Komu jeszcze zabraknie?

Na razie gminie Łódź brakuje pieniędzy na oświatę, ale to przecież nie koniec. Wszystko w rękach dziennikarzy, czy uda im się odkryć, gdzie jeszcze urzędnicy knują, jak zaoszczędzić na edukacji. Wczoraj „Gazeta Wyborcza”, a dziś „Dziennik Łódzki” informują, skąd łódzka gmina chce wziąć brakujące pieniądze.

Oburzyłem się już parę dni temu, gdy dyrekcja zapowiedziała, że będziemy chodzili na zastępstwa w ramach tzw. dodatkowej godziny (czyli za darmo). Myślałem, że to pomyłka, ale okazało się, iż w istocie dyrektor Wydziału Edukacji zmusza dyrektorów szkół, aby nie płacili nauczycielom za zastępstwa. Dyrektorzy kombinują, jak przekonać nauczycieli, że zastępstwo nie jest zastępstwem, więc zapłata się nie należy (zob. tekst „Dziennika Łódzkiego”). Mamy zatem nie prowadzić z uczniami lekcji przedmiotowej, lecz po prostu nimi się opiekować. Czyli jak idę na zastępstwo za nieobecnego nauczyciela, to nie realizuję tematu, tylko uczniów niańczę. Wtedy rzeczywiście nie należą mi się pieniądze. Po jakiego grzyba mają jednak siedzieć w szkole uczniowie, skoro lekcje nie są prowadzone. Niech idą do domu. A zatem w ostatecznym rachunku za braki w budżecie zapłacą uczniowie, ponieważ otrzymają gorszą ofertę (własne braki będą musieli uzupełniać na korepetycjach). Mam nadzieję, że Wydział Edukacji wycofa się z chorego pomysłu i jednak będzie wymagał, aby nauczyciele podczas zastępstw prowadzili normalne lekcje i realizowali tematy.

Dyrektorzy mają szukać oszczędności, gdzie się da. Zniechęcać nauczycieli do korzystania z urlopów zdrowotnych oraz korzystania ze zwolnień lekarskich. W mojej szkole w ciągu piętnastu ostatnich lat tylko dwie nauczycielki były na urlopie na podratowanie zdrowia, więc niech nikt nie krzyczy, że to wielki przywilej. Naprawdę w dzisiejszych czasach nieliczne osoby korzystają z tego prawa, ponieważ nie można na urlopie dorabiać. Ja sam, nawet po wypadku samochodowym oraz kiedy poważnie chorowałem na drogi oddechowe nie zdecydowałem się na urlop, ponieważ nie utrzymałbym się wyłącznie z pensji należnej mi podczas urlopu zdrowotnego. Jestem więc przekonany, że jak ktoś korzysta, to naprawdę musi. Teraz Wydział Edukacji każe dyrektorom zniechęcać chorych ludzi do korzystania z przysługującego im prawa. Czyli straszyć zwolnieniem ze szkoły, bo jak inaczej można zmusić chorego, aby przychodził do pracy.

Dzieje się wiele złego w oświacie. Zapowiadałem kilka dni temu, że trzeba będzie ujawniać wszystkie chore pomysły urzędników. Dobrze, że inni też ujawniają. Wszystkie oszczędności uderzą tylko pozornie w nauczycieli, a tak naprawdę przede wszystkim w dzieci. Widzę, że w tym roku będzie się działo.