Szkoleniowe posiedzenie rady pedagogicznej

Uwielbiam zwiedzać miejsca, w których wiele razy byłem, jeść potrawy, których smak doskonale znam, oraz uczyć się tego, co już umiem. Ostatnią przyjemność zapewnia w sposób wręcz idealny szkoleniowe posiedzenie rady pedagogicznej. Nigdzie z takim zapałem człowiek nie uczy się tego, co ma w małym palcu, jak podczas nauczycielskich posiadówek.

Wczoraj byliśmy szkoleni w tym, do czego służą komputery. Ponieważ używam tych maszyn od czasu, kiedy jeszcze jako uczeń zapisałem się na kółko informatyczne w Miejskim Domu Kultury (było to w pierwszą rocznicę zniesienia stanu wojennego w Polsce, czyli ponad ćwierć wieku temu), czułem się na szkoleniu jak ryba w wodzie. Podczas wykładu o zaletach posługiwania się komputerami odczuwałem błogą przyjemność, wynikającą ze świadomości, że nie jest to dla mnie czarna magia. Nie chwaląc się, pływałem w tej wiedzy krytą żabką. Większą przyjemność mógłbym mieć tylko wtedy, gdybyśmy zostali przeszkoleni w znajomości polskiego alfabetu. Być może następne szkolenie właśnie temu zagadnieniu zostanie poświęcone.

Nie tylko ja tak świetnie się czułem. Wszyscy obecni na radzie nauczyciele doskonale wiedzieli, o czym mówi wykładowca. Ci, co nie wiedzieli nic o komputerach, po prostu na radę nie przyszli, aby uniknąć kompromitacji.

Ja nie krytykuję, ja chwalę. Naprawdę zjadłbym schabowego, ponieważ znam ten smak od dzieciństwa. Pojechałbym też w Tatry, ponieważ jeździłem tam, odkąd sięgam pamięcią. Z wielką chęcią pouczyłbym się tego, w czym jestem dobry, ponieważ nie lubię czegoś nie wiedzieć. Dlatego chwalę tematykę szkoleniowych posiedzeń rad pedagogicznych. One nigdy nie zawodzą. Jeszcze się bowiem nie zdarzyło, aby było na nich coś nowego i nieznanego. Czy jest gdzieś piękniejsze miejsce niż szkoła?