A jednak kochamy krytykę

Dzieci lepiej się rozwijają, gdy otrzymują liczne pochwały. Uczniowie osiągają większe postępy, gdy nie żałujemy im słów uznania. Pacjenci dobrze się trzymają, gdy są ciągle pokrzepiani i chwaleni. Wszyscy doskonale to znamy, ale co z tego, skoro głównie krytykujemy. Dla dobra dzieci rodzice mówią im, co zrobiły źle. Dla dobra uczniów nauczyciele wytykają im błędy. Dla dobra pacjentów lekarze tłumaczą im, jak zły styl życia prowadzą i że szkodzą swojemu zdrowiu.

Człowiek nie uświadamia sobie, jak często krytykuje ludzi wokół siebie. Za to o wiele trudniej przychodzi mu chwalenie innych. Na samą myśl o tym, ile razy skrytykuje mnie szef w nowym roku szkolnym, aż mi się odechciewa wracać do pracy. Oczywiście szef dobrze wie, że pochwałami więcej by zdziałał, ale co z tego, skoro jak każdy człowiek lubi krytykować.

Nie wątpię, że z podobnymi uczuciami borykają się uczniowie. Z obawy przed czekającą ich krytyką ze strony nauczycieli aż dostają drgawek i bólu brzucha. Bardzo chciałbym chwalić swoich uczniów, wiem bowiem dobrze, jakie to ważne, a jednak pewnie nie powstrzymam się i będę głównie krytykował, wytykał błędy, pouczał i zrzędził. W efekcie mniej zdziałam, niż gdybym tylko chwalił, a ewentualne błędy po prostu przemilczał.

Dlaczego tak się dzieje, że wiedząc, co jest lepsze (pochwały), wybieramy to, co gorsze (krytykę)? Czy naprawdę trzeba wciąż ludziom zwracać uwagę? Dlaczego nie możemy się oprzeć, aby powiedzieć coś przykrego albo poprawić czyjś błąd? Czy nie lepiej uznać, że do pewnych pomyłek każdy człowiek ma prawo?