„Dzień dobry” po polsku
Ma rację Parker, gdy pisze, że Polacy nie odpowiadają dzieciom na „dzień dobry” (zob. tekst). Nie odpowiadają też na „do widzenia”. Moja 4-letnia córka ma zwyczaj pozdrawiać ludzi głośno i wyraźnie, ale niezwykle rzadko słyszy odpowiedź. Gdy więc wchodzimy do jakiegoś miejsca, np. do przedszkola, na pocztę, do sklepu, a wokół jest pełno ludzi, to dziecko pozdrawia wszystkich, a następnie głośno pyta: „Dlaczego nikt mi nie odpowiada?” Wtedy mówię, także głośno, aby ludzie słyszeli, że widocznie nikt tu nie mówi po polsku. Córka krzyczy zatem do wszystkich po angielsku, ale znowu nikt nie odpowiada. Mówię więc, że nikt tu nie zna angielskiego. Czasem córka pyta: „A po francusku?” Patrzę na ludzi i mówię, że raczej nie, ale niech spróbuje.
Gdy wychodzimy, dziecko krzyczy „do widzenia” (czasem w kilku językach), ale zwykle na próżno. Nieraz podchodzi do kogoś i mówi mu prosto w twarz, np. „bye bye”, jednak rzadko kto reaguje. Kiedy jednak ktoś odpowie od razu, wtedy córka cieszy się, że została potraktowana poważnie. Mnie też robi się miło.
Wiele razy muszę tłumaczyć mojemu maleństwu, dlaczego nie odpowiedziano na pozdrowienie. Powodem jest najczęściej nieznajomość języka (tak twierdzę, ale przecież prawda jest inna), na drugim miejscu niegrzeczność ludzi. A na ostatnim, że nikt nie usłyszał (wtedy dziecko ponownie mówi „dzień dobry”, teraz tak głośno, że umarły by się obudził).
Wielokrotnie i mnie ludzie nie odpowiadają na pozdrowienie, jednak staram się mówić „dzień dobry” oraz „do widzenia” bardziej dla siebie (tak sobie tłumaczę, aby mi nie było przykro). W każdym razie przyzwyczaiłem się do tego, że ludzie nie odpowiadają, ale mimo to nie rezygnuję z pozdrawiania ludzi.
Dziecko koleżanki jest w tym samym wieku co moja córka. Chłopiec jest wrażliwy na tyle, że po kilku niepowodzeniach już nikomu nie mówi ani „dzień dobry”, ani „do widzenia”. Wchodzi i nic. Mama przypomina mu, aby powiedział, co należy, ale on milczy. Wiadomo, dlaczego tak robi. Naprawdę trzeba mieć cierpliwość anielską, aby po wielu razach mówienia „dzień dobry” do ściany chciało się jeszcze kogokolwiek pozdrawiać. Ile razy można dać się lekceważyć? Sto razy?
Powoli, ale ludzie się zmieniają. Najczęściej dobre maniery mają pracownicy sklepów (niektórzy witają się z moją córką i zapraszają ją do kącika zabaw), kelnerzy w restauracjach (proponują jej zabawę, wręczają menu, opowiadają o daniach specjalnie dla niej). Zwykli ludzie nie dorastają im do pięt w zakresie kultury osobistej, ale mam nadzieję, że i to się zmieni.
Czasem trzęsie mną stara cholera i wymuszam na ludziach uprzejmość, np. wchodzę z dzieckiem do windy, przyciskam człowieka brzuchem do ściany i mówię „dzień dobry”. Gdy nie odpowiada, zwracam się do córki: „Kochanie, ten pan jest bardzo niegrzeczny, dlatego tata powie mu niemiłe słowo”. Potem w drodze jeszcze kilka razy wyjaśniam dziecku, że pan był niegrzeczny, dlatego musiałem tego słowa użyć. Czuję, że niedługo moja pociecha nie będzie mówić nikomu „dzień dobry”, a jedynie to grube słowo. Może i lepiej. Ludzie otrzymają to, na co zasługują. A zatem zamiast „Dzień dobry, czy zmieszczę się do windy?”, będzie „K…, ile ludzi, matka was więcej, k…, nie miała”. I kto jest temu winny, że mamy niewychowaną młodzież?
Komentarze
Mam wrażenie, że żyjemy w innej Polsce. Tak przynajmniej wynika z powyższego artykułu oraz niektórych wpisów pod poprzednim.
