Polska szkoła krzyżem stoi

Zdjęcie krzyży ze szkolnych ścian nie uczyni z nas społeczeństwa świeckiego ani nie zamieni szkół w świeckie placówki. Edukacja jest bardzo mocno przesiąknięta religijnością. Jeden zdjęty krzyż wiosny nie czyni. Należałoby zrobić o wiele więcej, np. zlikwidować ceremonie religijne w szkole (dzielenie się opłatkiem, jajeczkiem, śpiewanie kolęd, wysłuchiwanie błogosławieństw księży itd.).

Co nas czeka, gdy zaczniemy wojnę o krzyż? Na razie krzyż sobie wisi, a ludzie mają go gdzieś. Ściągają, oszukują, kłamią, używają brzydkiego słownictwa, dokuczają sobie, są agresywni, a wszystko to w cieniu krzyża. Krzyż niby jest, ale żyjemy sobie w szkole tak, jakby go wcale nie było. Bywa, że i wódkę się pije w cieniu krzyża, chociaż bez wiedzy dyrekcji. Krzyż w szkole znaczy dzisiaj tyle co nic.

Co innego religijne ceremonie. Te są częste, wszechobecne i nachalne. Jak ktoś nie chce w nich uczestniczyć, uczeń bądź nauczyciel, to ma problem. Uczniowie przed Bożym Narodzeniem tygodniami ćwiczą się w śpiewaniu kolęd. Wszystko to piękne i ładne, ale bardziej pasuje do szkółki parafialnej niż do liceum w XXI wieku.

Uważam, że nie od zdejmowania krzyży należy zaczynać walkę o świeckość publicznych szkół, lecz od kontroli, ile czasu uczniowie marnują na udział w religijnych ceremoniach. Gdy młodzież chce iść do kina czy teatru, to tylko po godzinie 13. Wcześniej dyrekcja nie pozwala (wyjątki bardzo rzadkie). Natomiast udzielanie się w religijności nie zna żadnych granic. Zresztą młodzież lubi te ceremonie, wprost uwielbia śpiewać kolędy, dzielić się opłatkiem, opowiadać o papieżu i jeździć na wycieczki do miejsc kultu. Na razie trochę w tym pobożności, ale najwięcej folkloru.

Gdy zaczniemy zdejmować krzyże, uświadomimy młodzieży, że to nie folklor, lecz światopogląd, za który warto walczyć. Kto zagwarantuje, że młodzież opowie się przeciwko krzyżom? Dlatego uważam, że nie od krzyży trzeba zaczynać, bo ukręcimy bicz na siebie. Zamiast pożądanej świeckości będziemy mieli Radio Maryja, np. w głośnikach szkolnego radiowęzła. Ja sam nigdy z uczniami nie dyskutuję o krzyżu, bo jeszcze gotowi są sobie przypomnieć, że wisi. A tak wprawdzie wisi, ale tak, jakby nie wisiał. Zdarzyło się jakieś dwa-trzy lata temu, że ktoś ubrudził krzyż i poprzyczepiał na nim jakieś śmieci, a żaden uczeń tego nie zauważył. W końcu, gdy obrzydł mi ten widok, zdjąłem krzyż razem z całym śmietnikiem (i nigdy już nie powiesiłem). Uczniowie tak jak nie widzieli, że krzyż wisiał, tak nie zauważyli, że już nie wisi. Teraz pewnie by zauważyli, bo mamy w kraju aferę.

Skończmy z obchodzeniem świąt religijnych w szkołach, argumentując, że to zabiera czas potrzebny na naukę. Zresztą wystarczy, aby dyrekcja wydała polecenie, że wszelkie uroczystości religijne, np. dzielenie się opłatkiem czy śpiewanie kolęd, w szkole mogą odbywać się po lekcjach, najwcześniej po godzinie 13. Także przygotowywanie się do świąt nie może odbywać się w czasie lekcji. Zobaczymy, ile osób zechce dzielić się opłatkiem po lekcjach. Obecnie jest tak, że na opłatek poświęca się cały dzień (przepada około ośmiu lekcji), a na przygotowania do kolęd wiele dni. Krzyż na ścianie to naprawdę mniejszy problem.