Pedagogika czy prawo?

Jak ktoś chce zrobić trwałą karierę, to tylko po pedagogice. Doskonale kontrowersyjny tekst napisał Błażej Kmieciak, pedagog specjalny i doktorant socjologii prawa. Między innymi dowodzi on wyższości studiów pedagogicznych nad prawniczymi. A oto clou tego dość długiego artykułu:

„Godnym zaznaczenia faktem jest to, iż pedagodzy znajdują najczęściej zatrudnienie w instytucjach, w których odpowiadają za kontakt z drugim człowiekiem. Dla pracodawcy dużo bardziej prawdopodobne jest, iż lepszym przedstawicielem będzie pedagog, niż – na przykład – prawnik. To właśnie pedagog jest w stanie udokumentować, iż studia ukształtowały w nim umiejętność nie tylko nawiązywania, ale także utrzymywania kontaktu z drugą osobą, co w biznesie jest podstawą sukcesu (zob. źródło).”

Zapytałem dzisiaj studentów pedagogiki, czy chcą pracować w szkole. Jedna osoba z 20-osobowej grupy rozważa tę możliwość, ale jeszcze nie jest zdecydowana. Pozostali są pewni, że nie. Widzą siebie raczej gdzie indziej, np. w biznesie.

A zatem pedagogika nie kształci wcale przyszłych pedagogów, lecz rekiny finansjery i tygrysy biznesu. Zastanawiam się, czy nie należałoby zmienić nazwy kierunku na bardziej adekwatny, np. pedagogika biznesu, pedagogika finansowości, pedagogika marketingu, pedagogika prawa, administracji itd. Tymczasem mamy pedagogikę ogólną i specjalną – czyli w nazwie raczej anachronizm.

Mnóstwo osób studiuje pedagogikę, przygotowując się w ten sposób do pracy w biznesie. Zajęcia, które prowadzę, dotyczą resocjalizacji uczniów, ale przyszłym biznesmenom bardziej potrzebna jest wiedza o resocjalizowaniu klientów. Studenci pedagogiki są szczerze zainteresowani tym, jak resocjalizować klienta, który obraził się na naszą firmę i odszedł do konkurencji. To dopiero jest pedagogiczny problem. Pochopnie jednak nie porzucałbym zainteresowania uczniami – przecież dzieci i młodzież to najlepsi klienci biznesu.