Mieszkam na Śląsku i rzadko spotykam się z takimi reakcjami ale nie chce mi się wierzyć, że w innych regionach jest inaczej. Pozdrawiam
Wiele lat temu, w czasach „przedśrodkowego” Gierka (1974 r.) wyjechalem do Holandii na studenckie saksy i tam spotkalem się z pozdrawianiem przez obcych ludzi. W malej wiosce w Zeelandii, w czasie spaceru wieczornego po pracy każdy mówil nam „goeten dag” albo „goeten avond”. Pól biedy, gdy to czynili ludzie w średnim wieku, ale to slyszeliśmy także od dziadków i babć. Nasz patron wyjasnil nam, ze taki tu jest zwyczaj. Od tego momentu nikt z miejscowych nie wyprzedzil nas w uprzejmych pozdrowieniach.
Dzisiaj w Polsce zaczyna być troszeczke podobnie. To, że w supermarketach kasjerzy nas witają nie jest wynikiem ich kultury, a jedynie wymogami ich zagranicznych pryncypalów. Ale mówienie w windzie „dzień dobry” na wejściu i „do widzenia” na wyjściu zaczyna byc coraz czestsze. Podobnie przy dojściu do lady klienci bardzo często mówią”dzień dobry” do ekspedienta sami z siebie, bądź też uslyszawszy to z ust poprzednika. Czyli przyklad dziala. I to jest praca od podstaw w zakresie wychowania. Pański ostatni akapit z cytatem na „k…” jest, co najmniej , nadużyciem. Takie sytuacje mogą sie oczywiście zdarzyć, ale w specyficznym kręgu. Proszę mi wierzyć, wypowiedzi typu „pan byl niegrzeczny dlatego musialem zachowac się tak i tak są (o ile odpowiadają prawdzie, bo wydaje mi się, iz Pan puścil nieco wodze fantazji) grochem o ścianę. Delikwent tylko sie spieni na „inteligenckiego besserwissera”. Natomiast jak uslyszy powitanie w windzie dziesięc razy, to za jedenastym odpowie, a za dwunastym sam zacznie go używać.
Trochę znajomości psychologii i zasad pedagogiki Panie „Belfer” ( to sympatia, a nie obraza).
p.s.
Czytam Pański blog z dużym zainteresowaniem, bo problemy tu poruszane są wielce – na ogól – istotne a wypowiedzi odwiedzających świadczą o tym, że im o coś chodzi, a nie jest to jedynie bicie piany, obrzucanie się inwektywami, przedstawianie wypocin mających podnieść ego wpisowiczów (blogi polityczne – Paradowska, Passent), bądź infantylne „bla bla” paniuś i paniusiów z towarzystwa wzajemnej adoracji u Piotra Adamczewskiego
AdamJ
Ale napisałeś wczoraj, że pozdrawiają Cię uczniowie (muszą), sąsiedzi i znajomi(znają Cię)i urzędnicy(za to im się płaci podatkami). Tak więc odnoszę wrażenie, że nie jest to na Śląsku zwyczaj powszechny. No ale jeśli jest inaczej to gratuluję życia w sympatycznym regionie. Ja zimuję na Dolnym Śląsku a ludzie mają tu tak ponure twarze i zwyczaje jak pogoda za oknem. Przyznam, że to jest zniechęcająco – depresyjne.
Pozdrawiam
AdamieJ, chodzi o Śląsk Górny czy Dolny?
Pytam poważnie.
Paolo,
oczywiście, ma Pan rację. Ostatni akapit to w znacznej części żart. Gdy opiekuję się dzieckiem, unikam sytuacji konfliktowych. Raczej taka chwila mi się marzy, że powiem komuś ostro, aby odpowiedział na pozdrowienie. Zgadzam się, że dobry przykład daje lepsze rezultaty niż pokrzykiwanie.
Serdeczności
DCH
Ja mam wrażnie, że drogą nakazów, instrukcji czy jakiegokolwiek innego przymusu różnych codziennych przejawów grzeczności się nie wprowadzi. Przecież „dzień dobry” to nie tylko zwrot grzecznościowy ale przede wszystkim oznaka sympatii, słowo – uśmiech na początek. Przecież do odczuwania sympatii nie można ludzi przymusić. Dlatego pisałem, że chamstwo o którym mowa ma głębszy wymiar. Po prostu jest to jakaś wewnętrzna niechęć ludzi do ludzi.
