawie… nic tylko takiego wychowawce udusić