Gimnazja zatracone

Nie ustają żądania likwidacji gimnazjów i przywrócenia dawnego podziału szkół. Przyczyn niskiego poziomu wiedzy młodzieży upatruje się w reformie, która wprowadziła ten rodzaj placówek. Ludziom wydaje się, że jak usunie się wrzód na ciele polskiej edukacji, jakim są gimnazja, wszystko wróci do normy, a uczniowie staną się znowu ambitni i pracowici. Profesor Jerzy Marcinkowski z Uniwersytetu Wrocławskiego mówi to, w co wierzy wielu uczonych:

„W szkołach podstawowych młodzież się jeszcze czegoś uczy, natomiast gimnazja to trzy stracone lata. Nie ma w nich żadnej selekcji elit, traci się dużo najlepszego czasu na zupełne nieróbstwo (…). Trzeba powiedzieć więc głośno: najwyższy czas zlikwidować gimnazja i wrócić do tego, co było. Albo zrobić siedmioletnią podstawówkę i pięcioletnie liceum.” (zob. źródło)

Paradoksalnie istnienie gimnazjów przynosi wiele korzyści społecznych, które lekceważy środowisko akademickie, ponieważ jest zapatrzone w czubek własnego nosa. Szkoły podstawowe zostały uwolnione od wyrostków, więc zrobiło się w nich bezpieczniej. Grupa młodzieży, która najsilniej przeżywa bunt dojrzewania, opuściła podstawówki i przestała zagrażać znajdującym się w nich maluchom. Jeśli chcemy, aby edukacja szkolna zaczynała się rok wcześniej, czyli od szóstego roku, nie mogą w placówkach przebywać 13-15-latki. Przed reformą wprowadzającą gimnazja nauczyciele dokonywali cudów, aby odseparować młodsze dzieci od wyrostków z siódmych i ósmych klas, a i tak dochodziło do licznych wypadków. Teraz to się skończyło i nie chcemy, aby wróciło. Gdyby pomysł profesora został wcielony w życie, protestować będą rodzice maluchów. I nie dojdzie do wprowadzenia obowiązku szkolnego od szóstego roku życia.

Gimnazja ratują też szkolnictwo społeczne i prywatne, zagrożone upadkiem z powodu demograficznego niżu. Rodzice, których na to stać, posyłają swoje dzieci do gimnazjów niepublicznych, aby tylko uchronić swoje dzieci przed demoralizacją. Nie zawsze ten strach jest uzasadniony, gdyż w wielu gimnazjach publicznych utrzymuje się wysoki poziom nauczania, ale strach ma wielkie oczy, więc zamożni ludzie wolą nie ryzykować. Gdy zlikwidujemy gimnazja, padnie szkolnictwo niepubliczne.

Gimnazja przyczyniają się do większego poziomu nauki w liceach. Rodzice już pogodzili się z tym, że dzieci muszą się wyszumieć, więc niech robią to właśnie w wieku gimnazjalnym, a potem biorą się do nauki, zdają maturę i idą na studia. Wiek cielęcy, z którym dawniej borykaliśmy się w końcówce podstawówek i na początku nauki licealnej, teraz przypada na czas pobytu w gimnazjum. Naprawdę przyjemnie pracuje się z licealistami właśnie dlatego, że mają już za sobą najgorsze głupstwa, jakim oddawali się z lubością w gimnazjum. Przychodząc do liceum, postanawiają skończyć z głupotami i wziąć się za siebie. Gdy zlikwidujemy gimnazja, spadnie poziom nauki w liceach.

Nie twierdzę, że powinno być tak, jak jest. W gimnazjach dzieje się wiele złego, dlatego należy interweniować. Jednak usunięcie chorego organu nie poprawi wcale sytuacji. Należy raczej zmienić sposób prowadzenia nauki w tych szkołach. Obecnie gimnazja to parodie liceów, nawet nauka w nich kończy się balem przypominającym studniówkę (obowiązkowy jest nie tylko polonez, ale także palenie papierosów, picie alkoholu). Należy uzmysłowić sobie, że nauka 14-16-latków (a niedługo 13-15-latków) musi różnić się od nauki, która kończy się egzaminem dojrzałości. Tu nie może być mowy o żadnej dojrzałości, lecz o jej przeciwieństwie. Dlatego w gimnazjach wszystko musi być inne, a nie á la liceum. I właśnie za stworzenie odrębności nauki w gimnazjach niech zabiorą się fachowcy, w tym także grono akademików, a nie za krytykę. Kości zostały rzucone, więc wycofać się już nie można.