Społeczeństwa bardziej otwarte – np Hiszpania po której włóczyłem się kilka miesięcy tego roku – kultywują ten zwyczaj bo to nadaje serdeczny i właśnie otwarty charakter relacjom międzyludzkim. Nie wiem czemu tutaj ludzie rezygnują z tak prostej metody poprawy jakości życia codziennego. Po przyjeździe z zagranicy to bardzo razi.
Pozdrawiam
Emilia, chodzi o Górny Śląsk ale od czasu do czasu bywam przecież w innych rejonach Polski i także raczej spotykam się jeśli nawet nie z wyszukaną uprzejmością to z cywilizowanym zachowaniem.
Kartko z podróży, podałem przykładowe sytuacje. Dodam, że uwielbiam turystykę górską oraz wycieczki rowerowe. Często spotykam na szlaku czy trasie przypadkowe osoby. Bardzo często słyszę „dzień dobry” lub inną formę powitania. Jeśli to ja witam obcą osobę czasem widzę, że jest zdziwiona natomiast niezmiernie rzadko nie uzyskuję kulturalnej odpowiedzi.
Co kraj, to obyczaj. W Polsce z reguły nie mówi się „dzień dobry”. W Niemczech np. jak się wychodzi chociażby z windy, to nawet mówi się „do widzenia”:) Ale jeżeli jako przykład Gospodarz daje Panie/Panów w sklepie, które klepią bezmyślnie dzień dobry – to zły przykład – oni to robią, bo im karzą i za to płacą. Wrażliwość dzieci nie ma tu żadnego znaczenia i dla dzieci nie powinni być przykładem.
Może „do widzenia” jest ważniejsze;)?
AdamJ
Naprawdę nie chcę wychodzić na malkontenta i narzekać na upadek obyczajów. Nie jestem znowu taki delikatny by mi ponura gęba – nawet setna – miała zepsuć humor. Ostatecznie to nie mój problem tylko tych ponuro zaciętych. Ale jest faktem, że kraj trochę zdziczał i stosunki międzyludzkie nie są tu najlepsze i to zamknięcie, otorbienie się ludzi widać na ulicach. W górach po polskiej stronie chyba z przyzwyczajenia wymuszam to „hej” czy „dzień dobry”. Ale już po czeskiej stronie nie muszę tego robić bo każdy mi mówi „ahoj”. Nie krytykuję tylko piszę o braku codziennej życzliwości ze smutkiem. Jeszcze raz powtórzę – drobne grzeczności świetnie ustawiają człowieka do życia i szkoda, że ten zwyczaj zanika. Wraz z tym zwyczajem zanika zdolność do swobodnej i niewymuszonej ludzkiej kooperacji. Tym bardziej, że pamiętam wioski na których przed wieloma laty dzieci mówiły „dzień dobry” nieznajomym a staruszkowie „Szczęść Boże”
Takie jest moje odczucie gdy wracam do kraju
Pozdrawiam
Pan uciszy dziecko. Głowa boli jak się tak drze.
Człowieku, zajmij się pisaniem przepisów kulinarnych, bo nie wychodzi. No nie.
Ps. Dzień dobry.
Żeby mówić „do widzenia” po wyjściu z windy to już przesada.
Mieszkam w centrum Wawy osiedle SBM Sztuka i wszyscy mowia dzien dobry i wesolych swiat. Jest nawet sklep cukiernia apteka i wszyscy sa sympatyczni. Inny kraj inni ludzie ???
podam inny przyklad- bylem w Danii, siedzialem na plazy z zona i dzieckiem, mijala nas para mlodych ludzi – powiedzieli nam „hej” to zwyczajowe dunskie przywitanie / oczywiscie odpowiedzielismy/
po chwili uslyszalem ze ci ludzie rozmawiaja po polsku, i tak sobie pomyslalem, ze w Polsce pewnie minelibysmy sie bez słowa, a tam na obcej ziemi – ci sami ludzie i prosze jak miło….
Witam!
Mieszkając w bloku od iluś tam lat z tymi samymi ludźmi, nie wyobrażam sobie, by przy wychodzeniu z windy nie powiedzieć ‚do widzenia’.
