Statut do poprawy
Gdy coraz trudniej przychodzi przestrzeganie przepisów, trzeba je zmienić. W mojej szkole trwa wielkie poprawianie statutu. Wszyscy mają prawo wziąć w tym udział, ale tylko nielicznym się chce. Zaplanowane zostały debaty, dyskusje uczniów z nauczycielami, akcje zmierzające do usunięcia bądź wprowadzenia pewnych przepisów. Jeśli tylko uczniom będzie się chciało, mogą wywrócić statut do góry nogami. Jeśli jednak nie będzie im się chciało, wtedy nic się nie zmieni albo też zmieni się tak, że im oko zbieleje i włosy staną dęba.
Dyrekcji oraz wielu nauczycielom marzy się, aby w końcu wybiła godzina dyscypliny. Dlatego statut może zostać tak usztywniony, żeby można było niezdyscyplinowanych uczniów surowo karać. Każda grupa – nauczyciele i uczniowie – ma tę samą potrzebę, chodzi o umocnienie swojej władzy. Poprawianie szkolnego statutu to taka próba sił, walka, która prowadzi do osłabienia jednej ze stron. Obecnie statut ma taką formę, że daje zbyt wiele do powiedzenia uczniom. To musi się zmienić. Uczeń ma w szkole za dużo praw – uważają nauczyciele – a za mało obowiązków.
W gronie nauczycieli przeważa następująca filozofia. Otóż uczeń jest istotą wysoce niebezpieczną i szkodliwą. Jednak dzięki roztropnej kontroli sprawowanej przez pedagogów może wyrosnąć na człowieka. Niestety, nauczyciele zbyt często mają związane ręce i nie mogą odpowiednio przywołać dzieci do porządku, ponieważ zabraniają tego szkolne przepisy. Niektórzy próbowali dyscyplinować wbrew statutowi, tj. bardziej surowo, ale zaraz wybuchała z tego powodu wojna. Uczniowie w sytuacjach konfliktowych natychmiast powoływali się na statut, twierdząc, że dany nauczyciel postępuje wbrew prawu. Zwykle młodzi mieli rację, czyli jajko okazywało się mądrzejsze i bardziej wyszczekane od kury. Tak dalej być nie może, orzekł kogut. Niestety, komisja ds. przepisów za słabo czuwała nad statutem i uczniowie nam się rozbrykali. Teraz trzeba w trybie pilnym wprowadzić parę surowych zasad, aby młodzi nie podskakiwali belfrom.
Pytam się uczniów, czy włączyli się do pracy nad statutem. Mówią, że im się nie chce. I bardzo dobrze! Dyrekcji i nauczycielom się chce. Zobaczycie, jak będzie wam łyso, gdy statut zostanie zmieniony. We wtorek rada pedagogiczna, chyba w tej sprawie, a potem… wiosna nasza.
Komentarze
To znaczy, ze Gospodarz ma swietne propozycje zmian i bedzie je forsowal na radzie, chyba tak… nie?
Można wiedzieć kiedy ta zabawa w zmienianie statutu się zaczęła? Te debaty dyskusje i akcje istnieją w jakimś gdzieś i kiedyś, poza umysłami grona pedagogicznego? Może jestem troszku nierozgarnięty i dlatego dopiero z pod pańskich palców dowiaduję się o takich rzeczach?
czyżby kolejna prowokacja?
problem z inicjatywą uczniów w liceum polega w dużej mierze na tym, że nie bardzo mają kiedy się tym zajmować. w pierwszej klasie nie czują się jeszcze dosyć pewnie, w trzeciej im to zwisa i powiewa – zanim jakiekolwiek zmiany wejdą w zycie, ich już w szkole nie będzie – zostaje zatem tylko druga klasa na ewentualne zaangażowanie w sprawę przepisów.
Drogi Gospodarzu. Moja hipoteza jest następująca. Stworzycie sytuację, o której ciągle piszesz na swoim blogu. Narzekasz, że MEN, kuratorium i dyrekcję, które zasypują was zarządzeniami i wzmagają kontrolę nad nauczycielami. I to wszystko dzieje się bez konsultacji z ciałem pedagogicznym. Teraz wy – nauczyciele – zrobicie coś podobnego w stosunku do uczniów. Wasz produkt spowoduje u uczniów takie reakcje, jak: niezadowolenie, oburzenie, niechęć, frustrację, irytację, ironię, kpinę, bunt, wściekłość, agresję. A więc te same odczucia (z wyjątkiem agresji) jakie Ty, szanowny Gospodarzu, prezentujesz na tym blogu.
Różnica jest taka, że młodzi ludzie mają mniejsze doświadczenie życiowe, nie potrafią kontrolować swoich reakcji jak dorośli, są bardziej spontaniczni. Zatem będą wyrażać swój sprzeciw w formie buntu, niekulturalnego zachowania, agresji słownej, lekceważenia, absencji, itp.
Sami stworzycie sobie problem.
Podkreślam: to jest tylko hipoteza.
I tu stosowny cytat:
„Myślenie musi natrafić na opór – na sprzeciw. Myśl, która nie musi przebijać się z największym wysiłkiem, traci spoistość, twardość diamentu, wiotczeje i usycha. Każda myśl, pogląd, teza są podszyte swoim przeciwieństwem.”
Dawniej mówiło się też: teza – antyteza – synteza. Ale teraz nie wypada.
Brawo Ync! Wczoraj ogladalem Kill Bill 2 i tam ten taki mistrz uczyl tamta, co chciala tak trenowac i jej powiedzial: „jak przebijasz reka drewno, to twoja mysl musi byc jak drewno, tylko drewno ma byc w twoim umysle, wtedy przebijesz to drewno…” czy cos takiego. A co do syntezy-antytezy, to jest ona nadal bardzo modna i nalezy jej uzywac i nie krepowac sie tego.
Jest proste rozwiązanie, statut ramowy, przepisać go. Wówczas wszyscy nauczyciele i uczniowie zyskują maksimum samodzielności. Wszelkie doprecyzowania, jak się teraz b. brzydko mówi, powodują narzucenie niekoniecznie dobrych i krępujących nad miarę szczegółowych przepisów. To nie jest zakazane – jest dozwolone – dla ucznia i nauczyciela także!!!