Dodatkowa godzina pod znakiem zapytania

Obiecane podwyżki są ściśle związane z powiększaniem czasu pracy nauczycieli. Od września będziemy pracować godzinę dłużej, co stanowi zapłatę za dwie 5-procentowe podwyżki w roku 2009 (druga podwyżka za kilka tygodni). Podobnie miało być w roku 2010: za podwyżki płacimy wzrostem czasu pracy. Skoro rząd wycofuje się z podwyżek, to powinien także wycofać się z drugiej dodatkowej godziny. Jeśli chcemy być skrupulatni jak aptekarze, to za 1-procentową podwyżkę możemy zgodzić się na 10 minut dodatkowej pracy i ani sekundy więcej.

Rząd uzasadnia wycofanie się z obiecanych podwyżek argumentem, że mamy kryzys i braki w kasie. Kryzys odczuwają także nauczyciele (ceny żywności rosną), zatem skoro nie możemy liczyć na wyższe zarobki, będziemy musieli do swojej pensji dorobić. Godzina tygodniowo więcej w szkole oznacza o jedną godzinę mniej korepetycji. Jeśli rząd będzie nieugięty w sprawie podwyżek, my powinniśmy uparcie nie zgadzać się na dodatkową godzinę.

Oczywiście nie chodzi o zachowanie pojedynczych nauczycieli, lecz o postawę reprezentujących nas związków zawodowych. Bardzo chciałbym wiedzieć, jakie pomysły ma ZNP i Solidarność w związku z brakiem podwyżek. Może związki chowają w rękawie takiego asa, który zmusi rząd do dotrzymania słowa i obiecane dwie 5-procentowe podwyżki w roku 2010 będą. Jeśli jednak nic nie mają, pozostaje pokazać rządowi w sprawie dodatkowej godziny gest Kozakiewicza.