Opisy spacerów z Holandii przywiodły mi na myśl podobne sytuacje z USA. Oczywiście możemy marudzić, że Amerykanie przypominają czasem dobrze zaprogramowane androidy – z tymi uśmiechami i serdecznością, ale faktem pozostaje, że miło jest iść spacerkiem wokół jeziora z wędką i móc swobodnie porozmawiać sobie z okolicznymi wędkarzami o tym czy im (nam) się powiodło nad wodą.
Zresztą wystarczy zauważyć z jak naturalnym luzem zachowują się ludzie z zagranicy w polskich miastach. Otwarci, uśmiechnięci, swobodni.
Uśmiech i dzień dobry / do widzenia nic nie kosztuje. Warto to sprawdzić.
Pozdrowienia 🙂
Mysle, ze w ojczyznie Janusza Korczaka malo kto naprawde wie, ze dziecku sie nalezy szacunek – tak jak wzywal do tego i nauczal Stary Doktor. Taki sam szacunek jak doroslemu. Dlatego odpowiedziec dziecku na pozdrowienie jest „nie honor”.
Zdarza mi sie czesto zaczepiac nieznajome dzieci – w metrze, w kolejce, czy wtedy kiedy nasze oczy sie spotkaja. Zawsze zaczynam od dzien dobry. I zawsze dostaje bardzo uprzejma odpowiedz, nawet nieraz od dwulatka. Dziecko rozumie, ze dzien dobry jest sygnalem przyjaznego nastawienia do rozmowcy, gotowosci do rozpoczecia kontaktu. A juz np wpisana powyzej Zaza zupelnie tego nie lapie i mysli, ze uprzejme powitanie jej w sklepie przez personel jest wyrazem nauczonej bezmyslnosci, jak pisze. I ze uprzejmosci – tak! – trzeba sie uczyc. Dziesiejsza coraz powszechmiejsza uprzejmosc w polskim handlu jest jedna z bardziej atrakcyjnych zmian, jakie zaszly w Polsce od upadku PRL.
Pozdrawiam.
To ja trochę w obronie Polskich zwyczajów. O ile „dzień dobry” nieznajomym faktycznie jest w Polsce rzadkością, tu można się sporo od Zachodu nauczyć, o tyle w witaniu znajomych jesteśmy do przodu (zaraz to rozwinę).
W Polsce raptem kilka razy mnie spotkało że osoba z otoczenia nie odpowiedziała na „dzień dobry”. Dotyczyło to chyba wyłącznie wrednych sąsiadek :-). W Polsce to bezwarunkowe – znamy się, to cię pozdrawiam/odpowiadam. Ewentualnie bezwarunkowo jestem chamem i z ryczałtu nie pozdrawiam/nie odpowiadam. No chyba że to się zmieniło ostatnio…
Od kiedy mieszkam w Niemczech, mam wrażenie że tu (rzecz jasna nie powszechnie, ale jednak w niezaniedbywalnym stopniu) istnieje też jakiś inny system. W Polsce nikt nie rozróżniał „ten kolega z obecnej, a ten ze starej pracy”. Cześć to cześć i już. Tu często widać podejście „co z oczu to z serca”. Kolega w pracy odpowiada, kolega z poprzedniej firmy – nie, matka dziecka z przedszkola, z którą się przez lata nawzajem setki razy napozdrawiało, z początkiem szkoły nagle przestaje poznawać. To samo z niektórymi byłymi sąsiadami. Jak pierwszy raz się z takim zachowaniem spotkałem, myślałem, że trafił się kolega-karierowicz, jak czegoś mu było trzeba to do rany przyłóż, skończyła się zależność, to i znajomość niepotrzebna. Tyle że przez 8 lat, zaliczyłem sporo sytuacji, gdzie logicznego powodu „niepoznawania” brak. Po prostu z jakichś niezgłębionych przyczyn niektórzy Niemcy „byłych znajomych”, czysto bezinteresownie, nie pozdrawiają. NIGDY takiego zachowania w Polsce nie spotkałem…
Szczerze mówiąc pierwszy raz spotkałem się ze zwyczajem witania nieznanych sobie osób w UK. Nieznajomym się nie mówi „Dzień dobry”, jeśli nie chce się rozpocząć z nimi rozmowy, więc po co się do nich odzywać, jeśli nie ma się do nich żadnej sprawy? Mogą jeszcze się obruszyć na takie zachowanie.
