Samobójstwo chłopaka

Wróciłem do domu z imprezy dla nauczycieli i dowiedziałem się, że kilka godzin wcześniej tuż obok doszło do tragedii. Z dziewiątego piętra akademika wyskoczył student i zginął na miejscu. Bawiliśmy się nieomal naprzeciwko tego miejsca. Studenci się nie bawili, ponieważ fuksówki zostały odwołane.

Rzeczniczka Politechniki Łódzkiej powiedziała to, co zwykle mówi się w takich sprawach, czyli że nauczyciele-wykładowcy nie są winni:

„Wiem, że nie miał kłopotów z nauką.” (zob. źródło)

Niesamowite, że w chwili czyjejś tragedii od razu przychodzi do głowy pytanie, kto jest winny, i odpowiedź, że na pewno nie ja, nie my. To na pewno ktoś inny.

Rozmawiałem kilka dni temu z nauczycielką, której uczeń popełnił samobójstwo. Wszyscy wiedzieli, że zrobił to z powodu nieszczęśliwej miłości. Po tym strasznym zdarzeniu nauczycielka zadzwoniła do matki chłopca i zapytała, czy może jej jakoś pomóc. A nieszczęsna mama, co zrozumiałe, nakrzyczała na nią, że winna jest szkoła i nauczyciele, a szczególnie ona, wychowawczyni.

Odsuwanie od siebie winy i przypisywanie jej innym jest jak najbardziej zrozumiałe. Tak zachowują się prawie wszyscy. Każdy wtedy stara się przekonać świat, że on nie przyczynił się do tego samobójstwa. Innego obarcza się winą, a nie siebie. Fiodor Dostojewski w „Zbrodni i karze” opisuje sektę, której członkowie brali na siebie nie swoją winę. Jeden z nich przyznał się do zbrodni, którą tak naprawdę popełnił ktoś zupełnie inny, tzn. Raskolnikow. Uważam, że obie postawy są złe, czyli branie na siebie cudzych win oraz wyrzekanie się wszelkiej winy i przypisywanie jej innym.

Gdy w grę wchodzi samobójstwo, winny jest przede wszystkim sam sprawca, np. jego choroba (ciała bądź duszy) oraz mnóstwo innych ludzi po trochu. Tę odrobinę winy najtrudniej zauważyć w sobie samemu. O wiele łatwiej jest zrzucić ją z siebie i dołożyć komuś innemu. Po takim strasznym zdarzeniu następuje wielkie usprawiedliwianie się i polowanie na ofiarę, która mogłaby być winna.