Witam,
W czasie, jak mieszkalam w Polsce (juz bardzo to dawno bylo) tez sie spotykalo gburowatycha, glównie w urzedach/sklepach, ale zadkoscia bylo, zeby na „dzien dobry” odpowiedzi nie bylo, czyzby az tak sie zle zrobilo? :S
W Portugali, zwyczajowe „Dzien dobry” jest absolutnie naturalne, skrupulatnie wyrózniajac nawet pore dnia (przed czy po poludniu). W malych miastach/na wsi przechodzac obok zupelnie nieznanych ci ludzi, prawie zawsze uslyszysz tutejsze „dzien dobry”. Na poczatku to dosc zaskakuje, potem wydaje sie sztuczne, a w koncu zupelnie naturalne i sympatyczne…
Wchodząc do jakiegoś pomieszczenia, budynku, gdzie są jacyś ludzie, odruchowo mówi się dzień dobry, a wychodząc do widzenia. Natomiast pozdrawianie zupełnie obcych ludzi w parku, na plaży, na ulicy to dla mnie jednak dziwoląg, nie wiem czemu służący. Kontrowersyjne jest także dla mnie powitanie i pożegnanie współpasażerów windy. W bloku mieszkalnym, gdzie ludzie się znają choćby z widzenia to także odruchowo dzień dobry i do widzenia. Ale już w centrach handlowych, wielkich biurowcach, gdzie jedzie się windą kilka pięter i co chwila ktoś wchodzi i wychodzi mówienie i odpowiadanie co chwila też, moim zdaniem niczemu nie służy
windziarze sa winni
Heleno.
Masz racje w tym co piszesz, ale równocześnie nie. Janusz Korczak, to symbol – chwalebny, rzadko obecnie spotykany, ale dla współczesnych dzieci abstrakcyjny. Dla wielu dorosłych też. Również się cieszę, że marketowa elegancja się zmieniła, ale na prawdę, nie jest to wynik własnych, głębokich przemyśleń personelu, ale wymóg zachodnich korporacji, które od nich tego wymagają (a nagrywając-sprawdzają). Nie będę się powtarzać i powielać wcześniejszych wpisów.
Temat, tak w ogóle śmieszny, czy jak mówię „dzień dobry” to jestem lepszy od tego, który tego nie mówi? Moją koleżankę okradł pewien człowiek, który to powiedział – ale nie zdążył powiedzieć „do widzenia” – bo nie miał czasu, uciekał:)
Podkreślam, że jestem za tym żeby mówić DZIEŃ DOBRY
Dzień dobry.
Dzień dobry i do widzenia podczas wejścia i wyjścia z windy – Pan nie przesadza?
Kultury wielokrotnie brak naszym rodakom, ale chyba jesteśmy na tyle egoistyczni, że każdemu zdarzyło się będąc w złym nastroju nie powiedzieć dzień dobry.
Wie Pan co o wiele bardziej świadczy o braku kultury – jak tylko widzi się swój „czub nosa” i „oby mi było dobrze”, to o wiele bardziej przeraża niż konwencjonalne dzień dobry. Za dużo konwencji prowadzi do hipokryzji.
Zresztą niech pierwszy rzuci kamień…
Do widzenia.
windziarze nie winni!!!
Kocico, jak Ja mieszkalem w Polsce to nigdy nie spotkalem gburowatycha, spotkalem go dopiero we Francji, na saksach, razem z kolegami po fachu. Jestesmy zgrana druzyna do zbierania owocow i nigdy nam sie nawet nie snilo, zeby nie odpowiedziec sasiadce z klatki dzien dobry. To bylo w Polsce. Dziesiejsza Francja pelna jest ludzi nieprzyjemnych i opryskliwych, a zwlaszcza jak my slabo znamy francuski, bo jak probujemy po angielsku to nas zaraz scigaja po calej ulicy. No i wlasnie jak spotkalismy wielkiego Gburo, to tak nas przegonil, ze musielismy sie przeniesc do innego miasta, do Sevilli, a tam zycie znacznie latwiejsze. Bonjour madame itd.
@radek
Drogi Radosławie zazwyczaj nie widzimy ?czuba nosa?,jak jesteś łaskawy nam tu zauważyć ,lecz „czubek” nosa, czubeczek… No, chyba że ty jesteś właścicielem tak wielkiego nocha, że jego najbardziej wystająca część nie da się inaczej określić jak tylko „czub”. Tak… wtedy to co innego…
Dalej piszesz: „Zresztą niech pierwszy rzuci kamień?”
Nie rozumiem, kto ma niby rzucać kamieniem i w kogo? Czy w tych co nie odpowiadają „dzień dobry”?
Moja córeczka skończyła 2 latka, też ma zwyczaj mówienia dzień dobry, zazwyczaj ludzie jej odpowiadają. Nie wiem skąd jesteś, ale w Warszawie ludzie raczej odpowiadają.
Pozdrawiam
Tak, polacy nie mówią „dzień dobry”. I całe szczęście, że nie mówią „dzień dobry”. Gdyby po wejściu do zatłoczonej windy albo zatłoczonego sklepu ludzie tłoczący się mieli mówić wszystkim wchodzącym „dzień dobry” i wszystkim wychodzącym „do widzenia” była by to sytuacja co najmniej kuriozalna. Myślę, że trzeba by grupy Monty Pythona żeby to zobrazować.
Jak sam Pan (autor wpisu) napisał sprawa ma się inaczej z np. pracownikami w sklepie i tak to dokładnie powinno działać. Wchodząc do sklepu, na pocztę czy do przedszkola mówię „dzień dobry” pracownikom tej instytucji i oczekuję, że oni mi odpowiedzą. Nie mówię „dzień dobry” pozostałym „interesantom”. Tak to działa i kropka.
Jest jednak rozwiązanie. Napisał Pan wpis „Dzień dobry po polsku”, opowiada Pan w nim o Polakach, którzy niepoprawnie mówią „dzień dobry”. Wnioskuję, że w Pana rozumieniu gdzieś poza polską sprawa „dzień dobry” wygląda lepiej. Nie mam pewności gdzie tak może być, ale zachęcam do spróbowania. Granice są otwartę. Zawsze to lepsze niż wstydzić się za polskie „dzień dobry”.
W mieście nie mówią dzień dobry. U mnie na wsi mówią. Może dlatego, że nie mamy wind.
Na Zachodzie różnie bywa. Jedni mówią inni nie. Gorzej, ze poza tym dzień dobry nie mają nic do powiedzenia. U nas wystarczy rzucić hasło, a zaraz pełne sprawozdanie.
A przyciskać brzuchem to ładnie tak? że o rozwrzeszczanym bachorze nie wspomnę.
A u nas na wsi to jak jeden sie odezwie, to zaraz reszta mu wszystko opowiada i dokladnie za ile co kupili te audi a4.
Na zachodzie za to jak teraz jestesmy to na kazda gatke do tubylcow kazdy sie na nas patrzy jakbysmy nic nie rozumieli, a to oni w ogole nic nie rozumieli i w pracy to kompletnie nikt nie mial nic do powiedzenia, nawet sam wlascicel, po prostu zupelnie nic. Kompletne dno.
A rozdartego bachorstwa to dookola jest pelno.
Osobiście to nie znoszę bachorów, bo rozdzierają swoje pyszczki non stop.
Wszelkiemu bachorstwu pleniącemu się wszędzie powiedzmy wreszcie stop!!!
…łapaj bachora!!!
Zaraz cię tu Szmato do porządku doprowadzę! I resztę tego towarzystwa też!!
Muszę przyznać, że jestem jak córka gospodarza. Wchodzę do punktu pobrań krwi, mówię dzień dobry, zapracowane pielęgniarki odwracają się, mierzą mnie od stóp do głów i bez słowa wracają do swojej pracy. Ponownie już wrzeszczę dzień dobry, wtedy jedna z pań odpowiada mi kwaśno, że nie muszę tak krzyczeć, bo słyszały za pierwszym razem. Następnie uczą mnie rozumu poprzez wyjątkowo delikatne wbicie igły. Na moje głośne do widzenia wzruszają ramionami. Wstyd mi, zachowałam się jak gówniarz.
Mój mąż zauważył, że wiele osób przy wyjściu z windy mówi dziękuję. Czy ktoś wie może za co?
@Anna
… chyba za zaszczyt jechania z tobą w jednej windzie kochaniutka, chyba właśnie za to.
@Anna
To oburzające! Pamiętamy tę panią jak wtargnęła nam do gabinetu już dziesięć minut po zamknięciu. To ona właśnie przywitała nas z kwaśną miną głośno wyrażając święte oburzenie dlaczego nie chcemy jej załatwić po dziesieciogodzinnym dyżurze i jeszcze nas straszyła konsekwencjami. Druga koleżanka to wręcz miała łzy w oczach, tak ją to całe zajście poruszyło, a rzecz się działa w samą Wigilię, kiedy jak wiadomo każdy jest poddenerwowany.
Nauczyciele potrafia byc czasem tak wulgarni i nieokrzesani, szczegolnie w sytuacjach publicznych, ze to sie czasem w glowie nie miesci. I oni chca potem uczyc nasze dzieci…
@zapracowana pielęgniarka
Przepraszam, ale to chyba totalna pomyłka. U nas w ośrodku badania są robione z rana od 8 do 10. Nie ma mowy o 10-godz. dyżurze. I nie było to w Wigilię. I koleżanka nie miała łez w oczach, bo zawsze się tak zachowuje, nasze panie pielęgniarki są ważniejsze od lekarzy, więc nie płaczą. Ale pozdrawiam, mimo wszystko 🙂
Trochę mnie to ubawiło – uderz w stół…
No nie wiem, może to nie pani była, ale faktem jest że tego dnia robiłyśmy nockę, a rano naczelny nam jeszcze wcisnął to pobieranie krwi, na które nawet nie byłyśmy dobrze przeszkolone. I ta pani w futrze tak na nas wjechała, że jesteśmy niegrzeczne i tak dalej, no cóż, nie było to przyjemne. Sama pani pisze, że pani wrzeszczała i tak właśnie było i że nas pani do izby poda itp. Może to nie pani, a może właśnie pani, proszę chociaż jako nauczycielka mieć na tyle cywilnej odwagi i się przyznać. Wtedy możemy obrócić wszystko w żart. My też swoją godność mamy.
Do widzenia pani.
Ależ ja wrzeszczałam:”dzień dobry”, a nie na pielęgniarki, jeszcze mi życie miłe. Poza tym te moje nie mogły mieć dyżuru w nocy. Dalej – nie mam futra, dalej – nie jestem nauczycielką.
I poddaję się.
P.S. My, kobiety bez futra też mamy swoją godność, proszę mnie nie prześladować.
@Anna
Oj kochana, po tych wszystkich wpisach widać, że coś nam tu kręcisz… Skoro nie jesteś związana z edukacją, to po co się wypowiadasz na tym blogu? A tak między nami, skoro nosisz to futro, to chyba nie ma się czego wstydzić, są gusta i guściki. Osobiście uważam, że wydzieranie się na bogu ducha winne pielęgniarki i to w samą wigilię do dobrych obyczajów nie należy. Bardzo brzydko postąpiłaś Aniu, tłumaczą się zawsze winni, pamiętaj.
Luta: nie myslisz? nie czytasz? nie wyciagasz wnioskow? ze wzgledu na poziom tego bloga nic wiecej nie moge napisac. ale Ty powinnas juz stad zniknac. bo nawet jeslis nauczycieka – to.. no comments.
ps. mysle ze G. nie jest (i nie mial celu i nie spodziewal sie itd) za tym, ze znajda sie tu tylko nauczyciele. Mysle, ze chodzilo o ludzi inteligentnych (i jak widac – nie tylko) Przepraszam za moja obcesowasc w Twoim kierunku. wiecej juz nie naskocze. tylko mysl prosze, mysl. Bo faktow nie wiazesz. pozdrawiam. Teraz daj SE upust 🙂 przepraszam Gospodarza, bo wiem, ze istnieje weryfikacja (automatyczna?)
Od Gospodarza: nie weryfikuję automatycznie, lecz czytam. Dziękuję za przeprosiny i za panowanie nad sobą. DCH
Teraz wiem już na pewno, to była ona, ten sam sposób argumentacji i to futro z norek. Bardzo ekologicznie.
Jaki jest sens mówienia do ludzi w windzie „dzień dobry” albo „do widzenia” jak się nie znamy i nie będzie między nami żadnej interakcji oprócz jednego „przystanku”? Może w kolejkach do kasy tez mam mówić „dzień dobry” albo stojąc w tłumie?? Po co mam mówić „dzień dobry” w sklepach do których wejdę może raz w życiu. Do faceta, który mnie denerwuje mam mówić „dzień dobry?” Do osób, których właściwie nie wiem czy znam? To jest dopiero głupie
Tyle wpisów i nikt nigdy w Polsce nie powiedział ani nie usłyszał „Szczęść Boże”… dosyć wąskie grono ludzi czytało ten blog w 2009 roku…